Opoww *** Zɢʀᴢʏᴛᴋᴀ
Zgrzytka zgodnie z tradycją, ubrana w ciemną kurtkę z kapturem, spod którego wystaje twarz w ciemnych okularach, ma niewątpliwie wygląd facetów w czerni, ale w sumie nietuzinkowo urocza z tym swoim, tajemnym zgrzytaniem. Chyba zębami, ale wolimy nie pytać, by nie rozbabrać empatycznych emocji, gdyż bywa niekiedy, że to się destrukcyjnie kończy, dla niejednego z nas. Jednak nie narzekamy na Zgrzytkę. To taka nasza jedenastka, gdyż często trafia w dziesiątkę problemu, jeżeli chodzi o ocenę sytuacji. Poza tym do rany przyłóż gościowa, gdyby co. Czuwa nawet, żeby za bardzo nie przyschnąć, gdyż oderwanie może być bolesne.
Jednak najważniejszy problem to taki, że nigdy nie wiemy, czy zgrzyta z radości, czy gdy wnerwiona. Przeważnie nami, lub po prostu czymś, co jej mózg potarga. Nie ma żadnej różnicy w barwie oraz intensywności dźwięków. Tłumaczymy jej, że różne bywają koleje życia i nie zawsze dalsze tory dobudowali i faktyczne, jak tu nie zgrzytnąć, gdy lokomotywa ugrzęźnie w żółtym piachu, a błękit tak wysoko odległy, to rozumiemy, że może być problem. Chociaż z drugiej strony, nie pociągnie za sobą wagonów i przez to jakiś kat przeznaczenia, może nie dopisać finalnej strofy.
Widzimy, że ciemne okulary potakują w pionie i już wiemy, że za chwilę zacznie się zgrzytanie, gdyż przypomnieliśmy sobie, że właśnie ona tak nam klarowała i teraz patrzy na nas, jak na durni, co sobie pamięć sfajczyli, własnym ogniskiem. No na pewno ciekawie z nią. Szczególnie na cmentarzu, w poświacie księżyca, kiedy to w mrocznym ubranku, snuje się niczym zjawa pomiędzy mogiłami. Tylko prześwitujących przez ciemne szkiełka, zielonych szparek oczu brakuje. Jak taki czarny kotek nagrobny.
–– Gdybyś nam wtedy przebiegła przez ścieżkę i to jeszcze na cmentarzu, to nasz los byłby przesądzony.
Znowu zaczyna zgrzytać na takie wspomnienia, ale tym razem o dziwo, chyba wiemy, że śmiechowo tak jakoś.
*
Stoimy w parku przy gwarnej ulicy. Nagle gdzieś sobie idzie. Zupełnie nagle. Taki ma styl. Mówiła coś, że przyniesie smaczne jedzonko i wreszcie wytłumaczy, to swoje zgrzytanie. Krzyknęła na odchodnym: do jutra o tej samej porze. Na szczęście znamy ów zwyczaj. Do jutra oznacza, że wróci za kilkanaście minut. Gdyby wrzasnęła: wrócę za tydzień, to by znaczyło, że jutro. Zatem czekamy niecierpliwie.
Nagle słyszymy przeraźliwy zgrzyt hamulców. Przechodnie popatrują w tamtą stronę, jak jeden mąż. Słyszymy też sygnał karetki, jakby czas płynął zupełnie inaczej, tak jakoś jednocześnie. Biegniemy w tamtym kierunku. Przepychamy się między ludźmi. Nagle dostrzegam Zgrzytkę na drugiej stronie ulicy. Po raz pierwszy nie ma okularów. Taka inna jakaś. Macha ręką, też w pionie. Nigdy nie robiła w ten sposób… lecz po chwili znika mi z oczu.
Później każdy z nas przysięgał, że ją widział.
Komentarze (19)
Czasami na tych "pokręconych"można bardziej polegać, gdy przyjdzie, co do czego.
Rzecz jasna, reguły nie ma.↔Pozdrawiam:)
Męczy cię beztalent?
Posprzątaj kupy psie na podwórku!
A nie przedstawiaj to huj wie co!
–– Gdybyś nam wtedy przebiegła przez ścieżkę i to jeszcze na cmentarzu, to nasz los byłby przesądzony".
- śmierć jako kotek o zdrobniałym imieniu.
Co do zgrzytania - mogą zgrzytać wszystkie kości (np. w stawach, gdy ocierają się o siebie), ale najgłośniej słychać zgrzytanie tych pokrytych szkliwem, czyli zębów.
Niezła opowiastka.
Taki po prostu jakby surrealny komedio-horror.
? ? ? ? ?, pozdrawiam ?
Przeczytałam bardzo uważnie...
Znasz moją... tę bujną?, więc oszczędzę Ci 'onej', bo to nic dobrego/same czarne/najczerniejsz zakapturzono - beztwarzowe myśli.
Mnie/dla mnie... 'zgrzytka' zawsze będzie kojarzyć się z taką samochodową maskotką = piesek, który kiwał głową i przebiegającym tuż przed kołami auta czarnym kociakiem. Psia głowa trochę zgrzytała przy 'potakiwaniu' a cała psia figurka potrafiła się przemieszczać i któregoś razu podczas nocnej jazdy - zsunęła się/będąc bliska upadkowi/... prowadzący auto, chciał złapać maskotkę i nagle ta rzeczona kocinka - stanęła przed kołami... a my/ na szczęście bez większych konsekwencji - do rowu.
Nieustające
A ta maskotka, chciała monotonię nocy urozmaić, przemieszczeniem, w uzgodnieniu z kotkiem.
Mówię, ci. Oni tę całą hecę, specjalnie uraili i wcale nie... jak pies z kotem.
Trudy los przydrożnych rowów. Co chwila ktoś w nie wpadnie, by je wyrurować.
Ale cóż... skoro szczęście dopisało, to za pewne słychać było z rzeczonego rowu,
wspomnieniowy, dziękczynny refren piosenki↔Moja droga, ja cię kocham:))
Pozdrawiam: *(:?:)*
No, no... aż se zacytuję słowa inszej piosenki:
"gdy Ci kot przebiegnie drogę
nie myśl, że to źle...
kot Ci szczęście przynieść może
jeśli tylko chce"
Ino wisz, na tamten czas... zupełnie inny 'szlagwort' /taki bardziej obiegowy - rzucił był się na naszych ust korale?????
Nieustające
to się chociaż nadzieją, że kiedyś zechce, połechcę
No tak. W takich okolicznościach, różne słowa mają z ust wychodne?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania