Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 19

Komputery posłużyły się Nairem w sposób nie do końca przeanalizowany. Jednak zawiłość, zmienność i nieprzewidywalność środowiska, w którym przyszło im funkcjonować, wymusiło na nich często nielogiczne postępowanie. Chwilowym scaleniem starali się odwzorcować działanie ludzkiego mózgu. Zwłaszcza zdolność i trafność podejmowanych przez niego decyzji. Najnowsze dane pozyskiwane przez ich wysłannika sugerowały, że mają do czynienia z cywilizacją podobną do tej z nowego świata, funkcjonującej przed odkryciem przez Krzysztofa Kolumba. Tam też mogła istnieć i prawdopodobnie istniał jakaś zbiór praw, który przez wieki obowiązywania wypracował sobie normy wzajemnego poszanowania i postępowania.

Najbardziej niewiarygodnym i niemożliwym do wyjaśnienia zjawiskiem dla komputerów kwantowych, był zarejestrowany obraz zmiany struktury kamienia. Lita skała pod wpływem dźwięku zmieniła własną liczbę atomową i ze stanu stałego, przeszła w gazowy, by po zaprzestaniu pieśni, powrócić w wyjściowy. Jedynie Neczeru w tym gronie taką wiedzą nie był zaskoczony, ponieważ cywilizacja, która go stworzyła, posługiwała się podobną techniką. Niestety wysyłając go przed katastrofą na orbitę, zadbano jedynie o wyposażenie jego jako biologicznej arki, a nie w orbitalną bibliotekę przechowującą dorobek naukowy cywilizacji. Widocznie konstruktorom wydawało się, że sami potrafią tego dokonać.

Wzorce postępowania i zachowywania mieszkańców doliny, tylko pozornie nawiązywały do tej znanej wcześniejszym mieszkańcom oby Ameryk i niektórych plemion afrykańskim. Jedyna wspólną cechą była niewątpliwie nieinwazyjna cywilizacja, jaka cechowała również tamte społeczności, zanim nie zostały zniszczone. Zapomniane metody uprawy roli, zapewniały im doskonałe zaopatrzenie sporej populacji w żywność, bez niepotrzebnego niszczenia środowiska naturalnego i jego nadmierną eksploatację. Postępowali przyjaźnie, ponieważ swoimi wcześniejszym nieprzemyślanym działaniem doprowadzili do wymarcia kilku gatunków zwierząt, których niczym nie mogli zastąpić. Wyginiecie jednych doprowadziło do przerwania łańcucha pokarmowego i w konsekwencji do zagłady innych.

Nieliczni ludzie i zwierzęta, którzy przeżyli zagładę, przez wiele lat borykali się z plagą szczurów odpornych na promieniowanie. Nadmiar w początkowym okresie wygłodniałych gryzoni, atakujących wszystkie organizmy żywe, mocno uszczuplił różnorodność gatunków. Najbardziej odpornymi okazali się ludzie i byli jak zawsze znacznie większymi drapieżnikami niż niewielkie stworzenia. Łatwość, z jaką je odławiali, wykorzystując wrodzone cechy, doprowadziła w krótkim czasie, do ich prawie całkowitego wyniszczenia. Drugim nie mniejszym ich łowczym okazała się stworzona w laboratorium ekspansywna roślina, która w założeniu stwórców miała odżywiać się odpadami. Różnymi sadzonkami o podobnym działaniu obsadzono liczne wysypiska śmieci, nienadających się do recyklingu albo kłopotliwych w utylizacji. Gdyby jednocześnie nie zastosowano sztucznie stworzonych bakterii, czy enzymów, przyspieszających rozkład plastiku, prawdopodobnie eksperyment zakończyłby się sukcesem. Niestety nieprzemyślane i do końca nie zbadane, wrzucanie wszystkiego do jednego worka, zaowocowało powstaniem licznych odmian demonicznych roślin. Spora ich ilość zasmakowała w mięsie podziemnych gryzoni i je zaczęła atakować. Wykorzystały do rozprzestrzeniania łatwość roślinnego rozmnażania i wraz z wiatrem przenosiły się nawet dziesiątki kilometrów. Najszybciej z przyrody wyeliminowały krety, mrówki i gryzonie, które nie potrafiły zmienić swojego trybu życia. Trudniej poszło im z myszami i szczurami, lecz i im w końcu dały radę. Zagładę przetrwały stearyny przenosząc swoje siedliska w wysokie góry, gdzie ze względu na klimat i skaliste podłoże zmutowane rośliny nie były w stanie wegetować. Wiewiórki i kilka gatunków, jakie porzuciły nory i przeniosły się w korony drzew, przetrwało.

Nair wraz ze swoim zaprzęgiem i wilczałami, powoli przemierzał bez wyraźnego celu dolinę. Najbardziej krepowało go towarzystwo czteronożnych drapieżników, lecz nie potrafił ich się pozbyć. Dziwne zwierzęta nieoczekiwanie pojawiły się przy nim, gdy ściągał skórę z padniętego jeleniowca. Początkowo zamierzał, tylko spróbować smaku jego mięsa i gdyby w smaku był dobry z pewnością stworzyłby plan jego zakonserwowania do późniejszej konsumpcji. Niestety zdążył tylko skosztować wybornego udźca. Gdy pojawiło się stado, składające się z co najmniej dwudziestu wilczałów w różnym wieku i płci. Ciała ich były mocno wychudzone i może dlatego do całości nie pasowała potężna głowa z wielkimi zębami. Spodziewał się z ich strony ataku, więc swój najdłuższy i ostry nóż wysunął niczym szablę przed siebie. Zamiast agresji, usłyszał w swojej głowie prośbę o podzielenie się mięsem. Siląc się na spokój i nieokazanie lęku, zaprosił do wspólnego posiłku. Dwa najbardziej dorodne i najzdrowsze osobniki, które mu towarzyszą podeszły jako pierwsze i zatopiły kły. Trzask łamanych kości, jaki temu towarzyszył i potężna porcja mięsa, jaką wyrwały znacznie więcej mu powiedziały o sile ich szczek, niż jakakolwiek obserwacja. Każdy osobnik w niezrozumiałej dla niego kolejności podchodził tylko raz i robił jeden kęs, po którym znikał w jego paszczy spory kawał mięsa i kości. Najstarsze bezzębne okazy zadowoliły się jelitami. Prędkość, z jaką pochłonęły jeleniowca zaskoczyła Łuskowca. Wystarczyło kilka przyspieszonych bić jego spanikowanego serca i po dorodnym okazie pozostały jedynie rogi. Jednak i im nie dano spokoju i zanim dobrze się przyjrzał, jak szybko znikają, miejsce walki pozostało prawie sterylne. Nic nie pozostało ze stoczonego pojedynku dwóch jeleniowatych, nawet zaschnięta krew w trawie została wylizana. Wtedy usłyszał propozycję przyłączenia się do jego wędrówki, dwóch najbardziej groźnych osobników. Zawarł przymierze, chociaż wiedział, że będzie zmuszony swoimi zapasami dzielić się z wilczałami, lecz wolał mieć ich po swojej stronie, niż jako przeciwników.

Nowy człowiek przez nikogo nieniepokojony szedł wraz ze swoim orszakiem przez dolinę. Jego powolna wędrówka służyła do zbierania danych, które były za pośrednictwem antycznego sztucznego satelity, przesyłane do zrujnowanego podziemnego kompleksu i tam dokładnie przez komputery analizowane. Czasami na prośbę Aniołów, dotykał niezwykłych ubrań i trzymanych w dłoniach przedmiotów. Musiało to w oczach tubylców wyglądać niezwykle dziwnie, sadząc po ich reakcjach, lecz tym się nie przejmował. Wszystko na nich i dookoła było pochodzenia biologicznego albo z naturalnych materiałów, do jakich można było zaliczyć glinę, krzemień, drewno, czy kilki innych rodzajów kamienia. Jednak łączyła je jedna wspólna cecha, było nią wysokie przetworzenie bez użycia narzędzi, czy maszyn drukujących, które istniały przed zagładą.

Przedmioty codziennego użytku, sadząc po roztapianiu skały śpiewem, musiały powstawać w podobny sposób. Komputery prawie oszalały, po wyciągnięciu takiego wniosku, ponieważ w upadłej cywilizacji nie istniało nic, co dopuszczałoby jakiekolwiek wyjaśnienie takiego zjawiska. Inaczej do tego podchodził Neczeru i akceptował istnienie formowania materii siłą myśli, a śpiew jedynie pomagał w niezbędnej koncentracji. Powstał spór, który dla dobra wszystkich musiał zostać zażegnany i jedną możliwością do jego rozstrzygnięcia, było zbliżenie się do mieszkańców w sposób nagły. Inaczej niezdecydowanie i skrócenie dystansu może skutkować, zbyt długim rozciągnięciem w czasie.

Nairowi, podobali się ludzie z doliny, a zwłaszcza szacunek w ich oczach, jaki dostrzegał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że po jego dwukrotnym wystąpieniu, na jakie natura odpowiedziała. Musi w oczach tubylców uchodzić za Boga albo jego wysłannika. Ludzkość od zawsze we wszystkich nieznanych zjawiskach dopatrywała się opatrzności bożej i nie przypuszczał, by nagle w tym miejscu mogło ulecz to zmianie. Aniołowie podzielali jego pogląd i poprosili o wygłoszenie na placu zgromadzeń kwestii.

- Ja, Nair, zostałem na eony ukryty przez najwyższego przed wszystkimi i nikt z ludzi nie wiedział gdzie przebywam, a ci, co mnie znali dawno zmarli i obrócili się w pył. Wszystkie moje, poprzednie wielkie czyny poszły w zapomnienie. Podczas długiego snu ujrzałem wizję, którą teraz wypowiem mową ciałem i tchnieniem. Wielki pan dał nam usta i myśli, żebyśmy mogli mówić oraz do rozumienia i współczucia serce. Mam zebrać wasze prośby do niego. Jeżeli będą pochodzić od prawych i szlachetnych on je spełni w wieczności. Dopóki was nie wezwie do siebie, macie być związani na ziemi po wszystkie wasze doczesne dni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania