Pokaż listęUkryj listę

Opoww *** Bᴇᴢʜᴏʀʏᴢᴏɴᴛ Sᴢᴇśᴄɪᴀɴᴜ

Trochę inna wersja

-----------------------

  

   

Subtelny zapach przysiadł na płatkach odpadającej rdzy. Ugina ją lekko ciężarem życia. Cuchnące powietrze, nie może przebić tego typu zapory. Pozostawia jedynie trwały ślad, jaki robi palec wciśnięty w świeżo upieczony placek, lub miękkie, lepkie zwłoki.

  

Pomieszczenie tak doskonale kwadratowe, że wszystko wewnątrz sprawia wrażenie kanciatych. Podłużne łóżeczko zrobione z delikatnych gałązek wikliny, stoi na podwyższeniu uplecionym z gęstych kawałków światła, dokładnie na punkcie przecięcia przekątnych. Wewnątrz spoczywa lalka. Ciało stworzone ze świeżych kwiatów, sklejonych złocistym miodem, nakryte przezroczystym lśnieniem snu, drga niespiesznie cichą poświatą świtu.

   

Na obrzeżach prostokątnej plecionki, przysiadły pszczoły wyrzeźbione z wosku. Obok, na zardzewiałej ławce, siedzi biały szkielet ozdobiony różnorodnymi kulkami z kolorowego kleju nasączonego popiołem. Idealnie kuliste, nieskończenie powtarzalne w każdym kierunku. Z każdej wystają wskazówki zegara. Cała reszta mechanizmu schowana wewnątrz. Nieustannie słychać miarowe tykanie, niczym pulsowanie krwi, wśród suchych, oskórowanych gałązek

   

Cztery ściany, częściowo zasłonięte siedzącymi, emitują nieznaczne prześwity bieli z ledwo odczuwalnym, drganiem wiatru. Postacie trzymają cukrowe świeczniki. Emitują czarne światło. Ciemne smugi szybują z wolna w różne strony. Minione oczy spoglądają do tyłu. Patrzą w głąb głowy. Z tyłu przezroczysty wizjer. Płaszcze z przezroczystej stali, ograniczają znacznie ruch. Krzesła stanowią obraz holograficzny. Nadzwyczaj wytrzymałe, z łatwością podtrzymują ciężar. Nie ugina obrazów. Wszechobecne lustra, odzwierciedlają po stokroć wszystko.

  

Szkielet zdejmuje z siebie kolorowe ozdoby. Rzuca wysoko pod sklepienie. Niektóre tam zostają, przyczepione do sufitu. Inne spadają na podłogę. Każda postać chce złapać jak najwięcej. Stal robi się plastyczna. Umożliwia poruszanie. Kaleczą dłonie ostrymi sekundami, o srebrzyste skalpele wskazówek. Niektóre ranią z późno, by w przyszłości otrzymać wzmocnienie. Krew skapuje jednostajnie w rytm tykania zegarów. Kleisty czas, póki co przylepiony do jego upływu, nie ma zamiaru pożegnać domku przemijania.

  

Z łóżeczka wstaje kwiatowa lalka. Kropelki miodu spływają po słodkich płatkach. Wirują wśród lepkich cząstek, a te z kolei przytulają krągłe ciała do smug ciemnego światła. Całość przypomina leżącą choinkę. Postacie nie gaszą świeczników. Jeszcze mają nadzieję, że ciemność zdąży im przypomnieć, jak bardzo może być jasno, a światło wyjaśni chociaż cząstkę tajemnicy mroku.

  

Gęsty zapach sączy woń wokół kwadratowej sali, niczym stado symfonicznych obrazków, wziętych z wystawy na łące. Szkielet teraz przezroczysty, a krzesła nabierają nowych stabilnych cech. Pod sklepieniem, kulki obleczone błękitem, za chwilę będą białe. Nie muszą już spadać, by zmienić swój sens.

  

Z lalki startują niektóre kwiaty. Szybują w okowach rozłożystych przekątnych. Przelatują nad centralnym punktem, by wylądować na woskowych rzeźbach. Wytapiają kształty życia na podobieństwo pszczół. Miodu nie muszą zbierać. Był tu od zawsze. Tak samo jak postacie, szkielet i cokolwiek jeszcze, z których zniknął popiół. Pochłonęło go sklepienie, będące zwieńczeniem grudek czasu, gdzie każda jest mniejsza od poprzedniej.

  

Lecz czuć jeszcze rozkład. Tak zupełnie nie zniknął. Rozkład czego?

 

Ściany teraz na pół przezroczyste. Posmarowane białym lukrem mgły. Za nimi majaczą jakieś kształty. W sklepieniu pojawia się otwór. Ogromne oko spogląda z góry, lecz tylko na chwilę. Zostaje okrągły cień. Kropla kryształowo czystej wody, spada na skrzyżowanie przekątnych, rozbryzgując ciało, na wszystkie możliwe strony.

  

Krzesełka pustoszeją. Obrazy znikają. Kwadrat jednoczy się z kołem o tym samym polu, a dowolne kąty, podzielone na trzy równe części promieniami światła, pulsują możliwością. Łóżeczko też opustoszało. Lalka szybuje wysoko, pod samo sklepienie, niesiona zwierciadlanym podmuchem i wiecznie powtarzanym oddechem echa. Urzeczona widokiem, spogląda przez poziome okno. Pomimo, że z większym zrozumieniem (o wiele dalej, oraz niewątpliwe wyraźniej, widzi wokół całe połacie sześcianów), to i tak nie pojmuje całości, bez względu na to, w którą stronę patrzy.

Jakby widok miał amputowany horyzont.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Wertyt 03.06.2021
    Mocno oniryczne z 5.
  • Dekaos Dondi 03.06.2021
    Wertyt↔Dzięki:)↔Pozdrawiam:)
  • Piotrek P. 1988 03.06.2021
    He he he XD! Ale cool odlot XD! 5, pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 03.06.2021
    Piotrek P.1988↔Dzięki:)↔Pozdrawiam:)
  • Witamy trzeci tekst w Bitwie i życzymy fajnej zabawy

    Literkowa
  • Dekaos Dondi 03.06.2021
    Literkowa↔Dzięki:)↔Pozdrawiam:)
  • kigja 03.06.2021
    Dekoś,

    Wycofałeś tekst z konkursu, ale to nie znaczy, że całkowicie rezygnujesz, prawda?
  • Dekaos Dondi 03.06.2021
    Kigja↔Dzięki:)↔Sam nie wiem. Może wrzucę ten, jeżeli nie napiszę innego?↔Pozdrawiam:)
  • Szpilka 04.06.2021
    Nie moja bajka, ale sprawnie napisane ?
  • Dekaos Dondi 04.06.2021
    Szpilko↔Wiem, że nie Szpilkowe. Każdy domyślny to powie.
    A kto nie, to coś z nim źle?↔Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania