Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 15

Nair, pochłaniał w wielkiej ilości niewielkie smaczne kulki, aż zaniepokojony Neczeru wielkością ich spożycia, mu tego zabronił. Strażnik zarządził, przerwę w pochłanianiu świeżej żywności, ponieważ jego jelita nie były przyczajone do tego i nakłonił do dalszego przemierzania dziewiczej krainy. Wędrowiec nigdy nie przebywał w królestwie drzew i nie znał odgłosów lasu. Dlatego nie dziwiła go panująca dookoła martwa cisza.

Gwiazda Poranna w swojej bazie danych, posiadał pełny zasób nie tylko wiedzy o przyrodzie zgromadzonej przez starożytnych, lecz w swoim wnętrzu przenosił zasobniki z nasionami i zarodnikami, jakie miały posłużyć do regeneracji. Jego niepokój i obawy powstały, gdy niespodziewanie w lesie zabrakło zwierząt na lądzie i w powietrzu, które wcześniej w innych miejscach obserwował. Wyglądało to tak, jakby nagle wszystkie gdzieś się przeniosły. Dlatego na wszelki wypadek ostrzegł nowego człowieka o prawdopodobnym grożącym mu niebezpieczeństwie.

Łuskowiec, z trudem przedzierał się przez starodrzew, gdzie młode drzewka wyrastały pośród powalonych przez naturę. Podobnie jak inne rośliny walczyły o życiodajne słoneczne promienie w drodze do koron najwspanialszych okazów. Gdzie światła było wystarczająco dużo dla dalszego ich rozwoju.

Nowy człowiek, na prośbę gwiazdy Porannej, uważnie wypatrywał małych zwierzątek i jakichkolwiek owadów. Kiedy przez dłuższy czas, niczego takiego nie zauważył. Strażnik, zarządził powrót po własnych śladach i przyszykowanie się na odparcie niespodziewanego ataku. Zagrożenie w jego ocenie było realne i swoją oceną rozwiał wątpliwości podopiecznego. Droga powrotna z założenia powinna być mniej męcząca, bardziej znana, w której łatwiej było można dostrzec przyczajone zagrożenie. Dzięki zachowaniu takiej ostrożności, Nair jako pierwszy wypatrzył powstałą anomalię. Chcą się upewnić o swoim postrzeżeniu, poprosił strażnika o porównanie poprzedniej trasy jego przejścia z tą, z jaką idzie. Pokonany szlak dokładnie zdublował, nawet część śladów nakładał się na pierwsze.

- Jeżeli tak jest, to przez tamten pień nie przechodziłem – powiedział z pełnym przekonaniem Nair.

Anioł, zanim odpowiedział, tylko znanym sobie sposobem dokonał oceny spostrzeżenia człowieka pustynni i początkowo niczego niepokojącego nie dostrzegł. Dopiero dokładna analiza, zarejestrowanego materiału, jaki wysłał z relacji na żywo do podziemnego kompleksu, pokazała, że w tamtym miejscu nie było powalonego drzewa. Drugą anomalią kłody była nieznacznie wyższa jej temperatura od otoczenia i brak pozostałości po wcześniejszej koronie czy korzeniach. Natura nigdy w powalonym drewnie nie dokonywała żadnej obróbki, a z taką zauważyli.

Gdy wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, z kim, lub czym ma do czynienia. Nair cofnął się i ukrył za powalonym pniem. Prowizoryczne stanowisko obrony, tuż przed spodziewanym atakiem, dawało niewielką szansę, na jego przeżycie w martwym lesie. Jedyną bronią, jaką dysponował był pojemnik z mocno skondensowanym kwasem solnym. Zabrał go, jako butelkowaty wisiorek, pomimo sprzeciwy wszystkich Aniołów i niósł z sobą przez setki kilometrów, tylko dla pięknego opakowania. Przeciwnika nie znał i nie wiedział, czy prowizoryczna broń okaże się skuteczna, lecz miał nadzieje, że zadziała. W podziemnym kompleksie dowiedział się o żrących właściwościach kwasów i zamierzał do odparcia agresji je wypróbować.

Atak nastąpił z niespodziewanej strony. Początkowo nawet się nie zorientował, że coś objęło i pochwyciło go w pasie. Bardziej odczuł uniesienie do góry, niż ból z uciskanej klatki. Ruchy atakującego były płynne i przemieszczały go do tyłu. Zdezorientowany, starał się odwrócić głowę, by widzieć, w jakim kierunku zmierza. Sprężynowane ramię, przypominające z początku gładki konar, robiło się coraz bardziej pomarszczone. Towarzyszyły mu trzy inne bardzo podobne, lecz nie ingerujące w lepsze pochwycenie zdobyczy. Prawdopodobnie ich rola ograniczała się w uniemożliwieniu wyswobodzenia i ucieczki. Zdobycz nie szarpała się jak wszystkie inne, ogarnięte paniką, tylko powoli, sięgała ręką do swojego niezwykłego wisiorka.

Łuskowiec, trzymając butelkę z kwasem w jednej dłoni, drugą zamierzał pomóc pierwszej, w ściągnięciu ozdoby z szyi i okręceniu zakrętki pojemnika. Był pewny, że tego dokona, nawet wtedy gdy zostanie pożarty, lub połknięty. Zamierzał kwasem jak najbardziej uszkodzić wnętrze drapieżnika. Okazja nadarzyła się szybciej, niż się spodziewał i gdyby pojmał go w pełni dorosły osobnik z pewnością, nie dostałby szansy obrony. Miał trochę szczęścia w nieszczęściu i próba jego szybkiego połknięcia, nie powiodła się, ponieważ po rozłożeniu nóg, jako ofiara stał się zbyt duży. Potworek nie zrezygnował ze swojej zdobyczy i nie podzielił się z licznymi nadciągającymi krewnymi, tylko bardziej rozciągał paszczę. Właśnie na taką okazję czekał nowy człowiek i po ściągnięciu śmiercionośnej ozdoby z szyi, oraz odkorkowaniu. Obrócił pojemnik i zaczął uwalniać zawartość. Niewielką strugę nie kierował do żołądka w głąb wnętrza, gdzie mogły być nie mniej żrące kwasy. Tylko do paszczy w miejsca jak najbardziej suche, by mocno wydzielająca się ślina nie neutralizowała siły kwasu solnego. W miejscach, gdzie trafiały nawet pojedyncze krople, zaczął pojawiać się niewielki dym, świadczący o palącym oddziaływaniu na tkanki miękkie. Pewny posiłku drapieżnik, musiał odczuć ból i jego płynne ruchy zostały zakłócone, a otwarta paszcza zaczęła się mimowolnie zamykać. Wędrowiec dopiero wtedy, wrzucił do wnętrza prawie pusty pojemnik i za pazuchy wyciągnął niegroźny, jak się okazało, dla powłoki atakującego ostry nóż. Niezrażony twardością skóry, postanowił, że ostrze będzie stanowiło w przypadku niepowodzenia pierwszej, broń ostateczną i umożliwi wyjście z wnętrza albo jego jak największe uszkodzenie.

Niezwykle dotychczas cichy drapieżnik wydał z siebie przeraźliwy ryk, a przy tym ilość smrodu, która pozbawiła tchu niezwykle odpornego nowego człowieka. Wrzask musiał oznaczać ból albo coś znacznie większego, ponieważ przybliżający się krewni, jednocześnie zatrzymali się, jakby na komendę. W niedługim czasie pojawił się nowy ryk już nie tak głośny jak pierwszy i kolejne znacznie cichsze od poprzednich. Zanim drapieżnik padł i znieruchomiał, inni z jego gatunku, przystąpili do ucieczki. Największe okazy tratowały rośliny i młode drzewka i wytyczały nowe szlaki łatwe do przejścia najmniejszym. Gdyby któryś zaatakował Naira, jego wysiłek zakończyłby się sukcesem, przez jego uwięzienie w martwych odnogach albo dziwnych konarach.

Kiedy las opuściły dziwne stworzenia, on ożył. Pierwsze powróciły do niego ptaki i zaczęły swoim śpiewem zachęcać innych do powrotu do bezpiecznego miejsca. Strażnik w tym czasie próbował, rozwikłać zagadkę, kim lub czym jest nieznany mu i komputerom kwantowym w zrujnowanym kompleksie niesamowity zwierzak. Przyczynić do uchylenia rąbka tajemnicy mógł się tylko Nair, który po wszczepieniu przez siostrę Aniołów, w dłonie mikroanalizatorów, był w stanie pobrać i przekazać nieświadomie DNA martwego osobnika. Najwięcej wysiłku nastręczyło dotarcie do wnętrza paszczy i sprawdzenie, czy jest miękka, jak się wzrokowo wydawało, albo twarda. Ingerencja musiała być jak najszybsza, by stężenie pośmiertne nie wypaczyło wyniku. Demoniczne stworzenie okazało się podobnie jak diabeł pustynny, sztucznym wytworem upadłej cywilizacji. Jaka wyniszczyła na niespotykaną skalę, rodzime gatunki zwierząt, a w ich miejsce umieszczała dziwaczne hybrydy. Działania nawiedzonych naukowców nie ograniczały się zmian dokonywanych w ludziach, lecz ingerencja odnosiła się do flory i fauny na całej planecie. Doprowadziło to w konsekwencji do wyparcia gatunków rodzimych i zastąpienia ich zmutowanymi, które bardziej były ekspansywne i mniej wymagające w zdegradowanym środowisku. Nigdy wcześniej i na tak masową skalę, nie wystąpiła ingerencja istot rozumnych w miejsce określane ich kolebką i domem.

Prawdopodobnie przed upadkiem cywilizacji nawet się nie spodziewali, jak wiele z ich projektów naukowych przetrwa, u ich potomnych. Najwięcej, gdyby tylko mógł, miałby do powiedzenia i przekazania komputer kwantowy o specjalności biologicznej, nazywany siostrą Aniołów. Wprowadzone w jego programie blokady, uniemożliwiały mu bez przełamania zabezpieczeń, przekazanie do strażnika danych, które mogły okazać się bezcenne, przy ponownym zasiedlaniu dawnymi mieszkańcami Ziemi. Pozostała sztuczna inteligencja dostrzegała donośność chwili i ściśle współpracowała z Neczeru, by jego misja zakończyła się powodzeniem, zanim on przestanie działać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania