Opoww *** Grɑ Cmeŋʈɑrŋɑ
Tekst powtórkowy, znacznie zmieniony
---------------------------------------------
厶尺卂 匚从乇?丅卂尺?卂
Cmentarz wieczorową porą jest przeważnie na powierzchni: pusty. Czasami jedynie lekki ciepły wietrzyk zaszeleści smutno, zesuwając liście z nagrobka, jakby niewidzialny anioł białym skrzydłem dla porządku zamiatał. Jeżeli ma w sobie trochę więcej sił, można też usłyszeć dźwięk rozbijanego znicza. Trwa krótko i nagle milknie, a płomień gaśnie, jeżeli takowy gościł, otulony ciepłym woskiem. Niekiedy ruda pocieszna wiewiórka, pokonuje cichym tuptaniem, wąski chodnik, dzielący cmentarne kwatery. Tym razem była nieco zamyślona. Przebiegła po czyiś butach.
Kraina Podziemnych, nie jest na noc zamykana. Miasteczko nie duże. Nawet nikt nie kradnie. Życie toczy się leniwie, tylko nieco szybciej, niż we wspomnianej krainie. Żelazna brama odstrasza pomarańczowym wyglądem rdzy i pulsującym skrzypieniem, jakby się kościotrupy lubieżnie o siebie ocierały. Jednak ludzie strachliwi nie są, a pomalować nie ma kto. Większość grobów raduje zadbaniem, a ograbiane są jedynie z liści, jeżeli komuś, tego typu symbol odradzającej się po jakimś czasie natury, przeszkadza.
Właśnie zauważa jakieś zwierzątko. Smyrnęło po jego butach. Domyśla się, że to była wiewióra. Przyjechał do miasteczka w odwiedziny. Na cmentarz przyszedł z ciekawości, pooglądać groby. Szczególnie te starsze, z zielonym nalotem. Te mu najbardziej podchodzą. Symbolizują bardzo wiele. Księżyc świeci jasno. Poprzez ciemne liście, prześwituje jego światło, wiecznie malując nagrobki srebrzystą poświatą. Długie cienie wystają gdzieniegdzie na chodnik, niczym długie ręce tu pochowanych. Lubi takie widoki. Ten… nieuchronny klimat. Nagle do jego uszu, dobiega krótki skrzypiący dźwięk trupiej furtki. Ktoś wszedł na cmentarz.
W miasteczku chociaż małym, są sklepiki różnej maści. Spożywcze na przykład. I takie jakby przemysłowe. Nawet jest niewielka apteka oraz dość duży, jak na panujące warunki, sklep z pamiątkami. Do nabycia różne rzeczy. Rękodzieło też. A czasami można tak trafić, że zdziwienie pewne, widząc na półkach wystawione towary.
Nie bardzo go to obchodzi, że ktoś wszedł. Dwóch na cmentarzu, to jeszcze nie tłok. Raczej nie będą sobie przeszkadzać. Spaceruje nadal po różnych alejkach, między ciemnymi wysokimi tujami. Nie wszędzie są, ale jest ich dużo. Jakby strzegły zasad gry. Nie rozmyśla w ten sposób, depcząc podłużne cienie. Jeden z nich, trochę się poruszył. Nawet zauważył ten szczegół, ale w końcu wieje lekki wiatr.
Od wczoraj, półka w pamiątkarskim mniej waży. Brakuje jednego eksponatu. Ktoś przyszedł i kupił, wyrzucając pieniążki z różowej świnki. Sprzedawca nie był zdziwiony. Zna osobę i wie, że ma różne pomysły. Lecz nie wie wszystkiego.
Przystaje na środku alejki. Na końcu rozwidla się na boki. Szpaler ciemnych nagrobków w srebrzystym lśnieniu, wygląda wprost cudownie. Przypomina świat, w okowach specyficznej bajki. Oby tylko nic nie zakłóciło tego pięknego widoku. Mógłby tego nie przeżyć.
Niewielka miotełka zgarnia liście z cmentarnej płyty. Jest to nowy grób, bez gości wewnątrz. Uszykowany na przyszłość. Gdy ostatni listek spada na ziemię, te same ręce kładą coś na zimny kamień.
Z furtki szybuje skrawek rdzy. Znowu jej trochę ubyło. Nic dziwnego. Miejsce po temu. Stalowy łańcuch wiszący na bramie, błyszczy czarnymi plamami krwi, w srebrnym świetle.
Wędrowiec między grobami, słyszy za sobą cichy szelest. Wiatr nieco silniejszy, więc nie wzbudza niepokoju, lecz wzmożoną ciekawość jak najbardziej. Obraca się do tyłu, obserwując wszystko przed sobą. Z grobu spada szklany znicz. Dźwięk trwa krótko i znowu powraca względna cisza, gdyż słyszy i czuje bicie własnego serca. Chyba jednak coś jest nie tak. Nagle wie, że ktoś za nim stoi. Nie widzi rzecz jasna osoby, ale cienie ma przed sobą dwa. Nakładają się na siebie. A powinien być jeden. Wtem słyszy całkiem sympatyczny głosik:
– Zagra pan ze mną? Proszę!
Z tyłu wychodzi mała dziewczynka i staje przed nim. Na twarzy okolonej złotymi kędziorkami, promieniuje uśmiech. Ma na sobie białą, błyszczącą sukienkę. Taki śliczny, cudowny aniołek. Tylko skrzydełek brakuje. Na tle ciemnych grobów, wygląda niesamowicie. Jak biały kwiat, na płaszczu nocy. Takiego spotkania w takim miejscu, raczej nie przewidywał. Już się bał, że to jakiś potworny potwór, a tu masz, zwykła dziewczynka.
~
Sprzedawca w pamiątkarskim, dopiero teraz zaczyna się zastanawiać.
~
– Powiedz mi droga dziewczynko, co tutaj robisz po ciemku? Gdzie twoi rodzice?
– To cię powinno gówno obchodzić… to znaczy… ojej przepraszam, że tak niegrzecznie powiedziałam… proszę ze mną zagrać… a później odprowadzisz mnie do domu.
– Oczywiście. Twoi rodzice się na pewno martwią. No pomyśl sama.
– W pewnym sensie jestem sama. Moi rodzice nie żyją. Mieszkam z babcią.
– A babcia żyje?.. no nie… teraz ja przepraszam.
– Nie gniewam się. No i jak będzie? Zagra pan?
– A niby w co?
– Durne pytanie. To najprostsza gra na świecie. Proszę iść za mną. Grób jest niedaleko.
– Grób?
–To będzie nasz stół. Tam jeszcze nikt nie mieszka. Nie będziemy przeszkadzać.
– Wiesz co… wzbudziłaś moją ciekawość. Chodźmy.
Zupełnie blisko płotu, jest stożek z miękkiej ziemi. Niewielki, ale widoczny. Z małego kopczyka wystaje ludzka kość.
Mężczyzna i dziewczynka siedzą po obu stronach pustego nagrobka. Gdyby spojrzeć z boku, widok jest raczej niesamowity, biorąc pod uwagę scenerię wokół. Biała sukienka wyraźnie się odcina, od czarnego marmuru, będącego w tle i całego szpaleru dalszych grobów. Światło księżyca błądzi po nagrobnej płycie, jakby szukając miejsca do długiego spoczynku. Siedzą już przez chwilę, nic nie mówiąc. Jakby coś miało nastąpić. W końcu słychać słowa:
– No to w co gramy?
– Coś taki niecierpliwy… ojej… znowu przepraszam… to tak zabawa.
– Dziwna jesteś. Wiesz?
– Wiem i nie wiem.
– No dobra. Nie gniewam się. Na czym polega gra?
– Już mówiłam. Nic prostszego nie może być… rzuty kościami.
– Kościami? Masz na myśli: takie kostki do gry?
– Słuchaj uchem, a nie trupem… brzuchem!
– To mi się przestaje podobać.
– Już mówiłam. To taka zabawa… znowu przepraszam. Powiedz, że się nie gniewasz.
– No dobra… czyli co robimy?
– Ty rzucasz, później ja rzucam i tak na przemian. Kto wyrzuci więcej, zdobywa punkt… kto zdobędzie łącznie więcej, zostaje uczestnikiem nagrody. Rzutów jest niedużo. Tylko 111 dla każdego. Mówiłam, że proste.
– Uczestnikiem nagrody? I nie bardzo rozumiem… zasady gry.
– Czy ty cokolwiek palancie rozumiesz… to ma być niespodzianka. No co, gramy?
– Palancie? Przyznam, że coraz ciekawiej. Tak. Rzucajmy.
W miasteczku wielkie zamieszanie. Zaginęła dziewczynka. Wnuczka tej sympatycznej babci. Sprzedawca rzecz jasna jest pomocny. Mówi wszystkim, że wpadła do niego, by kupić nową zabawkę, oryginalnie zapakowaną. Nie wie, co było w środku. Nie zaglądał. To zawsze ma być niespodzianka. A gdyby zajrzał, to mógłby się przed dzieckiem wygadać. Zdarzały się różne rzeczy, ale żadne nie były groźne.
Prawie w równych odstępach dobiegają odgłosy stukania kości, o nagrobną płytę. Gra w toku. Rzucają naprzemiennie. Raz mężczyzna raz dziewczynka. Lecz ona zapisuje punkty czerwoną kredką, w swoim dzienniczku. Na początku zdobywa więcej. Nagle sytuacja radykalnie się zmienia. To jej przeciwnik zaczyna wygrywać i odczuwać satysfakcję. W końcu mu coś powiedziała. Nie bierze tego poważnie. Chyba wygra. Zasłużył na to.
Tylko niestety... na niego to działa. Na nią: nie.
Wszyscy się zastanawiają, dokąd mogła pójść. Babcia bardzo ją kocha, ale miewa z nią kłopoty. Potrafi wyjść bez pytania, nie wiadomo gdzie. W końcu mieszkańcy pomyśleli, że może poszła do pobliskiego lasu. Tam też idą, żeby jej szukać.
Gra dobiega końca, a on nagle zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Za bardzo pochłonięty tą prostą gra i możliwością wygranej, nie zauważył, że świat wokół się zmienia. Nie dosłownie rzecz jasna. Właściwie pozostaje taki sam. Ale jest coraz większy. Po każdym rzucie, jeszcze większy. Po jakimś czasie dociera do niego powaga sytuacji, ale nie może przestać grać.
Usilnie chce przerwać, ale nic z tego. Widzi też ręce dziewczynki. Są teraz ogromne, a kostki, nie tylko w palcach, sporych rozmiarów. Ledwo może udźwignąć, żeby rzucić. Odgłos stuknięcia, rani uszy. Ciemne tuje są bardzo wysokie. Prawie dotykają nieba. Jego głowa, lekko wystaje nad nagrobkiem. Dostrzega wielką kostkę, a na niej sześć oczek. Patrzą na niego żółtymi ślepiami. Chwyta ją. Rzuca. Nie może przestać grać. Słyszy słowa:
– Niedługo finał. Wszystko wskazuje na to, że wygrasz. Cieszysz się na niespodziankę? Będziesz jej częścią.
Całe szpalery ludzi przeczesują las. Ale dziewczynki ani śladu. W końcu ktoś wpada na pomysł, że może poszła na cmentarz. Na cmentarz – dziwią się inni. – A niby po co?
Dopiero teraz dostrzega osobliwą zabawkę, stojącą blisko pionowej tablicy, żeby nie zawadzała w grze. Nagle dociera do niego przerażająca myśl: co najlepszego zrobiłem. Dałem się skusić, by zagrać. I o co? O dziecięcą niespodziankę. No tak… to nawet było fajne, ale przecież… jej odzywki chociażby. Ma coraz większą kołomyjkę w głowie. Kim ona jest? Czy tak na co dzień, czy tylko tu. Przecież to cmentarz. O czym ja w ogóle myślę. Chyba mnie zupełnie porąbało, lecz fakt jest faktem.
Słyszy ostatnie stuknięcie. Gra skończona. Wygrał.
Wielu ludzi idzie w kierunku cmentarza. Mają nadzieję, że tutaj ją wreszcie znajdą. Wierzą, że jest cała i zdrowa. Ktoś zauważa krew na łańcuchu wiszącym na bramie. To ich trochę zastanawia i wielce niepokoi.
Widzi ogromną dłoń. Zbliża się nieuchronnie. Słyszy dziewczęcy śmiech. Słodki i przymilny. Po chwili jest gnieciony: w ogromnych żywych kleszczach. Czuje zapach potu. Dostrzega protezy na jej zębach. Trzyma go na wysokości swojej twarzy.
– Nie widzę, żebyś się cieszył. A powinieneś. Przygotowałam dla ciebie ładne łóżeczko. Chyba je wreszcie zauważyłeś. No powiedz coś. Fajny z ciebie gość.
– Kim jesteś?
– Jestem kim jestem… przepraszam.
– Cholera jasna. Przestań z tym cholernym przepraszam. Znam to na pamięć. Przywróć mnie w tej chwili, do normalnych rozmiarów. Za chwile mi kości połamiesz.
– Nie będą ci potrzebne, padalcu. Mogłeś nie grać. Jestem tylko małą dziewczynką. Nie miałam tyle sił, żeby cię zmusić, bez twojej pomocy. Mogłeś odejść.
– Miałem dziecko zostawić same na cmentarzu?
– Właśnie. Patrzyłeś tylko oczami, słuchałeś tylko uchami…
– Uszami, jak już.
– Zamknij się człowieczy pomiocie… o właśnie… przepraszam najmocniej... zapomniałam o niespodziance.
Ludzie z miasteczka, wchodzą na cmentarz. Niewiele widzą. Za dużo drzew. Jedynie z daleka słyszą cichą rozmowę. To ich napawa nadzieją. Jednemu z nich przebiega po nogach wiewiórka.
Twarz dziewczynki znowu daleko. Obraca go plecami do siebie. Widzi otwartą trumienkę. Rzeczywiście ładna. Tylko nocnej lampki brakuje i budzika na zmartwychwstanie. Nawet jasiek leży w głowach. Posłanie jest większe i większe. W końcu kątem oka dostrzega boczne ściany. Czuje świeżą pościel wokół twarzy. Ma trudności z oddychaniem. Po chwili wieko, z głuchym łoskotem, zamyka się nad nim i nastaje ciemność.
Wie, że trumna jest gdzieś niesiona. Trwa to jakiś czas. Nagle ruch się urywa. Słyszy odgłosy ziemi, stukające o wieczko. Ciekawe czy z datą ważności, myśli przesadnie racjonalnie. To chyba z emocji. Nic dziwnego w takiej sytuacji. Wie, że to już koniec. Nigdy się stąd nie wydostanie. I nigdy nie będzie wiedział, kim ona była. Brakuje mu tchu. Jest ściśle dopasowany do świata, który wybrał. A poza tym, leży twarzą w dół. Poduszka dławi usta, a obrócić się nie sposób. Dostaje napadu klaustrofobii. Może to i lepiej – myśli sobie. – Szybciej nastąpi koniec.
~~~//~~~
– Dziewczynko! Co tu robisz na cmentarzu? Wszędzie ciebie szukamy. Babcia się zamartwia. Przecież zaczyna już świtać. Masz kurteczkę. Na pewno tobie zimno.
– Nie jest mi zimno. Naprawdę. Bawiłam się.
– Bawiłaś? Tu? A w co?
– Ale najpierw przed wejściem wiewiórka mnie ugryzła. Wytarłam rączkę o łańcuch.
– Ugryzła? Co jej zrobiłaś?
– Nic nie zrobiłam. Podskoczyła i ugryzła.
– Musimy iść do lekarza. Może była wściekła.
– Może.
– Powiedz jeszcze tylko, w co się bawiłaś, bo to wszystkich ciekawi. Pan sprzedawca nie wiedział, co tam było.
– Ja wiedziałam.
– Skąd?
– Nie wiem. Chodźcie ze mną.
Dziewczynka idzie z przodu. Pozostali z tyłu. Blisko płotu jest mały świeży grobek.
– W to się bawiłam. W śmieszną grę i w pogrzeb.
– W co?
Klęka przy świeżym grobie, bierze kawałek płaskiego kamienia i zaczyna kopać. Po chwili wyciąga białą trumienkę i zdejmuje wieko.
Wewnątrz leży: szmaciana lalka.
~~~//~~~
Po jakimś tam czasie
– Tu posterunek policji. Słucham.
– Mój mąż zaginął. Błagam, znajdźcie go. Proszę.
– Proszę się uspokoić. Podać...
– Uspokoić... czy was pogięło... ojej przepraszam.
Komentarze (7)
Cmentarz to jedyne miejsce gdzie po zmroku bardziej boisz się małej dziewczynki w lakierkach niż rosłego dresiarza z bejsbolem.
Bardzo lubię łazić po cmentarzach - po zmroku też. I żeby nie było - w sportowym obuwiu chodzę, nie w lakierkach.
– Wiem i nie wiem.
Dialogi są super-ekstra. Nie ma w nich słodyczy, tylko...prąd! A treść, jak zwykle.
To naprawdę dałoby sią wystawić na małej scenie teatru. Mrok, świecąca dziewczynka, białe kości fruwające w powietrzu. A - przede wszystkim - te dialogi.
A nawet i na dużej scenie. Byłoby więcej mroku.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania