Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 37

Sztuczna inteligencja ze zrujnowanego podziemnego kompleksu, analizując od dłuższego czasu zebrane przez wysłannika dane i porównując ich wyniki z przechowywaną wiedzą zgromadzoną w bazie danych na pokładzie sztucznego staroegipskiego satelity. Stale dochodziła do jednego wniosku, że ludzkość z wysoko rozwiniętej cywilizacji technicznej wycisnęła niesamowicie tragiczne piętno na wszystkim, co zostawili po sobie ocalałym z upadku.

Najgorszą wiadomością dla strażnika, były kolejne potwierdzenia, że już nic nie jest takie same, jak w dniu wyniesienia jego na orbitę. Świat istniejący przed potopem, jaki zachował w zasobach swojego biologicznego komputera, uległ całkowitej zmianie, a on miał zaprogramowany cel, którego podstaw nie był w stanie zmienić. Musiał wypełnić swoją misję, do jakiej został zaprogramowany, bez względu na wszystko, ponieważ zbyt długo czekał na ustabilizowanie natury, do czego nigdy nie doszło. Niezwykle delikatnie działając podprogowo na nowego człowieka, zachęcił go, do odszukania resztek ludzkości i dokonanie pełnej oceny wraz z późniejszą ich przydatnością do odbudowy utraconej kolebki ludzkości. Gdyby tego nie dokonał, Nair z pewnością udałby się w pierwszej kolejności do miejsca dającego możliwość ich wyżywienia i gwarancję najlepszej obrony skromnymi siłami, jakimi dysponował.

Wysłannik, po wydostaniu się z bagna i opadnięciu emocji, dla ochrony zabrał ze sobą ocalałe gałęzie z resztkami ostrych liści. Czuł spory dyskomfort spowodowany podmokłym terenem, w jakim przebywał, dlatego postanowił, udać się na bardziej utwardzone miejsce.

Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak umiejętnie został zaprogramowany. Miał pełne przeświadczenie o słuszności podjętej decyzji, gdy wybrał drogę w nieznanym kierunku. Daleko nie uszedł, jak natrafił na zielone krzewy, do złudzenia przypominające te, które ciągnął za sobą. Kiedy rosły oprócz kształtu, w niczym nie przypominały jego suchych, niebezpiecznych. Można było bez obawy dotknąć każdy listek, a on elastycznie poddawał się zgnieceniu, nie czyniąc nawet najmniejszej krzywdy. Roślinka wydawała się nieszkodliwa i nawet ładnie pachniała, lecz uschnięte sąsiadujące z nią krzewy, stawały się niebezpieczne. Wtedy wystarczyła niewielka siła, by oderwać je od żywego korzenia, z którego niemal natychmiast wyrastał nowy bardziej okazały, jeszcze większy.

Zasuszone, oderwane i przypadkowo splatane przez wirujące wiatry, zajęły hałdą sporą niezwykle regularną nieckę, znacznie większą od niejednej doliny. Dopiero potężna wichura, była wstanie wyrwać z plątaniny zasuszone krzewy i przenieść je na znaczne odległości. Jedyną dobrą wiadomością po analizie przez strażnika, była ta, że krzewy nie kwitły i nie wydawały żadnych nasion, owocników. Rozprzestrzenianie i ekspansja została ograniczona do rozrastania się korzeni. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie zaanektowałyby przez wszystkie lata od upadku, wszelką przyjazną dla siebie przestrzeń.

Ukształtowanie terenu i brak dostępu do wody pitnej dyskwalifikował to miejsce nawet na krótki pobyt, a co dopiero na dłuższe przebywanie. Ktokolwiek wchodził na okoliczne wzniesienie, doskonale widział zgromadzonych w niecce, lecz oni już nie. Nair, zanim zdecydował iść dalej, przyjrzał się dokładnie usypanego z suszu stogu. Pośród splątanych patyków wypatrzył dwa różniące się od pozostałych. Sposób wyrośnięcia i ich przybrany kształt niezwykle go zainteresował i postanowił pomimo realnego zagrożenia sprawdzić.

Jego wysiłek po ciężkiej pracy, polegającej na rozłożeniu plątaniny na sporym obszarze, przyniósł efekty w postaci czegoś niezwykle ostrego długiego i krótkiego na równym patyku. Strażnik natychmiast dokonał analizy i uświadomił wysłannikowi, że ma do czynienia z czymś podobnym do długiego miecza i pośrednim między dzidą, włócznią i halabardą.

Dość szybko w porozumieniu z komputerami kwantowymi ze zrujnowanego kompleksu, Neczeru, przekazał szereg obrazów, przedstawiających w przeszłości wizerunki podobnych broni wykutych z metalu i najlepsze sposoby ich wykorzystania do obrony. Doskonale nadawały się również do ataku, lecz takie użycie wiązało się ze znacznie większym ryzykiem zranienia, albo śmierci wysłannika, a to mogło doprowadzić do spowolnienia, lub zaniechania dążenia do realizacji wyznaczonego celu.

Zanim opuścili niegościnne miejsce, były Łuskowiec, stosując się do instrukcji Gwiazdy Porannej, wykonał prowizoryczną głownię miecza i wysłuchał instruktażu o sposobie jego najlepszego wykorzystania. Przećwiczył też wykonywanie kilku ciosów i pchnięć. Sztuczna inteligencja była świadoma, że tak przeprowadzone szkolenia, a właściwie instrukcja obsługi, służy jedynie do tego, by ich wysłannik sam nie poranił się, korzystając z tych ostrzy.

Nair, wyposażony w śmiercionośne narzędzia, poczuł się bezpieczniejszy i już bez obaw opuścił nieckę, do złudzenia przypominającą miskę. Niczym antyczny bohater parł naprzód, a równocześnie z nim podążało stado wilczałów i osłabiony Jeleniowiec. Pewność siebie nowego człowieka wraz z przemierzanymi kilometrami topniała i gdy po wejściu na niewielkie wzniesienie dostrzegł szarżujących na nich Expos, znalazł się natychmiast w ramionach paniki. Tam, gdzie przebywali, nie istniała żadna naturalna przeszkoda, za którą mogli się schronić. Posiadana broń była niewystarczająca, podobnie jak możliwość zejścia z linii ataku. Sterta roślin z ostrymi liśćmi została daleko w tyle i nic nie mogło jej przenieść i ustawić jako barykady. Tym razem z odsieczą przyślij najwięksi wrogowie, ponieważ nie dopuszczali do siebie myśli, że ktoś inny chce się zemścić i jest już tak blisko.

Wrednym kucom udało się coś, co nie powinno się wydarzyć, a mianowicie podejść niepostrzeżenie z tyłu. Czegoś takiego nie byliby w stanie dokonać, gdyby nowy człowiek nie był pochłonięty roślinną bronią i jej wykorzystywaniem. Wilczały, podobnie jak Jeleniowiec, tym razem nie okazały się bystrością i przespały moment powstania zagrożenia. Głód i zmęczenie oraz nieznajomość terenu mogłaby posłużyć jako usprawiedliwienie, lecz tragizm sytuacji wykluczał taką możliwość.

Renery, niczym zjawy wyskoczyły za pleców grupy Naira i nie tracąc czasu na ugryzienie kogokolwiek, pognały na spotkanie Expos. Rogowaci widząc, dynamiczną zmianę celu dokonali błyskawicznego przegrupowania i zwartą grupą skierowali się na wielobarwne koniki. Wieloletnie zmagania tych inteligentnych stworzeń, doprowadziły do powstania taktyk pola walki, które w zasadzie nie przynosiły zwycięstwa, lecz równoważyły różnicę. Wysokie dobrze zbudowane stworzenia, podczas starcia wykorzystywały zazwyczaj swoją masę, potężne rogi i dążyły do rozdeptania nawet poważnie rannych. Małe poczwary, zanim zostały stratowane, starały się ugryźć jak najwięcej przeciwników i tym sposobem w późniejszym czasie wygrać. Podczas walki nie liczyło się tu i teraz, lecz efekt, a on wielu przypadkach był tragiczny w skutkach dla obu ras. Tylko nikt nie chciał się do tego przyznać i w konsekwencji każda konfrontacja przebiegała od wieków podobnie.

Wilczały, Jeleniowiec podobnie jak nowy człowiek na początku przetrawiły zaskoczenie, a później były widzami niesamowitej rzezi. Najgorsze w ich odczuciu było zniszczenie góry mięsa, która stała się niejadalna i mogła podlegać tylko zepsuciu. Nair, przez pewien czas po ustaniu walki, chodził, dotykał padliny i łudził się, że coś nadaje się do konsumpcji. Strażnik za pośrednictwem receptorów ukrytych w jego dłoniach dokonywał szczegółowej analizy i wszędzie wykrywał toksyny.

Kiedy grupą opuszczali nieckę, z przeciwnej strony pojawiły się stwory, przypominające swoim zachowaniem małpy albo prymitywnych ludzi i zaczęły zabierać z sobą stratowane kuce. Mięso ich w ocenie Neczeru było niejadalne, więc gdyby mogli je spożywać i nie ulegliby otruciu, z pewnością nie mogliby należeć do ludzi. Widocznie powstała jakaś inna forma, która tylko fizycznie przypominała człowieka. Niespodziewanie narodził się kolejny argument, skłaniający do zlokalizowania siedlisk dziwolągów i zbliżenie się do nich wysłannika, w celu dokonania szczegółowej oceny.

Sztuczny staroegipski satelita na swoim pokładzie dysponował automatycznym potężnym laboratorium i był w stanie stworzyć mieszaninę, która byłaby w stanie, wyleczyć z wielu pokarmowych zatruć. Niestety toksyny występujące w ślinach Renerów należały do grupy niezwykle skomplikowanej i antidotum mogło powstać dopiero po przeprowadzeniu długotrwałych badań klinicznych.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania