Pokaż listęUkryj listę

Opoww *** Lawina Zdarzeń

Na migotliwej nitce pajęczyny, posypanej srebrnym lukrem księżycowej poświaty, delikatnym niczym confetti ze słodkiego wiatru, idzie zmęczony Pajączek. Tycie nóżki ślizgają się niebezpiecznie po drgającej drodze, zostawiając malusie ślady. Te ledwo widoczne wgniecenia, oderwane od niestabilnej płaszczyzny, szybują w nieznane na odrobinach zapomnianych marzeń, niesionych przez nowo narodzone echa, bez wypowiedzianych słów. Wiele obrazów kształtujących krainę, niedostępnych w całości dla niechcianych oczu, kreuje w tym miejscu jakąś szczególną rzeczywistość. Reszta, zamknięta w wirujących szkatułkach czasu, pozostaje w niezbadanym zasięgu niedalekiej przyszłości.

 

Pajączek odczuwa niepokojące drgania. Wstrząsają ciałem oraz ledwo widoczną kołyską, na której końcu zauważa ciemny punkt. Odrobina kurzu, ląduje miękko, chwilę drogi przed nim. Z niej wyłania się jeszcze mniejsza, szybując kawałek do przodu, jakby wskazując właściwy kierunek. Pod spodem przepaść bez końca, nie daje żadnej nadziei na jakikolwiek ratunek. Stare konary ciemnych drzew wiszące nad nim, są dla niego za duże, żeby mógł ogarnąć wzrokiem całość. Rozłożysto-szumiący lęk, który go przytłacza niewidzialnym ciężarem. Nie wie tak do końca, na co patrzy. Przesadnie nie musi się bać z tego powodu.

 

Tajemniczy kształt na dalekim horyzoncie drga nieustanie. Zakłóca promień zachodzącego słońca, nieustannym jasno-ciemnym migotaniem. Nie wie co to jest, ale zmysły, które dźwiga ze sobą, szepcą najbardziej logiczne wytłumaczenie. Pomimo tego, idzie dalej, chociaż przeczuwa, że coś się wydarzy.

 

Złotawo-czerwone płatki światła, jak rybki w akwarium, ślizgają się po niewielkich, miękkich liściach, niczym nutki muzyki po klawiaturze przyrody. Między ściankami echa, dźwięki czekają uśpione, by kiedyś opuścić to miejsce w wielu powtórzeniach.

*

Mała Muszka spostrzegła już dawno zbliżający się kształt. Macha mocno skrzydełkami na ile potrafi. Wkłada w to całą energię, by wzlecieć, uciec, poczuć się bezpieczną. Niestety, to ponad jej siły. Nie może oderwać nóg od podłoża. Są przyklejone strachem. Życzy w myślach, by wreszcie groźne przeznaczenie, które widzi z każdą chwilą wyraźniej, spadło do przepaści. Wyobraża sobie roztrzaskaną, zakrwawioną nadzieję, potencjalnego wroga. To ją napawa radością. Dodaje potrzebnych sił, lecz jednocześnie jak bokser, bije się z myślami.

 

Pajączek po raz ostatni zostawia tycie wgłębienia. Odpada od drogi, po której tyle czasu szedł. Pozostawione ślady szybują bezpiecznie, lecz on leci w objęcia nieuchronnej śmierci, która go za chwilę przytuli, uściska, może nawet pogłaska ożywczym wiatrem, ale już nigdy nie puści.

 

Myślenie małej muszki zmienia się radykalnie i zupełnie nagle. Jakby coś w nią wstąpiło. Aż drzewa wyciskają z liści zdziwienie i niedowierzanie, jak pastę do zębów z roślinnej tubki. Musi go uratować. Swojego prześladowcę.

 

Wszystko dzieje się bardzo szybko. Nowa siła w nią wstępuję. Jeszcze kilka machnięć skrzydeł, wspomaganych krótkimi myślami: przecież potrafię... i nagle odczuwa nieznośny ból. Zaczyna szybować w kierunku spadającego, lecz nogi ma wyrwane. Zostały tam gdzie są. Przyklejone, czarne i sterczące, jak połamane zwęglone kości. Droga puściła tylko to, co istotne dla udzielenia ratunku. Resztę zatrzymała.

 

Muszka podlatuje pod niego. Pajączek spada na nią. Piekielnie jej trudno dźwigać taki ciężar. Słyszy wewnętrzny głos, który mówi, że słusznie czyni, bo to wszystko ma jakiś sens. Czy aby na pewno? Są już niedaleko. Nie ma zamiaru lądować na kleistej drodze. Tylko gdzie indziej. By nie spocząć jako przyklejona, brzuchem do podłoża.

 

Wtem, zupełnie nagle, Pajączek zaczyna ją podgryzać. Wie, że to nierozsądne zjadać obiad, swój ratunek. Słyszy głos wybawicielki:

 

– Co ty robisz, głupi? Zjedz mnie wtedy, kiedy już będziesz bezpieczny. Tylko nie puszczaj, bo skorzystam z okazji i ucieknę. A zresztą, po co mi żyć skoro nie mam nóg.

– Przepraszam, ale taka jest moja natura. Głodny jestem. A poza tym jakiś głos mi podpowiada, że słusznie czynię. A swoją drogą, niepotrzebnie wyrwałaś nogi. Miałbym więcej.

– Gdybym nie wyrwała, to byś nie miał wcale. Byłbyś trupem na dnie przepaści. Życie ci ratuję. Doceń to.

– Właśnie to robię. Nie zjem cię całą zanim nie będę bezpieczny. A jak już będę, to podziękuję...

– ... obiadowi, którego będziesz miał wewnątrz.

– Właśnie.

Niestety. Nie panuje nad swoim głodem. Nie tylko nad głodem. Wie, że tak musi. Zwiększyć sens całokształtu. Nie wie tylko, o co w tym wszystkim chodzi.

Pochłania ratunek. Najedzony, syty i tłusty, nadal spada na same dno.

*

Nadlatuje ptaszek. Nie miał nic w dziobie od kilku dni, ale za bardzo głodny nie jest. Jednak połyka kąsek, pytając się samego siebie: dlaczego to zrobiłem? Włochate wystające nóżki, haczą jego gardło. Krztusi się, brakuje mu powietrza. Po chwili truchło leci w dół.

*

Na skraju przepaści stoi młody kozioł. Ma szczęście złapać pyskiem przelatującą strawę, chociaż zazwyczaj mięsa nie je. Nie trwa długo jego radość, bo nie może przeżuć jak trzeba. Kościsty ptak staje mu w przełyku. Nie da rady przełknąć dalej. Zwierzak dusi się, dostaje przedśmiertnych konwulsji. Smyka się po krawędzi i leci w otchłań.

*

Potrąca przy okazji inne koziołki, które mogły nie stać przy brzegu, lecz jednak stoją.

Strąca je ze skalnej półki.

Cała stado szybuje pionowo ku przeznaczeniu.

Wirujące szkatułki czasu przestają wirować. Echa pustoszeją. Wszystko jest widoczne.

Na samym dnie, lud wioski dziękuje Swojemu Bogu za wysłuchaną prośbę.

Dłuższy czas nie będą musieli głodować.

*

Inni też...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • ... do szuflady 11.12.2021
    DeDuś?
    Ale stwożyłeś klimacik... tym swoistym 'łańcuchem pokarmowym'.
    Nie wiem, być może jakiś splinik/melancholia - dopadła mnie w ten wczesny wieczór, albo Twoje opowiadanie wywołało u mnie taki stan.
    Mam tak dziwne skojarzenia i tak sprzeczne, że strach się bać...
    Nie wiem dlaczego, ale na myśl przyszedł mi muzyczno - baletowy motyw = "karnawał zwierząt" Camille'a Saint - Saensa, a konkretnie "umierający łabędź''... aż po przysłowie = 'robiąc komuś wygodę - robisz sobie 'niewygodę'.

    https://youtu.be/MgvZ2GDH3TI

    Nieustające
  • ... do szuflady 11.12.2021
    * Ło matko i córko... oczywiście STWORZYŁEŚ❗
    Normalnie w cegiełkę zaleciałam ja?
  • Dekaos Dondi 11.12.2021
    Do szuuflady?↔Dzięki:)↔Świat dziwnych skojarzeń... trochę rozumiem, jak to jest. Balet obejrzałem.
    Delikatny, zwiewny, melodia znana, ale paluszki od stóp, już takie nie mogą być, by udźwignąć ciężar i trud tańca *(:?:)*
  • Dekaos Dondi 11.12.2021
    Szufl↔No nie, matką i córką, tym bardziej w jednej osobie, to nie jestem raczej?
    Stwożyłeś, właściwie bardziej pasuje, bo: życie, przez:ż.
    Ale rzyć już nie?
  • ... do szuflady 11.12.2021
    Dedo???
    Ty nie kokietuj... co prawda mężczyźni nie tańczą w/na pointach - jedynie w Le Ballet Trocadero de Monte Carlo, ale to już inna para gumiaków i tam Cię nie wysyłam???
    Ale wiesz, zawsze można przytrzymać się bodaj parapetu... i bez lustra/coby się nie zniechęcić/ - poćwiczyć pięć podstawowych pozycji baletowych = trening mistrza czyni przecież i to bez względu na trudy masowo - życiowe???
    I drugi komentarz...
    No cudnie 'mnie tłumaczysz' hahaaa.

    Ale rzyć już nie??????
  • Dekaos Dondi 12.12.2021
    Do szuflaady↔Ćwiczę wytrwale. Póki co, w myślach, bo na jawie, to masa trudu?
    Dobrze, że nie mam mieszkania na wymiar, bo gdybym jednak na żywca, stanął na paluszkach,
    to miałbym nierówno, pod porypanym sufitem?
  • Piotrek P. 1988 12.12.2021
    Postaram się przeczytać, skomentować i ocenić w dzień, jak będę wypoczęty. W międzyczasie zapraszam do przeczytania mojego opowiadania: "Flamingi Na Plaży" :-)
  • rozwiazanie 12.12.2021
    Twórca tekstu powinien mieć wolny wybór jak pisać, na pohybel ortografii. Dekaosie napisałeś świetny tekst, przedstawiając działanie w formie reakcji łańcuchowej. Szkoda, że pajączek nie trafił na mnie, nikt by nie zginął z wyjątkiem samego pajączka, Aha, no i ludzie z wioski umarliby z głodu.?
  • Dekaos Dondi 12.12.2021
    Rozwiazanie↔Dzięki:)↔A co↔na pohybel?→Spadający, nie wiedzieli o żadnej wiosce:)
    Gdyby na Ciebie trafił, też byś nie wiedział?↔Pozdrawiam:)↔%
  • Piotrek P. 1988 12.12.2021
    Wróciłem i przeczytałem. Totalnie kapitalna komedia! ?
    ? ? ? ? ?, pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi 12.12.2021
    Piotrek P1988↔Dzięki ?→za uśmiech:))↔?↔Pozdrawiam:)
  • Pasja 12.12.2021
    Nic nie zdarza się bez przyczyny. Naturalna kolej rzeczy. Silniejszy, większy, zjada słabszego, mniejszego. Jednak tak do końca nie bywa z tym zjadaniem. Można się przekręcić w drugą stronę. Najważniejszy w tym opowiadaniu jest Swój Bóg - bo to on zsyła na lód wszelakie dary i plagi. Zastanawia mnie zakończenie... Inni też?

    Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi 12.12.2021
    Pasjo↔Dzięki:)↔Ano różnie z tym "łańcuchem pokarmowym"↔Inni też... niech pozostanie w domyśle:)↔Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania