Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 99

Początkowe i liczne późniejsze próby człowieka zjednania sobie łatających potężnych stworzeń, by w przyszłości całkowicie podporządkować ich sobie, okazały się porażką, ponieważ jeszcze przed wykluciem wybierały sobie nie tylko opiekuna, lecz dozgonnego towarzysza. Więź obojga stawała się niezwykle silna i spajała ze sobą oraz wzmacniała naturalne zdolności obu ras. Nigdy nie ulegała osłabieniu i w momencie śmierci jednego zgon dosięgał drugiego. Proces doboru partnera przebiegał w sferze metafizycznej i obecność obojga w momencie opuszczania skorupy nie była konieczna. Często, gdy do tego dochodziło, wyznaczony był wzywany wizją, a o tym fakcie inni dowiadywali się poprzez ryk rodziców małego stworzenia.

Żaden praczłowiek i zmieniony genetycznie nigdy nie doznał zaszczytu zostania wybranym, ponieważ w przeciwieństwie do jajogłowych byli dwulicowi i w niedługim okresie potrafili czynić rzeczy złe i szlachetne. Pomijanie i nieakceptowanie ludzkich niedoskonałości i słabego charakteru, doprowadziło do zrodzenia się niechęci, co później skutkowało nawoływaniem do zabijania smoków. Chcąc zachęcić do mordowania bezbronnych stworzeń, wymyślano opowieści o gromadzonych przez nich bajecznych bogactwach, które chronili, wykorzystując kły, pazury i umiejętność ziania ogniem. Śmiałkowie, chciwcy, niepoczytalni i desperacji podążający za wizją szybkiego wzbogacenia. Tropili z uporem siedliska i gniazda dzikich stworzeń, znacznie mniejszych od żyjących w symbiozie ze spiczastogłowymi. Wielkość i masa królów przestworzy pokrytych skórą, którzy wraz z lądowaniem tracili swoją lekkość, piękno, grację i stawali się powolni piechurami, wynikała z prawidłowego odżywiania w okresie dojrzewania. Każdy malec w pierwszym okresie swojego życia nie miał problemów z zaspakajaniem głodu i czym był mniejszy, tym więcej go zdobywał. Jednak wraz z przyrostem masy spijanie nektaru z kwiatów stawało się niewystarczające, dlatego pozyskiwanie fruktozy i glukozy zostawało ograniczone do owoców. Sezonowość ich występowania w strefach umiarkowanych zmuszała nieopierzonych lotników do ciągłych emigracji. Wrażliwość na wahania temperatur oraz zdolność przyswajana tylko cukrów prostych mocno ograniczała ich liczebność.

Wytropienie gniazdowania czy dłuższego przebywania w jednym miejscu smoków nie wymagało większego wysiłku i zdolności tropiciela, lecz wytrwałości i braku zdolności zweryfikowania usłyszanych bzdur. Chciwcy i łaknący skarbów wcześniej czy później dopadali swojej bezbronnej zdobyczy. Kiedy im to się udawało, mordowali potwory ziejące ogniem, zanim one wykrzesały z siebie choćby gorętszy oddech i nie zastanawiali się, w jakim celu one mały gromadzić złoto i kosztowności, by je wykorzystywać, skoro niczego na własność nie posiadały oprócz podgniłych owoców.

Życie oswojonych mocno różniło się od tego, które było udziałem ich dziko żyjących krewnych. Oni polegali całkowicie od wyklucia się aż do śmierci na swoim opiekunie i ich wielkość zależała od jego umiejętności dostarczania im wystarczającej ilości pokarmu. Utrzymywanie smoka było niezwykle kosztowne i chcąc tego dokonać, składały się na to całe klany. Liczył się prestiż z posiadania w rodzinie prawdziwego kolosa, a nie jego przydatność do przenoszenia podróżnych i niewielkich towarów. Dlatego że lotnicze podróże były bardzo kosztowne z uwagi na pochłanianie dużych ilości fruktozy i glukozy. Z tej przyczyny łatające giganty były wykorzystywane przy uświęcaniu parad i ważnych uroczystości klanowych.

Jednak smoki w świadomości ludzkiej pomimo wysiłków uczonych przetrwały pomimo upływu trzech tysięcy lat od ich nieobecności na Ziemi. Dlatego lud Arian miał obawy i wątpliwości czy ujawnić ich obecność, zaraz po powrocie, czy czekać na dogodniejszy moment, z tego powodu pozwolił pierwszemu na uniesienie się w przestworzach późno w nocy, po uprzednim skontrolowaniu okolicy. Gdyby nie przypadkowe pojawienie się wracającego najkrótszą tracą Yai, wysłannik nie dowiedziałby się o powrocie legendy. Nair, po wysłuchaniu relacji przyjaciela i pospiesznej konsultacji nie podzielał powściągliwości współgospodarzy Ziemi i uznał, że należy jak najszybciej zaprezentować mieszkańcom planety dawno niewidziane smoki i zapoznać z ich zwyczajami oraz źródłem pokarmu. Jeżeli tego się zaniecha, wkrótce zakorzeniony irracjonalny lęk człowieka powrócił ze zdwojoną siłą.

Pierwsza prezentacja w wykonaniu najmniejszego osobnika miała nastąpić w najbliższe popołudnie, zanim pogłoski dotrą do zgromadzonych w pobliżu jego rodziny wielu inteligentnych gatunków. Pospiech nowego człowieka był uzasadniony, ponieważ któraś z dusz musiała dostrzec powietrznego giganta i prawdopodobnie podzieliła się tą rewelacją z pozostałymi, a te powiadomią żyjących, którymi się opiekują i odpowiadają za ich uczynki.

Nair, zaraz o świcie po zostawieniu wiadomości dla syna i jego matki, wykorzystał nabyte umiejętności przyjaciela i na jego grzbiecie wybrał się po pierwszą porcję owoców. Najmniejszy osobnik w stadzie był przynajmniej o trzy razy od największego, lecz by wrócić do moczarni postawionej na terenie kosmodromu, potrzebował sporej ilości energii, jaką może dostarczyć góra owoców albo kilka bukłaków miodu z nektarów kwiatów.

Neczeru, wybrał kierunek i rodzaj dojrzałych owoców, w których miała znajdować się duża porcja cukrów prostych. Kiedy Yai i siedzący na jego grzbiecie Nair, gdy się zbliżyli, ujrzeli zaniedbaną plantację figowców. Drzewa były przynajmniej czterokrotnie wyższe od nowego człowieka, lecz między nimi znajdowały się niższe krzewy z licznymi odnogami. Lądowanie pośród nich nawet dla niedoświadczonego byłego króla wydawało się zbyt niebezpieczne i do tego celu po kilkukrotnym okrążeniu, by sprawdzić, czy na ziemi jest bezpiecznie, wybrał pobliska niewielką polankę. Licha roślinność nie zadarniała zbyt pagórkowatego gruntu i świeżo upieczony łatający stworek mógł bezpiecznie ominąć wszystkie niebezpieczne nory i kopce podziemnych stworzeń. Roślinność pod drzewami była znacznie bujniejsza, prawdopodobnie pod wpływem spadających wcześniejszych liści i plonów. Tegoroczne niedawno dojrzewały i wyglądały na gotowe do zrywania. Dawny Łuskowiec podobnie jak Jeleniowiec nigdy wcześniej nie spotkał się z gruszkowatymi owocami i z tego powodu zaczął zrywać i wrzucać do sakw podróżnych wszystkie w zasięgu rąk. Dopiero ostrzeżenie Neczeru i informacja, że nie wszystkie nadają się do konsumpcji, przerwała proces szybkiego zapełniania pojemników. Strażnik, nie był zaskoczony podejściem wysłannika do zbiorów, ponieważ dość sporą posiadał o nim wiedzę podczas przebywania na Ziemi. Kiedy tamten przebywał w kosmosie, kontakt między nimi się urywał i wiedzę, jaką Nair w tym czasie przyswoił i pozyskał, pozostawała w sferze domysłów i przypuszczeń. Biologiczny komputer umieszczony na staroegipskim sztucznym satelicie po nieautoryzowanej aktualizacji i odmłodnieniu łączy stale dokonywał korekty pozyskiwanych danych i unowocześniania posiadanych zasobów przechowywanych w pamięci. Jego szybka interwencja i instruktaż polegający na skosztowaniu owoców przyniosła szybkie korzyści.

Nowemu człowiekowi zasmakowały owoce powstałe z kwiatów żeńskich i podzielił opinie strażnika, że z kwiatów męskich są nieprzydatne do spożycia, ponieważ nie zawierają licznych orzeszków, tylko zeschnięte resztki pyłku. Proces wypełniania sakw został tylko na chwilę spowolniony i gdyby nie obżerający się bez umiaru Yai prawdopodobnie przyspieszony. Nairowi, z trudem przychodziło nakłonienie przyjaciela do pohamowania apetytu, ponieważ sam bezmiaru opychał się smacznymi owocami. Obciążony brzuch i ostatnia pusta sakwa nakłoniła go do wysłania jednorożca-pegaza z pierwszą porcją pozyskanego pokarmu dla smoka. Przynajmniej uzyskał jedną korzyść, mianowicie uniemożliwił głodomorowi nadmierne obciążanie jego układu trawiennego nieznanym i mogącym być nieprzyswajalnym pożywieniem. Sam do czasu jego powrotu powstrzymał odruch wkładania do ust smacznych gruszkowatych owoców, przekształcając swoją wiedzę i uwagę na znalezienie naturalnego pokarmu dla nawet najdorodniejszych smoków. Pokojowo usposobiony lud Arian przebywając na wygnaniu, nektar dla swoich latających pupilków wytwarzał syntetycznie. Jednak jego nadmierna konsumpcja wiązała się z ryzykiem powstawania komórek rakowych, które mocno skracały cykl życiowy najbardziej dorodnych osobników. Najmniej odpornymi na przetworzoną żywność był samiec, ponieważ do utrzymywania swojego metabolizmu potrzebował znacznie większą od mniejszych samic codzienną porcję pokarmu. Dlatego ich liczba w statystykach stale ulegała zmniejszeniu i gdyby ten proces nie został powstrzymany, w ciągu czterech kolejnych pokoleń przestaliby istnieć, czyli około tysiąca ziemskich lat.

Kiedy Yai wrócił, ostatnia sakwa była pełna dojrzałych owoców, a spora zgromadzona na ubitej trawie pryzma fig świadczyła o przyspieszeniu prac. Każdy kolejny przelot i załadunek trwał krócej i w wyznaczonym czasie na spotkanie, zgromadzonego pokarmu było znacznie więcej, przynajmniej na sto dwadzieścia procent.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania