Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 81

Licznego składu sędziowskiego, podobnie jak oskarżycieli, świadków pozwany przedstawiciel ludzkości nie widział. Jednak czuł ich obecność, podobnie jak emanujący z nich nastrój i bardziej intensywne myśli. Towarzyszących emocji też przed nowym człowiekiem ukryć z jakieś przyczyny nie byli w stanie, chociaż bardzo się starali, a większość traktowała go niczym bezrozumne zwierzątko. Prawdopodobnie, gdyby na jego miejscu znajdował się inny reprezentant ludzkości, nastrój w niebiańskiej sali byłby inny. Wtedy nikt nie powstrzymałby się od gwałtownych reakcji, spowodowanych narastającymi przez eony emocjami i zamiast spokoju, opanowania, rozlegałaby się jedynie wrzawa.

Obrońców Ziemi i świadków obrony nigdzie nie dostrzegał, lecz w jego ocenie powinni przy nim przynajmniej ci piersi być, by służyć mu wsparciem w razie potrzeby. W całym wszechświecie nikt oprócz niego nie miał złudzeń, że nawet najlepsi prawnicy nie są w stanie zmienić wyroku na tlenową planetę w układzie słonecznym, który na długo przed procesem przez opinię publiczną wielu wysoko technologicznych kosmicznych ras został wydany.

Osamotniony ziemski przedstawiciel niemający przygotowania prawniczego i pozbawiony nawet podstawowej wiedzy z prawa międzygalaktycznego pod wpływem impulsu zażądał jawności procesu i dopuszczenia do niego sprawozdawców, który relacjonowaliby przebieg procesu. Próba przewodniczącego dyskryminowania żądania i zbagatelizowania poprzez nieznajomość pozwanego kodeksu karnego międzyplanetarnego, na jakim oparto proces, okazała się fikcją, ponieważ przedstawiciel ludzkości przytaczał korzystne dla swojej planety paragrafy i interpretacje Rady Najwyższej z szybkością nadświetlną. W ocenie sądu żadna żywa istota nie była w stanie tego dokonać, nawet ze szczepionym komputerem biologicznym. Sztuczna inteligencja też nie mogła być wykorzystana, ponieważ nie istniała technologia aż tak miniaturyzująca czy przesyłająca przez zabezpieczenia transmisje danych.

Dlatego wbrew panującym zwyczajom i ładu prawnemu, zarządzono już przy pierwszym posiedzeniu przerwę w rozprawie w celu zbadania reprezentanta Ziemi pod kątem prawdomówności i jego bezstronności.

Kontrowersyjna decyzja składu sędziowskiego, a zwłaszcza towarzyszący jej negatywny rozdźwięk obiegła cały wszechświat i dotarła w niesłychanie krótkim czasie na krańce kosmosu. Nigdy nikt nawet w najbardziej rozwiniętej technicznie rasie, nie spotkał się z taką prędkością przesyłu wiadomości jak w tym przypadku, a zwłaszcza obrazu, ponieważ wyraźnie przekroczono kilkunastokrotnie prędkość światła i zdolność portali czasoprzestrzennych.

Służby strzegące porządku na macierzystych planetach i często podporządkowane jedynej słusznej sprawie. Miały trzymać mieszkańców oraz zniewolonych za przysłowiowy pysk, pomimo pochłaniania gigantycznych funduszy w tym przypadku zawiodły. Żadna nie potrafiła wyjaśnić użytych mechanizmów do ośmieszenia powagi sądu i pomocniczego składu sędziowskiego.

Podjęta próba przeprowadzenia przez najbardziej wpływowych marionetkowego procesu nie powiodła się i chcąc zachować prestiż oraz autorytet należało zweryfikować wcześniejsze dyplomatyczne uzgodnienia, które przestały być tajne. Cywilizacje posługujące się w swojej ekspansji przekupstwem i zakulisowymi działaniami w bezwzględnej nikczemności zostały obnażone, a treści tajnych traktatów i umów handlowych stały się jawne.

Wykreowane przez możnych i wpływowych autorytety, utraciły anonimowość powiązań i przepływu funduszy. Nastąpił powszechny kryzys zaufania do istot przekupnych, zachłannych, fałszywych i zakłamanych. Ktoś albo coś nieokreślonego i tajemniczego dysponujące nieograniczonymi fizycznie możliwościami dla zachowania równowagi udostępniło listę nieskazitelnych przedstawicieli inteligentnych ras. Zdecydowana większość we własnych społeczeństwach była ignorowana, tłamszona i ośmieszana. Nagle wcześniej anonimowi reprezentanci inteligentnych gatunków zostali wybrani za cel do korupcji, przekupstwa i podporządkowania. Tylko podejmujący takie decyzje i czynności nie przewidzieli, że z chwilą nobilitowania wyposażono ich w możliwość wzajemnego komunikowania i przewidywania motywów, jakimi kierowali się rozmówcy. Początkowo najbardziej despotyczni przywódcy i tyrani bagatelizowali siły strzegące ich bezpieczeństwa. Kiedy dochodziło do zagrożenia zdrowia i życia w obronie wybrańców stawały siły natury. Pomimo ostrzeżeń pośród najbardziej nieobliczanych despotów znaleźli się desperacji, którzy zgładzili intronizowanego, wtedy żywioły szalały i nie zaprzestały swojej aktywności, dopóki nie pochłonęły wszystkich mających w tym niecnym czynie udział.

Czyny i negatywne postępowanie inteligentnych ras, jakie uwidoczniły się z chwilą doprowadzenia ludzkości na ławę oskarżenia, dla podsądnych miały istotne znaczenie, ponieważ skarżący nie mogli twierdzić, że są tylko ofiarami. Proces ludzkości pod wpływem licznych matactw nie został zaniechany, lecz tylko odroczony i wytoczone oskarżenia miały znaleźć swój finał z zachowaniem praworządności.

Nair, w tym czasie był gościem w niebycie królestwa syren i gdy tylko dowiedział się, że jego pobyt na międzygalaktycznej stacji przesiadkowej zostanie przedłużony, poprosił desygnowanych o pomoc dla zniszczonej Ziemi. Prośba jego o zlikwidowanie naturalnych barier w miarę równomiernego nawodnienia na jego rodzimej planecie, nie nosiła znamion zawłaszczenia i podporządkowania, lecz wpisywała się w międzygalaktyczne paragrafy określające działania humanitarne. Dlatego uzyskała pełne poparcie, a sposób i czas realizacji pozostawiono do jego dyspozycji, lecz zastrzeżono przeprowadzenie szczegółowej kontroli i cofniecie działań, o ile będą nosić znamiona przestępstwa.

Przebywający w kosmosie w międzyplanetarnym węźle komunikacyjnym nowy człowiek nie miał problemów z komunikacją i łącznością. Dlatego poprosił strażnika o wyświetlenie na pokładzie trzcinowego statku hologramu z jego wizerunkiem przeznaczonego dla matki jego syna.

Mino, tak jak każdego dnia z małym ludzikiem, jak nazywała swojego syna do czasu powrotu jego ojca, by zgodnie z tradycją Sardów nadał mu imię, opuściła kajutę i wyszła na pokład. Tego dnia niebo było pochmurne i prawie stale padało. Dlatego wybrała chwile przerwy i opuściła z małym ciepłą kajutę, by pooddychał świeżym powietrzem. Niespodziewanie koło niej pojawiła się mglista postać ojca jej dziecka i przemówiła do niej.

- Matko mojego syna, przepraszam, że mnie przy was nie ma, gdy jestem potrzebny, lecz przebywam w zaświatach – powiedział Nair, by nie niepokoić partnerki i kontynuował, wypowiedz, opartą na wcześniejszych przemyśleniach – kocham was i bardzo żałuję swojej nieobecności, jednak mam nadzieję, na szybki powrót. Zanim do tego dojdzie, proszę cię, byś wyruszyła w rejs i dotarła do podziemnej krainy Sardów. Pozostańcie tam do czasu ustabilizowania się ruchów ukochanej naszej Ziemi. Kiedy to nastąpi, nawet najdalsze zakamarki zostaną nawodnione – powstrzymał się od powiedzenia słowa „planeta”, ponieważ obawiał się ujawnić, choć w niewielkim stopniu miejsca, w którym przebywa – będę wam towarzyszył w rejsie duchem, choć bardzo pragnąłbym ciałem – i na zakończenie transmisji dodał – kocham was jak nikogo na świecie – potem rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy nie istniał, a jej się tylko wydawało.

Samica z rodu Sardów nie wątpiła, w to, co widziała i nie rozważała ani nie bagatelizowała tego, co doświadczyła. Bezgranicznie ufała swoim zmysłom i bez chwili zwłoki z pomocą duchów przodków przystąpiła do szykowania statku do wyjścia w morze. Krzątanina jej i gorączkowy pospiech nie uszły uwadze tubylców, którzy od dłuższego czasu bacznie przyglądali się statkowi i temu, co na jego pokładzie się dzieje, ponieważ tam się wszystko rozpoczynało.

Wieści o rychłym wyjściu w morze trzcinowego statku, szybko obiegły najbliższą okolicę i wkrótce zaczęli pojawiać się pierwsi ciekawscy. Lokalną społeczność interesowało kto, kiedy, dlaczego, czym i jak? Najmniej co z nami się stanie, dlaczego i po co, wszystko inne było mało istotne.

Pomimo braku podstawowej wiedzy z nawigacji i stawiania masztu, Mino nie poddawała się, tylko realizowała konsekwentnie swój zamiar. Pojęcie przypływu, kierunki wiatru podobnie jak sprzyjająca pora dnia nie przemawiało do jej jaźni, tylko pospiech i narzucony sobie przymus. Chaotyczne ruchy i niewielkie zamieszanie, jakie sobą powodowała na pokładzie statku, ośmieliło kilka osób i poprosili o zgodę na wejście na pokład.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania