Opoww *** Sᴢᴄᴢᴜʀᴏᴛᴡóʀ ɪ Jᴇɢᴏ Pᴀɴ
Modyfikacja dawnego tekstu
---------------------------------
Serce zacisnęło pulsującą pięść na gładkim sztylecie. Drgania przekazane przez rękę mordercy, natychmiast ustały. Ostrze wchłonięte razem z rękojeścią, wzmocniło siłę. Król wszystkich mięśni, poczuł satysfakcję. Ciało w ułamku sekundy, skonstruowało dwie stalowe kości. Rozerwały skórę i zniknęły w oczach napastnika. Przebiły mózg i wyszły po drugiej stronie. Nawet nie zdążył zauważyć, że zginął.
Ono zasklepiło ranę. Przykucnęło pod ścianą i czekało. Nie zdawało sobie sprawy kim jest, oraz w jakim celu. Mrok spowijał zaułek. Zaczęło fazę kontrolowanego letargu. Po jakimś czasie przypełzły podłużne cienie. To wygłodniałe szczury – oświetlone z tyłu słabym światłem - przyszły szukać jedzenia.
Nagle krótki pisk, przerwał ciszę. Intruzy zostały rozszarpane na malutkie kawałeczki, trafione błękitnymi promieniami. Każdy został nim naznaczony. Uległy przeistoczeniu w jedno. Ono zyskało swego sługę. Miał wygląd dużego zwierzęcia o nieokreślonym wyglądzie. To akurat nie miało najmniejszego znaczenia. Tylko przydatność w określonej sytuacji. Później go uwolni na swój sposób. Gdy nie będzie już potrzebny.
Tak gęstego i cudownego zapachu, jeszcze nigdy nie miał okazji zakosztować. Mały chłopczyk chłonął rajską łąkę wszystkimi zmysłami. Zdawać by się mogło, że przecież nic nowego, tutaj nie widział i nie słyszał. Błękit nieba, żółte słońce, kolorowe kwiaty, śpiew ptaków. Rzeczywiście, banalne to było i rzec by można, ckliwe. A jednak całą okolicę, coś wyróżniało. Taka prawie nie uchwytna, harmonia współistnienia. Popadł w taki niesamowity zachwyt, że nie wiedział co najpierw oglądać i gdzie iść. Zatem poszedł przed siebie. W głąb łąki.
Wyszło umysłem z letargu. Nie pamiętało dokładnie, zdarzeń w nocy. Zaułek nadal ciemny, sprawiał wrażenie, znanego. Sługa kucał oparty o ścianę. Z owłosionych ust, zwisała ludzka ręka, w zaawansowanym stadium rozkładu. Widocznie ją gdzieś wygrzebał lub znalazł, gdy jego pan odpoczywał. Wszędzie walały się resztki mięsa, kłaków, flaków i kości, okraszone czerwienią. Normalne szczury, nie poznały w nim swoich braci. Zjadały resztki. Nie odganiał ich. Może on coś pamiętał. Nie chciał krzywdzić tego, z czego powstał. Ono siedziało spokojnie. Nie myślało za bardzo, bo nie mogło. Coś mu w tym zawadzało.
Ścieżka między ślicznymi, barwnymi kwiatami, jeszcze bardziej zachwyciła urokliwym pięknem. Po chwili wyszedł z tego niby tunelu i zaczął podążać wzdłuż czystego strumienia. Przytulne, cieple promienie, śmiesznie iskrzyły srebrnymi gwiazdkami, na szemrzącej wodzie. Nawet pajęczyny, migotały wilgotnymi skrawkami słońca, w napęczniałych od ciepła, kroplach minionego deszczu. Sprawiały wrażenie utkanych, z delikatnych anielskich włosów. Tak pomyślał wyobraźnią, gdy na nie spoglądał. Gdzieś tam wysoko, na błękitnej łące, nakrapianej białymi barankami, skowronek śpiewał pieśń, w zakamarkach warkoczy wiosny.
Wtem chłopczyk zaczął uważniej słuchać. Coś było nie tak, z podniebnym śpiewem. Słońce zaszło za daleko, za ciemną chmurę. Zaistniała znikąd. Poczuł gwałtowny wiatr i nagle śpiew i podmuch, był już tylko przeszłością. Przytłaczała bardziej niż wiatr. Słyszał bicie własnego serca. Teraz zlęknionego pisklęcia. Spojrzał przed siebie. Ujrzał przedziwną piaskownicę. Piasek o złotej barwie, przyciągał wzrok. Tak samo jak zmiażdżona zabawka – mały samochodzik – co spoczywała na jej obramowaniu.
Ono ze sługą podążało w stronę łąki. Nadal nie wiedziało, po co i gdzie podąża. Szczurotwór też nie wiedział. Odczuwał głód. A obiady wokół jakoś nie biegały. Po jakimś czasie, nękany coraz większym pragnieniem zjedzenia czegokolwiek, wyrwał jedną ze swoich łap. Jeszcze mu w końcu pięć zostało. Szedł na czterech, a w piątej trzymał szóstą, obgryzając po drodze. Echa chrupanych kości, dodawały otuchy, wzmacniając apetyt. Nie dziwił go fakt, że nie odczuwał najmniejszego bólu, Widocznie już takim był. Ono szło przed nim. Nie patrzyło za siebie. Było pewne, że wierny sługa podąża z tyłu. Nagle zobaczyło małą postać stojącą pośród kwiatów. Złoty odblask piasku, poraził zaropiałe oczy.
Chłopca zachwyciła piaskownica. Jeszcze takiego piasku w życiu swoim nie widział. Zapomniał o samochodziku. Wszedł do wewnątrz, by zanurzyć dłonie w złocistych ziarenkach. Raz po raz znajdował jakieś pogniecione: łopatki, wiaderka, a nawet ludzki palec. Takie malutkie, jak jego. Jakoś ten widok, nie za bardzo, go przestraszył. Przecież kolor piasku był tak przepiękny, że mogły to być tylko, jakieś przewidzenia. Mógłby tutaj siedzieć, do końca życia.
Postanowił ulepić zamek. Poszedł do strumyczka po trochę wody. Wlał do piasku i wymieszał. Dość długo trwało, zanim powstała wspaniała budowla. Błyszczała w słońcu jak złoty pałac. Wystarczyło dopracować szczegóły.
Szczurotwór ze swoim Panem, stał kilka kroków za nim. Chłopiec o tym nie wiedział, zauroczony widokiem budowli, której był autorem. Majstrował jeszcze przy drzwiach i oknach. Niezupełnie wykończone, niweczyły w nim, poczucie estetyki. Zatem małą gałązką, wygładzał nieduże parapety i rzeźbił klamki. Zabrał się za wielką bramę. Drzwi przyozdobił kolorowymi kamyczkami. Wyobraził sobie, że błyszczące brylanty zdobią jego dzieło.
Atak nastąpił zupełnie niespodziewanie. Z wielkiej bramy zamku, wyleciały czarne błyskawice. Momentalne przeistoczone, w wirujące ogniste pętle, dokonywały zniszczeń. Na szczęście były jeszcze małe, ale rosły bardzo szybko. Chłopiec w pierwszej chwili nie wiedział, co się stało. Odruchowo wyskoczył z piaskownicy, chcąc uciekać. Niestety, napotkał śmierdzącą ścianę. To Szczurotwór zaatakował wirującego wroga, ponosząc przy tym, uszczerbek na zdrowiu. Swąd palonego mięsa, błyskawiczne zaatakował nozdrza, apetytem na pieczeń.
Jedna z pętli zaatakowała jego Pana. W zrozumiałym odwecie, wyleciały z niego błękitne promienie. Błyskawice bardzo szybko, traciły moc sprawczą. Powróciły strzępki ciszy. Zrodziły bezgłos otoczenia. Chłopiec stał wtulony, w nieokreśloną istotę. Wyglądała obrzydliwie, okropnie, a na dodatek cuchnęła przeraźliwie. Lecz ocaliła mu życie. Piasek stracił złoty blask.
Ono zaczęło myśleć. Stado przestraszonych szczurów, rozbiegło się po zwykłej łące.
Komentarze (7)
Jak zwykle jednym tchem przeczytałam, ale niestety ze swoim pokręconym zrozumieniem. Zaoszczędzę Ci jednak swoich głębszych przemyśleń, bo ze mnie to taki bardziej 'Kubuś fatalista' jest?
a poza tym nikt nikomu/tak do końca/w szyszynce nie jest w stanie pogrzebać.
Za każdym razem zastanawiam się po jakich stromiznach musisz chodzić, że zawsze tak blisko masz do błękitu i żółci?
Nieustające.
Chociaż co do szynki, to lubię najbardziej wędzoną surowiznę:)
A może jednak wrzucisz choć trochę przemyśleń swych:)
Pozdrawiam:)?
Ty mnie proszę nie podpuszczaj?????
A tak a'propos szynki to mnie bardzo bliziutko do vege?
Jeśli zaś chodzi o tę szyszynkę... od razu przypomina mi się scena z "szamanki".
A tak już całkiem na koniec... już dawno 'ja saszła s uma' ???
Nieustające...
Ciało w ułamku sekundy, skonstruowało dwie stalowe kości - same here
Nie zdawało sobie sprawy kim jest, oraz w jakim celu - jak wyżej + dziwne zdanie
Zaułek nadal ciemny, sprawiał wrażenie, znanego - i tu
Jest tych intów więcej, ale w zasadzie to błędy podobnego typu - nadmiarowe znaki interpunkcyjne. Heh, to twój najnormalniejszy tekst xD W sumie to jest w porządku, ale jest tu bardzo dziwna sekwencyjność zdań pojedynczych i czyta się to dość dziwnie - jak strzały z pistoletu co dwie sekundy:
1. Każdy został nim naznaczony.
2. Uległy przeistoczeniu w jedno.
3. Ono zyskało swego sługę.
4. Miał wygląd dużego zwierzęcia o nieokreślonym wyglądzie.
5.To akurat nie miało najmniejszego znaczenia.
6. Tylko przydatność w określonej sytuacji.
7. Później go uwolni na swój sposób.
8. Gdy nie będzie już potrzebny.
No chyba że to był celowy zabieg :P Miło było zobaczyć Twoją mniej szaloną wersję. Do zo next time, DD :P
Interpunkcję moja wyobraźnia nie ogarnia, ale przejrzę:)
Co do niewielkich zdań, to tak lubię. Dłuższe też potrafię, gdy chcę:)
Tekst wydaje się krótszy, w pewnym sense zwiększają rytm
i łatwiej pamiętać na końcu zdania, co było na początku.
Chociaż przeważnie lubimy czytać cudze↔ najbardziej w takim stylu, w jakim sami piszemy.
Piszę.jak piszę. Póki co świadomie:))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania