Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 31

Wychodząc z niewielkiego zagajnika, gdzie tylko rosły kolczaste rośliny, przeplatane lianami, natknął się na miejsce z ubitą ziemią. Nigdzie nic nie rosło, nawet najlichsze chwaty zostały pożarte przez wychudzone, zasuszone stworzenia. Ciężko było się w nich dopatrzyć podobieństwa do tych, którzy ich atakowali, tak bardzo byli odmienieni z powodu odwodnienia i niedożywienia. Nair, na własnej skórze od wczesnego dzieciństwa doświadczał, co to jest głód i pragnienie. Dlatego poczuł sympatie do snujących się wraków i chciał im pomóc. W pierwszym odruchu pragnął wydostać ich z miejsca kaźni i otoczyć opieką, dopóki nie odzyskają nadwątlonych sił. Miejsce odosobnienia było specyficzne, ponieważ prowadziła do niego jedna droga zakończona sporym uskokiem, po którym spychano uwięzionych. Od początku oswobodzenia i uwolnienia z miejsca kaźni nie planowano, więc pozwolono by powstała dookoła zapora nie do przebycia dla czworonogów. Składała się z luźnych głazów, a nad nimi rosły wysokie krzewy o niezwykle długich ostrych kolcach niczym szpikulce. Kiedy podszedł do nich i chciał je usunąć, wychudzony pozbawiony rogów żywy szkielet, mentalnie odezwał się do niego.

- Nie dotykaj, są trujące.

Ostrzeżenie potraktował niezwykle poważnie i odsunął wyciągnięte dłonie. Chęć przyjścia z natychmiastową pomocą musiał zweryfikować, by samemu nie stać się ofiarą.

- Dziękuję za ostrzeżenie, lecz jestem ciekawy, jakie zbrodnie popełniliście, że was tak okrutnie potraktowano – powiedział i zapytał w podobnie w myślach.

- W naszym przypadku nie trzeba kogokolwiek skrzywdzić, wystarczyło tylko sprzeciwić się dyktaturze, by marnie skończyć. Przewinienia skazanych były różne, od okazania współczucia niesłusznie ukaranego, czy wykonanie nieodpowiedniego gestu, albo zrobienie grymasu i wypowiedzenie słów uważanych za niepoprawne, a czasami zwykła zawiść albo zemsta za czyny prawdziwe, albo domniemane. Niezmiennie od wielu pokoleń będący w hierarchii wyżej gnębił pozostałych, często dla zabawy oraz dla zastraszenia innych. Terroryzowanie słabszych sprawiało im wielką radość i często robili to dla rozrywki.

- Kim byłeś, zanim nie zostałeś uwięziony? – zapytał i miał nadzieje, że kimś ważnym w lokalnej społeczności.

- Roznosiłem wieści i pewnego dnia dostarczyłem złą jednemu z uprzywilejowanych.

- Jestem tutaj obcy i wszystko, o czym mówisz, jest dla mnie nowością. Wiele reakcji nie rozumiem, a zwłaszcza tej, że zaraz po przejściu granicy zostaliśmy zaatakowani. Doszło do walki i sporo twoich dorodnych współplemieńców odniosło rany i padło. Dlatego nic o was nie wiem i przydałoby mi się jakieś informacje, gdzie jestem i co się tu dzieje?

- Z dużą armią przekroczyłeś nasze granice? – zamiast udzielenia odpowiedzi, usłyszał pytanie.

- Wędrowałem tylko z księciem Jeleniowców i dwoma wilczałami – pominął fakt, że Yai służył jako zwierze pociągowe.

Wychudzony rozmówca tą informacją był zaskoczony, następnie rozbawiony i wydawał się powątpiewać w słowa Naira.

- Chcesz powiedzieć, że doborowe jednostki zaatakowały jednego człowieka, plugawego rogacza i dwóch naszych odwiecznych wrogów. Kiedy jeden Expos z łatwością pokonuje dziesięciu Jeleniowców, a szwadron zazwyczaj wystarcza do stłumienia buntu ludzkich niewolników i do rozgromienia otumanionej dźwiękiem watahy wilczałów. Jednak jeżeli z waszego powodu włączył się sygnał ochrony naszego gatunku, to faktycznie do tego doszło, a ty musisz dysponować niesamowitą bronią.

- Dokładnie to chciałem powiedzieć – niczego więcej nie wyjaśniał, lecz wymownie spojrzał na uwięzionego i gestem zachęcił do powiedzenia więcej.

Ruchy rękami musiały być zrozumiane przez rozmówcę albo sam domyślił się, czego przybyły od niego oczekuje. Ewentualnie mógł odczytać zainteresowanie przez wgląd w myśli.

- Naruszyliście święte granice terytorium Expos, gdzie absolutną władzę ma Kumajri. Jego zaufana rada dziesięciu ma wielkie przywileje, o ile nie kolidują one z humorem, kaprysami, zachciankami pierwszego. Jeżeli którykolwiek sprzeciwi mu się, ląduje w tym uroczym zakątku, a pozostali robią wszystko, by nie skończyć tutaj.

- Nieciekawą wizję mi nakreśliłeś, a jak jest z waszymi partnerkami.

- Samice są w naszej rasie rzadkością i z tego powodu są uprzywilejowane. Tylko one pozwalają sobie na mówienie prawdy i wytykanie błędów rządzącym. Nigdy nie ponoszą kary cielesnej nawet za ciężkie przewinienie, najwyżej niepokornym zwiększają przydział urodzeń o kolejną dziesiątkę potomstwa.

- Samców to nie dotyczy?

- Najbardziej okazali młodzieńcy mogą liczyć na sympatię podstarzałych samic i często z tego korzystają, a jej potomstwo zapewnia im ochronę i pomoc. Kiedy one nimi się znudzą albo ich patronka umrze, zazwyczaj lądują tutaj. Wtedy trzymają się życia, tak długo, jak im sił wystarczy, by później podzielić los wszystkich pozostałych i zostać przez jeszcze oddychających zepchniętymi w przepaść.

Nair, jeżeli miał wcześniej jakiekolwiek obawy i wyrzuty sumienia nad ciałami poległych, słysząc takie słowa, pozbył się ich. Szukając sposobu w uwolnieniu skazanych, zwrócił się do Aniołów o pomoc. Tylko oni, zamiast jej udzielić, ostrzegli go o pochopności takiej decyzji. Więźniowie byli stale głodzeni i od dawna otrzymywali niewielkie przydziały pokarmu, wody i gdyby zostali uwolnieni, z pewnością rzuciliby się do jedzenia i picia. Łuskowcowi nie trzeba było tłumaczyć, czym to by się skończyło, dlatego postanowił niczego nie zmieniać, tylko zwiększać racje i uzupełniać niedobór płynów w ich organizmach. Gdyby tylko wilczały, byłyby w stanie przebrnąć przez barierę dźwiękową, mogłyby okazać się bardzo pomocne w realizacji jego planów. Zmuszony został do znalezienia innego rozwiązania sposobu rekonwalescencji więźniów i ich stopniowego przywracania do społeczeństwa.

Neczeru, poprzez opary mgły starał się wypatrzyć każde potencjalne zagrożenie i monitorować przemieszczanie wszelkich organizmów żywych w pobliżu wysłannika. Niestety przy ograniczonej widoczności i nieznajomości temperatury lokalnych gatunków, nie był w stanie w pełni sprawnie funkcjonować. Tym bardziej że znacznie więcej informacji pozyskiwał od łuskowca, niż był w stanie samoczynnie zgromadzić. Dlatego namawiał nowego człowieka do przemieszczenia się w okolice granicy, gdzie mógł liczyć na pomoc wilczałów. Niestety kolejny raz doświadczył niesubordynacji i dążenia podopiecznego do działania często wbrew zdrowej logice i jego doświadczeniu, co niesłychanie go przeciążało i blokowało systemy. Podobnie działo się w danej chwili na powierzchni planety i zdaniem jego on, a nie kto inny powinien nadzorować przeprowadzaną operację. Niestety nielogiczne postępowanie jakiegoś wypierdka ludzkości, mocno komplikowało wszelkie działania. Dochodziło jeszcze kilka innych czynników, o których chciał jak najszybciej zapomnieć, a nie potrafił.

Tymczasem nowy człowiek, korzystając ze wskazówek skazańców, odnalazł siedzibę strażników. Spodziewał się walki i oporu z ich strony, jednak wieści o masakrze z jego udziałem były szybsze. Lęk, jaki pojawieniem wywołał, dopomógł mu w sterroryzowaniu niewielkiego stada. Wystarczyła mu sława pogromcy, a nie posiadane ostrze, lecz nie dając im czasu, na ochłoniecie, zaczął wydawać polecenia. Najbardziej skuteczna okazała się groźba, podzielenia losów uwięzionych, niż wszelkie inne naciski. Jednak nadzorców było zbyt mało, by wykorzystać ich jeszcze do przeciągnięcia ciał współbraci do granicy i przekazania do zagospodarowania wilczałom.

Dwunożna istota nigdy wcześniej osobiście nie doświadczyła, a tym bardziej nie spotkała się z urzeczywistnianiem się powiedzenia „wróg, naszego wroga jest naszym przyjacielem”. Dlatego, zaskoczyło go pojawienie się stada Renerów i ich propozycja współpracy. Nowi jego sprzymierzeńcy byli o połowę mniejsi i lżejsi od Jeleniowców.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania