Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 117

Kiedy Nair z zaproszonym gościem weszli do sporego namiotu, ustawionego dla niego na niewielkim wzniesieniu. W podzięce dla pogromcy niesłychanie zabójczych inteligentnych robali, które przetrwały w laboratoriach upadek wysokorozwiniętej cywilizacji i od tamtego czasu nikt ich nie pokonał, aż trafiły na godnego przeciwnika. Tym razem nie dał im przewagi doskonały słuch, jeszcze lepszy wzrok, może byłoby inaczej gdyby zostały zaatakowane w nocy w porze swojej największej aktywności.

Koszkordiatruzma, już za zasłoną wejścia zaszokował przepych wnętrza i komfort, który był dla niego obcy. Odruchowo chciał go uniknąć i uczynił krok w tył. Nair, spodziewał się takiej reakcji i pozwolił mu tylko na jeden w tył, kolejne powstrzymał dłonią przyłożoną do pleców gościa i słowami.

- Nie lękaj się, jesteś tu miło widziany, a to wnętrze jest oznaką chwilowej wdzięczności kilku ludów. Powstał spontanicznie po pokonaniu przeze mnie ich najgorszych wrogów. Robale podczas łowów wykorzystywały nie tylko swoją zwinność, umiejętność szybkiego drążenia tuneli, pancerz chitynowy, lecz posiadaną inteligencję. Bez większych problemów zdobywały pożywienie i nie miało dla nich żadnego znaczenia, że zjadali obdarzonych iskrą bożą. Zawsze liczył się dla nich pełny brzuch i najgorsze, że nic nie było w stanie ich przed tym powstrzymać. Podczas starcia wszystkie nie wyginęli, lecz te, co pozostały już nie będą tak ekspansywni, ponieważ uczucie porażki stale będzie im towarzyszyć. Natomiast ich przeciwnicy już wiedzą, że one nie są nieśmiertelne.

Odrzucany i poniewierany do tej pory uważał, że lepiej poznał prawo silniejszego, ponieważ tylko takie obowiązywało w jego życiu. Wszystko uległo zmianie, gdy od swojego ojca chrzestnego zaznał dobra i przyjaźni, lecz początkowo nie podzielał jego optymizmu. Jednak spojrzał w przyszłość i ujrzał, jak tamten jest bliski doprowadzenia Ziemian do doskonałości.

Nair, przez ten czas swojego gościa uważnie obserwował i gdy tamten doznał przy nim kolejnej wizji, dostrzegł grymas w brudnej jego twarzy i gorejące oczy patrzące przez kurtynę czasu. Dość szybko ujrzał w źrenicach mgliste obrazy przyszłych wydarzeń i dzięki nim domyślił się, co on przed chwilą zobaczył. Kiedy gość wyszedł z transu, o nic nie pytał, tylko wskazał mu ręką kotarę, za którą czekała na niego wanna z ciepłą wodą i dwóch łaziennych. Wolał poczekać na wysnucie przez niego wniosków i podzielenie się nimi niż nachalne wydarcie.

Przydzielona przez okoliczne społeczności i plemiona obsługa namiotu stale się spierała o nazwę tymczasowej budowli. Jedni nazywali hogan, a drudzy fanza. Strażnik z racji połączenia z wysłannikiem przysłuchiwał się tej wymiany zdań i wysnuł własne, nazywając ją jurta. Jego zdaniem tradycyjny hogan był budowlą ziemną, lecz zdarzały się wyjątki i ze stacjonarnej odbity dostrzegał przez setki lat też płócienne. Kiedy zaczął wyjaśniać, Nairowi różnice między jurtą i fanzą ten dość szybko pogubił się w dostrzeżeniu różnic, prawdopodobnie dlatego, że żadnej wcześniej nie widział. Jednak Neczeru pomimo częstych uników nowego człowieka w rozwinięciu nielubianego tematu, nigdy nie rezygnował w dokształcaniu wysłannika Aniołów i gdy tylko odebrał dłuższą chwilę bezczynności, natychmiast podejmował jakiś ważny temat. Architektura i jej projektowanie, a zwłaszcza obliczenia w jego ocenie były istotne w budowaniu nowej cywilizacji, opartej na poszanowaniu nie tylko środowiska naturalnego, ingerencji w przestrzeń i optymalnego wykorzystania zasobów.

Zanim wznawiał albo rozpoczynał omawianie ważnych w jego ocenie spraw, pytał się, czy nie przeszkadza. Jego taktowne postępowanie wynikało z posiadanego programu antycznego, gdzie ochrona osobowości była na pierwszym miejscu. Zdarzały się wyjątki i wtedy ingerował bez względu na okoliczności i miejsce, w jakiej znajdował się wysłannik. Kilkakrotnie zdarzało się to w sytuacji intymnej, lecz jedynie, wtedy gdy było to istotne w globalnym rozrachunku.

Przedłużająca się kąpiel i odziewanie w nowe szaty Koszkordiatruzma, musiała w ocenie Gwiazdy Porannej być czymś priorytetowym, ponieważ znacznie szybciej niż powinien, w chwili relaksu zaniepokoiła Neczeru.

- Przyjacielu, nie pozwól ubrać swojego chrześniaka w bogate szaty, ponieważ ci, co go do tej pory go gnębili, nie zaakceptują takiego wyróżnienia. Gdyby tego nie zrobili, to w swoim światopoglądzie dopuściliby się do największej zbrodni. Jakiekolwiek zaakceptowanie wyniesienia najnikczemniejszego do rangi oficjela równałoby się z obelgą. Dlatego proszę, nie dopuść do rozłamu w kruchych podwalinach budowy ósmej cywilizacji człowieka.

Wysłannikowi nie trzeba było tłumaczyć to dwa razy oczywistego i w momencie usłyszenia ostrzeżenia, zadziałał z godnie zazdroszczenia determinacją. Jego polecenia po ujrzeniu bogatych szat, w jakie chciano odziać Koszkordiatruzma, można było uznać za działania desperackie i zawistne, ponieważ gość musiał być ubrany skromnie w biel. Jakiekolwiek ozdoby czy wyraźny koloryt nie mógł być akceptowalnym, przez gnębicieli.

- Szaty mają być białe, bez ozdób i jakichkolwiek cech indywidualności – powiedział Nair, po ujrzeniu purpury i złota, gdy przekroczył drzwi łaźni swojego namiotu.

Jego interwencja wypadła w momencie ubierania młodego skrępowanego sytuacją człowieka w szaty, w jakie widział jedynie dostojników. Wiedział i czuł, że powinien sprzeciwić się w okrywanie czymś takim, jego nagiego ciała, lecz odbicie własnego wyszorowanego ciała, sparaliżowało jego zmysły.

Gdyby niecodzienność sytuacji i dostrzeżenie w lustrze łaźni młodego przystojnego człowieka, z pewnością sprzeciwiłby się purpurą i złotym ozdobą, w jaki go odziano po długiej kąpieli.

- Stop – wykrzyczał Nair, gdy wtargnął do strefy łaźni – przebierzcie mojego gościa w białe szaty, które symbolizują czystość i skromność. Koszkordiatruzm, zasługuje na szacunek, a nie pośmiewisko, jaki tym przebraniem chcecie mu zgotować.

- Ależ panie, chcieliśmy twojego gościa odziać godnie z jego statusem – oponował główny łazienny.

- Wiem i doceniam wasz wysiłek, lecz żyjemy w takich czasach, w których nie to, czym faktycznie jesteśmy, się liczy, lecz to, co inni chcą w nas dostrzec. Dlatego przepraszam was za negację wysiłku, lecz mój gość z chwilą przyjęcia chrztu stał się przedstawicielem Boga i Matki Natury. Rodzice oczekują od niego, jednego, miłości i dbałości o ich dziedzictwo. Mój chrzestniak jest godny niczym wszyscy będący pod tym dachem, być godnym reprezentantem najwyższych wartości, jakie przyświecają nam na Ziemi.

Kiedy to powiedział, łazienni i posługacze bez sprzeciwu i ociągania zmienili odzienie na śnieżnobiałe i oddalili się, by dwóch ich zdaniem najważniejszych ludzi na Ziemi, mogło wymienić wzajemne spostrzeżenia i wizje najbliższej przyszłości.

- Ojcze chrzestny, dziękuję ci za wstawiennictwo i interwencie, ponieważ czułem się źle w tamtych szatach, a nie miałem śmiałości sprzeciwić się tym dobrym ludziom – powiedział skrępowany sytuacją i swoim wyglądem Koszkordiatruzm.

- Inaczej nie mogłem postąpić, ponieważ od najmłodszych lat byłeś mądrym i dobrym człowiekiem, który dzięki swojemu dobremu sercu i wielkiej inteligencji podporządkował się tyranom, by przetrwać, lecz jego dusza pomimo kajdan na rekach pozostała wolna – odpowiedział Nair młodemu przystojnemu człowiekowi, jaki istniał pod grubą warstwą brudu i zapytał.

- Jak się teraz czujesz?

Gość, zastanowił się nad odpowiedzią i zanim ją wyartykułował, wysoko nad namiotem rozległ się trzepot dużych skrzydeł, które zmagały się ze sporym ciężarem. Nair, nie musiał zostać uprzedzonym przez Neczeru, by wiedzieć, że wraz z lądowaniem Yai, zbliża się spory problem, jaki przyjdzie mu rozwiązać i pokonać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania