Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 92

Podczas zagłębiania się w zarejestrowane szczegóły, powstawał niesmak, przerażenie i niedowierzanie, zwłaszcza przez barwne podsumowania, które pozbawiały dobrego samopoczucia i stwarzały ponury nastrój. Kolejne odtajniane nośników informacji przejmowanych i pozyskiwanych z prywatnych archiwów, nie wybielały czynów, lecz pozwalały na poznawanie ogromu wykorzystywania sił i środków, przeznaczonych do zniewolenia ludzkości. Jednoznacznie wynikało ze zgromadzonego materiału, że sterowano też rozwojem technicznym ziemskiej cywilizacji, z priorytetem do wytwarzania narzędzi zagłady i systemów umożliwiających sterowaniem wyborami, zniechęcaniem do zapamiętywania i nieświadomym powielaniem narzuconych wzorców postępowania. W szczycie, czyli na niedługo przed upadkiem wysokorozwiniętej cywilizacji, podatność na manipulowanie i sugerowanie pożądanych zachowań osiągnęła blisko stuprocentową skuteczność. Wtedy wystarczała niewielka awaria, by lawina zniszczeń ruszyła, ponieważ umiejętność własnej weryfikacji i oddzielania prawdy od fałszu praktycznie nie istniała.

Nair, pragnąłby wspólne długotrwałe przeglądanie zgromadzonych materiałów i zawartych w nich informacji. Zmieniły do niego nastawienie przedstawicieli rasy cechującą się wydłużoną czaszką. Obserwując ich pogrążonych w skupieniu, zdał sobie sprawę, że inni tylko po tym szczególe autonomicznym rozpoznają jego, ponieważ pozostałe cechy anatomiczne były mocno zbliżone. Podobnie był z gestami i sposobem poruszania się, który jednoznacznie nawiązywał do bliskiego pokrewieństwa. Prawdopodobnie z praludźmi mieli wspólne korzenie, lecz te wnioski zweryfikuje po powrocie na Ziemię i po spotkaniu z prawdziwymi ocalałymi potomkami ludzi, a nie tymi, co przeszli przemianę. Wpatrywanie się w cyfrowe zapisy, zostało przerwane pojawieniem się okna łącznościowego portalu, z którego po wielu staraniach, pozwolono mu skorzystać gościnnie, by nawiązać kontakt z synem i jego matką.

Ludzik, podczas jego nieobecności podrósł i dość sprawnie się przemieszczał na własnych nogach. Tak pokonywał tylko krótki dystans, dłuższą drogę przemierzał wierzchem na grzbiecie dworki Or, za którą jak cień podążał jego rogaty przyjaciel Yai.

Mino, na czas rozmowy zatrzymała się podobnie jak pozostali i z niewielkiego wzniesienia nadzorowała przemieszczającą się ospale egzotyczną gromadkę istot rozumnych i zwierząt podążających za nią i synem. Międzygatunkowa zbieranina przyciągnęła uwagę jajogłowych i zaciekawieni zbliżyli się do Naira, by dostrzec szczegóły. Niespodziewanym pojawieniem się widmowych postaci za plecami partnera, bardzo zaniepokoiło samicę z rodu Sardów, więc odruchowo zawołała.

- Uważaj, za twoimi plecami ktoś jest!

Partner powoli odwrócił się, by dostrzegła, że ją usłyszał i nie czuje się zagrożony. Popatrzył na jajogłowych, następnie spojrzał na nią i powiedział.

- To są potomkowie dawnych mieszkańców Ziemi, którzy zostali z niej przepędzeni, przez wrogo do nich nastawionych ludzi.

Osesek, słysząc te słowa, natychmiast okazał swoje zainteresowanie nieznanymi mu postaciami i pomimo niewyobrażalnych barier oraz obowiązujących praw fizycznych, mentalnie w czasie rzeczywistym nawiązał z nimi kontakt. Swoimi umiejętnościami wywarł na nich piorunujące wrażenie, ponieważ w tym złączeniu wszyscy uczestnicy słyszeli jego i siebie nawzajem, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Jako gatunek od zarania swoich dziejów spiczastogłowi uważali siebie za rasę pozbawioną umiejętności telepatycznych i telekinetycznych w kontaktach z obcymi. Braki powodowały ograniczenia w rozwoju i skazywały ich na wyszukiwanie alternatywnych często tylko technicznych rozwiązań. Przeważnie do skomunikowania i nawiązania łączności posługiwali się minerałami oraz biologią. Dzięki ich pracy i osiągnięciom starożytni Egipcjanie stworzyli Neczeru i wynieśli go na orbitę. Działo się to na długo przed potopem, gdy praludzie zdobywali wiedzę na uczelniach jajogłowych, współpracowali i nie wyrządzali sobie krzywdy. Jednak gdy genetycznie zmutowano ludzkość, relacje z nowym pokoleniem bardzo się pogorszyły. Kiedy do tego doszło, nauczyciele wraz z najbardziej oddanymi przenieśli się na oddalone kontynenty i tam zaczynając od zera, wznieśli wielkie budowle, by po tysiącach lat z Ziemi przed zagrożeniem uciec w kosmos.

Byłego Łuskowca przy mentalnej rozmowie zaciekawiło często powtarzane, w stosunku do jego syna, niezwykle dźwięcznym językiem słowo Arenga, którym jajogłowi poprzedzali coś nowe. Pozostali uczestniczy dialogu nieświadomie albo z jakieś przyczyny zaczęli je używać. Ludzikowi ten zwrot bardzo przypadł do gustu, jego ojcu i matce się również się spodobał. Widocznie nie tylko dla nich liczyła się ukryta w nim siła i łatwość zapamiętywania oraz wymawiania przez różne rozumne gatunki. Wieść nadania imienia szybko się rozeszła i zanim zakończyła się wizyta z zaświatów, malec dostał w końcu własne miano. Wraz z nim rozpoczął się jego wyraźnie przyśpieszony proces dojrzewania. Wyglądało to, jakby klątwa niemowlęctwa została zdjęta i w krótkim czasie miał stać się młodym silnym i niezwykle mądrym mężczyzną. Nadnaturalność procesu była zbyt wyraźna nawet dla oponentów i malkontentów, jakich nigdzie i nigdy nie brakuje.

Niespodziewanie nastąpił przełom we wzajemnych relacjach, lecz dopiero po poznaniu syna Naira, Arenga co skutkowało ociepleniem wzajemnych relacji. Jajogłowi zaprzestali użalać się nad swoją przeszłością i szkalować obecnych mieszkańców Ziemi i podważać ich praw do przebywania na ich planecie. Wszystkie wcześniejsze zarzuty wycofali, a zwłaszcza wniosek o deportację potomków eksperymentów medycznych, na rodzime planety ich stwórców. Nowy człowiek ucieszył się ze zmiany postawy z negatywnej na przyjazną, ponieważ gdyby do tego nie doszło, po zapadnięciu niekorzystnego wyroku w Trybunale Międzygalaktycznym znaczna część z nich zostałaby przesiedlona na planety beztlenowe albo takie, które uległy zniszczeniu i nie nadawały się do zamieszkania.

W ocenie wysłannika, najważniejsze było, że spiczastogłowi zmienili narrację i zaczęli występować już nie jako jedyni, lecz jako współwłaściciele planety Ziemia. Jednocześnie wyrazili chęć na współistnienie i powrotu do kolebki ich rasy o ile dostaną pomoc w szybkim przywróceniu prawidłowej grawitacji, a oni już we własnym zakresie jak poprzednio odbudują atmosferę. Odzew na postulat pojednania i wolę wspólnej egzystencji z innymi gatunkami został pozytywnie oceniony i rozpowszechniony po najdalszy skraj kosmosu jako wzorcowy i godny naśladowania.

Delegata Ziemi, ucieszyła wizja szybkiego otrzymania wsparcia od społeczności międzygalaktycznej w procesie zasklepiania ran własnej planety, likwidacji dawnych wojennych zniszczeć, utylizacji wciąż groźnych toksyn, czy radioaktywnych śmieci i możliwość ich utylizacji w kosmicznych czarnych dziurach. Zastanawiał się o cenę, jaką przyjdzie Ziemianom zapłacić i czy otrzymane reperacje za stworzenie człowieka, który swoim postępowaniem doprowadził do zagłady planety jedynej przyjaznej do życia w układzie słonecznym, okażą się wystarczające. Przynajmniej jednego był pewny, że jako ziemski wysłannik na forum międzygalaktycznym zrobił wszystko, by naprawić błędy dawnych idiotów żądnych władzy, lecz unikających odpowiedzialności za powstałe konsekwencje. Posiadając pełny wgląd w zgromadzone materiały dotyczące historii Ziemi, mógł poznać najdrobniejsze i najbardziej skrywane sekrety z dowolnej epoki. Wielkość zgromadzonego materiału zwykłego śmiertelnika przerażała i doprowadziłaby do szaleństwa, gdyby chciał zapoznać się ze wszystkimi szczegółami, a jego tylko przytłaczała pomimo podarowanej mu długowieczności.

Otoczony wybitnymi umysłami wielu inteligentnych gatunków i przebywając od dłuższego czasu w ich towarzystwie, doskonale zdawał sobie sprawę, że dar, jaki otrzymał, w każdej chwili mógł być cofnięty, a on może zostać strącony ponownie do roli półzwierzęca, któremu tylko się wydaje, jak bardzo jest mądry. Jako Łuskowiec z racji intelektu zajął zaszczytne miejsce w klanie, który dostrzegł w nim nadzieję na swoją lepszą przyszłość, o ile zostanie poddany dalszej edukacji. Gdyby nie decyzja starszyzny klanowej o wysłaniu utalentowanego młokosa do pustynnej akademii pomimo wielkich kosztów, pozostałby jednym z wielu jej członków skazanym na skromną wegetację, jaką umożliwiała pustynia. Zrewanżował im się z nawiązką, doprowadzając do zmiany biegunów Ziemi i nawadniają nieużytki, które zostały obsiane przez strażnika jadalnymi roślinami. Konsumpcja natychmiast wzrosła, a wraz z nią poprawiła się zdrowotna kondycja w całym klanie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania