Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 48

Sztuczna inteligencja za pośrednictwem nowego człowieka dostała niebywałą okazję na zbadanie kolebki inteligentnej rasy, która w swoim postępowaniu bardziej kierowała się rozumem niż agresją. W przeszłości nieprzemyślane działanie i podejmowanie zbyt często pochopnych decyzji, a zwłaszcza niepotrzebna agresja cechowała ludzkość. Wtedy bardziej liczyło się wywołanie lęku, chęć dominacji nad słabszym, niż współpraca i wzajemne korzyści z niej płynące. Zwycięzca zazwyczaj niszczył dorobek pokonanego albo wykańczał go pracą ponad siły, zamiast korzystać i powiększać swoje pokojowe osiągnięcia. Takie postępowanie na przestrzeni wieków doprowadziło do upadku wielu cywilizacji. Jednak zanim to nastąpiło, niszczono plemiona pokojowo nastawione. Gdyby tym razem delikatna ingerencja w rozwój rozumnych stworzeń, przyniosła korzyści dla umęczonej Ziemi. Wtedy należałoby postawić wszystko na jedną kartę i z istotami o czterech oczach zrobić coś, co nie udało się nigdy wcześniej. Przynajmniej zaistniała niewielka nadzieja i iskierka na stworzenie idealnego świata.

Zanim doszło do wymiany informacji, tubylcy zaprosili wszystkich do podziału mięsa z zamrożonych ślimaków. Zdaniem ich przed ćwiartowaniem należało dokładnie zedrzeć skórę, by pozbyć się gruczołów jadowych. Nair powstrzymał się od pomagania autochtonom i swój udział ograniczył do obserwowania ich poczynań. Niezwykle sprawnie z wyćwiczonym podziałem czynności przystąpili do obróbki ścierwa. Noże ich wdawały się niezwykle ostre, ponieważ bez najmniejszego wysiłku dzielili padlinę. Nowy człowiek tylko na chwilę podszedł, na wyciągnięcie ręki, palcami z sensorami dotknął skórę i galaretowate mięso.

Analiza składu chemicznego zaskoczyła nie tylko Naira, lecz i przywódcę ludu odzianego w białe kożuchy. Okazało się, że Nair może bez obaw zjeść kawałek twardej skóry bez gruczołów jadowych, mięso jest dla niego trujące. Wilczały nie mogły spożyć niczego ze ślimaka, wszystko z niego było dla nich zabójcze. Jeleniowca nie interesowało zamieszanie i wymiana zdań, w języku mu nieznanym. Byłemu Łuskowcowi bardzo przypominał pustynny wspólny i szybko z nim się oswajał. Natomiast Książę swoje wysiłki skierował na zmniejszanie ciężaru bagażu. Nadzwyczajnej w świecie zajadał stres, jaki mu stale towarzyszył od opuszczenia doliny i nie interesowało go zakładanie płóz, by przystosować dwukołówkę do jazdy po śniegu. Dopiero po zjedzeniu trzech główek kapusty i kilku dorodnych marchewek, stwierdził, że mu wystarczy. Najchętniej po obfitym posiłku położyłby się w jakimś ciepłym miejscu i wypoczywałby nawet do rana. Niestety do swojej dyspozycji miał tylko zimne posłanie. Dlatego wolał pozostać na nogach, ponieważ jego racice doskonale go izolowały od chłodu, napierającego na resztę ciała od dołu.

Nowy człowiek wraz z kilkoma wilczałami wrócił po własnych śladach i odzyskał jeszcze przed zmrokiem, porzucony kombinezon oraz derkę dla Jeleniowca. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w przypadku poważnego zagrożenia taka ochrona na niewiele by się zdała. Jednak wolał mieć jakieś zabezpieczenie niż żadnego. Ubrany w dziwaczny strój w pewnych przypadkach mógł okazać się godnym przeciwnikiem, o ile będzie działał z zaskoczenia.

Krzątanina wokół zmrożonych ślimaków trwała i po zmroku. Najlepiej w ciemnościach widziały wilczały, lecz w porównaniu do tubylców dostrzegały niewiele. Nowy człowiek i Jeleniowiec tylko niepotrzebnie gapili się w ciemne plamy na białym tle. Dzięki przedłużającej się pracy przy mięsie rozwikłała się tajemnica drugiej pary oczu. Umieszczone wyżej na czole od dziennych, służyły jedynie do widzenia w ciemnościach. Nawet najgłębszy mrok nie ograniczał im widzenia, lecz za dnia były bezwartościowe. Pomimo przełączania o każdej porze dostrzegali nawet najmniejsze detale i dość szybko zauważyli konsternację przybyłych oraz ich kurzą ślepotę. Chcąc im pomóc, na chwilę przerwali pracę przy ćwiartowaniu i z niewiarygodną łatwością białe noże zatopili w bryle lodu, powstałej po skuciu przez mróz sporego wodospadu. Szybko, sprawnie wycinali lodowe prostokątne bloki i z nich wznieśli spory dom, w którym na koniec prac przy owalnym sklepieniu powiesili święcącą kulę. Zanim wpuścili grupę Naira do środka, dostarczyli sporo skór. Nowemu człowiekowi, jako przywódcy dostarczyli kilka miękkich i delikatnych. Księcia przez jego zaniechanie okazania ingerencji, potraktowali jak cenne zwierze i dali mu trochę gorsze. Jednak najlichsze przypadły wilczałom, które posiadały własną gęstą zimową sierść i nawet zmrożone podłoże im mocno nie przeszkadzało.

Dowodzący zespołem zapewnił gości, że jego najlepsi i najwytrwalsi podwładni będą czuwać nad ich wypoczynkiem. Kiedy zauważył, jak wilczały pomimo jego zapewnień, wystawiają przed lodową budowlą własne warty. Ostrzegł ich jakie niebezpieczeństwo im grozi, gdy zasną na mrozie. Nair przyjął z wdzięcznością deklarację i radę, lecz nic nie wspomniał o własnej ochronie pochodzącej od Anioła, który przy doskonałej widoczności wszystko obserwował z góry. W przypadku dostrzeżenia, jakiegokolwiek zagrożenia natychmiast jego powiadomi, a on zrobi wszystko by ich obronić.

Podarowanie obcym do wypoczynku lodowego schronienia, mogło tylko świadczyć o uznaniu ich zasług w upolowaniu dwóch ślimaków i uwięzieniu czterech. Zakleszczone wielkie okazy nie chciały poddać się bez walki. Powoli i determinacją powiększały wybity przez siebie otwór i gdy dostrzegły wokoło siebie najmniejszy ruch pluły żrącą substancją. Zdaniem tubylców, potrafiły też miotać na sporą odległość paraliżującą ślinę. Ktokolwiek został nią dotknięty, powoli konał z pełną świadomością toczących się wkoło niego wydarzeń. Niestety nikt dokładnie nie zbadał właściwości mazi, ponieważ wystarczyła tylko drobinka albo oddech nią rażonego, by podzielić jego straszny los.

Informacja o właściwościach toksyn zaniepokoiła strażnika i jednocześnie zaciekawiła, lecz bał się niepotrzebnie narazić wysłannika, by ją zdobyć. Wolał poczekać na rozwój wydarzeń i pobrać częściowo zneutralizowaną o ile nadejdzie stosowna okazja. Pełna eliminacja zwłaszcza tak wielkich ślimaków była niemożliwa i rodziło się pytanie, czy wraz z nadejściem wiosny przybędzie ich jeszcze więcej. Gdyby do tego doszło, to jedynym bezpiecznym miejscem okaże się tylko miejsce o podłożu kamiennym. Jednak górski jałowy teren nie sprzyjał jego planom i musiał się dowiedzieć o tych stworzeniach jak najwięcej, by z wyprzedzeniem przewidywać ich ruchy. Przynajmniej po opuszczeniu krainy gejzerów i gorących źródeł, widoczność znacznie się poprawiła. Przestał być ślepy i mógł bez przeszkód obserwować rozległy teren.

Zimowe słońce, gdy pojawiło się nad wzniesieniem, rozświetliło barwami tęczy wnętrze lodowej budowli. Kolorowe trójkąty przemykały między oczami podrośniętych szczeniaków i one pierwsze zareagowały na to zjawisko. Zamiast zachowywać się ostrożnie i uważać, jak im nieustannie wpajano. Zapomniały gdzie są i zaczęły beztrosko biegać. Natychmiast powstał niezły harmider i zamieszanie panujące we wnętrzu, które zaalarmowało strażników. Tubylcy przerwali pracę i w pozycji obronnej rozstawili się dookoła budowli. Padające do wnętrza cienie zaniepokoiły Naira, lecz Neczeru zapewnił go o, że oni nie przejawiają wrogich zamiarów i nie zamierzają atakować. Chcąc uspokoić swoich gospodarzy, wyszedł na zewnątrz i opowiedział o przyczynie wzmożonej aktywności najmłodszych wilczałów. Mieszkańcy mroźnej krainy doskonale znali właściwości śniegu i lodu, który czasami potrafił równie mocno wzbudzać strach, jak i zachwyt, więc z radością przyjęli wytłumaczenie czegoś co ich zaniepokoiło.

Prace w pozyskiwaniu zapasów dobiegły końca i mieszkańcy mroźnych terenów rozpoczęli transport do naturalnych chłodni w głąb ziemi. W przemyślany sposób zaadaptowali do własnych celów naturalne pieczary, których ściany i podłogi w okresie silnych mrozów pokrywały się lodem. Podczas ujemnych temperatur tłoczono do wnętrza mroźne powietrze, a gdy tylko robiło się ciepło blokowali system wentylacji. Wstęp był ściśle reglamentowany, a długość wizyt mocno ograniczona. Dzięki temu nic nie uległo zepsuciu, nawet podczas długiego i ciepłego lata.

Nair, początkowo był zaskoczony informacją o możliwości przechowywania mięsa i to przez wiele lat. Zdarzały się przypadki, że nawet na kilka pokoleń, korzystało z tego samego gigantycznego ślimaka. Dlatego miał wiele pytań o szczegóły. Jednak informacja strażnika o ilości dni z dodatnią temperaturą na tej szerokości geograficznej, dała mu wiele do myślenia. Najprawdopodobniej z tego powodu tubylcy ograniczyli swoje wysiłki do mrożenia, a nie do suszenia czy innego przetwarzania pokarmu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania