Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 97

Gdy Nair, prawie wykrzyczał swoje przesłanie, by wszyscy zgromadzeni wyraźnie go słyszeli i zrozumieli, odszedł podczas owacji. Nikt obcy się nie zbliżył i nie starał się spoufalić, ponieważ stale towarzyszyły mu wilczały i jego stary, lecz z nowym wyglądem, gabarytami i możliwościami przyjaciel. Yai, po wysłuchaniu publicznego wystąpienia dwunożnego przyjaciela, miał sporo wątpliwości i pytań o autentyczność jego doświadczeń, o których opowiedział zgromadzonym. Jego wystąpienie miało i służyło pokrzepieniu serc. Dlatego zastanawiał się, w jakim stopniu było oparte na realiach, podkoloryzowane albo pozbawione drastycznych i niebezpiecznych szczegółów. Gdzie kryły się prawdziwe wydarzenia i jak daleko zabrnął w swojej wędrówce do utopi, do jakiej przekonywał przypadkowych słuchaczy. Podczas tych rozmyślań nawet nie zdawał sobie sprawy, że adresat jego wątpliwości stale odbiera jego myśli i czuje jego nastrój. Dopiero rozbawienie wilczałów i przyjaciela, a właściwie jego śmiech, uzmysłowiło mu, jak wyraźne docierają do nich wszystkie jego bardziej intensywne myśli. Powinien ponownie nauczyć się blokować przekaz myślowy, ponieważ nie jest świadomy w pełni ich mocy oraz siły oddziaływania na przebywających w pobliżu. Niczym ułomny albo niepełnosprawny umysłowo zapragnął dowiedzieć się, czy siła jego woli ma jakikolwiek wpływ na postępowanie innych. Zanim wprowadził w życie i zrealizował zamierzenia, jego rozmyślania przerwał Arenga.

- Wujku, jesteś zagubiony i musisz odnaleźć sens nie tylko we własnym życiu, lecz i postępowaniach innych w stosunku do ciebie, do których nie masz pełnego zaufania. Stale musisz pamiętać, że odmienność nie zawsze jest pożądaną cechą. Zwłaszcza gdy w obecnej postaci masz anatomiczne cechy, o jakich inni nic nie wiedzą albo mogą jedynie pomarzyć. Teraz proponuję byś niezwłocznie potrenował fruwanie i pobudził jeszcze nierozwiniętą umiejętność określania kierunków i lokalizacji miejsc ze sporej wysokości.

Słysząc te słowa Yai, poczuł się niczym dawny bogacz obdarty z fortuny, który z podobną drzemiącą chciwością zapragnął poznać szczegóły, jakie miały przybliżyć go do poznania siebie w nowej formie, czyli postaci, jaką się stał.

Tak bardzo był skoncentrowany na usłyszanych słowach, że nie dostrzegł jak na wyciągniętej ręce Arengi, usiadł sporej wielkości ptak z długimi pazurami i zakrzywionym dziobem. Dopiero słowa – wujku, pragnę przedstawić ci doskonałego podniebnego lotnika, który w najbliższym czasie zostanie twoim instruktorem i przeszkol w podniebnych akrobacjach, do jakich jesteś stworzony.

Yai, popatrzył na sporej wielkości ptaka i dostrzegł drzemiącą w nim siłę i determinację w dążeniu do celu. Nigdy wcześniej podczas swojej wędrówki takiego nie widział i przez chwilę wydawało mu się, że w jakiś sposób przedarł on się przez kurtynę czasu, by dać mu popis lotniczych umiejętności. Pierzaste stworzenie miało wszczepiony dar nawiązania z nim komunikacji i Arengą. Pozostali słyszeli jedynie niewyraźne odgłosy, wydobywające się z jego gardła.

Sokół wędrowny, nie dał zbyt dużo czasu byłemu Jeleniowcowi i bez ociągania przystąpił do wydawania komend podstawowego instruktażu. Tylko przez chwilę Yai ociągał się z wypełnianiem komend, lecz pod wpływem intensywnego spojrzenia podniebnego drapieżnika, usadowionego na wyciągniętej ręce Arengi, zaczął je realizować. Pierwsze jego polecenia niczym nie różniły się od tych wydawanych własnym pisklętom. Dopiero gdy upewnił się, że mięśnie adepta są mocne i wytrzymałe, rozpoczął realizację etapu drugiego, polegającego na unoszeniu się w miejscu. Wysokość musiała być minimalna, więc ruch powietrza wzniecił kurz i przegonił ciekawskich, a pozostałych w tym i Arengę mocno zniechęcił do oglądania. Dlatego woleli się oddalić i pozwolić instruktorowi na kontynuowaniu nauki pilotażu, w jaki sposób uzna za najefektowniejszy.

Ptaszysko, chcąc być lepiej widoczne dla Yai i móc obserwować jego postępy. Zajęło miejsce na najwyższej gałęzi pobliskiego krzewu, która była w stanie utrzymać jego spory ciężar. Niczym sierżant w antycznym wojsku dawał rekrutowi wycisk. Yai, nie buntował się przeciw nadmiernemu wysiłkowi, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że od jego umiejętności wkrótce zależeć będzie życie oraz zdrowie jego i przyjaciela. Dość szybko po obrotach w miejscu, przyszedł czas na pierwszy prawdziwy lot. Start w galopie był łatwy, lecz bez rozbiegu, z miejsca już po pierwszych ruchach skrzydeł wydał się mocno skomplikowany i niełatwy do zrealizowania. Jednak okazało się, że dopiero wzniesienie się na sporą wysokość i rozpoczęcie akrobacji lotniczych jest prawdziwym wyzwaniem. Pozornie najmniej wysiłku sprawiało szybowanie, dopiero przełom nastąpił w momencie odkrycia w sobie umiejętności lokalizowania prądów wznoszących. Wtedy mógł pozwolić sobie na odpoczynek i regeneracje sił. Zanim przekonał instruktora, że tę umiejętność opanował do perfekcji minęło sporo czasu. Kiedy do tego doszło dostał kolejne zadanie polegające na pikowaniu, szybkim wznoszeniu i błyskawicznych zmianach toru lotów. Przemieszczanie się uskokami i zygzakiem miało uniemożliwić potencjalnemu przeciwnikowi zranienie Yai i dosiadającego go Naira. Zagrożenie było realne, ponieważ sama wzmianka o misjach edukacyjnych, mających za zadanie doprowadzenie do stworzenia cywilizacji przyjaznej dla wszystkich ras, już od początku budziły kontrowersje i wywoływały sprzeciw. Jednak Nair uparł się, że takie będą realizowane dla dobra ogółu, a nie zaniechanie w interesie jakieś grupy.

Prawie każda nacja i rasa, która dokonała jakichś osiągnięć i postępów cywilizacyjnych, buntowała się, gdy z części ich miała zrezygnować dla mniej zaradnych albo bardziej ugodowo usposobionych. Istniała jeszcze druga strona tego samego medalu, na jakiej znalazły się rasy ekspansywne, gotowe na zniszczenie wszystkiego, by tylko zaspokoić własne ambicje i pragnienia. Należało uspokoić jednych, a drugich zachęcić, by uzyskać kompromis. Niewielu rozumiało, że jedynie stagnacja i ogólny dobrobyt mogły przyspieszyć oraz pogłębić proces świadomości i złagodzić agresywne zachowania. Należało stworzyć dla wszystkich taki system, w którym wszelkie zło emanowało w przeciwnym kierunku i dosięgało najbardziej tych, co je tworzyli. Nair, będąc na stacji przesiadkowej w przestrzeni kosmicznej, przekonał się, że najwyżej rozwinięte cywilizacje kosmiczne taki system polityczny, społeczny praktykują. Pozostali im zazdrościli i próbowali osiągnąć taki stopień ewolucji metodą siłową, która zawsze okazywała się ślepą uliczką i skazywała ich niezmiennie na porażkę. Widocznie ktoś lub coś, co stworzyło wszechświat stale przeprowadza kolejne doświadczenia na organizmie żywym. Dlatego postanawia dokonać nowej selekcji i wybrać najważniejszych uczestników przyszłych wydarzeń na Ziemi. Jednym z nielicznych spełniających kryteria albo uzyskał kredyt zaufania okazał się Yai, najprawdopodobniej jego notowania wzrosły wraz z rezygnacją ze wszystkiego i poświęceniem się dla ukochanej. Widocznie uczucie miłości ma potężną moc, która pokonuje wszystkie przeszkody i przełamuje stawiane bariery.

Kiedy centaur-jednorożec szybował w przestworzach i wraz z upływem czasu czuł się coraz pewniej, w swoim nowym ciele. Jego stwórca zadrwił z niego lub przystąpił do ostatecznego testu i na drodze jego szybowania zmaterializował obłok. Biały, delikatny puch wydawał się nieszkodliwy i podobny do wielu innych, przez jakie przelatywał. W momencie zatopienie się mgle wyczuł niezmaterializowane zagrożenie. Coś postanowiło oddzielić go od przyjaciela albo dać mu nauczkę, ponieważ nagle znalazł się po zachodniej stronie wielkich gór. Miejsce było mu wcześniej nieznane, a błyskawiczne przemieszczenie nigdy nie powinno się wydarzyć. Zwłaszcza paraliżujące zimno i jego zmaterializowanie się między wysokimi ostrymi skałami, gdzie w każdej chwili mógł ulecz zranieniu, albo połamać kończyny. Nagle niebo nad nim zrobiło się granatowe, z nisko zawieszonymi chmurami ciężkimi od wody, które uniemożliwiały bezpieczny lot. Wybawieniem i ucieczką od zagrożenia spowodowanego nadciągająca burzą, wydawało się schronienie w jednej z licznych przestronnych grot. Gdy wszedł do najbliższej, ta okazała się nie tylko głębszą wnęką, lecz przedsionkiem do dziesięciu podziemnych korytarzy. Zamiast doznania ulgi, poczuł uczucie wielkiego zagrożenia, ponieważ wnętrze z wysokim półokrągłym sklepieniem okazało się niesłychanie gładkie i wypolerowane. Natłuszczona powierzchnia kamienia rzucała świetliste refleksje na ściany. Yai, nie znał potrzeby, aż tak starannego wykonania i przeznaczenia budowli. Dość szybko się wydostał i wszedł do następnej, a tam wnętrze okazało się bardziej zdradliwe od poprzedniej, lecz ilość korytarzy nie uległa zmianie i to musiała być jakaś wiadomość. Każda kolejna wydawała gorsza od poprzedniczki, więc wolał zaprzestać eskapady i powrócić do pierwszej, zanim chmury uwolnią zgromadzoną w nich wodę i deszcz uwięzi go na dłużej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • kamińe 10 miesięcy temu
    taniec sokoli
    oj, oczko boli
    (od czytania)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania