Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 66

Miłosne niezwykle niebezpieczne amory rogaczy, wspólnym wysiłkiem dwunożnych zostały opanowane i dopiero po uspokojeniu gorących temperamentów, Nair mógł przystąpić do opatrywania ran. Część z nich była śmiercionośna, lecz żadna z nich nie była na ciele Księcia. Główny winowajca pogromu, sam odniósł niewielkie obrażenia i bardziej wykończyło go zaspakajanie samic, niż uszczerbek na zdrowiu, jaki poniósł podczas walk z włochatymi autochtonami.

Jeleniowce załatwiając swoje wewnętrzne rozgrywki, postąpiły bardzo okrutnie z owłosionymi istotami. Wymordowały wszystkich, którzy stanęli im na drodze, podejmując próbę pośpiesznej obrony swoich siedzib. Niewielka garstka uciekinierów ma szanse ocaleć i zostanie oszczędzona, jeżeli pozostanie w ukryciu, do czasu aż zagrożenie minie. Najprawdopodobniej nocą ochłoną i pod osłoną mroku dotrą do najbardziej oddalonych warowni. Tam w bezpiecznym dla nich miejscu zaplanują kontratak, wtedy obcy niespodziewający się krwawego odwetu i nieznający dobrze topografii znajdą się w potrzasku.

Najlepszym rozwiązaniem było opuszczenie terenów, gdzie Jeleniowcy doprowadzili do eksterminacji lokalnej społeczności, lecz zanim do tego dojdzie, Nair, postara się zebrać jak najwięcej informacji o włochatych istotach, ich zapleczu i obwodach. Rasa prowadząca nieustanne walki, przez dziesięciolecia musiała wypracować wojenne taktyki i potrafi skoordynować zmasowane akcje. Jest więcej niż pewne, że uderzą z zaskoczenia w najbardziej czuły punkt, a on musi w tym im przeszkodzić. Dlatego jak najszybciej wysłał wilczały, by wytropiły zgrupowanie wojowniczych autochtonów i w razie zagrożenia z ich strony, ostrzegły z jak największym wyprzedzeniem. Dopiero gdy zwiad się rozbiegł, wysłannik w porozumieniu ze strażnikiem wyznaczył najbardziej odpowiednie miejsce na nocny wypoczynek. Śmiertelnie rannych napoił mieszanką ziołową, która uśmierzała ból i usypiała. Przynajmniej i aż tyle mógł zrobić dla nieszczęśników, by im ulżyć w cierpieniu. Pozostałym mającym szansę na wyzdrowienie nastawił złamania, pozszywał rany i opatrzył. Zdrowe, zaspokojone i zadowolone z książęcej zapłaty samice, wyznaczył do ciągnięcia niewielkich wozów tubylców, wykorzystywanych przez nich do przewożenia ciężkich kusz, jakie z niemałym trudem wyciągnął z ukrytych w ziemi zbrojowni, wytropionych przez wilczały. Ziemianki wywarły na nim przygnębiające wrażenie i nie chodziło tylko o zgromadzone machiny wojenne, czy inne śmiercionośne wyposażenie. W zatęchłych pomieszczeniach wyczuwało się śmierć, a odczucie potęgowała zaschnięta krew. Inaczej zareagował na zarejestrowany i przekazany obraz strażnik, który po przeanalizowaniu zakwalifikował je jako spichlerze. Widocznie jemu w ocenie nie przeszkadzało, że niewiele było tam żywności. Łuskowiec nie zgadzał się z tą oceną, ponieważ zadawał sobie pytanie – co oni właściwie jedzą? Osąd wynikał z jego pokojowego usposobienia, jakie nie uznawało wyższych racji, jakimi powszechnie karmiono społeczeństwo na niedługo przed upadkiem. Właśnie tam tuż przed końcem wysoko rozwiniętej cywilizacji priorytetem stało się wojowanie, zastępując pokojową egzystencję.

Kobieta Sardów do zapadnięcia zmroku z powodu nadmiaru wrażeń, sporej porcji wysiłku fizycznego i palącego jej ciało słońca, była osłabiona. Dopiero nadchodząca noc i ożywcza kąpiel w fosie okalającej niewielki bastion, zregenerowała jej siły i umożliwiła większą aktywność. Druga para oczu, która doskonale widziała w ciemności, dość szybko dostrzegła w jednym z pomieszczeń nieregularny przedmiot. Najprawdopodobniej nigdy nie domyśliłaby się jego przeznaczenia, gdyby na nim nie znajdowało się naczynie z czymś przypominającym przyrządzaną potrawę, a pod nim palenisko pełne popiołu i niedopalonych fragmentów drewna. Dokładne sprawdzanie poszczególnych elementów, z jakich zbudowano przenośny piecyk, przekonały ją, do mistrzowskiego wykorzystania nieznanych jej rozwiązań technicznych. Niewątpliwą zaletą była możliwość szybkiego demontażu i montażu, zwłaszcza lekkość zastosowanych ognioodpornych materiałów. Kuchenka wykorzystywała system odgazowywania drewna, który u Sardów był nieznany. Prawdopodobnie coś takiego nigdy by tam nie powstało, ponieważ w strefie klimatycznej, w jakiej zamieszkali występowały na powierzchni w okresie letnim najwyżej niewielkie porosty.

Nocny wypoczynek umożliwił częściową regenerację nadwyrężonych sił i mięśni. Wieści, jakie w połowie nocy dostarczyły wilczały, były niezwykle niepokojące. Chcąc umknąć przed szykowanym rewanżem, Nair, zarządził pospieszną ewakuację. Nikomu nie pozwolił na opieszałość, czy zaspokajanie głodu, tylko miotał się i poganiał. Uspokoił się, dopiero gdy kolumna składająca się z dwóch wozów z najciężej rannymi opuściła grząski teren i przemieszczała się niezwykle równą drogą w stronę pozostałości wielkiego kompleksu wzniesionego przed upadkiem. Gdzie zamierzał urządzić dłuższy wypoczynek i postój o ile warunki im to umożliwią.

Kiedy dotarli w pobliże wyznaczonego miejsca schronienia, oczom ich ukazały się sterty gruzu o wysokości sporych wzniesień. Luźne wcześniej nieregularne głazy zostały spojone korzeniami roślin i krzewów z gatunków odpornych na suszę. Wszystkie znacznie mniejsze górki pokrywała bujna zieleń, tworząc na nich gęstą darń. Porosty według oceny strażnika były dla wszystkich organizmów żywych niesłychanie niebezpieczne, ponieważ z nich kapały soki zawierające związki, które przepalały nawet grubą zasuszoną skórę, a w nawodnionych drążyły głębokie rany. Panująca w ostatnim okresie susza hydrologiczna, znacznie bardziej zniszczyła im pędy niż jakiekolwiek karczowanie. Teren musiał być niezamieszkały od wielu okresów, widocznie w ocenie wszelkich stworzeń był bardzo niebezpieczny, ponieważ w przeciwnym przypadku znajdowałyby się w nim jakieś siedliska, czy oznaki gniazdowania.

Mino, zaciekawiona potrzebą wzniesienia tak ogromnego budowli, poprosiła partnera o próbę wyjaśnienia jego pierwotnego przeznaczenia. Nair, dysponując łączem z Aniołami ze zrujnowanego pustynnego kompleksu, przesłał im obraz, wraz z serią pytań. Ocalałe komputery kwantowe, dzięki przesyłanym od dłuższego czasu obrazom przez sztucznego staroegipskiego satelitę z zaznaczonymi lokalizacjami, dostały możliwość systematycznego tworzenia aktualnych map zniszczonej przez ludzi Ziemi. Wszystkie dane jednoznacznie wskazywały, że oprócz wypiętrzenia dwóch górskich niesłychanie wysokich łańcuchów górskich, doszło do zmiany biegunów. Zaledwie niewielka część odległości między dużymi budowlami pozostała niezmieniona. Pozostałe znacznie się zbliżyły albo oddaliły, lecz na ich podstawie, Aniołowie mogli udzielić wyczerpującej odpowiedzi, którą przekazali wysłannikowi.

- To, co widzisz, jest pozostałością po elektrowni atomowej, wytwarzającej prąd elektryczny powszechnie stosowany do oświetlenia i napędzania przeróżnych urządzeń. Ludzkość w tamtym czasie nie potrafiła się obyć bez ujarzmionego błysku błyskawic. Dlatego niedługo po rozpoczęciu wojny została zniszczona. Przez długi czas występowało tu silne radioaktywne promieniowanie, które uśmiercało wszystkie organizmy żywe. Teraz utrzymuje się w wielkości bezpiecznej, lecz w świadomości wszystkich stworzeń i włochatych stworów goniących za nami, dalej tu jest niebezpieczne. Pozostaje wam przekonać ich, że z chwilą wejścia na ten teren szybko zginą i lepiej będzie dla nich, jak wrócą do grzebania poległych. Tam mogą bezpiecznie opłakiwać nowych bohaterów i przystąpić do ćwiartowania ubitych Jeleniowców. Przynajmniej przez pewien czas będą syci, pokojowo nastawieni i skorzy do kompromisów. Niestety ich rozsądek wraz z nadchodzącą nową falą głodu minie i powrócą do wzajemnego mordowania.

Samica z Sardów podczas pierwszej burzy dużo się dowiedziała o groźnych błyskawicach i jak daleko od nich uderzyły piorun od chwili błysku. Groźny grzmot wiele mówił dla jej partnera, lecz dla niej był tylko strachem. Kiedy coś takiego wysoko nad jej głową się działo, wtedy najchętniej wróciłaby pod ziemię.

- Niedługo ich rasa zniknie, skoro nie mają dzieci – powiedziała to z pełnym przekonaniem.

- Mają i to w sporych ilościach, mioty ich samic są liczne, wiec ich szybko przybywa. Kiedy jest nadmiar i zaczyna brakować żywności, uśmiercają się nawzajem i zjadają. W ten sposób regulują populację i regulują przyrost naturalny.

- Ale ja nie zauważyłem tam żadnych dzieci – odpowiedziała zdziwiona.

- Nie mogłaś, podobnie jak inni dorośli, ponieważ gdyby dostrzegli oni matecznik z pewnością zaatakowaliby go jako pierwsi, zwłaszcza gdyby były to mioty przeciwników. Mięso z młodych w ich ocenie jest delikatne, wyjątkowo smaczne i uchodzi za rarytas zarezerwowany dla najsilniejszych wojowników.

- Kłamiesz, to nie może być prawdą i skąd miałbyś to wiedzieć.

- Mówiłem prawdę i obyś nie miała okazji się przekonać, lecz teraz biegnij za mną, ponieważ gdy się spóźnimy choć chwilę, nie stracisz tej okazji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania