Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 93

Dzięki udostępnionej zaawansowanej technologii Nair mógł z dowolnego miejsca i w czasie obserwować nie tylko swój były klan. Nakład ich wysiłków na zapewnienie sobie żywności, by przetrwać kolejny dzień, uległ zweryfikowaniu i znacznemu ograniczeniu. Nagle podarowano im dodatkowy czas, który mógł zostać zagospodarowany do innych celów niż ciągła praca. Możliwość relaksu i zregenerowania własnego organizmu początkowo budził sprzeciw i niedowierzanie, lecz w krótkim czasie spostrzeganie czasu wolnego przyjęto jako coś normalnego. Zjawisko przy zmiennych porach rocznych stawało się niepokojące i wszelkimi dostępnymi sposobami starał się uprzedzić i skłonić do określonego wysiłku.

Ludność pokryta łuskami wyciągnęła z lamusa dawno zapomniane przyzwyczajenia i metodą prób i błędów testowała sposób spędzania wolnego czasu. Zwłaszcza że nikt z klanu w ostatnim okresie z powodu braku żywnościowych nie został wykluczony, a pobyt jego zagrożony. Dlatego samopoczucie i poczucie własnej przynależności do grupy zostało przynajmniej podwojone. Codzienny lęk przed niepewnym jutrzejszym został niczym chwast wyrwany ze świadomości i wyrzucony, ponieważ nadeszło nowe, a wraz z nim dobrobyt. Początkowy nadmiar świeżych produktów przerodził się w przekleństwo, podobnie jak dążenie do pełnego wykorzystania posiadanych zasobów i ich zmagazynowanie na okres niedostatku zaniechane. Wszelkie wysiłki w przetwarzanie zostały porzucone, a zwiastuny o nadchodzącej nieznanej wcześniej zimie zbagatelizowane. Kiedy dość nagle słońce przez wysokie łańcuch górskie nie pojawiło się, spowodowane nowym położeniem geograficznym, nadciągnęła szarość. Dość szybko powietrze się ochłodziło, a przyjemne ciepło ustąpiło miejsca niskim temperaturom. Nocą malowniczy biały puch pokrył całą powierzchnię i nawet w dzień stale się powiększał. Gdy przez kilka dni nie przestało padać, wszystkim wydawało się, że jego ilość jest nieograniczona i tak już zostanie. Nastała trwoga i zapomniany lęk o jutro powrócił ze zdwojoną siłą. Dość szybko nowy mroźny kataklizm okazał się znacznie groźniejszy od wcześniej znanego. Nieprzyzwyczajeni i nieodporni na zimno Łuskowcy z braku nawet lichego odzienia na stojąco zamarzali, jeżeli opuścili podziemną klanową siedzibę w mroźny wietrzny dzień. Wcześniej płynąca obficie w nowym korycie woda przeobraziła się w jednolitą wielką bryłę, która już nie ugaszała pragnienia jak wcześniej, a usta do niej przytkane błyskawicznie przywierały, jakby były sklejone klejem. Uwolnienie z lodowej pułapki stawało się niezwykle trudne i bardzo bolesne, o ile w pobliżu nie było kogoś, kto moczem rozgrzałby powierzchnię. Ponownie do łask wróciły rozpraszające mrok i rozgrzewające kadzidełka oraz podziemne źródła wody, jakie tak jak dawniej niemrawo przemieszczały się w szczelinach skalnych. Wszystkie bardziej obfite nie uległy zmianie i pozostały jak wcześniej mętne przez zabrudzenia spowodowane podziemnymi składowiskami odpadów. Natomiast wartkie podziemne rzeki, porzucone od wielu pokoleń, niespodziewanie przeobraziły się w krystalicznie czyste i zamiast nieprzyjemnie cuchnąć, wabiły intensywnie przyjemnym aromatem. Zmianę w pierwszej kolejności zwietrzyły zwierzęta, które zwabione zapachem i szemraniem nadciągały do wodopoju grupami.

Zanim spadł pierwszy śnieg, część najbardziej kolorowych zwierząt zmieniła barwy na jasnoszare i białe. Prawie nikt nie powiązał tej przemiany z przemijającymi porami roku, a jeżeli już i ze swoimi spostrzeżeniami chciał się podzielić, to zostawał przez pozostałych wyśmiewany. Lęk przed szyderstwami powstrzymał od wyrażania swojej opinii bardziej inteligentnych i tylko ich wyobraźnia nakłaniała do gromadzenia zapasów. Najbardziej zaradni, którzy uwierzyli w nawiedzające ich sny oraz znaki prorocze, zgromadzili pełne spiżarnie i gdyby nie strach przed wygłodniałymi desperatami, mogliby czekać spokojnie do wiosny.

Gdzieś w połowie zimy wielki głód przeobraził ocalałych w bestie, które gotowe były pożreć nawet siebie. Zanim wypuściły się na polowanie, co silniejsze osobniki pochłonęły dookoła siebie wszystko, co było jadalne. Wycieńczone, brodząc niepewnie w wysokim śniegu, stawały się śmiercionośne i gotowe do największego ostatecznego wysiłku, by tylko zaspokoić głód. Część z nich nie dopadała zdobyczy i zalegała w zaspach, stając się pokarmem dla wytrwalszych. Innym się udawało i podczas wędrówki znajdywali pokonanych przez mróz lub osłabione zwierzęta, które w porę nie powędrowały na cieplejsze tereny i nie były w stanie dokopać się przez biały puch do przykrytych traw czy porostów. Ulga nastąpiła wraz z odwilżą, spowodowana silniejszymi promieniami słońca, które przedarło się przez wysokie pasmo górskie i ucałowało zmarzniętą ziemię. Nagłe zwiększenie temperatury spowodowało podtopienia na niżej położonych terenach, co po niedawnej zmianie biegunów i ucieczce z tamtych terenów ludności nie spowodowało większych szkód.

Mino, uprzedzona przez partnera, z wyprzedzeniem dotarła do w pobliże nowego równika i w towarzystwie licznej przypadkowej zbieraniny przetrwała bez specjalnych wyrzeczeń okres załamania pogody i chłodów. Podobnie jak ona prawie nikt nie ucierpiał w tym czasie na półkuli południowej, poza strefą podbiegunową, ponieważ tam w przeciwieństwie do północnej trwało lato, gdzie Neczeru miał masę pracy przy precyzyjnym zrzucaniu zasobników. Pierwsze pojemniki z nasionami wczesną wiosną były za pomocą spadochronów delikatnie spuszczane na ziemię i kiełkowały na niewielkim obszarze. Dlatego kolejne otwierał zdalnie na sporej wysokości w bezwietrzne dni, z której szybowały nad znacznie rozleglejszym terenie. Pomimo wielu prób nie udało mu się wypracować najbardziej optymalnego siewu i część nasion zawsze stawała się bezpowrotnie stracona. Inaczej stało się z zarodnikami i inkubatorami, ponieważ miejsca, na jakie docierały, wcześniej dość dobrze zostały zweryfikowane przez Arenga i nieświadomą tego dworkę Or. Ograniczony obszar nie zapewniał większej ekspansji i wydłużał w czasie osiągnięcie wyznaczonego celu. Gdyby nie ostatnia nieautoryzowana modyfikacja z pewnością byłby gotowy do samo destrukcji, by tylko osiągnąć narzucony mu priorytet. W założeniu konstruktorów i twórców jego zasoby miały jedynie przyspieszyć po kataklizmie spowodowanym globalną powodzią, regenerację utraconych zasobów. Jednak całkowite zerwanie łączności i nieaktywowanie polecenia rozpoczęcia misji i dłuższego niż zakładano, przebywanie sztucznego staroegipskiego satelity w przestrzeni kosmicznej dokonało wypaczeń. Dopiero zagrożenie zanikiem zdolności kiełkowania i obumarciem zarodków automatyczne rozpoczęło podstawy programowe. Zanim do tego doszło, minęły tysiąclecia i bioróżnorodność pod wpływem zmniejszonej grawitacji i zwiększonego promieniowania kosmicznego oraz ultrafioletowego uległa przystosowaniu. Dlatego dawne rośliny oraz zwierzęta mogły spowodować problem, jaki powodują gatunki inwazyjne. Istniała jeszcze druga alternatywa, która mogła okazać się błogosławieństwem, ponieważ podjęte działania potomków budowniczych grawitacji i atmosfery ziemskiej weszły w fazę realizacji. Zmiany były powolne, początkowo dla mieszkańców niezauważalne, lecz w dalszej perspektywie miały zapewnić korzystne warunki do wegetacji i rozmnażania organizmów żywych. Optymalny proces transformacji gwarantował pominięcie er przejściowych i obumieranie nieprzyszłościowych gatunków. Nair, po zawarciu przymierza z jajogłowymi, chcąc powrócić do rodziny, aktywnie uczestniczył w projekcie „Nowa Ziemia” i brał czynny udział od najwcześniejszych etapów realizacji.

Największym problemem w przywróceniu Ziemi do najbardziej sprzyjających warunków do życia i rozmnażania było rozpędzenie piątej składowej środka planety do wartości początkowych. Spiczastogłowi, nazywali tak najbardziej wewnętrzne jądro Ziemi, składające się z niezwykle gęstego żelaza.

Budując dla siebie planetę, po utracie macierzystej, jajogłowi opierali i posiłkowali się wiedzę zgromadzoną podczas wielu nomadzkich kosmicznych wędrówek. Wzbogacili ją nie tylko o doświadczenia, lecz i dane pozyskane u inteligentnych gatunków, które ze względu na swoje osiągnięcia zajmowały wyższy stopnień ewolucji w społeczności międzygalaktycznej. Wybór układu słonecznego w centrum kosmosu nie był przypadkowy, ponieważ oczy przedstawicieli zachowania równowagi kosmicznej były skupione na peryferiach, gdzie dochodziło do licznych manipulacji i niezgodnej aneksji z przyjętymi przez zgromadzenie ogólne zasadami adaptacji planet do potrzeb jednego gatunku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania