Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 28

Kiedy niewielka grupa Naira zbliżyła się na odległość wzroku, od wysokiego muru stworzonego z naturalnych skał, która chroniła dolinę. Nowy człowiek, niestarannie machnął w powietrzu dłonią, jakby odganiał się od natrętnej muchy i szedł dalej. Gestu nie powinien wykonać, ponieważ w pobliżu nie było żadnego natrętnego owada, a zwłaszcza go atakującego.

Utarty szlak niedaleko kamiennej palisady gwałtownie urywał się i zamiast niego pojawiła się bagienna roślinność. Stabilny grunt skończył się równie nagle, w miejscu, w jakim pojawiły się pierwsze lubiące wilgoć porosty. Wysłannik Aniołów nie zawahał się i nie zwolnił, stawiając stopę na kępie podobnej do mchu. Dzięki strażnikowi dokładnie wiedział, gdzie powinien stawiać kroki i jak rozkładać ciężar. Musiał tylko silnie pociągnąć za powróz, przywiązany do Księcia Yai, który odruchowo zaparł się przednimi racicami. Silne szarpniecie, uniemożliwiło mu uniknięcia bagna i zmusiło go wejścia. Kiedy tam się znalazł, natychmiast przyspieszył, lecz silne dłonie powstrzymały go od panicznego biegu. Nigdy wcześniej dumny rogacz nie czuł takiego strachu jak przy stawianiu kroków na mocno uginającym się podłożu. Obciążone jego ciężarem miejsce zapadało się, a w pobliżu wypiętrzało się i potęgowało uczucie rychłego utonięcia. Podobnie działo się dookoła innych, lecz widmo grozy nie nawiedziło tylko łuskowca. Zjawisko upodobniało ich przemieszczanie, do płynięcia niewielką łódką po sztormowym morzu.

Gdy nie utopił się i pierwsze silne emocje opadły, Yai przypomniał sobie przebieg lekcji w szkole przetrwania. Doświadczony instruktor uczył wychowanków przewidywania zagrożeń i bezpiecznego pokonywania nieznanych terenów. Dzięki wielokrotnym podróżom wiedział, jak powinno się rozkładać własny ciężar na różnych podłożach. Racice Jeleniowców swoją budową przypominały kończyny wymarłych łosi, które uważane były za mistrzów w pływaniu i w pokonywaniu grząskich terenów. Odpowiednie ustawienie, natychmiast przyniosło księciu odczuwalną ulgę i przestał zapadać się po brzuch. Kilka kolejnych kroków odsunęło widmo szybkiego wchłonięcia przez bagno, przyniosło pewność i dało mu sposobność na oglądnięcie się za groźnymi wilczałami. Drapieżniki przemieszczały się po bagnie jakby wpław. Rozłożyły ciała, co spowodowało zmniejszenie nacisku na powierzchnię i odpychały się łapami. Taka technika umożliwiała im na powolne ślizganie się po powierzchni. Pośród pozostałych okazał się najszybszym i natychmiast dostrzegł szansę na ucieczkę, gdyby tylko dwunożny sznur puścił. Oprawca widocznie tego się obawiał i silnie trzymał jego koniec. Istniała jeszcze druga opcja, w której kat przewidział, że mógł tonąć, a on miał go wyciągnąć z topieli.

Zanim opuścili trzęsawisko, zagradzające drogę skały rozstąpiły się i umożliwiły im przejście. Wywiadowcy z kilku rozumnych ras zamieszkujących dolinę, ze swoich ukrytych stanowisk obserwowali przejście przez mokradła. Większość była pod silnym wrażeniem sprawnego pokonania przeszkody, jaką stanowiło bagno. Stracili pewność jego skuteczności i zwątpili w zasadność utrzymywania łapacza intruzów. Kolejnym zaskoczeniem okazało się zachowanie obcego, który, gdy tylko stanął na stabilnym gruncie. Jako pierwszego wyciągnął Księcia, ciągnąc przywiązany do jego szyi gruby powróz. Dopiero później wilczały wykorzystując do tego długi pleciony sznur, którego koniec im rzucał, a one łapały go sinymi szczękami.

Kiedy wędrowiec ze swoją świtą oddalił się od granicy doliny, Nair ponownie wykonał odganiający gest, który przywołał ponownie sygnał z góry. Skały pod wpływem niesłyszalnych dla ludzkiego ucha dźwięków ruszyły i zaczęły napierać na siebie, aż powstało wypiętrzenie jeszcze wyższe niż wcześniej. Nowe przemieszczanie spowodowało, spadniecie wszelkiej roślinności zakorzenionej w szczelinach i znikła powierzchnia zwietrzała. Kamień w tym miejscu świecił swoją świeżością i wyraźnie wyróżniał się od pozostałej części skalistej palisady.

W sporej odległości doliny w wąskim wąwozie, gdzie ze skał tryskało źródło niezwykle zimnej wody, wypadł strudzonym wędrowcom pierwszy postój. Nair, wyswobodził Jeleniowca z pęt i pozwolił mu na swobodne zaspokojenie pragnienia i głodu. Swoimi zapasami podzielił się z wilczałami, lecz tym razem nie pozwolił im na minimalne zaspokojenie głodu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ich możliwości obronne i szybkość w pokonywaniu odległości, zależą od ich kondycji fizycznej, a ona w zagłodzonym ciele jest niewielka.

Książę dostał pełnie swobody na ograniczonym wielkimi głazami terenie i zdawał sobie sprawę, że byłby głupcem, gdyby próbował ucieczki. Wilczały były znacznie szybsze od niego i z pewnością bardziej zadowoliłyby się jego mięsem niż wymęczoną szarańczą i suszonymi rybami, jakie im ofiarował jego oprawca. Ciemiężyciel usiadł w skalnej szczelinie pod nawisem skalnym i z wielkim apetytem pochłaniał suszone owoce oraz orzechy ofiarowane mu przez śniącego.

Kiedy posiłek dobiegł końca, jeszcze przez chwilę wszyscy odpoczywali i zanim zaczęli szykować się do drogi, Jeleniowca zaatakował wielki drapieżny kot, który był jeszcze większym postrachem doliny niż wilczały. Zawsze wybierał najłatwiejszą zdobycz i zanim ofiara zorientowała, co się z nią dzieje, miażdżył jej kark i porywał. Wielką skuteczność w polowaniu zapewniała mu niewiarygodna szybkość i niesamowita siła jaką dysponował. Jeszcze nigdy jego wysiłki nie zakończyły się sukcesem i z tego powodu był zbyt pewny siebie. Skoczył jak zawsze, lecz tym razem było inaczej, zanim dopadł rogacza, przed nim pojawiła się dwunożna brodata istota, uzbrojona w błyszczący szpikulec. Ostre ostrze bez problemu przecięło skórę i zagłębiło się w jego ciele. Ominęło grube kości i przecięło najważniejszą arterię. Kociak jeszcze w locie, dzięki swojej gibkości próbował uniknąć ciosu, lecz skręt ciałem wykonał ułamek za późno i się odsłonił. Gdyby wykonał odpowiedni unik i wystawił twardy grzbiet, z pewnością złamałby stal, lecz jego manewr okazał się niezwykle dla niego niefortunny. Odruchowo pod wpływem uczucia zimna, podkurczył łapy i głową uderzył w głaz. Trzask łamanej czaszki nie jemu, tylko zgromadzonym w wąwozie uświadomiły, że nastąpił jego koniec. Kocica, widząc, co przytrafiło się partnerowi, prychając, zamiast uciekać z młodym, rzuciła się bezmyślnie na zabójców ojca swojego dziecka i po chwili oboje podzielili jego los.

Nair, był pod silnym wrażeniem szybkości ataków kotów i gdyby nie ostrzeżenia strażnika oraz jego bezcenne rady z pewnością cało nie wyszedłby z tej opresji. Skutecznej obronie przysłużyło się sprzyjające ukształtowanie terenu. Nawisy skalne, wąskie pole podejścia i ostra stal pochodząca z czasów przed upadku, miały decydujące znaczenie. Dopiero po zastanawiał się, czy przygotowanie do obrony i wcześniejsze zastanawianie się nad własnymi szansami przy konfrontacji noża i ostrych kłów, pazurów byłoby lepszym rozwiązaniem, czy gorszym. Zanim rozwiązał zagadkę i dopadły go emocje, towarzyszące mu drapieżniki zaczęły biegać w kółko. Jego postawa wywarła niesamowite wrażenie na wilczałach, a zwłaszcza jego umiejętność uśmiercania. Działał z precyzją i skutecznością, o jaką dwunożną istotę nie podejrzewały. Obwąchując ścierwa kotów, potrzebowały chwili, by uporządkować własne myśli. Kiedy człowiek pozwolił im na zagospodarowanie ciał, zawyły. Dźwięki były przeraźliwe zwłaszcza dla Jeleniowca, który, zanim ucichły, podbiegł do swojego oprawcy i w jego bliskości szukał bezpieczeństwa. Panika i strach przed spotkaniem z wygłodniałym stadem mięsożerców, były doskonale widoczne w oszalałym wzroku rogacza. Widząc to wysłannik Aniołów, zaczął się obawiać, czy jego zwierz pociągowy przeżyje spotkanie z drapieżnikami. Dlatego zarządził pospieszny wymarsz, w przeciwnym wypadku nie zdążą do bezpiecznego miejsca przeznaczonego na nocleg i noc ich zastanie w odsłoniętym miejscu.

Jeszcze nigdy wcześniej Jeleniowiec nie był tak chętny do ciągnięcia bagażu, jak po komendzie o natychmiastowym wyruszeniu w dalszą drogę. Niczym wytrenowany koń ustawił się w miejscu, w którym najłatwiej było przytwierdzić do niego prowizoryczną konstrukcję, służąca do transportu bagażu. Balast umieszczony na drągach, po obfitym posiłku stał się trochę lżejszy, lecz znacznie cięższy niż podczas wchodzenia do doliny. Wtedy składał się z rzeczy osobistych nowego człowieka, z suszonych ryb i uwiezionej szarańczy. Niewiele brakowało, by tak pozostało, jednak jego bełkotliwe wystąpienie przyniosło mu kilkoro sympatyków i to oni wyposażyli w prowiant swojego nowego guru. Łuskowiec był tak zaskoczony darami, a zwłaszcza ich hojnością, że w pierwszej chwili chciał odmówić. Prawdopodobnie tak by się stało, gdyby był wychowany w dobrobycie. Tylko on od zawsze cierpiał głód, pragnienie i z tego powodu potrafił docenić wartość każdego kęsa oraz pojedynczą kroplę pitnej wody.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania