Opoww *** Tᴇʀᴀᴘɪᴀ Gʀᴜᴘᴏᴡᴀ Jᴇᴅᴢᴏɴᴇᴋ
— My jesteśmy gołe, za przeproszeniem, pierniki. Wczoraj mieliśmy nie lada kłopoty. Napalone na słodycz dziwadła, zlizały z nas cały lukier. Inna sprawa, że im wszystko jedno z czego zlizują. Byle słodko było. No cóż. Życie.
— Taa… durna egzystencja, bo ze mnie makowiec zakręcony. Kochałem się w makówce, ale teraz mam ją w sobie i licho wie, która to. Boleje nad tym. Oj tak. Chociaż muszę przyznać, że piekarnik przytulił mnie ciepło.
— Mnie też ciepło. Jestem barszcz z uszkami. Słyszałem kiedyś płacz małego ciasteczka, ale karp wtranżolił uszka i mam teraz spokój ze sumieniem. A tak po prawdzie, nie cierpię szkarłatnych buraków i całą resztę warzyw, pod błękitnym niebem.
— E tam… rozkoszne są. Jam śliweczka z kompotu, głodna nowych wrażeń. Koniecznie chciałam usiąść okrakiem na widelcu i mam teraz syndrom porypanej pestki. Nie łatwo jest. Chyba z niej nic dobrego nie wyrośnie. Zgodnie z obiegową zależnością.
— A co ma powiedzieć taki cukier puder. Tak. O mnie chodzi. Albo raczej: pudel, bo los mnie przystrzygł, na swoje podobieństwo. W ogóle nie mogę biegać. Z zależnością, czy bez. Leżę tylko i żaden nie chce mną posypać czegokolwiek. Do dupy z tym, być takim rozsypanym, niezauważonym, bez zaistnienia. Chyba się rozmażę w jakiś apetyczny temat. Dajmy na to, o ciemnych tabunach sznek, gmerających w okruszkach. Co o tym sądzicie?
— Jęczysz, smęcisz, użalasz się nad sobą, a nam to mogą szneki na kapelusz skoczyć. Pies im mordy z glancem lizał. My grzybki w kapuście i fajnie jest. Garnek nas chroni, nóż głąba wyciął, to co nam więcej do szczęścia potrzeba.
— Nam też nie potrzeba, gdyż my owoce suszone, pomarszczone, ale nie stare. Pełnia ducha w szparkach… choć faktem jest, że brakuje wilgoci.
–– Na brak wilgoci narzekać nie mogę, lecz współczujcie mi w tej chwili. Polewką makową mnie zwą. Ale co to za mak? Żadnego odlotu z talerza. To co najlepsze, ukradli dla siebie i widać, jakie jedzonka przyrządzają. E tam… tylko nazwa została. Aż kiedyś wchłonęłam z tej zgryzoty, dwa deka os.
— Deko jak już. To jednak trochę odlot masz. Ze mnie sernik wnerwiony jest. Przestałem kochać żółtą cytrynkę. Rzekła, że wykrzywiam się głupawo. O co jej w ogóle chodzi? Kwasi mnie, a teraz narzeka. Chyba przestanę ją spożywać
–– Jam biała kiełbasa, wiele razy w życiu sparzona. Zatem proszę się bać i szanować, bom elitarnie surowa dla wszystkich. Skora ja biedna, musiałem cierpieć we flaku, to was też wychowam na ludzi. Ulży mi. No co? Macie mieć lepiej ode mnie? Zobaczycie, jak to jest. Chociaż trochę wam krwi napsuję. A najbardziej w kaszance. Mózgu tyle, co w ziarenku jusznej kaszy.
— Phi. Mam te twoje rewelacje socjologiczne, w błękitnych pośladkach. Jam szynka z dupki świnki, z pierwszego uboju. Taka biała, sfrustrowana, zakompleksiona padlina, co to musi nieustannie dowartościowywać swojego flaka, to poniżej mojej percepcji. Już nie wspomnę o durnej kaszance, kotletach z kością i sfiksowanych żeberkach. Mój ogonek, więcej wart, od tej kupy chłamu. Nie taki pyszny.
— Co tam ogonek. Tatara, to dopiero nieszczęście spotkało, w porównaniu do waszych pierdół. On to ma prawdziwy problem. Miał dwa jajka, a teraz ma jedno.
–– Co mi tam jakieś… tata rajaja! My nie do śpiewania, tylko do spożycia. Chrzan ze mnie tarty, ostry jak brzytewka. Zaraz wam pochlastam, zanim wpadnę do soków trawiennych.
–– A ja majonez. Uspokój się, podróbo musztardy. Biegusiem do słoika i przestań chrzanić. Jesteś ostry tylko w gębie.
–– Cicho tu. Słuchać mnie. Zupą rybną jestem nieszczęśliwą. Brakuje mi głowy. Pomożecie?
–– On karp dżentelmen. Odda ci swoją.
–– Święta prawda. Masz. Chlup.
–– Dzięki. Chlup.
— Nie ma za co.
–– Chwila, czym on do niej zagadał?
–– Przecież ryby nie mówią, głupku.
–– Spójrzcie. W piekarniku siedzi kaczka.
–– Taa… ma opalony mózg.
–– Mózg?
–– A jeżeli, to w tym miejscu?
–– Ano w tym. Ominęła ją terapia grupowa.
–– Chyba raczej ujowa.
–– Ej ty… karp. Co się szczypiesz w płetwę. Albo całość, albo wcale. A tak w ogóle, brak głowy nie upoważnia do braku kultury i tolerancji.
–– A gdyby nie ominęła, to co?
–– Ty to jesteś zwykłą przyprawą, więc przestań z łaski swojej, sypać niedorzeczne insynuacje.
–– Masz babo placek. Kaczce się upiekło.
–– Dzięki.
Komentarze (23)
? ? ? ? ?, pozdrawiam ?
Jedzonka wigilijnego u Ciebie w bród... więcej niż 12 potraw na pewno?
Z pośród wielu cytatów, to te najbardziej:
"Polewką makową mnie zwą. Ale co to za mak? Żadnego odlotu z talerza."
"Do dupy z tym, być takim rozsypanym, niezauważonym, bez zaistnienia."
"– Ej ty… karp. Co się szczypiesz w płetwę."
... a kaczce się upiekło ??? Dzięki za odpowiednią dozę humoru... to jest to, co uwielbiam.
Nieustające
Znowu nie było Cię przez dłuższy czas, ale w pełni 'rozgrzeszam'/ odpokutowałeś tekst swoim wpisem???
Też lubię/mimo wszystko/Bez?????
No z Tobą... to tylko zacząć jakąkolwiek konwersację, a myśl zapędzą się w takie rejony, że joj, joooj, joooooj?????
Nieustające
Z radością się uśmiechałem czytając.
Dzięki!
Świetna praca.
"deka os." - przypadek? Nie sądzę ;)
Aż mi się zatęskniło za tą wielką górą żarcia na wigilię. Tylko pewnie moja mniej rozmowna i mniej rozrywkowa. Tylko pierogi jakoś zmilczały ;)
Nie przypadek. Słusznie prawisz↔Pozdrawiam?:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania