Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 35

Niesamowite silne porywy wiatru i przenoszone nad jarem jakieś powyrywane fragmenty drzew czy roślin, nie były dla szukających schronienia najgorsze. Tylko niesiony porwany śnieg, czy strumienie wody, które raz były niesamowicie gorące, by po chwili stać się lodowatymi. Zdarzało się, że zanim wilczały zdążyły się otrzepać i rozrzucić na wszystkie strony krople. Nagle były zasypywane białym puchem, a po chwili nie było po nim śladu, tylko kałuże.

Wiatr uspokoił się następnego dnia i dopiero wtedy Nair pozwolił na opuszczenie kryjówki. Najbardziej niecierpliwe z przymusowej bezczynności szczeniaki wyskoczyły pierwsze i natychmiast znalazły się w plątaninie połamanych konarów oraz kłębowiska wyrywanych z korzeniami poskręcanych pnączy. Skowycząc, poranione wróciły w głąb jaru i biegnąc do matek, skomleniem skarżyły się na to co ich spotkało. Nowy człowiek, wyrzucając sobie niedopatrzenie i pochopność decyzji, udał się w miejsce gdzie zostały poranione. Początkowo niczego niepokojącego nie zauważył, lecz po śladach krwi, znalazł przyczynę.

Niezwykle delikatnie dotykał wszystkiego, co mogło spowodować rany i nieświadomie przesyłał dane. Neczeru, po przeprowadzeniu analizy, przypisał wysuszonym roślinom pochodzenie wodne. Tylko nie był w stanie określić, w jaki sposób liście roślin ewoluowały do tego stopnia, że cięły skórę niczym skalpel. Natychmiast nasuwało się kolejne pytanie, czy świeże liście równie są ostre, jak suche. Mogło być zgoła inaczej, ponieważ znalezione gałęzie krzewów trujących po wyschnięciu, okazały się nieszkodliwe.

Swoistą ciekawostką było, że korzenie wodnych roślin nosiły ślady mechanicznego oderwania od podłoża, z użyciem prostych narzędzi, lecz mogło być to dziełem przypadku i powstało podczas jakiegoś kataklizmu. Gdyby tak nie było, rodziło się kolejne pytanie, kto był w stanie wyrwać je i w jakim celu tego dokonał. Najprawdopodobniej używano ich świadomie w gospodarstwie jako noży do krojenia, o ile ktoś stworzyłby dla nich rękojeść. Nieznaczna obróbka umożliwiłaby zastosowanie ich jako szpic włóczni i mogła posłużyć do obrony albo ataku.

Nair, postanowił wszystko dokładnie sprawdzić i rozwiązać wątpliwość. Wcześniej podobne prośby Aniołów często wykonywał niechętnie, lecz tym razem dostrzegł dla siebie korzyści. Zamierzał zabrać ze sobą i wykorzystać o ile zajdzie potrzeba suche łodygi z ostrymi liśćmi. Pozostawione resztki korzeni mogły w tym mu pomóc i umożliwić związanie wszystkiego przynajmniej w dwa pęki. Tak przygotowane mogliby ciągnąć za sobą. Jeden miał wlec Jeleniowiec, a drugi on. Wilczały podczas przeciągania powinny trzymać się w bezpiecznej odległości.

Powiązany ze sobą susz, stał się niesamowicie silnym spowalniaczem, ponieważ ostre liście zagłębiały się w wilgotną ziemię. Zanim zwątpił w swój pomysł i porzucił balast. Nieopodal pojawiło się kolejne liczne stado Renerów, które uważnie obserwowało wędrowców. Nieprzyjemne wcześniejsze doświadczenie ze spotkania z diabelskimi kucykami, skutkowało błyskawicznym ściśnięciem wilczałów i Jeleniowca na niewielkim obszarze. Wtedy Nair porozcinał wiązki i stworzył barykadę z ostrych roślin. Inteligentne czworonogi widząc powstawanie prowizorycznego, lecz skutecznego bastionu, wyraźnie zezłościły się z przejrzenia ich planu. Przerwały zwarty szyk, skuteczny przy ataku i wycofały się poza pole widzenia.

Wilczały z zalepionymi woskiem uszami, co chroniło przed nieprzyjemnym sygnałem, poczekały na oczyszczenie dla nich korytarza i czołgając, udały się na rozpoznanie. Nowy człowiek po ostatnich wydarzeniach był pewny oddania drapieżników i że nic nie umknie ich wspaniałemu wzrokowi.

Zanim zwiad powrócił, Nair w myślach opracowywał lepszy sposób na przeciąganie prowizorycznej osłony. Najlepszym rozwiązaniem w jego ocenie było stworzenia czegoś w rodzaju samojezdnego wozu. Jednak do tego potrzebował w pierwszej kolejności kół, jakie miał możliwość widzieć na obrazach w zrujnowanym podziemnym kompleksie. Niestety do jego czasów nic takiego nie przetrwało, a zdolność wyrabiania uległa zapomnieniu. Dlatego dla powstania nowej cywilizacji należało odtworzyć umiejętność i rozpocząć jakąś produkcję. Samo koło nie wystarczało, potrzebował osi, zwierząt pociągowych znacznie silniejszych od Jeleniowca i zorganizowanej społeczności. Tylko w zderzeniu z rzeczywistością, musiał porzucić mrzonki i wykorzystać to, co miał dostępne. Zaraz po pierwszych informacjach, że okolica jest bezpieczna zaprzągł nawet maluchy do ciągnięcia. Zwartą grupą przemieszczali się znacznie szybciej i wkrótce dotarli do sporego jeziorka. Stojąc na brzegu, obserwowali jak malutkie ryby nie bojąc się przybyszów, z zaciekawieniem podpływały dużą ławicą, niedaleko nóg Łuskowca. Wydawały się idealnym pokarmem dla strudzonych wędrowców.

Wilczały z pewnością znały tego rodzaju pożywienie, lecz po obwąchaniu wody uciekły. Nair, nie rozumiał ich obaw, może dlatego, że zdążył polubić ryby i wypracować techniki połowu. Upatrzył dla swoich potrzeb skalisty cypel i z wyplecionym trzcinowym koszem do połowów, wszedł na niego. Jego czworonożni drapieżni przyjaciele z uwagą przypatrywali się jego wysiłkowi. Pierwszy szybki połów nie zainteresował ich, lecz połykane w całości małe rybki owszem. Bardziej głodni niż zaciekawieni podeszli nieznacznie bliżej i obserwowali, jak dwunożny z apetytem pochłania kolejne sztuki.

Najmłodsze wyrwały się do przodu, lecz starsze łapały je za grzbiety i unosiły do miejsca, z którego wyruszyły. Pomimo szarpania malców nie pościły. Taki widok postępowania z młodymi, nawet dla Naira okazał się zbyt wyraźnym znakiem ostrzegawczym. Zaprzestał zaspakajania głodu i przyciągnął na cypel, wiązkę roślin z ostrymi liśćmi. Starannie rozmieścił je z dwóch stron, a kosz do połowów przywiązał do splecionego z wikliny sznura. Kiedy upewnił się w wytrzymałości węzła, wrzucił go do wody i gdy zatonął, wyciągnął. Odczekał, aż woda szparami wypłynie, by stał się lżejszy i przyciągnął na odległość wzroku. Uważnie spojrzał do wnętrza i po upewnieniu się co do zwartości, przywlókł do swoich nóg. Przeniósł koszyk w pobliże wilczałów i wysypał zawartość. Pośród znanych mu wcześniej ryb, leżało jakieś czarne obślizgłe zwierzątko. Przypominało tylko z początku widzianą na obrazkach ośmiornicę, lecz w przeciwieństwie do niej miało cztery giętkie odnogi zakończone homarowymi szczypcami. Nawet dla nowego człowieka już na pierwszy rzut oka, coś takiego przed zagładą nie istniało, ponieważ musiałby w zrujnowanym podziemnym kompleksie natknąć się na obraz, lub jakiś zapisek. Jeszcze czymś niezwykłym był rząd dookoła tułowia wielu kwadratowych oczu i otwarte cztery paszcze z długimi igiełkowymi zębami, u nasady ramion.

Nairowi, nasunęło się pierwsze skojarzenie, skoro jest mały, musi być duży, chyba że jest to okaz dorosły. Stara samica podjęła za niego decyzję i z wielką ostrożnością podniosła wodnego zwierzaka. Zanim zareagował i załapał ją szczypcami, rzuciła go w gąszcz suchych roślin z ostrymi liśćmi. Kiedy leciał zwinął się w kulkę i wpadł w plątaninę najgrubszych gałęzi. Początkowo nic się nie działo, jednak po chwili, gdy rozpostarł odnogi i szykował się do wyśliźnięcia z pułapki. Dopóki brnął w stronę korzeni nic się nie działo. Tylko w ten sposób oddalał się od wody. Musiał wyczuć obranie niewłaściwego kierunku i zawrócił. Zanim zorientował się jaką niewłaściwą decyzję podjął, natrafił na ostre liście. Rozległ się potworny wrzask, gdy jedno z odnóży za szczypcami postawił na ostrzu. Natychmiast, gdy odczuł ból, podświadomie próbował je unieść, lecz wszelki nawet najszybszy wysiłek, okazał się spóźniony. Odnoga odpadła, jakby nie chroniły ją łuski, pokrywające dość grubą skórę. Zwierzak spanikował i zaczął się miotać. Niekontrolowane pospieszne ruchy powodowały, że ciął się na plasterki. Nawet długo nie trwało, jak w gałęziach przestał się szamotać.

Wycie ucichło, lecz atmosfera nadciągającego zagrożenia zaczęła gęstnieć. Coś złego i groźnego zawisło w powietrzu. Dlatego powstająca niedaleko kipiel nie okazała się zaskoczeniem, tylko ukierunkowała nadchodzące zagrożenie. Gdyby był to atak pozorowany. Nair dałby się zaskoczyć. Jednak dwukrotnie większy potworek od nowego człowieka przystąpił do konfrontacji z dwunożnym, powielając błędy innych. Podobnie jak pokonani wcześniej przeciwnicy, liczył na łatwe i szybkie zwycięstwo. Jego atak, zanim nastąpił, skazany był klęskę, widocznie nie znał przytarganych przez silny wiatr roślin z ostrymi liśćmi.

Nair, widząc jak wielki potwór zbliża się do brzegu, przesunięciem kilku krzaków odgrodził się od wody. Kiedy stworzył naturalną barykadę, odsunął się od niej na bezpieczną odległość i czekał na rozwój wydarzeń.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania