Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 50

Kiedy wywołany przez strażnika aplauz i okrzyki poparcia umilkły. Nair, nie dał czasu, na ochłoniecie i wypracowanie jakiegokolwiek stanowiska potencjalnym oponentom, za których uważał wszystkich z warstw uprzywilejowanych. Tylko rozpoczął nową, a właściwie dalszy ciąg przemowy.

- Przedstawiciele ludu Sardów i ci desygnowani przez dwór, powinniście potraktować poważnie moje słowa i wziąć je do serca. Jeżeli tego nie dokonacie, przyjdą nadzorcy niczym orły, sępy, kanie i zaczną nawoływać kruki, aby zmiażdżyły przyszłość waszych pokoleń. Gdy się zdecydujecie na zmiany i wyjdziecie z nor, zaczniecie tworzyć nową przyszłość. Droga wasza nie będzie kwiatami usłana tylko walką o przetrwanie, a wam jak ślepcom, pozostaną prośby o wsparcie. Jeżeli modły będą szczere, zobaczycie wysłannika Boga, jak przychodzi wam z pomocą i przynosi prawdę. Wtedy wszystko stanie się inne, na początku niekoniecznie lepsze, lecz w dalszej perspektywie niezwykle owocne. Najbardziej sprawiedliwi ujrzą tego, nazwanego Panem. Zawsze na jego widok wszystkie orły, sokoły, kruki, wrony i konie gromadzą się w stada, a pozostali zbierają dzikie owoce, by go ugościć. Niewiernych czeka kara wymierzona laską gniewu, przez uderzanie o ziemię. Kiedy do tego dochodzi, następuje trzęsienie i tworzą się potężne jamy, do których czeluści wpadają bluźniercy. Zanim to nastąpi, czeka ich sąd i na mocy wyroku zostaną własnymi winami związani, by nie mogli uniknąć kary. Unieruchomionych zaniosą na miejsce kaźni i wrzucają w otchłań gorejącego ognia. Pozostanie z ich nikczemnych ciał popiół, a z niego zostanie uformowany czerwony demon z wielkimi kłami. Dla złoczyńców, kłamców i chciwych będzie postrachem, a gdy ich dopadnie, stanie się słowem niczym zwierzęciem o czarnych rogach. Mającym jeden cel, pomszczenia skrzywdzonych we wszystkich poprzednich epokach.

W czasie przemowy słuchacze doświadczali zbiorowej halucynacji, podczas której ujrzeli na pogodnym niebie szybujące dawno wymarłe orły, sępy, kanie. Wszystkie podczas lotu obserwowały czarne kruki, chodzące po niedawnym pobojowisku i wyszarpujące dla siebie smaczne kąski. Zanim widzowie ochłonęli i podzielili się doznanymi emocjami, orły, sokoły, kruki, wrony i konie zgromadziły się dookoła błękitnego jeziora w skalistej dolinie. Woda w nim była krystalicznie czysta i odbijała od swojej powierzchni uchwycone widoki. Patrzącym na wszystko z kamiennego podwyższenia wydawało się, że część pięknego krajobrazu skryła się w jego toni, by uchronić ulotne chwile.

Gdy nowy człowiek zamilkł, powstał kolejny aplauz, lecz tym razem spontaniczny, ponieważ klakierzy dostrzegli sens w przesłaniu i własne korzyści dla tego projektu. Oni bezwarunkowo uwierzyli w zapewnienia nieznajomego o lepszej przyszłości i po raz pierwszy od dłuższego czasu cieszyli się, że ktoś w przeciwieństwie do rządzących swoje deklaracje spełni. Innego zdanie byli zgromadzeni na dnie krateru. Jako wytrawni politycy o wielocyklowym stażu, nie dopuszczali do siebie myśli, że może być inaczej i do tego lepiej. Wbrew młodzieńczym ideałom i ambicjom, zostali uśpieni, licznymi zapewnieniami o bliskim dobrobycie. Niczym niereformowalni idioci wierzyli w kolejne zapewnienia i obiecanki, zamiast domagać się pełnego zrealizowania wcześniejszych. Obdarci z naiwności i obnażeni z szat kłamstwa, mogli wypierać się długotrwałego zaślepienia, presji i oszołomienia.

Prawda wyglądała inaczej, lecz jej prawdziwego oblicza nikt ze zgromadzonych nie znał. Dawno zniknęła i została pogrzebana pod wieloma wizerunkami wypaczanych i zmienianych przebiegów wydarzeń. Wymawiane słowa zastępowano innymi, a te później wypierała nowomowa. Usuwano historię i tworzono ją od nowa w zależności od doraźnych potrzeb. Nadmiar zmian doprowadził do powszechnej nieznajomości własnych korzeni i lepszych lub gorszych dokonań przodków. Nikt nie uczył się na czyich błędach, wolał dokonywać nowych. Nair, doskonale to wiedział i już potrafił przewidzieć, co teraz nastąpi, ponieważ schemat postępowania inteligentnych ras, przy propozycjach na dokonywanie zmian był powielany. Znacznie łatwiej przychodziło im na robienie wszystkiego, nawet najbardziej szkodliwego dla ich przyszłości, by utrzymać istniejące relacje. Niechęć do innowacji miała własne odwieczne ugruntowane podłoże, a wynikało ono z krzywd, jakie w przeszłości przyniosły z sobą liczne rewolucje i przewroty. Dlatego strażnik wiedział, że w podziemnej społeczności coś podobnego nastąpi. Władza najbardziej będzie obawiała się wypuszczenia zamkniętych i odizolowanych od zewnętrznego świata najbiedniejszych i najbardziej inteligentnych. Pierwsi odejdą bez zastanowienia, chcą polepszyć swój byt i zgromadzić majątek. Natomiast drudzy po ujrzeniu bezkresnych dziewiczych przestrzeni, zaczną dokonywać, odkryć i się uniezależnią od wszelkich nacisków. Powstrzymać ich przed opuszczeniem podziemnego królestwa można było tylko siłą, lecz obcy zdążył zaszczepić ziarno wolności i wcześniej lub później zacznie ono kiełkować.

Nair, kiedy przemawiał do zgromadzonych, uważnie przyglądał się siedzącym najbliżej. Uważnie obserwował targające nimi emocje i większość z nich była więcej niż nieprzychylna przedstawionym poglądom. Dla dobra swojej i grupy nie mógł pozwolić na podjęcie wobec niego żadnych wrogich działań. Dlatego często nie wypowiadał się wprost, tylko kluczył i sondował. Dość szybko z niemałą pomocą strażnika, doskonale wyczuł panujące nastroje, przyjęty sposób postępowania i kolejne etapy podejmowania decyzji. Zanim zakończył, poszedł za ciosem, podziękował za ciepłe przyjęcie i zakomunikował o rychłym wyruszeniem w dalszą podróż.

Tym razem otrzymał aplauz nawet u najmniej mu przychylnych, ponieważ oni autentycznie ucieszyli się, że ich opuszcza. Woleli zaopatrzyć go na dalszą drogę i w atmosferze udawanej przyjaźni pożegnać, niż stworzyć mit o prawdziwej przyjaźni obcego z Sardami. Szkody, jakie swoim wystąpieniem i obecnością dokonał, były do naprawienia o wiele szybciej, gdy nikogo z jego grupy nie będzie. Znacznie trudniej byłoby, gdyby pozostał i szerzyłby defetyzm po każdym wystąpieniu ministra, który obiecywałby jak zawsze złote góry i cudowną przyszłość dla wszystkich.

Zgodnie z przewidywaniami sztucznej inteligencji, przesłanie wygłoszone przez nowego człowieka, chwilowo zeszło na plan dalszy. Najbardziej zawiedzionymi na wieść o opuszczeniu królestwa Sardów, byli ci, co wiązali z nim dalekosiężne plany. Wszystkie, z zaledwie kilkoma wyjątkami, wiązały się z wykorzystaniem jego wizerunku, sławy, wiedzy i osiągnięć.

Część po usłyszeniu wiadomość o kontynuacji podróży przestała się przybyszami interesować, lecz inni pozostający do tej pory na uboczu nurtu wydarzeń. Dostrzegli w tej informacji szansę dla siebie, a kolekcjonerzy artefaktów zachowanie anonimowości. Gość jako jedyny w ich ocenie, mógł podczas swojej wędrówki natknąć się na przedmioty z zamierzchłej przeszłości i rzucić światło na ich przeznaczenie. Gdyby tego dokonał, wartość niektórych klamotów wrosłaby kilkukrotnie zwłaszcza niemetalowych.

Najbardziej z opuszczenia podziemia ucieszyły się wilczały i Jeleniowiec, przetrzymywany w zamknięciu z drapieżnikami. Karmiono osadzonych tylko jakimiś grzybami, które wprowadzały ich w narkotyczny sen. Pokarm ten uzależniał i ubezwładniał ich do tego stopnia, że zapominali o dotychczasowym. Szybko się pozbywali własnej inteligencji, przebiegłości, zaradności i cechach wrodzonych. Powoli stawali się roślinkami, jakim wystarcza do życia trochę wody, nawozu i światła. Najgorszym i niezwykle bolesnym okazał się moment przebudzenia. Pierwsze kroki wyjścia z klatki stały się koszmarem i wiązały się z podjęciem ryzyka, ponownego bycia sobą. Strach długo ich nie opuszczał i towarzyszył im na każdym kroku. Nieprzenikniona ciemność stawała się koszmarem. Podążali tylko za światłem nawet bardzo słabym. Zmysły węchu i słuchu zostały mocno przytłumione i obojętne dla nich było, co się z nimi stanie.

Wysłannik Aniołów, gdy zobaczył wyniszczonych swoich towarzyszy podróży, ocenił ich stan jako mocno niepokojący. Dostrzegł zaburzenia percepcji, koordynacji ruchów i utratę masy ciała. Dlatego ucieszył się, że ich wyprowadza z podziemnego królestwa. Tym razem nie bał się mrozu i lodowych wiatrów. Potrafił już zbudować dla nich dom z wyciętych brył lodu. Dawno zapomniana wiedza ludów północnych dzięki obserwacji poczynań strażników granicy i rad sztucznej inteligencji zoptymalizowana się okazale. Potrzebował jeszcze kilku rad i wskazówek, lecz był przekonany, że po zbudowaniu kilku lodowych chatek dojdzie do perfekcji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania