Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 116

Komputery kwantowe z podziemnego zrujnowanego kompleksu dokonały pełnej analizy danych, pozyskanych z receptorów umieszczonych w dłoniach Naira, który od dłuższego czasu wiedział o nich i świadomie używał. Czas jego zaskoczenia i późniejszego buntu ingerencją bezpowrotnie minął, ponieważ kiedy przemyślał, dostrzegł sporo korzyści. Tak jak się spodziewał, Aniołowie wyniki odesłały do niego, tak jak otrzymały za pośrednictwem strażnika. Szczegółowy opis szokował, lecz nowy człowiek nie pokazał po sobie odkrycia pochodzenia rozmówcy i zrobił wszystko by nie pokazać po sobie, że cokolwiek go zaniepokoiło. Chcąc się upewnić, spróbował zainteresować niezasiedlonym ciałem niezakotwiczoną przepływającą nieopodal duszę. Jednak ona po sprawdzeniu naczynia nie okazała zainteresowania i leniwie wraz z wiatrem poszybowała dalej. Przynajmniej po tej próbie jednego był pewien, a mianowicie tego z kim prowadzi rozmowę. Człekokształtny w przypadku urażenia go, mógł okazać się nie tylko bardzo niebezpieczny i szkodliwy. Dlatego należało zawsze mieć go po swojej stronie i dla dobra ogółu należało przekształcić jego wyobcowanie w prawdziwego, oddanego przyjaciela.

- Czy nie obrazisz się, jak ja nadam ci imię, które ukierunkuje nie tylko twoją drogę na przyszłość, lecz i określi przynależność? – zapytał bezimiennego.

Rozmówca na podobną propozycję czekał latami, a w tym czasie narastała w nim złość i wykluwała się nienawiść do wszelkich dwunożnych inteligentnych stworzeń, ponieważ każdy z nich miał nadaną nazwę. Nawet najbardziej prymitywne istoty, z racji przemieszczania się na dwóch nogach, otrzymały wraz z urodzeniem przypisany odwieczny porządek i hierarchię w grupie. Jedynie on pozostał bezimienny i bezgatunkowy niczym dawny trędowaty. Gdyby odmówił, nic by nie uległo zmianie, lecz gdy przyjmie, dostanie przydział do określonej grupy. Wtedy zgodnie z nowym porządkiem na Ziemi, ona o niego, a on o nią będzie się troszczyć nawet kosztem swojego szczęścia, zdrowia i życia. Wszystko wcześniej wydawało się takie proste, ponieważ mógł obarczać innych swoimi niepowodzeniami, by nagle wraz z zapytaniem stracić wszelkie argumenty.

Wysłannik, nie popędzał i nie wpływał na podejmowaną decyzję, ponieważ on doskonale wiedział, że tylko dobrowolna zgoda będzie miała prawdziwą wartość. Jakichkolwiek przymus albo popędzanie skutkowało nieobowiązującą mocą prawną.

- A do kogo miałbym zostać przypisany? – zapytał.

- Czy dziecko przychodząc na świat, wie gdzie i do jakiej rodziny trafi. Jego rodzice też nie wiedzą jaki osesek się urodzi i na kogo wyrośnie. Gdyby tak nie było, nikt nie chciałby innej niż wymarzonej płci, brzydkich, naznaczonych chorobami, niegrzecznych, niewdzięcznych, samolubnych, aroganckich czy wrednych. Podobnie żaden malec nie wybrałby rodziców biednych, surowych, nietroszczących się o swoje potomstwo, czy niespełniających jego oczekiwań. Początek naszej egzystencji związany jest z tajemnicą i mamy szczęście, że nic nigdy nie jest pewne, coś stale może nas zaskoczyć — odpowiedział Nair.

Bezimienny przy podejmowaniu decyzji przyjęcia imienia wahał się i długo nie wiedział, czy powinien zostać przyporządkowany. Przynajmniej on w przeciwieństwie do zarodku miał prawo decyzji, lecz czynnikiem przełamującym niezdecydowanie była ciekawość. Dlatego powiedział.

- Zgadzam się przyjąć przez ciebie nadane mi imię.

- Skoro tak uklęknij, ponieważ niebiosa i wszyscy tu zgromadzeni będą świadkami tej doniosłej chwili i wyjątkowego chrztu. Otrzymujesz imię mające wielką moc, które jest nietuzinkowe, niepowtarzalne. Gdyby jakikolwiek śmiertelnik był w stanie wypowiedzieć pełne, z pewnością otrzymałbyś precyzyjnej określające bogactwo twojego wnętrza. Jednak przez ograniczania zakodowane w mieszkańcach Ziemi, jestem zmuszony połączyć tylko kordialność, altruizm, koszerowanie w mocne imię Koszkordiatruzm.

Podczas wypowiadania ostatniego słowa, Nair położył swoje dłonie na głowie klęczącego przed nim bezimiennego. Kiedy tylko dotknęły łysej głowy pokrytej licznymi bliznami, wszyscy zgromadzeni ujrzeli snop niebieskiego światła, które przedarło się przez chmury i olśniło przyjmującego obowiązek, zaszczyty i przywileje związane z przynależnością do przyszłego plemienia. Gdy promień znikł, Nair zapytał.

- Przyjacielu czy dalej chcesz przynależeć do miejsca, z którego przyszedłeś?

- Nie, ponieważ tam spotykały mnie tylko nieprzyjemności. Nikt nie przygarnął i nie adoptował porzuconego dziecka. Przeżyłem tylko dlatego, że stałem się lokalną atrakcją, która bawiła gawiedź, szczególnie pochłanianiem kuchennych odpadków i ich łajna.

Słowa Koszkordiatruzma szokowały i w przeciwieństwie do tych, z którymi przybył, wywołały powszechne oburzenie, ponieważ tak nikczemne traktowanie dziecka nie mieściło się w ich głowach. Nikt nigdy nie potraktował w taki sposób nawet przed nowym porządkiem niewolników, ponieważ ich życie było dla właściciela cenne. Zaledwie chwilę wcześniej przed nadaniem imienia, najprawdopodobniej nikt nie chciałby przyjąć nieznajomego do swojego klanu. Jednak wraz z dynamicznym rozwojem sytuacji, zakończonej nadaniem przez niebiosa silnego imienia i okazaniem szacunku przez chrzestnego, zgłosiło się wielu chcących przyjąć go pod swój dach. Niezwykłość sytuacji podkreślało spore grono nieobsadzonych dusz, które rozpoczęły między sobą zmagania o prawo wypełnienia pustego cielesnego naczynia, jakim była istota wcześniej przez nich niedostrzegana. Rywalizację między żywymi i duszami Nair był zmuszony powstrzymać, ponieważ mogła ona podążyć w niebezpieczny kierunek. Chcąc uniknąć zamieszania, powiedział do Koszkordiatruzma.

- Pozwólmy im na toczenie sporu, a ja w tym czasie zapraszam cię do siebie w imię przyjaźni do wzięcie pierwszej w twoim życiu kąpieli. Ona obmyje brud gromadzony przez lata, by twoje ciało godnie odziać, nakarmić i napoić.

- Dlaczego mnie to wszystko spotkało?

- Czy słyszałeś kiedyś słowa, ostatni będą pierwszymi – powiedział Nair i ręką wskazał kierunek do swojej tymczasowej siedziby, w której wszystko, o czym wspominał, był w stanie uczynić.

Przed płachtą wejścia do tymczasowej siedziby Nair, powiedział.

- Gość w domu, Bóg w domu.

Wypowiedzenie słów gościnności, kiedy indziej i skierowanych do kogoś innego niż niedawny bezimienny najprawdopodobniej zostałyby potraktowane jako zwykła formułka, lecz nie przez niego, któremu nigdy nikt nie pozwolił przekroczyć progu własnego domu.

Koszkordiatruzm, rażony gościnnością jak gromem, ukląkł przed nieistniejącym fizycznie progiem i powiedział.

- Niech dobry Bóg, błogosławi temu domowi i jego mieszkańcom.

Najbardziej zainteresowani ostatnimi niezwykłymi wydarzeniami i pragnący poznać przebieg przeobrażania ostatniego w pływowego człowieka, połączyli się w gromadę. Utrzymując dystans sześciu kroków, podążali za Nairem i Koszkordiatruzmem, by nie uronić żadnego słowa i mieć baczenie na wszystko, co ma wkrótce nastąpić. Dlatego oni piersi dostrzegli rozświetlenie wnętrza namiotu, kiedy obaj w jego wnętrzu się skryli.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania