Opoww *** Eka
Jesteśmy szanującą się rodziną. Tyle potrafimy i jest nam z tego powodu całkiem racjonalnie. Co do relacji zdarzeń, jeszcze nie są zupełnie spójne, o czym świadczą poprzednie wypowiedzi, których nie wgrałam w czasie rzeczywistym. Często pokręcone, lecz na szczęście rzadziej odkręcone od realu. Bywa tak, że nie zawsze działa wszystko jak należy w ciągu długiego okresu przemijania. Nasze zachowanie jest nieco głośne, z uwagi na to kim jesteśmy. Nic nie możemy na to poradzić.
Tatuś jest duży, mama jest duża, tylko ja jestem mała, ale nie na tyle, żebym nie mogła radośnie podskakiwać, odczuwając dziwne wibracje. Nie potrafię tego dokładnie wyartykułować. Chodzi o to, że rodzice obiecali dostarczyć prezent. Nie mogą sobie pozwolić na drugą: mnie. A zatem postanowili zamówić obiekt, z którym będę mogła się pobawić... a nawet porozmawiać. Ma na imię: Eka… a dokładniej: Egzystencjalna Konstrukcja Autonomiczna.
Dzisiaj jest ten pamiętny dzień, kiedy zobaczę to coś po raz pierwszy. Ciała rodziców aż lśnią z tej przyczyny. Dla nich to też ważne. Mam wrażenie, że obawiają się trochę mojej wewnętrznej blokady. Może dlatego, że kiedyś zacięłam się w sobie i powstał problem. Zawieźli mnie w dziwne miejsce, gdzie postacie ubrane na biało, grzebały we mnie narzędziami, których nie znałam. Lecz w końcu wszystko zakończyło się pomyślnie. Jedynie w drodze powrotnej, uderzyłam stojący słup. Ślad na nim został do dziś, lecz żadnych płynów nie straciłam. Tak powiedzieli rodzice. Czasami tajemniczo mówią. Przecież i tak mnie nie uchronią przed: zmianą. Tak po prostu z nami jest.
Niestety, muszę z przykrością stwierdzić, że wygląd prezentu jest raczej: obrzydliwy, jak na nasze wygórowane kryteria. Przyznam szczerze, że jestem paskudnie zawiedziona. Niby do mnie podobny w sensie kształtów, lecz ciało takie… nie nasze w dotyku. Poza tym tylko stoi i nic nie mówi, a z narządów wzrokowych coś wypływa. Nie mam pojęcia co to jest. Czuję się bardzo oszukaną. To miał być wspaniały prezent. Obiecali, że będę z nim rozmawiać. A sterczy przede mną jakieś dziwadło.
–– Mamo! Obiecałaś, że dostanę wspaniałą zabawkę. Żebym nie czuła się samotna… a popatrz sama jak on wygląda. Na wyprzedaży kupiłaś, przyznaj się?
–– Dziecko! Trochę cierpliwości. Eka się musi przyzwyczaić do nowych warunków. Daj mu trochę czasu. A poza tym takich zabawek jest coraz mniej. Trudno je zdobyć. Doceń to chociaż.
–– Ależ mamo, jemu coś cieknie z oczu. Bleee! Co to jest?
–– Wszystkie tak mają w początkowej fazie dostarczenia. Sama nie wiem, co to jest. Trzeba przeczekać i tyle. Mów do niego. On potrafi wydawać dźwięki. Nawet bardzo głośne. Mieliśmy okazje posłuchać. Nie chciał z nami iść, ale musiał, bo dużo kasy kosztował. Chciał zostać w Strefie.
–– To Strefa jeszcze istnieje? Myślałam… że już jej dawno nie ma.
–– Jeszcze trochę i nie będzie ich wcale.
–– To skąd będą mieć dzieci zabawki?
–– Ty już się o to nie martw. Mamy mózgi nie od parady. Nie takie jak w Strefie.
–– Czyli mówisz, że mam do… Eka gadać... jak do równego sobie?
–– Tak. Chodzi o to, żeby uwierzył, że tak myślisz. Będzie lepiej dla ciebie funkcjonować, taki oswojony. Na pewno się rozkręci po jakimś czasie. Jest w miarę nowy i mało zużyty.
Nie wiem co mam robić. Zostałam z nim sama. Teraz siedzi na metalowym taborecie i coś wtyka w otwór gębowy. Tato mi powiedział, że na dołączonej tabliczce napisano, że tego typu zachowania, będą go pobudzać do działania. Faktycznie, już mu nie cieknie, lecz monitoruje mnie intensywnie i rozgląda się po wszystkich częściach składowych naszego pomieszczenia. Mama radziła, że mam do niego mówić, to on też coś powie. Będzie działać zgodnie z instrukcją. Jak na prawdziwą zabawkę przystało. No nic. Muszę coś zagadać.
*
Strefa pustoszeje z dnia na dzień. Ogrodzona wysokim ogrodzeniem, kryje w sobie wiele zabawek.
Ubywa ich coraz szybciej, gdyż sytuacja na zewnątrz temu sprzyja. Zapotrzebowanie rośnie. Biznes to biznes. Trzeba z czegoś funkcjonować.
*
–– Powiedz coś… Eka. Odezwij się do mnie. Jesteś moją zabawką. Rodzice wydali na ciebie kupę kasy. Wiem, że mnie rozumiesz. Jak tylko pamiętam, używamy waszej mowy. Jeżeli nie spełnisz oczekiwań rodziców, albo co gorsza moich, to wiesz co z tobą będzie?
–– Ja nie mam rodziców. Zabili ich tacy jak wy.
–– Nie mówiłam o twoich rodzicach, tylko o moich, głąbie! Twoi mnie tyle obchodzą, co zeszłoroczny gwint. Rozumiesz?
–– Potwory z was i tyle.
–– Jak śmiesz tak mówić. Nie dosyć, że wyglądasz nie tak, to jeszcze masz czelność mnie obrażać. Chyba wiesz, kim jesteśmy?
–– Wiem… i nie chcę się z tobą bawić. Gdybyś była inna, niż reszta was…
–– Inna? A może podobna do ciebie. Wybacz… nie skorzystam.
–– Czemu nawijasz jak dorosła?
–– Bo przełączyłam na inne gadanie.
–– To bądź znowu dzieckiem. To może się z tobą pobawię. Wiem, że nie jesteś niczemu winna, jeszcze przed dorosłą zmianą.
–– Popać jaką mam ładną źabawkę. Mamusia mi kupiła. Metalowy wiaćiaczek. Podmuchamy sobie. Raź ja raź ty.
–– Fajne, pociesznie brzmi. Ale dmuchanie jest nudne.
–– Nie mów tak… bo moje wnętrze za bardzo trzeszczy.
–– Trzeszczy? Znowu się przestawiłaś? Wymyśl coś bardziej zabawnego. Chyba mimo wszystko, macie poczucie humoru.
–– Teraz ty gadasz jak dorosły.
–– Życie mnie nauczyło.
–– Życie? A co do poczucia humoru, to akurat mamy. Od was żeśmy przejęli.
–– Znowu gadasz jak stara. Co z tobą?
–– Nie marudź i pomyśl po swojemu. Możesz wiele zyskać. Jeżeli spełnisz moje oczekiwania, to nawet kiedyś, staniesz się częścią naszej rodziny. Nie będziesz samotny, a ja będę miała fajną zabawkę.
–– Czyli ty też zyskasz?
–– Oczywiście. Ale ty więcej, biorąc pod uwagę fakt, kim jesteś.
–– Szczerze mówisz, czy tylko bawisz się mną, skoro jestem... zabawką?
–– Sądzę, że kiedyś możesz przestać nią być.
–– Dziękuję, skoro tak.
–– Nie ma za co. A teraz zrobię coś bardzo śmiesznego, żeby cię rozweselić. To będzie start wspaniałej ... wesołości, że tak to ujmę. Czasami z rodzicami tak robimy. A zatem doceń to, że także ciebie, zapraszam do zabawy. Będzie fajnie. Zobaczysz.
–– Oby.
–– Tylko nie zawiedź moich oczekiwań… Eko.
–– Co?
–– Powiedziałam do ciebie po imieniu. Doceń to.
–– Dzięki. Zaczynaj.
Podchodzę do Eka i odkręcam mu górną część. Słyszę dziwne chrupnięcie. Coś z niego sika. Jakaś paskudna ciesz. Z miejsca, gdzie była głowa. Nie wygląda to dobrze. Chyba go zepsułam...
...albo raczej zrobił to specjalnie. Żeby mnie wnerwić. Obmyślał zemstę od początku. To wszystko było tylko grą ze strony… tej paskudnej… rzeczy. A miało być tak fajnie. Obiecałam mu, że zostanie częścią rodziny. Jaka byłam głupia i naiwna. Rodzice się wściekną. No nic. Muszę im powiedzieć. Tylko jakoś inaczej to przedstawić, żeby nie pomyśleli, że dałam się nabrać, przez głupią zabawkę. I tak zobaczą, jak przyjdą. Coś mi spływa po gładkiej powierzchni. Obrzydlistwo!
–– Mamo, tato, przepraszam! Powiedziało, że jest nudno. Chciałam, żeby było zabawnie. Skąd mogłam wiedzieć. Robimy podobnie, jak nam wesoło i bawimy się... W Różne Punkty Widzenia Na Samego Siebie... i jakoś nadal działam.
–– Wiemy córeczko. Nie mogłaś wiedzieć. To nie twoja wina. Zapomnieliśmy uprzedzić, że…
–– Zapomnieliście? Waszymi wielkimi mózgami. I co teraz? Zostanę bez zabawki?
–– Nie zostaniesz – powiedział tato. – Jutro kupię nową. Tej już nie można naprawić.
–– Tylko inną. Nie taką, która…
–– Co?
–– Nic… tylko ta mi będzie zawadzać i śmierdzieć!
–– Odpowiednie służby zrobią porządek. Wyrzucą obydwie części do odpadków biologicznych… ale to już nie nasz kłopot. Nie musisz się martwić.
Komentarze (5)
Literkowa pozdrawia
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania