Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 24

Królowej matce, na te słowa serce z bólu mało nie stanęło. Pojawiły się łzy w oczach, których pomimo wysiłku nie była w stanie powstrzymać. Starając się odwrócić uwagę dworzan od siebie, wyjątkowo podzieliła się zdobytymi informacjami.

- Przybłęda i dziwak, zbudowali jakiegoś łapacza wody – ostanie gorzkie słowa wypowiedziała szeptem – kosztem mojego dziecka.

- Po co, wody u nas dostatek, nawet powiedziałbym nadmiar, szczególnie podczas pory deszczowej – odezwał się zaskoczony władca.

Ukryła radość, jaką sprawiło jej to pytanie i jego niewiedza. Pochyliła nisko głowę, by ukryć uśmiech, a nie okazać pokorę i powiedziała.

- My mamy w naszej dolinie kilka krystalicznie czystych źródeł, lecz to, co oni robią, nie ma to niczego wspólnego z czasem teraźniejszym. Dziwak wyśnił instalację, jaką budowali wredne, pełne pychy małpoludy przed swoim upadkiem, w celu łapania uwięzionej w powietrzu wody, która nadawała się do picia, gdy wszystko zatruli. Nie wiedzieć czemu niegodziwcowi, który uwięził mojego syna – i dla podkreślenia dodała – następcę tronu, bardzo ona się spodobała. Kiedy ją ujrzał, niczym zwykły prostak przyłączył się do jej powstawania. Teraz najprawdopodobniej ją będą testować.

Więcej nie chciała wyjawić, by nie zdekonspirować swojego najlepszego informatora i po pospiesznym pożegnaniem z królem, wróciła do swych komnat. Dopiero tam dała upust swojej złości, a najwięcej przeklinała swojego syna, który zawsze sprzeciwiał się jej, jak go prosiła, by nie opuszczał doliny pod żadnym pozorem.

Król, Jeleniowców wraz ze swoimi ministrami zaczęli się naradzać, w jaki najlepszy sposób wykorzystać pozyskane informacje. Nikt z zaufanego grona nie podważał ich wiarygodności, ponieważ stara wielokrotnie im udowodniła, jaki sprawny posiada wywiad.

U innych ras rozumnych zamieszkujących dolinę, również trwała ożywiona dyskusja. Część z nich do rozmów zaprosiła swoich pobratymców, mieszkających w najbliższym sąsiedztwie śniącego. Wszędzie najwięcej do rozmów wznosili posiadający dar, którzy zbyt wielu szczegółów nie znali. Przesył energii płynący z bardzo wysoka, po wcześniejszym wtargnięciu nie dopuszczał nawet w pobliże fali ciekawskich, pomimo ich zmiany i częstotliwości. Obserwatorzy mogli tylko odczuwać moc i ich precyzyjne skierowanie do nieznajomego. Nigdy wcześniej nikt z doliny nie spotkał się z takim przekazem, więc każdy na swój sposób starał się rozwiązać zagadkę.

Tymczasem w skromnej siedzibie śniącego trwała ożywiona dyskusja, właściwie on mówił, a gość jedynie zadawał precyzujące pytania. Najbardziej nurtowało nie tylko jego, lecz sztuczną inteligencję, co powoduje, że odbiera przekaz z odległej przeszłości. Zupełnie inaczej jak u jasnowidzów i wróżbitów gdzie wydarzenia mają dopiero nastąpić. Gospodarza dar dopadł odwrotny, zawsze śnił o byłych wydarzeniach, którym towarzyszyły silne emocje. Stare wojny i konflikty dominowały w jego wizjach. Niosły z sobą ból i cierpienie. Dlatego uciekał, wybierając pośród najmniej dotkliwych. Jednak gdy się o nich słuchało ze szczegółami, nie wydawały się mało istotne. Każdemu towarzyszyło zło i nadzieja, pogardę wypierało dobro, by zniknąć pod falą nienawiści. Nacierały nierozdzielane skrajne emocje, a ich siła musiała wypełnić się energią ludzi nimi porażonymi. Widocznie szybowała w niebycie w kapsule czasu przez tysiące lat, by trafić w niewyjaśniony sposób do odbiorcy.

Nair, dowiadywał się o ludziach z upadłej cywilizacji szczegóły, o których w zrujnowanym podziemnym kompleksie i w pustynnej uczelni nie mieli pojęcia. Neczeru, podobnie jak on chłonął opowieści grozy i często prosił o sprecyzowanie. Ostatnia mara senna wydawała mu się na tyle interesująca, że poprosił o jej powtórzenie, by w pełni zrozumieć takie, a nie inny odbiór snu, albo nocnej wizji. Śniący, przystał na prośbę i zaczął.

- Niedaleko siedzib ludzkich spod ziemi wydobywają się opary, które pod ziemią weszły w reakcję z zakopanymi niebezpiecznymi substancjami. Następuje samozapłon i wygląda to tak, jakby paliła się trawa. Przyjeżdżają w pobliże duże czerwone pojazdy z ludźmi ubranymi w sztywne jednakowe czapki i ubrania. Oni gaszą płomienie gęstą białą mgłą, a później chorują. Jednak pożary ponownie wybuchają, powodują, że ci, co je gaszą, mają na sobie inny ubiór. Któryś jest zagubiony i gorączkowo szuka swojego stroju ochronnego, a gdy go znajduje, krzyczy, że nie ma już pełnej butli z tlenem.

- O czym ty mówisz? – przerwał pytaniem, niewiele rozumiejący Łuskowiec.

- Opowiadam o gazowych gejzerach, które u ludzi powodowały porażenie twarzy, nudności, wymioty, bóle, zawroty głowy i potrafiły same zapłonąć.

- To jest z pewnością fragment bajki, którą dorośli straszyli niegrzeczne dzieci, podobnie jak wy teraz Wilczałami – powiedział gość.

- W moim przekonaniu, takie wydarzenie miało miejsce przed upadkiem wysoko rozwiniętej cywilizacji. Wtedy ludzie śmierdzące góry nazywali diabelskim imieniem, a ich duże domy stały tam od sześćset pięćdziesięciu lat, albo ich skupisko tak nazywali. W tym śnie pojawia się też inna nazwa „za Bzurą”, była tam niedaleko rzeka. Płynęła do niej spod góry niebezpieczna ciecz, która potrafiła zniszczyć ludzkie obuwie przez jeden dzień i noc – upierał się śniący.

Tym razem i dla sztucznej inteligencji szczegółów było za mało, dlatego za pośrednictwem swojego wysłannika prosili o kilka uściśleń. Padło podczas całej rozmowy kilka nazw, lecz współczesny człowiek zapamiętał dwie pierwsze, kancerogenne i mutagenne. Jemu one nic nie mówiły, lecz komputerom kwantowym w zrujnowanym podziemnym kompleksie bardzo wiele. Aniołowie potrafili podać dokładną lokalizację, tylko to miejsce w czasach Naira, stało się najgorętszą częścią pustyni. Nikt tam nigdy nie zaglądał, nawet w porach chłodniejszych, ponieważ tam nic wartościowego nie przetrwało. Gdyby było inaczej i zapuszczaliby się tam poszukiwacze i z pewnością wielu by nie wróciło albo zostaliby kalekami, ponieważ tak niebezpiecznych rejonów na niewielkim obszarze, jakie widział śniący, w spadku pozostawiono im prawie osiemset.

Nair, pomimo zadania wielu pytań nie mógł się pochwalić pełnym sukcesem. Sensu dalszego wypytywania gospodarza nie widział, a bardzo zależało mu na sprawdzeniu łapacza wody i jego skuteczności. Prowizoryczne rozmieszczenie instalacji w pobliżu siedziby śniącego, nie gwarantowało nawet częściowego działania, ponieważ powietrze w tym miejscu było za suche. Tylko on po otrzymaniu informacji od strażnika, o konieczności ruszenia w dalszą drogę, w miejsce, gdzie miał spędzić zimę, uznał, że będzie to najlepsze rozwiązanie. Zanim minie noc i nastanie świt, zamierzał złapać trochę snu. Powiadomił o swoim zamiarze nowego przyjaciela, zaznaczając, że postanowił spędzić noc pod gołym niebem z Jeleniowcem przywiązanym dla bezpieczeństwa do bagażu i z Wilczałami.

Gospodarz, był innego zdania i oponował. Niezwykle sprawnie przyszykował dla gościa posłanie ze skór młodych samic Jeleniowców w drugiej izbie jego niewielkiej chatki, zlepionej z różnych biologicznych odpadków, połączonych wikliną. Szkielet domku powstał z uschniętych konarów drzew, między ułożonymi z kamienia ścianami i został pokryty odpadniętą korą od wielu pni. Całość obrósł gruby mech i delikatne porosty kwitnące w różnych kolorach. Dzięki takiemu obłożeniu chatka wyglądała niezwykle malowniczo i doskonale spełniała swoje przeznaczenie.

Śniący, zanim zaproponował przybyszowi możliwość odświeżenia, w ciepłym leczniczym źródle, u zarządcy sioła dokonał wcześniejszej rezerwacji. Trochę zaskoczyła go błyskawiczna pozytywna decyzja, ponieważ zawsze miał problemy ze skorzystaniem ze wspólnej łaźni nawet w porach o najmniejszej frekwencji. Tym razem było inaczej i wiedział, że zawdzięcza to autorytetowi swojego gościa.

Przybysz, zanim miał sposobność ułożenia się do snu na miękkich skórach. Dowiedział się, o możliwości odświeżenia się po długiej wędrówce i ciężkiej pracy. Nair pierwszy raz od dłuższego czasu miał sposobność zażyć kąpieli, w niewielkiej kamiennej niecce. Gość, początkowo zaskoczony był propozycją i w pierwszej chwili zamierzał odmówić, ponieważ nie przywykł do częstego mycia ciała. Przebywając nad jeziorem, zdążył nacieszyć się obecnością wody i przestała być dla niego ona tak atrakcyjna, jak na początku. Jednak wzmianka o zwierciadłach na ścianach, które rozświetlały pomieszczenie, nakłoniła go do wyrażenia zgody.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania