Opoww *** Sᴇᴀɴs Sᴢᴀʟᴏɴᴇɢᴏ Aʀᴛᴀ
Tekst powtórkowy.
Kto czytał, to niech nie czyta. Szkoda czasu.
Kto nie czytał... to jak już chce.
?~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</////~~~~~
Przed okazałą wiekową kamienicą stoi spory tłum. Budynek nie jest zbyt piękny. Rzec by można: nawet brzydki. Co prawda nad oknami, widnieją płaskorzeźby przedstawiające płynące statki, ale i tak nie poprawiają swoim kunsztem, z lekka kąśliwego wyglądu frontowych ścian. Zresztą mało kto je dostrzega. Wszystkie twarze, wpatrzone są w czarno-białe ogłoszenie, wiszące na głównych drzwiach wejściowych. Zebrani zdają sobie sprawę, że w podziemiach budynku jest tak zwana: Okrągła Biblioteka. Zapomniana już nieco. Tym bardziej, że budynek stoi od dawna opustoszały. Ale to nie jest aż takie istotne. Wzrok przyciąga dopisek, widniejący pod głównym tytułem.
– Mów kochanie. Masz? Taka jestem podniecona.
– Spoko. U mnie jak w banku. Załatwiłem dwa bilety. Trudno było zdobyć. Jedynie pięćdziesiąt wejściówek.
– Tylko tyle?
– Tak zdecydował Szalony Art.
– Szalony… co? Kto to jest?
– Nie wiem. Coś mi się obiło o uszy.
Podziemną Bibliotekę, miesiąc temu, przerobiono na duże przytulne kino. Wszelkimi pracami kierował: dziwny osobnik. Przywieziono wiele różnego sprzętu, no i oczywiście zrolowany ekran, jak zwinięte role. Zamieszanie trwało jakiś czas, a później wszystko ucichło. Aż do dzisiaj. Kiedy ma się rozpocząć inauguracyjny seans. Wejdą nieliczni. Z uwagi na prostą zasadę: kto pierwszy temu z tyłu ludzi nie brakuje.
Litery są duże i wyraźne. Aż można w nich utonąć wzrokiem. Tytuł filmu, nie wzbudza wielkiego zainteresowania. Nie można się dziwić.
„Statek Widmo” to zbyt… oklepane.
Natomiast dopisek pod nim, już tak.
Pomieszczenie jest rzeczywiście okrągłe. Nawet półki są łukowate. Lecz samych książek zostało niewiele. Dziwić może fakt, że jest ich dokładnie: pięćdziesiąt. Ni mniej ni więcej. Stoją na półkach, wyginając swoje grzbiety w kierunku centralnego punktu..
Tylko w jednym miejscu nie ma półek. Za to jest duży biały ekran. A naprzeciwko, po drugiej stronie sali, stoi starodawny projektor. Jeszcze cichy i wyłączony. Jakby czuwał w przytłumionym świetle, wyobrażając sobie, co się za chwilę wydarzy i jaką rolę w tym odegra.
Dopisek pod głównym tytułem jest odręczny, napisany pokraczną czcionką. Przyciąga wzrok swoją dziwną treścią.
„Tylko pamiętaj drogi człowieku. Obejrzenia seansu możesz nie przeżyć, jeżeli się nie pospieszysz”
Wielu się zaczyna zastanawiać, o co chodzi z tym:”nie pospieszysz” Nie ma żadnych wyjaśnień. Nawet żadnego obrazka. Zwykła kartka wydarta z dużego zeszytu, postrzępiona na bokach. Ale z drugiej strony, takie słowa działają jak magnes. Ludzi zjada ciekawość, jak pan drukarz czekoladowe czcionki.
Do środka zaczyna wchodzić pięćdziesięciu wybrańców. Robią wielki bałagan przed drzwiami. Mieszają się z tymi bez biletów, których i tak nikt nie sprawdza. A zatem każdy, nawet bez papierka, ma nadzieję, że może jakoś wejdzie. Nic z tego. Jakby ich coś powstrzymywało. Mogą jedynie ponad głowami wchodzących, dojrzeć w przytłumionym żółtawym świetle: zarysy sali, srebrzysty projektor, kawałek ekranu oraz poczuć przyjemne ciepło.
Po chwili drzwi zostają zatrzaśnięte. Nikt nie zauważa, przez kogo. Ludzie stoją wewnątrz i zaczynają się niepokoić. Nie ma żadnych krzeseł. To też dziwne.
Nagle światło z lekka przygasa i słychać cichy trzask. Po chwili brzęczenie, jakby fruwał metalowy trzmiel. Włączył się projektor. Biała smuga światła, z okruszkami snującego się kurzu, tworzy na ekranie biało-czarny obraz wzburzonego morza. Wszyscy patrzą jak urzeczeni. Jest coś w tym widoku przyciągającego.
Sytuacja ulega zmianie bardzo szybko.
Na horyzoncie pojawia się statek. Trudno określić jego wygląd. Jest coraz większy. Widać więcej szczegółów. Ale film jest niemy.
– Mamo! Z ekranu cieknie woda!
– Dziecko! Co ty gadasz za głupoty.
Niepokój wzrasta. Nagły, niespodziewany ryk fal i odgłosy ogromnego statku, wprowadzają w osłupienie wszystkich zebranych. Z ekranu, w kierunku widzów, płynie coraz więcej wody. Słychać szum i bulgotanie. Po chwili ludzie brodzą w brudnych odmętach. Rozbijają projektor, ale to nic nie daje. Obraz nie znika.
– Cholera jasna! Jest rzeczywiście słona!
– Uciekajmy stąd. Coś jest nie tak!
– Nie można. Drzwi zamknięte.
Przednia część statku, ociekająca wodą, z przeraźliwym zgrzytem wysuwa się poza ekran. Niektórzy odruchowo, są już przylepieni do tylnej ściany. Powstaje wielki chaos. Każdy chce uciekać, ale nie ma gdzie. Jedni krzyczą, drudzy płaczą a jeszcze inni złorzeczą na samych siebie, że byli tacy głupi.
Nagle wszystko z lekka przycicha. Słychać wyraźne donośne słowa:
– Proszę o spokój. Mówi do was Szalony Artysta. Dla przyjaciół: Szalony Art. To ja przygotowałem to wszystko. Jesteście wybrańcami. Czy widzicie te pięćdziesiąt książek. Chcę usłyszeć odpowiedź.
Jedna czwarta statku jest już poza ekranem. Zgromadzeni chodzą po pas w wodzie.
– Widzimy książki – ktoś krzyczy niewyraźnie.
– Bardzo mnie to cieszy. A teraz posłuchajcie uważnie: są idealnie takie same w sensie długości tekstu. Daje wam na przeczytanie równą: godzinę. Będę wiedział, czy czytacie każdą linijkę. Nie oszukacie mnie.
– A jeżeli ktoś nie zdąży przeczytać w godzinę?
– To utonie, lub zostanie zmiażdżony przez statek.
– Panie, co pan wyprawia! Proszę nas wypuścić.
– Albo też rozczłonkowany przez śrubę!
Dźwięki powracają, ze wzmożoną siłą. Rozgardiasz wśród zgromadzonych jest coraz większy. Osiąga apogeum. Statek ciągle wysuwa się z ekranu. Część wody spływa na salę, a część ucieka do tyłu, jakby to cholerstwo pruło fale.
– Gotowi! Start!
Ludzie biegną po książki. A właściwie brodzą w wodzie. Wielu nie może dosięgnąć, bo jest za wysoko. Wyrywają jedni drugim. Dużo wypada z rąk. Ale o dziwo, wyciągnięte są suche. Po jakimś czasie wszyscy czytają, co jakiś czas spoglądając na ekran. Jakoś się udało. Każdy ma swoją. Sprawca całego zamieszania, stoi na podwyższeniu. Nawet nie drgnie. Obserwuje jak widzowie wypełniają swoje zadanie.
– Mamo! Ja nie umiem jeszcze czytać.
– Wiem kochanie. Czytam za ciebie. Dwa razy tę samą linijkę.
Szum wody jest coraz głośniejszy. Statek trochę zmniejsza swoje rozmiary i z wielkim łoskotem wypływa na salę. Ludzie rozbiegają się po wszystkich kątach. Wchodzą na wszelkie możliwe podwyższenia. Nie ma ich za dużo. Spychają jedni drugich. Ale jednocześnie, wciąż muszą czytać. Nie mogą opuścić ani jednej linijki. Coś im mówi, że warto wierzyć jego słowom.
Statek pływa między nimi, niczym czarne widmo. Nie jest duży, ale ma z tyłu kręcącą się śrubę. Jest bardzo groźna. Zebrani muszą czytać a zarazem omijać wirującą śmierć.
Obserwator stoi na drabince zwisającej ze sufitu. Patrzy na wszystko z góry. Widzi pływający statek i popłoch wśród ludzi. Muszą robić kilka rzeczy naraz: czytać, myśleć i się bać.
Zebrani mają nagle wrażenie, że jest ich więcej. Nie wiadomo skąd przybyli następni. Też czytają, ale nie mają takiego szczęścia. Są rozrywani przez wirującą śrubę, lub miażdżeni przez dziób statku. Woda robi się czerwona. Słychać jęki, wrzaski i odgłosy pękających kości. Pływają wszędzie ludzkie szczątki. Gałka oczna podskakuje na falach, jak okrwawiony spławik. Żywi nie chcą tego widzieć. Czytają nieprzerwanie, odpychając przeszkody. Jeszcze nic im nie grozi. Trochę czasu zostało. Są otumanieni strachem, smrodem i obrzydzeniem.
Nagle słychać gong. Na szczęście, po zakończeniu czytania.
*
Pięćdziesięciu wybrańców stoi na środku sali. Pomieszczenie wygląda tak jak wtedy, kiedy tu weszli. Tylko książki leżą po różnych kątach. Zupełnie suche. Na podwyższeniu, przed białym ekranem stoi: On. Oczy skierowane są tylko ku niemu. Ludzie są szczęśliwi… ale zarazem w szoku i wnerwieni. Wszystko nagle zniknęło. Słyszą słowa:
– Jak się zapewne domyślacie, większość zdarzeń była zbiorową halucynacją... nie tylko wzrokową. Posiadam pewne umiejętności, pozwalające wpływać na ludzkie umysły. Tak bardzo, że czasami nawet ja widzę i odczuwam to, czego jestem przyczyną. Te moje szaleństwo mnie przytłacza. Dlatego postanowiłem je wykorzystać dla dobra ludzi. Są jakieś pytania?
Oczywiście. Są pytania. Nawet opinie na temat.
– Dla dobra ludzi? Z czego zleciał pana umysł? Z wirującej śruby?
– To my wydali kupę kasy na taki… rozpizdrzaj w naszych głowach. Masz pan równo pod ekranem?
– A moja córka czytać nie umie. Wie pan co ja przeszłam. Jak pan mógł?
– Jestem dalekowidzem. Ledwo co widziałem.
– Czyli ta cała… woda… statek…?
– Posłuchajcie. Chciałem was czegoś nauczyć.
– Nauczyć? Niby czego?
– Jeżeli wam powiem: czego… to próżne moje starania. To by oznaczało, żeście nic nie zrozumieli.
– Czy możemy już wyjść?
– Jeść mi się chce.
– Żona czeka.
– Oczywiście. Wystarczy otworzyć drzwi. Jesteście wolnymi ludźmi.
*
– Cholera jasna. To pokład pieprzonego statku.
– Cała pięćdziesiątka. Właśnie policzyłem.
– Co my tu robimy?
– Jak to co. Będziemy ludzi nauczać. Jak pieprzony Szalony Coś Tam.
– Przestań się wygłupiać. Co chcesz nauczać. Mewy? Tu nikogo nie ma oprócz nas.
– Wracajmy.
– Widzisz jakieś drzwi? Tylko morze wokół.
– Z tym statkiem coś nie tego. Jakby jedna całość.
– Mamo! Spójrz!
– Gdzie?
– No tam. Taki dziwny zamglony horyzont. Płyniemy w tym kierunku.
– Co mówi ta dziewczynka?
– Skarbie… jaki dziwny?
– W kształcie białego prostokąta.
Komentarze (13)
Przeczytałam 2x, jak zwykle z zainteresowaniem, ale taki mam rejwach w domu, że mimo wielu pokojów... nie mam gdzie uciec.
Wrócę tu jeszcze na pewno., bo jak na razie, to przychodzi mi jedynie na myśl "Ucieczka z kina Wolność"... ?
Mam co robić i przy pięciu???????
Wróciłam, jak obiecałam, ale zadowolony nie będziesz, bo/jak zwykle/nie mam konkretnej interpretacji... 'błąkam się' od jakiejś specyficznej 'grupowej terapii' po psychozę łącznie... tylko ta dziewczynka, którą nie wiem dlaczego, aż się chce przytulić.
No po prostu 'Ucieczka z kina Wolność'
Nieustające
W tekście chodzi o coś więcej, w sensie zakończenia i ''białego prostokąta'' w kierunku którego płyną. Taka trochę↔"pętla czasu." Mogą zobaczyć samych siebie, jak czytają, ale "drudzy oni"
to wiadomo, co się stało. Może gdyby chociaż 1 z 50, spróbował zinterpretować?
Tak wielkim skrócie, co miałem na myśli. Ale dopiero teraz... po 3 latach, tak pomyślałem.
Lecz nic więcej nie dodam i już:)↔Pozdrawiam:)?
5, pozdrawiam :-)
Kitchen Stories, Hamer (2003) norweski.?
I chyba pokazałeś to wciąganie, pochłanianie. Czasem jednak czujemy, jako odbiorcy sztuki, pewną presję: "Film trwa półtorej godziny, a ja mam tak mało czasu!", "Jutro mam oddać książkę do biblioteki! A jeszcze trzysta stron do przeczytania!"
No bo co mówi Twój artysta-terrorysta? To:
"Daje wam na przeczytanie równą: godzinę".
Mówię "nie!" takiemu traktowaniu mnie przez dzieło. Ja lubię czytać powoli.
Chociaż różnie inaczej też. Pod "Szufladą" napisałem o tym. Też nie lubię szybko czytać.
Szczególnie jak coś mnie się bardzo podoba. By radość czytania, trwała dłużej:)?→Pozdrawiam:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania