Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 32

Renery były niewysokimi czteronożnymi rogatymi roślinożercami i musiały powstać podobnie jak więksi kuzyni w laboratorium. Świadczyła o tym nie tylko inteligencja, zdolność mentalnej mowy, lecz zginanie stawów w nogach. Kiedyś przed upadkiem wysoko rozwiniętej cywilizacji stawy przednie i tylne podobnie wyglądających zwierząt były przeciwstawne. Sierść była krótka i zazwyczaj koloru brązowego, co umożliwiało wędrówkę nawet w wielkiej gęstwinie i ukrywanie się przed drapieżnikami. Niestety stwórcy serii rogaczy, ubarwili ich ciała w jaskrawe kolory. Takie umaszczenie zdaniem sztucznej inteligencji ze zrujnowanego podziemnego kompleksu miało służyć do zabawiania gawiedzi, a zwłaszcza małych dzieci, a nie unikania zagrożenia. Neczeru, tylko częściowo podzielał tę opinię i odnosiła się ona nie tylko do Renerów. Jego największy sprzeciw w tych domysłach budziły Expos, ponieważ okazały się najbardziej wrednymi, mściwymi stworzeniami, jakie miał możliwość obserwacji i tą cechą charakteru dorównywały ludziom sprzed upadku. Ubarwienie przez genetyków w żółte i pomarańczowe paski miało ostrzegać, a nie rozweselać. Jeleniowce, jego zdaniem znalazły się nie tylko wzrostem pomiędzy małymi stworkami i dużymi. Podobnie było z ich charakterem i na potwierdzenie tej teorii przytaczał ubarwienie beżowe.

Nair, spokojnie wysłuchał burzy, jaką wywołały ostatnie wydarzenia, w których brał udział i po wysłuchaniu miał własne zdanie. Zawieszone pomiędzy i jego opinia polegała nie tylko na własnym doświadczeniu życiowym, lecz też na wiedzy, jaką posiadł przynajmniej z dwóch źródeł. Rozmów przeprowadzonych ze śniącym z doliny nie brał pod uwagę, ponieważ w pełni nie był w stanie dopasować ich do miejsca i czasu.

Przywódczyni inteligentnych pstrokatych zwierzątek posiadała przyjazne usposobienie do ludzi i okazała je Nairowi. Wylewnością i bezpośredniością mocno go zaskoczyła, a zwłaszcza uczucie ciepła, jakie w niego wtłoczyła. Tylko pomyśleć, zawdzięczał to niewielkiemu parzystokopytnemu kucykowi mającemu na sobie kolorowe paski, które mocno gryzły się z sobą, lecz u innych zapewniały mniejszą, lub większą harmonię. Jednak nie wszystkie niewielkie czworonogi, miały na sobie takie omaszczenie. Sporo osobników było w gwiazdki, półksiężyce, groszki albo w chmurki. Gdyby nie żyły w miejscu chronionym przed wilczałami, z pewnością dawno uległyby całkowitemu unicestwieniu, a tak przetrwały i pozornie miały się świetnie. Jeżeliby w rzeczywistości tak było z pewnością nie pragnęłyby klęski Exposów. Dlatego z ochotą zgłosiły się do przeciągania ich padliny poza granice wytyczone przez dźwięk. Prawdopodobnie miała być to z ich strony zemsta za wszystkie doznane urazy i upodlenia, czy krzywdy.

Nowy człowiek z ochotą skorzystał z propozycji współpracy i błyskawiczne sobie wszystko zaplanował. Postanowił do zrobienia prowizorycznej uprzęży, którą zasugerowała mu sztuczna inteligencja, wykorzystać liany spinające trujące kolczaste krzewy, rosnące dookoła więzienia. Korzystając ze swojego ostrego noża, odcinał je z największą ostrożnością od korzeni i po przywiędnięciu bez problemów, wyszarpywał z krzewów. Rośliny dość szybko podsychały na wyjałowionym gruncie i początkowo musiał spieszyć się z wyplataniem uprzęży, by całkowicie nie zdrętwiały. Dopiero po pewnym czasie nabrał wprawy i wyczucia najlepszej giętkości lian do własnych celów. Ograniczył ilość zaprzęgów do czterech, by zachować możliwość jak największej kontroli, przeciągania poza granicę wyznaczoną przez dźwięk padliny.

Niewielkie parzystokopytne radosne stworzonka nadzwyczaj karnie ustawiały się w szyku i wręcz pomagały w zakładaniu uprzęży. Podobnie było z przyczepianiem martwych potężnych rogaczy. Początkowe obawy, że nie dadzą rady ciągnięcia po mocno wysuszonym gruncie okazały się bezpodstawne, ponieważ biegające luzem łapały w pyski uprząż i wspierały przeciążonych w wysiłku współbraci. Dopiero niewielka warstwa białego puchu, niedaleko granicy terytorium Expos dała im trochę wytchnienia, lecz gruba uwięziła je i interwencja Naira była konieczna. Kiedy zmagał się z wyprzęganiem zapadniętych w śniegu niemal po szyję, w pobliżu pojawił się Jeleniowiec. Sadząc po jego zachowaniu i reakcji dużo wcześniej zauważył nowego człowieka. Widocznie musiał od dłuższego czasu iść jego śladem. Jednak nie podszedł, tylko przemieścił się w pobliże pozostawionych drągów z bagażem, które wcześniej z nienawiścią ciągnął i czekał. Renery również go dostrzegły i niczym stado wściekłych bestii rzuciły się w jego stronę i usiłowały dopaść. Świeży nieuleżały biały puch mocno utrudniał im przemieszczanie, więc piszczały z wściekłości i przystąpiły do stadnej współpracy. Zwarły się w ciasny szyk i udeptując śnieg, powoli, lecz nie ubłagalnie okrążając z dwóch stron zbliżały się do łapanego w pułapkę Księcia Yai.

Początkowo dla Naira widok wydawał się zabawny, lecz dostrzegł dookoła Jeleniowca, że śnieg zabarwia się na czerwono. Ktoś musiał go podczas jego nieobecności poranić i padło na Expos. Tylko duża ilość niewielkich ran przeczyła temu domysłowi. Prawdopodobnie zagadka dłużej pozostałaby nie rozwiązana, gdyby nie pogryziona częściowo uprząż, w miejscach trzymanych pyskami przez Renery. Liczne ślady ostrych kłów, przeczyły domysłowi, że są to roślinożercy.

Niespodziewanie dla Naira rozpoczęła się walka o życie Jeleniowca i zadał sobie sprawę, że w tym przypadku jest na straconej pozycji. Przeciwników było zbyt dużo i do tego umiejących działać stadnie w sposób przemyślany. Jedyną nadzieją dla rogacza stojącego w głębokim śniegu przy drągach, była pomoc wilczałów. Starając się naśladować ich wycie wydał z siebie odgłos, który zdaniem Neczeru powinien być wezwaniem watahy. Nieprzećwiczony wcześniej dźwięk daleko odbiegał od doskonałości, lecz przynajmniej powstrzymał Renery. Drapieżne stworki wyraźnie prowadziły między sobą naradę. Dość szybko doszły do porozumienia o przejrzeniu ich gry i każdy szyk podzielił się na dwie grupy. Przednie dalej okrążały Jeleniowca, a tylne zaczęły nacierać na nowego człowieka. Tym razem nie wyglądały niewinnie i przyjaźnie jak wcześniej. Swoim warkotem i otwartymi pyskami z widocznymi ostrymi kłami, akcentowały swój zamiar i starały się wzbudzić strach. Nair, starając się utrzymać dystans i bufor, jaki zapewniał głęboki śnieg, kierował się w stronę granicy, gdzie był najgłębszy. Drapieżne stworki były uparte i nie rezygnowały, uparcie przemieszczały się za swoimi celami. Jeleniowiec widząc, w jakim kierunku zmierza ten co go pojmał i uwięził, wykonał skok w stronę granicy. Sił starczyło mu zaledwie na trzy i każdy kolejny był krótszy od poprzedniego. Zmęczony patrzył jak daleko się oderwał od Renerów i czy one zauważyły jego manewr. Zaledwie na chwile uspokoił oddech i mógł się łudzić, swoim doskonałym planem, ponieważ dość szybko inteligentne monstra wyczuły, albo odkryły jego nowe miejsce przebywania.

Niedaleko rozległo się wycie przynajmniej kilku wilczałów, lecz sam dźwięk nie powstrzymał Renerów. Zapamiętale parły do przodu i wydawało się, że nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Nair, pierwszy odczuł zanik dźwięku chroniącego terytorium Expos i natychmiast tą wiadomością podzielił się z Jeleniowcem. Wraz z przekroczeniem granicy, mogli liczyć na pomoc zaprzyjaźnionych drapieżników, które już dla Yai nie byli takimi krwiożerczymi bestiami jak na początku. Dlatego wziął przykład z usiłujących dopaść go Renerom i pchając sobą śnieg niczym taran, kierował się w stronę granicy. Zaraz za nią natknął się na przyczajone wilczały i po ich śladach dotarł do nowego człowieka. Tamten obejrzał jego rany i z torby wyjął opakowanie z maścią otrzymaną w dolinie. Wystarczyło, że posmarował nią rany zadane pod jego nieobecność przez Renery i z zaskoczeniem odkrył przebarwienie wskazujące na toksyny. Gdyby jego pomoc nadeszła później, prawdopodobnie w niedługim czasie zniszczyłaby organizm rogacza, albo sparaliżowałaby. Jeleniowiec pod wpływem maści uśmierzającej okropny ból, poczuł wyraźną ulgę i był w stanie dalej wędrować.

Wilczały musiały znacznie wcześniej poznać ostre kły i jad w ślinie Renerów, ponieważ nie zaatakowały otwarcie przeciwników podobnej sobie wielkości, tylko przechodzące przez granice łapały za szyję z boku. Mocno ściskały łamały kark, lecz bardzo się starały, żeby zębami nie uszkodzić skóry. Część mniejszych albo wychudzonych osobników z braku odpowiedniej siły dusiła. Pomimo zachowania ostrożności i dołożenia starań kilkoro mniej zwinnych zostało przez drapieżne kuce pokąsanych, a najstarsza samica zagryziona. Rannym wilczałom z pomocą przyszedł nowy człowiek ze swoją cudowną maścią.

Plany Naira nakarmienia wilczały czterema truchłami Expos nie powiodły się, ponieważ dwa zostały celowo pogryzione przez Renery, przeszły trucizną i nie nadawały się do konsumpcji. Natomiast w pozostałych dwóch musiał wyciąć spore połacie mięsa z wielkim naddatkiem i wyrzucić, by toksyny nie rozeszły się na całość. Zamierzona uczta przerodziła się w skromny posiłek, po którym nikt nie czuł się nasycony. Dlatego nowy człowiek w poczuciu odpowiedzialności nakarmienia wszystkich mu przyjaznych, z pomocą sztucznej inteligencji zaczął tworzyć plan na obejście zabezpieczeń, albo ich unieszkodliwienie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania