Opoww *** Ⱳყցɾɑłҽś Pan Samochód
o``////o
– Halo! Słucham. To ja przy komórze.
– Czy mogę poznać pańską godność. Mam do przekazania wspaniałą wiadomość. Proszę mówić bez skrępowania.
– Wcale nie jestem skrępowany.
– Żeby ino! No to jak panu jest?
– A… nie narzekam. Zdrówko dopisuję.
– Pytam o pańską godność.
– Mam swoją godność. To bardzo ważne. Nie dać się pomiatać byle komu.
– Matkości litościwa! Ja panem nie pomiatam. Chce tylko miłą wiadomość przekazać. Ale muszę wiedzieć z kim mówię. Upewnić się.
– No ze mną.
– A pana godność?
– Golił pan przed chwilą?
– Co?
– Swoją kłaczatą twarz.
– Że co?… Jakiś czas temu.
– Pan się zaciąłeś tą godnością.
– Dowcipniś z pana. A za chwilę dodatkowo radosny. Pańskie nazwisko!!!
– Trzeba było na początku zapytać. A pan się tylko wydziera.
– Cały czas grzecznie pytam.
– Wcale nie, gdyż w międzyczasie gadaliśmy o czym innym.
– Pańskie nazwisko jakie jest?
– Całkiem normalne.
– Czyli?
– Franuś Autowcięło
– Niesamowite! To się świetnie składa. Jakby pan mi z ust wyjął.
– Niczego nie wyjmowałem. Wypraszam sobie, takie bezeceństwa!!! I to jeszcze chłop chłopu!
– Po co te nerwy. Nie zna się pan na żartach metaforycznych?
– Nie. Jam prozak.
– To już pański problem. Ale mam wiadomość dla pana. Proszę mi wreszcie uwierzyć. Wygrał pan!
– O cholera, rzeczywiście! Brałem ostatnio udział w czymś takim, gdzie można coś tam wygrać. A co to?
– To pana ciekawi?
– A ma nie ciekawić?
– Sorry! Tylko tak się droczę. Wygrałeś pan samochód. I to nie jest zabawka ani żaden pluszak.
– To dobrze się składa, gdyż nie mam samochodu, lecz bardzo chciałem mieć, ale teraz już nie muszę chcieć, bo już mam.
– Przede wszystkim chciałbym złożyć od serca, szczere kondo... gratulacje. Czy naprawdę pan się cieszy?
– Też pytanie. A dlaczego miałbym się nie cieszyć?
– Problem w tym, że wygrał pan omyłkowo nie swój samochód.
– No przecież nie mogłem wygrać swój, bo jeszcze go wtedy nie miałem. Gdybym miał, to po co miałbym grać? No po co?
– Nie jest pan zachłanny przypadkiem? Na nie swoje samochody? To tylko żart dygresyjny.
– Proszę mi tylko wyjawić, gdzie mam odebrać kluczyki…
– Kluczyki do czego?
– Jak to: do czego? Do mojej wygranej!
– Już powiedziałem, że wygrał pan omyłkowo... nie swój. Chociaż nie całkiem. W pewnym sensie jest pana.
– Durnia pan ze mnie struga?
– A muszę? Jak już to wariata. No wie pan… rodzime powiedzenie. Bądźmy poważni w tej kwestii.
– Jestem poważny jak karawan. Pragnę co moje.
– Czy pan nie rozumie, że pan jest właścicielem, a on ma wieczyste użytkowanie.
– Jaki on?
– No ten dla którego pan wygrał.
– Czyli on nie grał i ma samochód, a ja grałem i wygrałem, ale nie mam, chociaż jestem właścicielem.
– Dokładnie tak.
– To wprost oburzające… a nawet doprawdy!!
– Oburzające jest to, że pan się nie poczuwa samoistnie, do zapewnienia posiadacza pana samochodu, że pokryje pan wszelkie koszty związane z użytkowaniem omawianego obiektu. Człowiek się denerwuje! Zrozum pan!
A tak w ogóle, musi pan dodatkowo zapłacić podatek od wygranej.
– To już przechodzi… wszystkie przejścia dla pieszych na czerwonym świetle. Nie dosyć, że nie mogę używać mojego…
– Ależ może pan.
– Nie to miałem na myśli… zboczeńcu jeden. To taki żart metaforyczny.
– Przecież pan prozak.
– Czasami wyduszam poezje.
– Skąd?
– Co skąd?
– Wydusza pan poezje.
– Z wyobraźni mej. A pan co myślał? Że skąd?
– Nie ważne co myślałem. Ale coś panu doradzę, bo mimo wszystko pana lubię. Proszę nie denerwować właściciela – w pewnym sensie – pańskiego samochodu, bo on i tak ma z nimi kłopot. Ciągle ktoś dla niego wygrywa. Oszaleć można. Jak padnie na zawał, to pan pójdzie siedzieć. Do swojej chałupy prosto podejść nie może. Musi kluczyć między.
– Pan przesadza jak ogrodnik kwiaty. Głupoty mi tu wciska. Żeby kasę wyłudzić.
– A kto panu kazał grać, że powtórzę.
– Grałem, gdyż chciałem wygrać.
– A widzi pan. Tak to w życiu jest. Kto oczekuje za wiele, to figą po mordzie dostanie.
– Ja nawet pieprzonej figi nie wygrałem.
– Mógł pan zagrać o figę na loterii warzywnej. Zabawny gościu wygrał granat. Chciał go użyć wśród zgromadzonych, ale taki jeden, nacią od pietruszki go obezwładnił. Też wygrał.
– A po co mi nać? Chce…
– Wiem, co pan chce. Już kiedyś o tym słyszałem. Całkiem niedawno.
– To jakaś komunikacyjna paranoja! Pójdę do niego i wezmę moją wygraną. Ale najpierw z niego kluczyki wyduszę, jak poetyckie wersy. Albo po dobroci poproszę, żeby oddał co moje.
– To wykluczone, drogi panie. On nie może dysponować cudzym samochodem. On może go tylko używać. Nie sprzedać lub darować. Na to musiałby mieć zgodę właściciela.
– Czyli moją? Tak?
– W rzeczy samej.
– Czyli zgodę wypiszę i sprawa załatwiona.
– To nie takie proste. On cierpi na różne zaburzenia zdrowotne. Gdy przy panu padnie… zresztą już mówiłem.
– Przecież ma tych pojazdów w jasną cholerę. Jeden więcej, jeden mniej.
– Gdyby tylko o to chodziło, to pół biedy. Powstanie wyłom w wieczystym użytkowaniu. Pan jesteś właścicielem, dopóki jego prawo wieczystego użytkowania, nie zostanie naruszone. To wszystko jest ze sobą powiązane.
– To mu ukradnę mój samochód i basta.
– Jest to pewne rozwiązane, ale może pan ukraść jedynie połowę.
– To mi deszcz napada do środka! Kataru dostanę uczuciowego!
– No widzi pan. Ten pomysł odpada.
– Wie pan co… czuję się trochę skołowany. A pieprzyć autko. Zdrowie ważniejsze. A na wygranie karetki, raczej małe szanse. Szczególnie dla siebie. Mam stanowczo tego dość. Odkładam komórę i wracam pieszo do domu.
– Wraca pan? I po co pieszo? Przecież jest pan właścicielem samochodu.
– Całkiem śmieszne. Jak zerwana linka od hamulca, gdy jechałem z górki na rowerze.
– Jak to? To ma pan ekologiczny pojazd i chce się męczyć w metalowym pudełku? Porąbało pana? Jadąc rowerem, może pan przyrodę oglądać i podbrzusza ptaszków.
– Oczywiście! Raz spojrzałem i mi nasrał do oka. Musiałem oglądać widoczki drugim.
– To niech pan patrzy na wprost.
– Deszcz mi zapada. Mówiłem przed chwilą na przykładzie połówki.
– Może nie będzie padać.
– Akurat! Jak jadę to pada. Na mnie się aura uwzięła jak urząd skarbowy.
– Pił pan coś przed rozmową?
– Nie! Jestem trzeźwy. Dlatego jarzę i się wnerwiam!
– No już dobrze. Coś panu doradzę. Podobno jest loteria, gdzie można wygrać taksówkę razem z szoferem.
– Nie, dziękuję. Zostanę pieszym.
– Nie dziwię się. Może się zdarzyć, że wygra pan taxi dla kogoś, a szofera dla siebie. A takiego trzeba wyżywić, napoić, odziać…a czasami nawet kierownicę umyć lub pomrugać kierunkowskazem, gdy mu smutno.
– Mam dosyć tych pańskich głupich żartów.
– Proszę pomyśleć pozytywnie. Tym bardziej, że mam dla pana radosną nowinę. Razem z wygraną główną, wygrał pan wygraną dodatkową.
– Trzy razy o wygranej w jednym zdaniu. Wstydź się pan. Jesteś pan polakiem czy naleciałością. Bo jak to drugie, to wybaczam.
– Słuchaj pan i nie przerywaj. Za chwilę przeczytam, co pan wygrał… i pan to dostał… i prawie skonsumował, że tak powiem.
– Zamieniam się w słuch. Trzy razy: pan. Zgroza!
– Cicho! Cytuję:
Osoba będąc zdrowa na rozumie oraz w pełni władz umysłowych, która dobrowolnie i z całą świadomością, weźmie udział w naszej szanownej loterii i wygra samochód, ale się okażę, że rzeczonego pojazdu z racji powstałej sytuacji prawnej nie może używać, otrzyma nagrodę dodatkową. Jest nią ciekawa i sympatyczna rozmowa o tym, że owa osoba wygrała samochód i co z tego ma? Tylko same kłopoty. O kant dupy rozbić.
Podpisany: Naczelny Organizator Loterii, któremu został odebrany przywilej, biegania na własnym podwórku.
– No widzi pan. Nawet wielcy tego świata mają swoje kłopoty, z którymi muszą się borykać. No i co! Ucieszyła pana nagroda? Czy wszystko jasne?
– Taa… ucieszyła… i wszystko jasne… jak ciemne piwo.
Komentarze (9)
Rozmowa niemało absurdalna ale i zabawna nadwyraz. Śmiałem się?
– Oczywiście! Raz spojrzałem i mi nasrał do oka. Musiałem oglądać widoczki drugim."
Hahahaha, zarąbiste, Dekaos, świetną grę słów zastosowałeś, bardzo lubię takie pisanie ??
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania