Opoww *** Ƭęթყ Ołóաҽƙ
To prawda. Trudno ukryć ów fakt. Jestem tępym ołówkiem. Niezaprzeczalnie. Spłaszczona, grafitowa główka, ledwo wystaje poza dolne obrzeże drewnianego stożka. Mam z tego powodu lekko przechlapane.
Ostatnio na ten przykład, trysnęło atramentem. Niby omyłkowo, lecz akurat w moim kierunku. Coś na kształt zeppelina z anoreksją, nasikało na ledwo widoczny czubek. Durne wieczne pióro. Wyobraża sobie, że będzie wiecznie drapać biel. Nawet poza horyzont piórnika, a zaś biurka. Właściwie nie mam pretensji. Spojrzało, oszacowało i podjęło prześmiewczą decyzję, zgodną z stanem faktycznym, dosadnie widzianym. Nie dziwię się, że akurat taką. Wyglądam jak wyglądam. A czym zdecydowało? Jak zwykle. Rozdziawioną stalówką z sarkastycznym błyskiem, na chropowatej gładkości.
Jest jeszcze linijka. Ta cały czas napierdziela, o tej okrągłej lecz koślawej dziurce, pustej w środku. Wychwala otworek, poza swoją miarę. Nie rozumiem, jak się można zachwycać czymś, co do mierzenia, nie jest w ogóle potrzebne.
Mam jeszcze wesoło na smutno z niekształtną gumką. Z nią to wszyscy mają. Wciąż narzeka i często się maże. Nie tylko siebie. Wszystkich nas, bo rysować nie mogę, a coś musi. Cyrkiel omija szerokim łukiem.
No właśnie. Cyrkiel ciągle rozwarty, jakby chuć w kącie dyndała pomiędzy. Rysuje w kółko, kółka. Naiwnie wierzy, że w końcu kwadrat mu wyjdzie. Akurat. Ale co mi tam. Nie będę robił sieroty i odbierał matkę głupich. Jemu to rysika wystarczy na długo. Kiedyś jak spał po kolejnym kółeczku, chciałem wyszarpnąć szczupły walec, z metalowego zgryzu ryjka, swój wypluć i w pustą dziurkę włożyć jego, ale mnie dziabnął przez sen nieśpiącym ochroniarzem, to znaczy: szpikulcem, w ściankę podłużnego sześcianu.
No i temperówka. Miałem z nią najwięcej wspólnego. Do dziś. Teraz coś ją napadło i stoi wciąż na sztorc. Dlatego jestem taki tępy. Udostępnić dziurki nie chce. Wiem, kiedyś postąpiłem jak ostatni… no powiedzmy, przedostatni cham i naskarżyłem na nią piórnikowi. Powiedziałem, że ona po to jest, żeby mógł w nią wejść. Że to taka jej tożsamość. A on nawet nie raczył odpowiedzieć, tylko mnie walnął drewnianym bokiem, aż odskoczyłem na ostrze cyrkla. Teraz mnie szpecą dwie widoczne bliznoślady. A zestrugać nie ma czym.
Dzisiaj usłyszałem głos Wielkiego Rysownika. To znaczy nie bezpośrednio. Mówił do nich, a oni powtarzali. Tacy byli przejęci.
Możecie temu zaradzić. Marudźcie, a będzie wam dane. To wyjdzie ogółowi na dobre.
Więcej nie zrozumiałem, bo doznałem wizji. Ciekawe, czy się spełni.
Wszyscy na mnie dziwnie patrzą. Otaczają z możliwych stron. Cyrkiel, linijka, gumka, nawet piórnik coraz bliżej. Mam złe przeczucie… o cholera… nie takie złe. Słyszę wielkie bum! To temperówka leży poziomo i zaprasza wywaloną czeluścią. Aż mi grafit wewnątrz pęcznieje i robi się twardszy niż jest.
Łapią mnie za długość i wtykają czubek, w powabną, stożkową otchłań, gdzie już czeka pieszczotliwe ostrze. Po chwili wiruję jak wariat. Balsam doznań wszelakich. A oni jeszcze pomagają kręcić. Drewniane obrzeże rysika cofa się do tyłu, a ten wychodzi na zewnątrz. Cały goły i szary. Odsłonięty doszczętnie. Ale najważniejsze, że nie pęka. Ponadto, schodzą ze mnie cienkie, kręcone wstążeczki. Muskają, pieszczą, skrzypią, aż w końcu… jestem ostry na końcu i zostaję wyciągnięty.
Niestety. Nie jest mi dane nacieszyć się wyostrzeniem. Łapią mnie i coś mną piszą, na łanie białej kartki. Niby to moje przeznaczenie, ale nie mogli to piórem lub drugą osobowością cyrkla? Widocznie Wielki Rysownik, dał im takie wytyczne.
O cholera. Jak fajnie. Znowu jestem w temperówce. Widocznie stępili czub.
Ponownie wyciągają na zewnątrz.
Piszą na kolejnej kartce.
I znowu to samo.
Wewnątrz.
Na zewnątrz.
I tak na przemian.
No nie. Co za dużo, to nie grafitowo. Ledwo zipię. Już mnie prawie nie ma. Króciutki jestem. Ostatkiem sił – bo wreszcie mam czas – czytam, co tam za prośby mną nabazgrali, na wielkiej ilości kartek:
O Wielki Rysowniku. Okaż nam łaskę. Zrób coś z naszym ołówkiem. Nie chcemy mieć tępego, tylko zaostrzonego. Obiecałeś, że wtedy wszystko ulegnie poprawie. Nawet wspólne waśnie, takie czy inne. Zatem spraw, żeby zawsze miał ostry czubek.
Hmm – myślę sobie – chyba coś poszło nie tak… zresztą nieważne. Nie mój problem. Może to i lepiej. Jestem co prawda kupą drewnianych ścinek z grafitową posypką, ale na pewno nie… tępym ołówkiem.
Komentarze (9)
Słyszę wielkie bum!
To temperówka leży poziomo i zaprasza wywaloną czeluścią. Aż mi grafit wewnątrz pęcznieje i robi się twardszy niż jest.
[PrzePiękne!!!!!!!!!!!!!!!!!]
~*~
Dekosiu,
Jesteś ArcyMistrzem! Nie wiem, jak to robisz, ale jesteś Nieskończoną Wyobraźnią Wyobrażeń! Po prostu Magia!
Pisz i twórz w nieskończoność ;)
Pozdrawiam zadziwiona :)))
:]
jeszcze spocznę na laurach i o zgroza, co wtedy:)?
Tam jest rozdział o piórniku i jego mieszkańcach.
Tu jest wersja uwspółcześniona i dla dorosłych.
Meandry Twojej wyobraźni kręcą jak stary młynek do kawy :)
W czasie jazdy, mógłbym mielić, a ręcznie mnie się nie chce:)↔Pozdrawiam:)
Serdeczne pozdrowienia!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania