Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 94

Antyczne powiedzenie, najciemniej jest pod latarnią, w tym przypadku powiodło się i zaowocowało, konkretnymi osiągnięciami. Małoznaczący w globalnym pojęciu lud, pod nosem urzędów centralnych, stworzył dla siebie idealne warunki do egzystencji. Gdyby tylko wszystko przebiegało bezproblemowo i nie doszłoby do kilku wymierań mało przydatnych w gospodarce gatunków, Międzygalaktyczna Rada nigdy nie dowiedziała się, że w niedalekiej odległości zaledwie kilku setek lat świetlnych, ktoś prowadzi jakieś niekoncesjonowane interesy. Urzędnicy poczuli się urażeni pominięciem procedur, lecz kiedy zareagowali, było już za późno i spiczastogłowi zgodnie z obowiązującym prawem, przez zasiedzenie, przejęli świat i dostosowali do własnych potrzeb. Administracyjny błąd nastąpił podczas rejestracji, gdy nikt nie zainteresował się i nie zbadał przyczyn wcześniejszego porzucenia przez poprzednich właścicieli wywodzących się z wpływowej cywilizacji i ich intencji. Prawdopodobnie wynikało to z obawy ostrej reakcji najbardziej konserwatywnego skrzydła, które niezwykle skutecznie chroniło prywatność. Dlatego znacznie więcej krążyło w galaktyce o nich plotek niż rzetelnych informacji. Opierając się na nich, można było przypuszczać, że wewnętrzne waśnie i zmagania doprowadziły do odwrócenia obiegu Wenus w stosunku do pozostałych planet układu słonecznego. Gwałtowność procesu mało nie doprowadziło do zderzenia z Ziemią i jeszcze bardziej przyspieszyło szybki proces wyjałowienia wspaniałej rodowej planety, jaką był Mars. Wszelkie próby powstrzymania kataklizmu okazały się chaotyczne, nieudolne i rozpoczęta destrukcja tylko się pogłębiała. Znacznie wygodniej było pozbyć się balastu, niż okazać swoją słabość i przyznać się do porażki. Kuchenna służba, ogrodnicy, posługacze idealnie nadawali się na kozłów ofiarnych i to na nich scedowano pospiesznie sporządzony akt własności, który powinien zostać zarejestrowany w urzędzie centralnym, a tak się nie stało.

Nowi właściciele umiejętnie powstrzymali proces zbliżającej się zagłady i w krótkim czasie doprowadzili do powstania prawdziwego raju, gdzie wszelaka egzystencja nie napotykała na sztucznie spiętrzone przeszkody. Prawdopodobnie dlatego ktoś wpływowy lub jakieś konsorcjum nie mogąc pozbawić spiczastogłowych własności, uparło się, by na niej osiedlić nigdzie niechcianą mało znaczącą praludność. Wszyscy osadnicy przeszli pełny reset, podczas którego wszelkie wspomnienia ze znanych miejsc i uczynionych uczynków miały zostać w ich pamięciach zatarte, lecz po tysiącach lat okazało się, że tak się nie stało. Zmiany genetyczne i niewielkie mutacje przeprowadzone w międzygalaktycznych placówkach badawczych aktywowały agresywne skłonności i chorobowe żądze gromadzenia bogactwa. Obecny proces miał przebiegać inaczej i prawo do mieszkania na Ziemi przysługiwało tylko osobom urodzonym na niej oraz potomkom emigrantów.

Zanim pierwsza fala osiedleńców dotarła na Ziemię, spadkobiercy budowniczych dostali akt własności, w którym na ich żądanie uwzględniono zakres poniesionych prac i związanych z tym kosztów. Dokładny opis uwzględniał pełną regenerację powłok, począwszy od płaszcza górnego, płaszcza dolnego, jądra zewnętrznego oraz wewnętrznego, a zwłaszcza najistotniejszą cześć piątą. Oczyszczanie atmosfery i przywracanie jej właściwości do mieszanki początkowej, w jakiej spiczastogłowi mogli funkcjonować na określonym obszarze.

Ocalała z kataklizmu ludzkość i inteligentne rasy stworzone przez naukowców z upadłej cywilizacji miały zajmować pozostały teren. Bariery nie dotyczyły roślin i zwierząt, które mogły przemieszczać się w dowolnych kierunkach bez ograniczeń. Podczas jakichkolwiek późniejszych wątpliwości należało mieć na uwadze, że gdyby nie ingerencja obcych kosmicznych ras i ich modyfikacje planety wspólna egzystencja między dwoma gatunkami dominującymi powinna przebiegać w pierwszym etapie w sposób harmonijny i pokojowy, tym bardziej że wcześniej trwała przez miliony lat.

Mino i jej świta, a zwłaszcza dojrzewający Arenga wiedzieli, po wizji z przestrzeni kosmicznej planety, że teraz mrozy nawiedzą przeciwną półkulę, której mieszkańcy również zachłysnęli się ciepłem, obfitością jedzenia i szybko zapomnieli o zimnej porze roku. Dlatego wysłali emisariuszy i poprosili Naira o pomoc, by traumatyczne przeżycia nie dotknęły wszystkie gatunki tam żyjące. Zanim do tego doszło, nie wiedzieli, że pomimo wcześniejszych starań, mrozy już zebrały krwawe żniwo, a ocaleni dopiero po własnych doświadczeniach zaczną gromadzić zapasy, a nie po ostrzeżeniach przez obcych i niemających autorytetu.

Dzień powrotu Naira do najbliższych powinno się uznać za święto, a jego pojawienie w błysku, można byłoby uznać za cud, o ile nie znało się sposobu jego zniknięcia i odwiedzania, jak twierdził z zaświatów. Podczas jego nieobecności Ziemia zaczęła ulegać przemianie, a on z pewnością, nawet w opinii najbardziej nieprzychylnych oponentów, miał w tym niepodważalny swój wkład. Początkowo proces przebiegał burzliwie i w ciągu zaledwie jednego dnia słonce zmieniło swoje położenie. Miejsca pokryte grubą warstwą lodu i spękane z gorąca częściowo zamieniły się miejscami. Najwolniej zareagowali ludzie i lękliwe zwierzęta, lecz ptaki znacznie szybciej. W jakiś znany tylko sobie sposób zlokalizowały nowe bieguny i względem ich miejsca do przyjaznej rezystencji. Roślinność nie tylko przez zakorzenienie znacznie wolniej reagowała i zanim zaczęła przystosowywanie się ciepłolubna zamarzła i nie odrodzi się w chłodniejszym klimacie, a zaadaptowana do warunków podbiegunowych wyschnie w palących promieniach słońca. Prawdopodobnie, gdyby nie Neczeru i jego bank nasion do tego by doszło, zmiany w szacie roślinnej byłyby długotrwałe i bardziej widoczne. Jednak jego interwencja zapobiegała najgorszemu i w miejsce wysychających albo zanikających pojawiła się roślinność odpowiednia dla danego klimatu. Zwierzęta rozpoczęły imigrację i to nawet te, które prowadziły od pokoleń stabilny tryb życia.

Spragniony fizycznego kontaktu Nair przytulił się do matki jego syna, choć oboje byli fizycznie odmienieni i nie wyglądali tak, jak w dniu swojego poznania, pomimo tego poczuł zmysłową rozkosz. Anatomicznie bardzo się do siebie upodobnili i dotarło do niego, że zmiana, jaka ich nawiedziła, nie była powierzchowna. Przemiana ciał okazała się bardziej rozległa i dobrnęła do wewnętrznego ja, gdzie przeorała jej starą duszę, a jego nową. Mino, utwierdziła się w swojej nieśmiertelności poza ciałem i odwieczną przynależnością do grupy dojrzałych dusz. Partner jej nie miał tyle szczęścia i po śmierci miał pozostać osamotniony, bez perspektyw na nieśmiertelność, gdyby nie syn. Arenga odziedziczył po rodzicach wszystko, co najlepsze i wraz z przyjściem na świat otrzymał znacznie więcej. Koszyk darów, jaki dotarł do niego, był wyjątkowo obfity i rozlewał się znacznie dalej z racji swojej objętości, niż powinien.

Pechowców i szczęśliwców z przemian w wyniku interwencji sił wyższych, w tym czasie było znacznie więcej. Zliczał się do nich król Yai, który stracił swoje królestwo i niczym cień podążał za dworką Or, przystosowaną oraz awansowaną do roli wierzchowca i opiekunki ludzika. Pominięty i uwięziony w swojej niewielkiej postaci dreptał za nią spętany powrozami miłości, gdy ona robiła jeden krok, on musiał dwa. Czasami biegła z Arengą siedzącym na jej grzbiecie, a on pomimo wysiłku zostawał daleko w tyle, lecz nigdy o to nie miał pretensji. Może dlatego, że podczas pobytu z Nairem bardzo się zmienił i inaczej dostrzegał świat i wszystkie relacje. Nic już nie było czarne albo białe, pośród tych kolorów wkradło się wiele odcieni szarości i sporadycznie intensywne barwy. Bardzo go to wzbogaciło i wzniosło na wyżyny nie tylko podświadomości. Rozmyślania jego o przewrotności losu przerwało nie tylko pojawienie się Naira, lecz pierwsza oznaka przemiany. Niespodziewanie dla niego i przypadkowych obserwatorów dokonało się coś doniosłego, ponieważ kończyny uległy wydłużeniu i połączyły dwa oddzielne kopyta w zgrabną całość. Dostrzegając to, wiedział, że nastąpiła zmiana bardziej gruntowna. Jeszcze nie spoglądając na swoje odbicie w wodzie, upewnił się, że los zakpił z niego i zamiast zbliżyć się do ukochanej, oddalił się fizycznie od niej. Obawy jego potwierdziło najbliższe lustro wody, w które spojrzał ze znacznie wyższej wysokości niż jako Jeleniowiec. Zamiast rogowatego kwadratowego łba ujrzał mu nieznany zgrabny koński z jednym spiralnym rogiem wyrastającym z czoła. Sierść zrobiła się krótka srebrzysto biała jak u starca po opuszczeniu rodzinnych ziem, a po bokach tułowia wyrosły potężne skrzydła. Koncentrację przerwał głos przyjaciela, który patrząc na niego, powiedział.

- Teraz stałeś się jednorożcem i pegazem w jednym, widocznie nowe czasy potrzebują nietuzinkowych bohaterów. Według mnie i tak powinieneś cieszyć się, że nie zostałeś łatającym lwem, albo inną antyczną chimerą, czy żyjącą kopią świątynnego posągu.

Rozbawienie Naira, jeszcze bardziej wzmocniło panujący w byłym królu zamęt i zanim dał upust swoim odczuciom, w jego pobliżu pojawiła się dworka Or, niosąca na grzbiecie Arenga.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania