Opoww *** Nɪᴇᴄʜ ᴍɪ ᴄʜᴏᴄɪᴀż ᴋᴛᴏś ᴘᴏɢʀʏᴢɪᴇ ᴄᴢᴜʙᴇᴋ
To jest proza, lecz forma wiersza
---------------------------------------
Nóż.
A nuż użyjesz.
Użyłeś.
Szara powierzchnia.
Jęk zranionego Księżyca.
Ciemne echa krwi, krążą nad kraterem,
w biało czarnych ornamentach.
Blask Słońca. Przyczajone. Inne.
Uciekasz.
Zwęglone ciałka polnych myszy,
kleją się do butów.
Czujesz oddech słonecznej gardzieli.
A trzeba zauważyć, że nie jesteś żaroodporny,
w pajęczynie gorących dźwięków,
lecz chłodno trupich,
co mrożą zmatowiałym spojrzeniem,
szaleńczo zimnym, lodowatych fluidów.
Skrawki kolorów, szybują ku niebu.
W żadną stronę.
A jednak, pal licho.
Poszybować.
Ulecieć z nimi.
Omamić zbawczym zefirkiem,
wyjącą trąbę.
Musisz biec. Właśnie tutaj.
Przez łąkę niemożliwości.
Ognista żółta coraz bliżej.
Już ja cię znam.
Wolałbyś wodę, o tej samej barwie.
Coraz bliżej.
Złowieszcze tuptanie żaru, kulistej fali.
Otwiera gębę o przepalonych zębach.
Zardzewiała plomba,
molestuje korzeniem dziąsło.
Wciąż biegniesz.
Naczelną postawą wyprostowaną.
Omijasz drzewa.
Wodzą na pokuszenie.
Wejdź.
Nie schodź.
Zostań na czterech.
Bliżej natury.
Spoglądasz, co zostaje w przodzie tyłu.
Ogromny. Biegniesz na nim.
Drgającym.
Ciemnym.
Na dywanie z armii błękitnych chrząszczy.
Pękają po stopami,
odgłosem strzelającej kuku-rydzy.
Lecz cień biegnie szybciej.
Wyprzedza małość.
Szarą myszkę.
Czubaty pyłek popiołu,
ze zmarnowanej urny.
Dopadło cię. Kłębowisko gorącej magmy,
Zasłania… tylko co.
Dobre pytanie.
Chce wchłonąć. Pożreć. Roztopić ciało.
Zobaczycie w końcu, jak wyglądasz wewnątrz.
Parasol przeciwsłoneczny.
Durniu.
Za późno się pod nim chronisz.
Chronicie.
Całe życie za późno.
Gorący deszcz przepala płótno.
Cząstki żalożaru,
całują wrzącymi ustami.
Płonący język,
rozpala namiętnie podniebienie.
Spływa skwierczące ciało.
Luźno trzepoce na wietrze.
Krwawe chorągiewki,
mlaskają na syczących różach.
Spuszczają na zboczach,
strumyczki płatków.
Zwisają kolce.
Daleko im do dźgania.
Zapach smażonego mięsa, wierci nozdrza.
Masz wzwód apetytu,
na schabowego z metką,
byś wiedział, co jesz
i co wyrzygasz.
Ale w nosie już sobie nie podłubiesz,
bo nawet dziurki nie zostały.
Widzisz kobietę, szybuje nisko nad tobą.
Dwie mleczarnie, tulą między.
To matka głupich.
Słyszysz wycie pękających kości.
Brzeg tonący we mgle,
kusi bielmem zasłoniętych źrenic.
Dusi tak bardzo, że spłaszcza oddech.
Łódka zacumowana jelitem.
Grubym, czy cienkim?
A co za różnica.
Chyba twoim.
A ti ti ti.
Sprawdź przy okazji, czy masz.
Ostatnia szansa.
Śliczne dziecko, właśnie przegryza śliskiego węża.
Poznajesz twarzyczkę,
z wystającym strzępkiem.
Wyciera usta, chusteczką haftowaną,
o nadpalonych rogach.
Czwarty już dawno odpadł.
Lecisz skośnie, przez porąbany mrok.
W oddali płonące drogowskazy.
Spopielałe kierunki, umierają na ścieżkach.
Słyszysz piosenki,
głośniejsze od gwałtu na decybelach.
Ciemna dziura,
owłosiona więzionym światłem,
dławi spojrzenie lepką grawitacją.
Przeszłość. Teraz. Przyszłość.
Struny.
Naleśniki z nadzieniem światów.
Klepsydra zwężona do nieskończoności.
Wściekłe ziarenka,
rozpychają łokciami, letarg czasu.
Niżej przegrana bez zwycięzcy.
Zwycięzca bez przegranej.
*
Coś mi świta na horyzoncie zdarzeń,
lecz nie mogę oderwać rąk od tułowia.
*
Połykać.
Popijać.
*
Spokojnie. Już dobrze.
I nudno jak w buszu.
Wyjedzono ludożerców.
Niech mi chociaż ktoś,
pogryzie czubek.
Komentarze (11)
To na kanwie tekstu z 2017. Jeno bardzo zmieniony i dołożony.
Coś chciałem przekazać, ale nie potrafię roztłumaczyć po ludzku, co?:))
Jestem upierdliwie konsekwentna, chociaż zadanie/na pierwszy rzut oka/ jest raczej karkołomnym wyczynem... zważywszy na to, że tzw. czasu dla swoich przyjemności mam niewiele = w godzinach od 2°° do 5°°... bo o 7°° pobudka, a przespać się - choćby "na sikorkę" też trzeba?
Publikacji w 2017r jest 205, a ja jedynie na telefonie "rabotam", więc możliwości mam niestety deczko utrudnione???
Ale do rzeczy...
Moim zdaniem jest to/może być - zlepek różnych sytuacji a może nawet tragicznych przeżyć.
Skojarzenia moje są tak przedziwne... od zjawiska - krwawy księżyc i podczas jego wypadek samochodowy, poprzez użycie noża w celu być może samoobrony, aż po obserwowanie erupcji wulkanu... a dalej to już tylko gorzej.
Od niebotycznego pożaru, który z szybkością światła trawił wszystko po drodze a przed którym uciekał pe-el... po napalm, bo być może jakaś misja wojskowa...
A może to faktycznie jedynie surwiwal o którym pisał Piotrek... ja dorabiam martyrologię a Ty masz dobry ubaw?
Mam ciągnąć dalej tę swoją - z pewnością "chorą smugę" ❓
Dołączam więc... ???
Nie nie, to raczej ciąg myślowy.
Jak wędrówka na podłużnym wierzchołku, obustronnie spadzistego dachu.
Po jednej spad świadomości, a po drugiej podświadomości.
Więc może coś tam faktycznie, mnie tyczące jest?
Chociaż bywają teksty, świadomie związane.
Ale Twoja interpretacja, tak czy inaczej... zaciekawia.
Jesteś nietuzinkowa:)
Pozdrawiam:)?
Sporo się dzieje.
Widać, że masz cel.
Niemniej sport to zdrowie, więc bym uszczuplił, bo z czasem główne przesłanie ucieka ;-)
Pozdrawiam.
Tego tekstu, akurat nie chciałbym skracać:)↔Pozdrawiam:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania