Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 78

Nowy człowiek nie zamierzał wyjawić wizji, jaką niewiele wcześniej doświadczył. W niej mieściło się przesłanie i zapowiedz nadchodzących wydarzeń, lecz kiedy to nastąpi, tego mu nie przekazano. Mogło to nadejść w przeciągu kilku oddechów albo dopiero w nowym pokoleniu. Koła sprawiedliwości zostały puszczone w ruch i nic ani nikt ich nie zatrzyma, a jemu, jako winnemu ostatnich wydarzeń, będzie dane usłyszeć wyrok, jaki zapadnie w sądzie ostatecznym. Najprawdopodobniej nie doszłoby do procesu, gdyby on po ukończeniu pustynnej akademii wróciłby do klanu i razem z innymi poświęciłby wszystkie siły na przetrwanie. Jednak on postąpił inaczej, ponieważ wiedział, że ludzie pustyni z powodu postępującej suszy wyginą najwyżej w trzecim, lub czwartym pokoleniu. Dlatego nie chcąc patrzeć na umierające z pragnienia i głodu dzieci, wybrał inną drogę i trafił do siedziby Aniołów. Tam poznał zapomnianą wiedzę i doświadczył pierwszej przemiany. Wyposażony w pozostałości techniczne zachowane z upadłej cywilizacji i pod czujną opieką wyruszył z misją za jedno z dwóch wysokich pasm górskich. Kiedy jako pierwszy tego dokonał, zobaczył uwięzioną w lodzie życiodajną wodę i poznał kilka inteligentnych ras, które nie pokrywały łuski. Wykonywał polecenia Aniołów, starał się przetrwać i chciał odkryć sposób na nawodnienie pustynni. Starania jego, strażnika i pozostałych Aniołów ze zrujnowanego podziemnego kompleksu powoli przyczyniały się do powstrzymania dalszej degradacji wiedzy i zaczynały naprawiać zdegradowany i wyniszczony świat. Pozostawione nasiona wiedzy w umysłach i sercach, a także te włożone do ziemi powoli kiełkowały i przybliżały zmiany. Sukcesy w powstawanie nowych cywilizacji na zniszczonej planecie sprawiły, że interweniowały społeczeństwa galaktyczne. Inne inteligentne rasy zamieszkujące kosmiczne światy, w chwili powstania piramidy dowiedziały się zmianach i zamiarach Ziemian. Tym razem postanowiły powstrzymać falę zła, jaką ludzkość swoim istnieniem stwarza. Gdyby było to tylko haniebne czyny, które ograniczyłyby się tylko do dawnej błękitnej planety. Interwencja ograniczyłaby się tylko do fizycznej izolacji planety zamieszkiwanej przez niewydarzone stwory, choć inteligentne. Jednak człowiek został stworzony na podobieństwo Boga i obdarzony nie tylko wolną wolą, duszą, lecz pierwiastkiem boskim, który stale emanuje energią. Siła jego i oddziaływanie na wszechświat stworzony przez Pierwszego jest ogromna i nie ogranicza ją przestrzeń, czas czy miejsce, do jakiego dociera.

Człowieka ciało wraz z nieśmiertelną duszą w myśl stwórcy, miało dążyć do doskonałości i być dobrym przykładem dla wielu innych istot powołanych przez niego do życia w dniu stworzenia. Początkowo przez eony, w istocie tak było, lecz w pewnym momencie u szczytu pierwszej ziemskiej cywilizacji pod wpływem władzy i bogactwa zapragnęli zając jego miejsce. Wyrzekli się Boga, porzucili nauki stwórcy i niszczyli światy stworzone przez niego. Odmawiali wolności, dostępu do wiedzy, żywności i wyniszczali pracą ponad siły. Prawa boskie zastępowali własnymi, a tradycjonalistów i oponentów mordowali, przy każdym takim czynie emanowali złą energią, która nie podlegała grawitacji i przekraczała granice kosmosu. Tam niewidoczna dla obserwatorów kumulowała się i przemieszczała. Pochłaniała na swojej drodze wszystko i po każdym takim posiłku zwiększała swoją objętość. Inne kosmiczne cywilizacje pomimo wysiłków nie potrafiły przeciwstawić się antymaterii i powstrzymać wędrówkę czarnych dziur. Jedyną możliwością zapobiegnięcia nieuchronnej katastrofy, było zwiększanie odległości między układami słonecznymi i w ten sposób chronienia rozwijającego się tam życia. Jednak ludzkość w swoim okrucieństwie okazała się wyjątkowo zdolna, przebiegła, kreatywna i potrafiła znaleźć wyjście z najgorszej sytuacji, do jakiej się sama doprowadzała. Wyniszczoną planetę zastępowali nową i niczym feniks z popiołów odradzali się, a kolejna cywilizacja była bardziej niszczycielska od poprzedniej. Nawet, wtedy gdy przez trzęsienia ziemi i tsunami, stracili najbardziej śmiercionośne narzędzia techniczne i naukowe, stanęli z kolan. Kiedy na Ziemi kolejny raz zaczęli tworzyć niszczycielskie kryształy, a reakcję łańcuchową wykorzystali jako broń, wtedy społeczność międzygalaktyczna postanowiła wypalić ogniem, a później potopem zmyć plugastwo do morza.

Podczas operacji specjalnej wszystkie sztuczne satelity, oprócz jednego wykorzystanego pokojowo jako bank nasion i komórek, zostały zepchnięte w pole grawitacyjne planety i podzieliły los innych zdobyczy technicznych. Jeszcze dla pewności wszystkim ocalałym z potopu wyczyszczono pamięć i założono dziedziczoną w umysłach blokadę na to wydarzenie.

Pomysłodawcy i nadzorujący akcję uznali końcowy efekt za sukces i na wszelki wypadek wyznaczyli obserwatorów. Przez tysiące ziemskich lat wydawało się, że problem został rozwiązany. Kiedy cofnięto nadzór i ludzkość pozostawiono w mrocznych wiekach średniowiecza, szybko okazało się jak bardzo byli w błędzie. Kolejna detonacja ładunku jądrowego powiadomiła międzygalaktyczne cywilizacje, o powrocie na Ziemi starego, lecz dla najmłodszego pokolenia ziemian nowego zagrożenia. Era atomowa wymagała wznowienia kontroli i w tym celu pospiesznie wysłano biologiczne zarodki, wytrzymujące prędkości nadświetlne. Dorosłą postać biologiczne roboty przyjmowały dopiero po wyjściu z inkubatorów w polu grawitacyjnym planety, zamiast na początku układu słonecznego.

Nadmierny pospiech przyczynił się do powstania kilku katastrof, które tak jak się spodziewało dowództwo, przez ludzkość zostało utajnione. Jednak rozbite pojazdy i pozyskane z nich technologie umożliwiły mieszkańcom planety na szybki postęp techniczny i technologiczny, a w konsekwencji doprowadziły, zgodnie z założeniami, do wewnętrznego konfliktu i zagłady.

Kolejny raz przetrwała garstka ludzi i zmutowane przez nich stwory. Ponownie wydawało się obserwatorom, że problem z ludzkością został rozwiązany. Zdegradowana i wyeksploatowana z surowców naturalnych planeta nie była w stanie zapewnić podstawowych materiałów dla nowej cywilizacji. Dodatkowym gwarantem niepowodzenia miały być wysokie pasma górskie, które najurodzajniejsze gleby wyjaławiały i pozbawiały wody. Klęska i upadek ludzkości z każdym obrotem planety stawały się bardziej widoczne. Pustynne tereny wysychały, a na pozostałych powiększała się czapa lodowa. Niewielkie skorygowanie trajektorii planety jeszcze bardziej przyspieszyło nieuchronną katastrofę. Jednak niespodziewane wydarzenia powstrzymały postępujący proces, lecz jak zwykle winny tego procederu nie został ustalony.

Pustynia miała zniszczyć ludzkość, a jak się okazało, suchy pustynny klimat umożliwił przetrwanie komputerom kwantowym i to pod stertą gruzów. Uśpione maszyny, które po konflikcie jądrowym uznano za niesprawne, niespodziewanie wznowiły działalność za sprawą niematerialnego inteligentnego stwora, niemającego nic wspólnego z ludzkością. Mglisty potworek pojawił się w miejscu i czasie najbardziej dla ludzkości odpowiednim i bez problemu dostał pod stertę gruzu, lecz nic i nikt nie potrafił wyjaśnić, skąd przybył, oraz jak tego dokonał. Wcześniejsze zdjęcia powierzchni planety i wielokrotne skanowanie do samego jądra, nie potwierdziło nawet jeden raz istnienia w tamtym miejscu podziemnych budowli. Grunt wydawał się jednolity, zwarty, dlatego pojawienie się samotnego wędrowca nie zostało odnotowane. Dopiero wychodzące sygnały z tamtego miejsca, wszczęły alarm i były rejestrowane. Nawiązane połączenie między komputerami, których powstanie dzieliły tysiąclecia, przeczyły wcześniejszym wnioskom, że problem z ludzkością został ostatecznie rozwiązany.

Niezależni analitycy kilku wysokorozwiniętych technicznych cywilizacji, dla jakich nic i nikt nie jest w stanie się ukryć, w przypadku Ziemi okazywali się nieudolni. Dlatego politycy i przedstawiciele kilku dynastii panujących oraz symbiotycznych wspólnot powołali międzygalaktyczny sąd, który raz na zawsze miał pogrzebać w popiołach zapomnienia ziemian. Każda cywilizacja razem i z osobna zdawała sobie sprawę, że drugiej takiej okazji może już nie być, a wchłoniecie ich planety, przez którąś z licznych czarnych dziur jest tylko kwestią czasu, ponieważ kosmos ma granice i uciekać już powoli nie ma gdzie.

Najprostszym, najtańszym i najszybszym rozwiązaniem problemu, jaki stanowiła Ziemia i jej mieszkańcy, było wysłanie w jej kierunku niszczyciela, w osłonie potężnych strumieni energii. Samo skomasowanie ładunków w jej bliskości, miało doprowadzić do wytracenia z orbity i skierowanie w stronę słońca. Opracowania naukowe, techniczne istniały, próby prototypów zostały przetestowane eony wcześniej, lecz żadna cywilizacja nie odważyła się zbudowania jako pierwsza niszczyciela planet, ponieważ jakikolwiek wyścig zbrojeń rodził tylko nowe konflikty. Dawniej, kiedy cywilizacje były młode, tak się działo, lecz podczas kosmicznej ekspansji zaniechano irracjonalnego postępowania, dla rozwoju i większych korzyści. Pokojowa współpraca znacznie więcej wznosiła dobrego niż zachowanie dyktowane pierwotnymi instynktami. Pomimo wysiłków czasami dochodziło do nieporozumień, wtedy do oceny i rozstrzygnięć angażowano międzygwiezdny trybunał, który przez zagrożone światy został zobowiązany do ostatecznego rozwiązania negatywnego oddziaływania na wszechświat ludzi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania