Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 113

Kiedy Nair zaszczycony albo obarczony eteryczną więzią z prastarym gremium przy Matce Naturze, dowiedział się o możliwości zastosowania drastycznej opcji dla wielu inteligentnych ras, w kwestii ostatecznego rozwiązania. Gdyby tak jak inni członkowie swój cykl życia zakończył w odległych eonach najprawdopodobniej niebyły, tak mocno związany z czasem, którego to dotyczyło. Niestety on i jego najbliżsi przebywali w nim, więc nikogo nie powinno dziwić, że pragnął powstrzymać nadchodzący kres egzystencji na planecie w układzie słonecznym. Dlatego starał się ze wszystkich sił powstrzymać widmo zagłady i zachować różnorodność rozumnych gatunków, jaka od początku życia na planecie charakteryzowała i wyróżniła Ziemię pośród milionów zamieszkałych. Wszelkie poprzednie dążenia wypromowania jednej rasy na uprzywilejowaną, kończyły się krwawo, lecz nikt nie wyciągał z nich lekcji i iskierka demona zawsze przetrwała. Nieustannie złe licho kusiło zwłaszcza podatnych ludzi, a gdy to się nie udawało to nawet niespokrewnionych z nimi. Rozwiązanie odwiecznego problemu już nie można było odkładać albo bagatelizować, ponieważ pomimo wcześniejszych wysiłków dalej nie ubłagalnie zbliżali się do krawędzi. Żeby nie doprowadzać do drastycznych i tragicznych sytuacji należałoby zlikwidować drzemiące pokusy albo doprowadzić do całkowitego wyrzeczenia się chciwości i potrzeby posiadania ponad ilość niezbędną do życia. Takie działanie równie dobrze mogło to doprowadzić to do upadku kreatywności albo zniechęcenia i zaniechania postępu. Jednak gdyby Nairowi, wspólnie z komputerami, spiczastogłowymi, duszami oraz postępowymi przedstawicielami inteligentnych ras udałoby się znaleźć idealne rozwiązanie i pogodzić dobro ze złem, niczym wodę z ogniem. Powstałaby niesłychanie unikatowa cecha i by ją ugruntować, należałoby zakorzenić na poziomie komórkowym. Równowagę miała zapewnić pełna odpowiedzialność za własne czyny i w pierwszej kolejności każdy powinien poczuć pozytywne albo negatywne skutki własnego postępowania. Wtedy można by było odtrąbić sukces. Jednak w momencie rozważania, planowania doprowadzenie do czegoś takiego wydało się utopią albo wytworem chorego umysłu, który ma nikłe szanse i nie może się spełnić. Stale należało pamiętać, że nikomu wcześniej nie udało się wynaleźć złotego środka i prawdopodobnie do tego nawet w odległej przyszłości nie dojdzie, lecz Nair wiedział, że nigdy nie należy rezygnować i zawsze jest, warto o to walczyć.

Nowy człowiek jako jedyny żyjący na Ziemi, przez splot przypadków mógł się pochwalić spotkaniem z Matką Naturą. Bliższy kontakt w odległej przeszłości, wraz z powrotem do czasów mu współczesnych zachował we włóknach asocjacyjnych. Stale odczuwał jej bliskość i obecność. Połączenie kojarzeniowe mocno się rozciągnęło, lecz nie przerwało i trwało niczym kotwica przytwierdzona do dna. Pomimo niewymiarowego rozciągnięcia trwało i wyczuwalne było niczym cieniutki włos przylegający do policzka. Kiedy matka odczuwała zadowolenie z jego postępowania, on odbierał je jako przyjemne łaskotanie. Jednak w miejscach, gdy cierpiała męki, zazwyczaj gdzie składowano dawniej toksyczne odpady, przeradzało się w natrętne swędzenie. Widocznie Nairowi wystarczyło jedno krótkie spotkanie, by na stałe związał się z nią i dzięki połączeniu potrafił rozpoznać miejsca bolące. Gdy sobie to uświadomił, zapragnął ukoić jej rany i doznawać tylko przyjemności z kontaktu. Czasami wystarczyła kosmetyczna zmiana w otoczeniu, polegająca na udrożnieniu małego potoku, albo wskazania spragnionemu nieporadnemu zwierzęciu źródła czystej wody, czy powstrzymanie kogoś od zanieczyszczania. Jednak jego możliwości narratorskie i siła perswazji oddziaływania na inny, okazywały się niewystarczające. Kiedy do tego dochodziło, wtedy potrzebował mocnego wsparcia, by jednorazowy zryw przekształcić w modę albo silny ruch społeczny przekraczający bariery gatunku, miejsca i odległości.

Najgorsze, że w pierwszej fazie jakiejkolwiek innowacji zawsze był niezrozumiały i osamotniony w swoich dążeniach. Widocznie nikt przed nim nie uświadamiał istot rozumnych, jak ważne jest dbanie o przeznaczone dla nich miejsce, w których jedynie mogą się rozwijać albo marnie wegetować, czy zginąć. Postawione wcześniej bariery egzystencji gatunku w wielu przypadkach mogły przynieść wymierne korzyści, ponieważ wszelkiej maści degeneraci pod wpływem własnego oddziaływania na środowisko wcześniej czy później musieli ulec zagładzie. Czasami bardziej przeczuwał niż miał pewność, że gatunki najmniej uciążliwe dla środowiska, mają ukryte zdolność przywrócenia minionej świetności i cywilizacyjnego rozkwitu otrzymanego w darze narodzin miejsca. Stale wypatrywał, kiedy po raz pierwszy ten przełom się uwidoczni i nastąpi. Dopiero wtedy należy spodziewać się bezkonfliktowego przemieszczania się z posiadanego terytorium na tereny przyległe, które na przestrzeni lat zostaną uznane za przynależne i systematycznie powiększane o porzucone albo nieużytkowane czy niezamieszkałe. Oddziaływanie uzdrawiające na środowisko miało w tej ekspansji decydujący wpływ i przypominało swoją mozolnością budowę kanałów nawadniających czy dawnych folderów i w ten sposób powiększanie swojego terytorium bez wydzierania go innym. Jednak w przeciwieństwie do depresji w miejsca te nie wedrze się wzburzone morze i nie zniszczy osiągnięć przodków, lecz tylko sami potomkowie swoim postępowaniem będą w stanie doprowadzić do kurczenia się posiadanych zasobów i wymierania. Wiszący miecz zagłady nad głowami każdego inteligentnego gatunku pomoże trwać w przyjaznej postawie nie tylko względem siebie, lecz co istotne dla środowiska i będzie miało to istotny wpływ na Matkę Naturę.

Jednak zanim to nastąpi, Nair postanowił uprzedzić przedstawicieli inteligentnych gatunków zgromadzonych dookoła siebie, lecz w sposób mniej komunikatywny niż zwykle i zrozumiały, by dać im długotrwałe pole rozpamiętywania oraz do namysłów.

- Każdy może podążać swoją drogą, lecz musi pamiętać, że jest wiele miejsc na ziemi, które w dzień i w noc jednakowo ranią duszę. Tam nie nabywajcie kosztowności, drogocennych kamieni i nie napotkacie na prawdziwie przyjaznych mieszkańców, ponieważ ich dusze zostały zatrute nie tylko złem, lecz nieszczęściem. Jakim jest trwałe kalectwo nie tylko widoczne na zewnątrz, lecz będące wewnątrz i śmierć najbliższych, a szczególnie własnych dzieci. Zatrute miejsca czasami kuszą swoim pięknem, obfitością niczym mityczny eden. Ktokolwiek wejdzie do zdradzieckiego raju, zanim zorientuje się w podwalinach jego powstania, zapłaci wygórowaną cenę. Najbardziej kosztowną jest zawsze zdrowie i długość życia. Kiedy opuszcza nas stary i schorowany czy dobry, cieszymy się, że dołącza do krainy przodków, a jego dusza doświadcza przywileju objęcia wyższego poziomu. Nigdy nie szkoda nam odchodzących do otchłani nikczemników i łotrów, lecz tylko, gdy nie są naszymi dziećmi, ponieważ nawet za najbardziej niewdzięcznymi i najgorszymi tęsknimy. Czasami ból rozstania jest wielki i zagłusza zdrowy rozsądek, wtedy złorzeczymy i obwiniamy najmniej winnych. Najbardziej szkodzi nam, gdy obarczamy siebie i najbliższych, zazwyczaj wtedy zapominamy o powodach. Dręczenie siebie i tych, co kochamy, doprowadza w dalszej perspektywie do wzajemnych pretensji i przerzucania się odpowiedzialnością. Zamiast tego powinniśmy obwiniać prawdziwych sprawców naszych nieszczęść i powodu do płaczu, choćby oni dawno obrócili się w pył i już nie poniosą konsekwencji za swoje nikczemne czyny. Jednak miejmy na uwadze, że zawsze winnymi są sprawcy, a nie ich ofiary. Dlatego pamiętajcie, by nie zapominać, kochać i szanować błogosławioną ziemię pełną drzew, krzewów, łąk czy urodzajnych pól. Nawet przeklęta dolina jest godna miłości i z czasem odpłaci ją z nawiązką. Ona podobnie jak wy zapomni, że w niej wypowiedziano, albo składowano nieodpowiednie słowa, albo toksyczny balast. Pewnego dnia zostanie pobłogosławiona razem z ludem, który ją zamieszkuje. Gdy do tego dojdzie, dobro rozleje się z niej na sąsiednie doliny, wyżyny i góry. Szczęście zagości w sercach mieszkańców i grobach przodków, a wszyscy pozbawieni wcześniej dusz otrzymają je w darze, by połączeni w jedności mogli kroczyć przez życie. Kiedy śmiertelne ciało zwiędnie, przetrwa wasza iskra boża i szybko przeniesie do nowego naczynia i w taki sposób zyskacie nieśmiertelność. Najbardziej wartościowi zachowają wspomnienia o wcześniejszym wcieleniu i z nową porcją energii trwać będą na ziemi.

Nair, przerwał, by spojrzeć na zebranych i odczytać targające nimi emocje. Czasami, gdy dostrzegał niezadowolonych z jego słów, czy wściekłych za obdarcie ich ze złudzeń, miał dość bycia autorytetem i przewodnikiem dla innych. Zwłaszcza dla niezdecydowanych, którzy poszukiwali własnej drogi, a on miał ich wyręczyć w tym, czy sposobu na wygodne życie czyimś kosztem, zwłaszcza gdy zamierzali wykorzystywać w tym celu innych.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania