Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 13

Gdyby nie wykonywał poleceń Gwiazdy Porannej, z pewnością poleciały w dół razem cennym ładunkiem. Powoli, z niemałym trudem odczołgał się i opuścił miejsce niebezpieczne. Długo obawiał się stanąć na nogi, gdy ze strachem dostrzegł, jak niewiele różni się od ściany urwiska, jego trasa, jaką ma zejść. Czasu na podejmowanie decyzji nie miał za wiele, ponieważ zaczął padać śnieg i zerwał się lodowaty wiatr. Dla nieprzywykłego do takich warunków Naira, powstała sytuacja była równie niebezpieczna jak burza piaskowa. Ponownie umieścił wózek na plecach i ze stalowym hakiem w jednej dłoni, a w drugiej z grubym gwoździem, powoli pod czujnym okiem strażnika zsuwał się w dół. Nigdy wcześniej z taką dokładnością nie wykonywał poleceń Anioła, jak przy przemieszczaniu się oblodzonym szlakiem.

Droga w dół zbocza nie wydawała się zwykłą udręką, lecz zagłębianiem się w czeluść piekieł, gdzie w ułamku sekundy można było z wysoka spaść, połamać kości albo roztrzaskać ciało. Dłonie szybko przemarzły i powoli odmawiały posłuszeństwa. Najgorsze było to, że samoczynnie postępowało rozluźnianie uchwytu. W ostatniej chwili hak zagłębił się w gładkim lodzie, a on nie puścił zimnej stali. Zmobilizował ze strachu wszystkie siły i przez kilkanaście metrów, jego ruchy były pewniejsze. Neczeru nie zdążył zarejestrować, kiedy prowizoryczne czekany podopiecznemu wysunęły się z dłoni, łuskowiec wbrew prawom fizyki nie nabierał prędkości. Tylko przesunął się zaledwie metr, ponieważ odruchowo i nieświadomie przywarł do ludu. Wystające ostre kolce skóry pustynnego diabła na sporej powierzchni zagłębiły się, jakby ich nie dotyczyła twardość lodu. Pierwsze niedowierzanie i zaskoczenie człowieka minęło, by zostać zastąpione strachem, że za chwilę to się skończy i zsunie się w dół, lecz nic podobnego się nie wydarzyło. Nair leżał i odczuł tylko jedną zmianę, zimno zastąpiło gorąco. Gdy odpoczął i jego palce ponownie stały się chwytne. Maksymalnie wyciągał kolejno ręce i zabierał swoje cenne stalowe przedmioty tkwiące w wiecznej zmarzlinie.

Neczeru nie potrafił prawidłowo wyjaśnić zjawiska, jakiego był świadkiem, podczas przekazywania wieści komputerom kwantowym w podziemnym zrujnowanym kompleksie i oczekiwał na jakieś informacje od nich o kolcach nieznanego mu zwierzęcia. Niestety informacyjna baza upadłej cywilizacji, w swoich zasobach nie posiadała danych, o materiale organicznym, z jakiego mogły wyrosnąć na skórze kolce nieznanego gada.

Łuskowiec, gdy upewnił się, w jaki najlepszy sposób może wykorzystać stal i skórę. Dość szybko opracował najlepszą dla siebie technikę schodzenia. Pierwszy raz w swoim życiu potrzebował ciepła, a nie chłodu i przekonał się, jak niebezpieczne mogą okazać się ujemne temperatury. Podczas wspinaczki odczuwał zmianę z gorąca na zimno, przy zejściu zaczął zauważać odwrotność zjawiska. Zsuwając się w dół, poczuł zawilgocenie krystalicznej powierzchni, która w krótkim czasie straciła swoją jednolitość. Wtedy zaczął się unosić zapach wody, jakiego nigdy nie miał okazji powąchać. Instynktownie językiem polizał breję i oprócz wody poczuł zimne kryształki, jakie w jego ustach przemieniały się również w wodę i chłodziły gardło. Zachwycanie i delektowanie nieznanym zjawiskiem, zabronił mu strażnik, ponieważ obawiał się jakiegoś przeziębienia i nadmiernego wychłodzenia organizmu.

Nair nie rozumiał sensu, w nakłanianiu go przez Anioła do szybszego zejścia i opuszczenia koryta górskiego potoku. Jednak po pewnym czasie nie sprzeciwiał się wydawanym nowym poleceniom i wykonał je w sposób oraz w kierunku wyznaczonym. Kiedy tego dokonał, nachylenie stoku zmniejszyło się do tego stopnia, że bez obaw mógł stanąć na nogi. Gdy się upewnił o stabilności podłoża, pierwszy raz odwrócił się i spojrzał w dół. Widok był niesamowity i zapierał dech. Daleko aż po horyzont widział tylko zieleń, o różnej wysokości, od malutkiej po niesamowicie wysoką. Jeszcze wyżej, nad nią coś się poruszało, trochę przypominało pustynną trawę porwaną przez wiatr. Tylko tamto coś nic nie robiło sobie z podmuchów wiatru i przemieszczało się w dowolnych kierunkach. Dość szybko Neczeru przyszedł mu pomocą i opowiedział o ptakach, ich roli w środowisku oraz wpływie na dawnego człowieka. Dłużej trwało przyswajanie tych nowości niż mogło mu się na początku wydawać człowiekowi.

Kilka kilometrów zostało do zejścia w dolinę u podnóża gór, a wliczając wynajdywanie jak najkorzystniejszej drogi, odległość przynajmniej się podwajała. Dodatkowo nowy człowiek pomimo swojej niezwykłej wytrzymałości, potrzebował wypoczynku, a schronienie musiało być suche i bezpieczne. Tym bardziej że zbliżał się front burzowy, który w wysokich górach potrafi być bardzo niebezpieczny. Zanim Nair skrył się w kryjówce wypatrzonej przez strażnika, nadciągnęły ciężkie, ciemne chmury. Swoją mleczną masą zasłoniły widok i próbowały wedrzeć się do wnętrza groty. Przeraźliwe zimno po chwili zaczęło ponownie dokuczać i z ust wydobywała się para, powietrze było niesłychanie wilgotne, jakby cała wilgoć pustyni w tym miejscu się skryła. Wtedy nastąpił potężny oślepiający błysk i ogłuszający grzmot, po którym zatrzęsły się skały. Wyładowania trwały nieprzerwanie kilka godzin, nim odeszły i wyjrzało za chmur ostatnie zachodzące promienie słońca. Łuskowiec przez ten czas nałożył na siebie wszystko, co miał, a i tak było mu zimno. Najbardziej żałował użycia nowego kombinezonu pod stary, lecz nie miał innego wyjścia, inaczej by zamarzł. Dowodem na to były odrywające się łuski od jego ciała, widocznie im mróz w pierwszej kolejności szkodził. Noc była nieprzyjemna i najchętniej wyszedłby z wilgotnej pieczary. Tylko na takie rozwiązanie nie zgadzał się strażnik.

Poranek przywitał wędrowca ciepłem i pogodnym niebem. Nair przez pewien czas stał przed swoim tymczasowym schronieniem i ogrzewał swoje zdrętwiałe ciało. Patrzył i zastanawiał się nad bogactwem, które go otaczało, woda spływała w dolinę licznymi strumieniami. Każdy wił się samotnie i po pewnym czasie łączył się z sąsiednim, a one z kolejnymi. Powstawała wodna siła zdolna zniszczyć, albo nawilżyć potężne obszary. Tutaj nikt by nie pił takiej nędznej wody, jaka umożliwiała życie po drugiej stronie gór. Gdyby teraz wrócił do swojego klanu i opowiedział, co tu widział, nikt by mu nie uwierzył. Zastanawiał się, czy tak wyglądał biblijny Raj, o którym czytał w podziemnym kompleksie. Jego uwagę przykuła głowa małego zwierzątka wystająca z nory, miało wielkie czarne oczy i długie wąsy. Patrzyło się na niego z obawą graniczącą z paniką, jakby on był wiecznym łowczym tego gatunku. Może było to tylko jego odczucie, a uwagę na niego zwrócił, spory ubytek jego łusek i to, że wygląda inaczej niż ludzie, jakich zapamiętał.

Zaraz po posiłku, urozmaiconym zielonymi zaakceptowanymi przez Anioła pędami, zaczął szykować się do dalszej drogi. Największy problem miał ze zgromadzoną w swoich sakwach wodą, która w porównaniu ze źródlaną, była stęchła i śmierdząca. Jednak do tej pory tylko taką znał i uznawał za najlepszą. Teraz za radą Neczeru miał się ją wylać, wypłukać dobrze pojemniki i wziąć niezbędne minimum świeżej, ponieważ liczne strumienie zapewniały uzupełnienie zapasów w dowolnym czasie i na niewielkim obszarze. Wylewając pożółkłą pustynną wodę na czysty kamień, widział, jak ona go brudzi, a mimo to żal mu było najmniejszej kropli. Jakby ona stanowiła ostatnie ogniwo łączące go z rodzinną ziemią. Kilkakrotne płukanie, uzmysłowiło mu jak wiele nosił nieczystości.

Schodzenie ze zbocza stawało się stale łatwiejsze, a gdy wkroczył na coś miękkiego, nazwanego przez Gwiazdę Poranną mchem. Miał uczucie, jakby się zapadał w zdradzieckich piaskach, w których czaił się gigantyczny czerw. Odruchowo i podświadomie wyskoczył z tego miejsca, zlękniony jakby już był pokarmem. Czuł się trochę zaniedbany przez strażnika, ponieważ on zawsze ostrzegał o niebezpieczeństwie, a tym razem zapomniał. Opiekun poczuł się trochę rozbawiony powstałą sytuacją i podopiecznego zapewnił, że śmiało może stawiać stopy na zielonym dywanie i nic w obecnej chwili mu nie zagraża. Jednak po pewnym czasie nakazał zmianę kierunku z powodu silnego napromieniowania obszaru i skierował go niebezpieczne osuwisko. Gdzie musiał bardzo uważać, podczas przemieszczania się po i obok luźnych głazów, by nie trącić żadnego i nie wywołać kamiennej lawiny.

Rozgrzał się dopiero na linii drzew, wtedy słońce było w zenicie i wyparło z gór nocny chłód. Zrobiło mu się na tyle ciepło, że mógł pozbyć się odzienia. Wtedy z niepokojem zauważył dość spore ubytki łusek na swoim ciele. Jego obawy o swoje zdrowie, były znacznie większe, niż niechęć do siostry Aniołów, którą musiał prosić o konsultację. Kiedy go uważnie wysłuchała, zadała kilka pytań i powiedziała.

- Zmiany nastąpiły prawdopodobnie nie tylko na skórze i są spowodowane gwałtownym skokiem temperatur, których twój organizm nie znał, lecz dostał swoistego szoku. Dochodzi jeszcze spore nawodnienie w krótkim okresie i to w ilości, w jakiej nigdy tego nie doświadczył. Jednak w niedługim czasie powinien zbilansować skrajności i dostosować się do nowej sytuacji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania