Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 47

Przed wyruszeniem w drogę, Nair przećwiczył zakładanie najbardziej dopasowanego dla siebie kombinezonu, pozostawionego przez plemię. Problemem, jaki stwarzał, było poruszanie się w nim na stojąco. Jednak gdy pochylił sylwetkę i podparł się rękami, uruchamiał biologiczne siłowniki wkomponowane wewnątrz. Wzmacniały one znacznie siły i dzięki temu długo nie czuł zmęczenia. Powłoka i zabezpieczenia wszyte w niego mogły okazać się niezwykle przydatne przy starciu z Expos i Renerami.

Największy niezwykle starannie rozpruł, by go za bardzo nie uszkodzić i wykonał dla książątka derkę, zabezpieczoną przed zsunięciem rzemieniami. W przypadku starcia miała za zadanie ochronić jak najbardziej Jeleniowca, którego wolność i zwinność została ponownie ograniczona przez dobytek, załadowany na dwukołówkę.

Wyruszali w drogę, gdy tylko się rozwidniło. Napięcie w grupie z każdą chwilą się potęgowało. Najmniejszy szum wiatru i poruszenie liści mogło okazać się szykowaniem do zaatakowania ich z zasadzki. Emocje nieznacznie opadły, gdy opuścili teren porośnięty krzewami, które mogły skrywać nawet spore siły.

Wkroczyli do krainy Expos i Renerów, gdzie z własnego doświadczenia wiedzieli, że na tych terenach w każdej chwili mogą zostać zaatakowani. Widoczność nieznacznie się polepszyła, lecz nie na tyle wystarczająco, by z wyprzedzeniem dostrzec zastawioną na nich pułapkę. Gdzieś z oddali z pewnością ktoś monitorował ich przejście, a wilczały przez Księcia, powiadomiły o tym nowego człowieka. Jednak nie jeżyły sierści, co mogło świadczyć jedynie o niepokoju, jaki odczuwają.

Prawie docierali do granic krainy gejzerów i gorących źródeł. Wydawało się, że uda im się przemknąć bez dodatkowej atrakcji. Kiedy w oddali dostrzegli zalegające zwały śniegu i już się cieszyli z pokonania ostatniego niebezpiecznego odcinka. Wtedy ziemia pod ich stopami zaczęła drgać. Wibracje szybko nasilały się, więc Nair nie zwlekał, tylko dał sygnał do biegu. Natychmiast rzucił z siebie kombinezon, by nie skrzywdzić Yai i po ściągnięciu derki z Jeleniowca, ciągnął razem z nim dwukołówkę. Pozostałych zachęcał do zwiększonego wysiłku i poganiał maruderów, a pomagały mu w tym nasilające się wstrząsy.

Granica śniegu szybko się przybliżała i zanim wbiegną w niego, powinien założyć na koła przyszykowane płozy. Jednak w jego odczuciu nie było na to czasu i jedyną dla nich szansą przedarcia się w głąb, mógł być pokrywający wierzch lód. Najbardziej odpowiadałaby im jego gruba warstwa i istniała taka opcja, ponieważ stale nacierające masy ciepłego powietrza roztapiały powierzchnie i przynosiły z sobą dodatkową wilgoć. Tylko do końca nie był pewny, za nim nie wkroczą z enklawy ciepła, do krainy mrozu.

Początkowo wskoczyli na niestabilną powierzchnię i gdyby nie prędkość, z jaką wtargnęli, z pewnością ugrzęźliby zaledwie po kilku krokach. Jednak powoli pokrywa lodowa stawała się grubsza, lecz jednocześnie bardziej śliska. Pierwszy pośliznął się Yai i racicami podciął Naira. Gdy obaj upadli, dzięki nabranej prędkości pokonali wzniesienie. Zaraz za nim był łagodny stok, którego niewielkie nachylenie pozwoliło im na zachowanie małej prędkości. Wilczały miały lepiej dzięki swoim pazurom. Bardziej kontrolował swój ślizg niż nowy człowiek splątany w uprząż Jeleniowca. Szeroki rozstaw osi dwukołówki, długie dyszle i niskie zawieszenie uczyniło ją dość stabilną. Dzięki temu nie ponieśli obrażeń i tylko skończyło się na strachu.

Gdzieś w połowie wzniesienia lód przed nimi, w kilku miejscach został od spodu rozsadzony i pokazały się łby potężnych ślimaków. Siła ich ataku była niewiarygodna, może dlatego, że w swojej determinacji pojmania przekąski nie przewidziały uskoku w terenie. Dwa najmniejsze i najbardziej równe wyskoczyły jak z katapulty i poleciały na sam dół. Pozostałe przez garby zaklinowały się i zaczęły kręcić głowami w poszukiwaniu zdobyczy. Najbliższy pary połączonej uprzężą, miał skierowany wzrok w przeciwną stronę i zanim zdążył zareagować nowy człowiek i Jeleniowiec zdążyli się oddalić na bezpieczną odległość od jego paszczy. W przypływie desperacji próbował hakiem niczym harpunem pojmać któregoś. Wilczały znacznie szybciej reagowały na zagrożenie, jakim były ślimaki i z łatwością umykały im nawet sprzed nosa.

Osobniki leżące na samym dnie wąskiego wąwozu miotały się w potrzasku i próbowały uwolnić się z pułapki. Gdyby nie śliskie ściany prawdopodobnie z łatwością wyswobodziłyby się i wbiłyby się w grunt. jednak gruby lód i zmarznięta ziemia był mocniejsze od ich narośli kostnej, upodobnionej do świdra. Ujemna temperatura dość szybko okazała się godnym przeciwnikiem i powodowała zamarzanie płynów zgromadzonych w ich organizmie. Postępujące odbarwienie skóry uwidaczniało nachodzący proces zamierania. Znacznie łatwiej uniknęły zamarzaniu większe osobniki, które szybko zrezygnowały z uganiania się za skromnym posiłkiem i wycofały się do gorących podziemnych korytarzy. Jednak nie wszystkie w porę powróciły do ciepła i zbyt długo pozostały częściowo zakleszczone na mrozie.

Kiedy Nair z Księciem zjechali po lodzie na sam dół, przez chwilę chaotycznie się miotali. Gdyby w tym czasie powstało jakiekolwiek zagrożenie, z pewnością skończyliby marnie. Los im sprzyjał i pozwolił dość długo na nieskoordynowane ruchy. Kiedy ochłonęli, wspólnymi siłami z łatwością się oswobodzili i obaj zaczęli się rozglądać. Początkowe oszołomienie przerodziło się w niedowierzanie, że ocaleli bez najmniejszych zadrapań. Wyszli cało z opresji, podobnie jak wszystkie wilczały, które pojedynczo podchodziły do nowego człowieka, by oczyścił ich zatkane uszy. Przywrócenie słuchu i odzyskanie pełnej sprawności wylewnie okazały przez tulenie się do byłego Łuskowca.

Ogólna radość i beztroska bardzo krótko trwała. Szybko nastąpił dalszy ciąg niespodzianek w postaci dwunożnych istot z dwoma parami oczu, odzianych w białe kożuchy z włosiem skierowanym na zewnątrz. Nieznacznie dzięki ubraniu odróżniali się od śniegu, zalegającego dookoła i z tego powodu, zanim się nie poruszyli, byli praktycznie niewidoczni. Wilczały pierwsze dostrzegły przybyszów i natychmiast zjeżyły sierść i wystawiły kły. Zwartą grupą szykowały się do ataku, lecz okrzyk Naira powstrzymał ich zapędy.

Nair, wolał uniknąć konfrontacji, ponieważ nieznajomi, gdyby przejawiali wrogie zapędy z pewnością zaatakowaliby ich w najmniej dogodnym dla ich momencie. Zamiast tego pozwolili im na ochłoniecie i doprowadzenie się do porządku. Ponadto przewyższali grupę wędrowców nie tylko liczebnie, lecz uzbrojeniem. Nowy człowiek posiadał przy sobie krótki nóż, Jeleniowiec odrastające rogi, a drapieżniki kły i pazury. Krajanie jakby tego nie zauważyli i z ciekawości podeszli blisko, nie okazując najmniejszego lęku.

Przybysze posiadali przy sobie długie noże i dzidy, równie białe, jak cała reszta. Tylko z daleka wyglądały jak zrobione z kości. Jednak po uważnym przyjrzeniu się dostrzegało się, że jest to nieznany komputerom kwantowym metal. Strażnik, w tym spotkaniu miał nad pozostałymi niewielką przewagę, ponieważ w swojej bazie danych posiadał całkiem sporo wiadomości o antycznej mlecznej stali. Niestety w jego czasach powierzchniowe złoża rudy zostały wyczerpane i ludzkość została zmuszona do eksperymentowania nad wykorzystywaniem wielu innych przeróżnych stopów. Podobnie było z tykotami, którzy przed eonami posiadali dwie pary oczu, byli gigantami, lecz przez rasy bardziej ekspansywne zostali unicestwieni.

W płynnym jądrze Ziemi musiały zachować się mieszaniny pierwiastków, z której powstały podwaliny pierwszej cywilizacji, znacznie wcześniejszej od tej, jaka zbudowała antycznego sztucznego satelitę. Wielkie zmiany nastąpiły podczas licznych wybuchów głowic jądrowych w czasie upadku wysokorozwiniętej cywilizacji. Nadmiar detonacji w niewielkiej odległości od uskoku płyt tektonicznych doprowadził do erupcji nowych i wygasłych wulkanów. Nastąpiło piętrzenie się nowych pasm górskich, powstawały gigantyczne szczyty. Ludzkość nieświadomie doprowadziła do masowego wycieku lawy, a ona wyniosła na powierzchnię świeże złoża. Nieznana społeczność reaktywowała technikę obróbki białej stali, pod wpływem występowania niedaleko ich siedzib rudy tego metalu. Każda nowo powstająca cywilizacja do swojego rozwoju potrzebowała zgromadzenia wiedzy i narzędzi niezbędnych do codziennego życia oraz obróbki materiałów.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania