Opoww *** Տեɾყϲհ OsoҍƖíաośϲí
Dawny tekst trochę zmieniony
------------------------------------
Zazwyczaj ciemny i ciekawo–ponury. Nawet promieniom słońca, trudno przebrnąć przez pseudoprzezroczystość brudnego okienka. Wciśnięte w skośny świat dachu, ani myśli stamtąd zwiać, razem z widokiem. Bo niby jak? Na domiar złego akurat w tym miejscu, włochaty tłusty Pająk, urządził przędzalnie lepkich nici. Zwisają lekko ugięte, pod ciężarem światła, rzucanego z miodowego słońca. Nie wszystkie cząstki lśnień mają tyle szczęścia, by od razu wlecieć do tego dziwnego świata. Niektóre muszą się nieźle natrudzić, by szybować skołowane, nabijając guzy o różne ciekawe klunkerki.
Lub o mysz.
No właśnie.
Piękna szara Mysz siedzi na biegunie kołyski, wcinając kawałek sera. Twardy on. Stado wysuszonych gum do żucia, to przy nich miękki materac. A dziury jeszcze twardsze. Nie wiadomo skąd żółtego dziurkacza wzięła, bo milczy na ten temat, jak zaklęta w rybę. Tak na co dzień nie potrafię mówić po myszemu, lecz skoro jestem Pogniecionym Duchem Narratorskim, błądzącym w owej krainie, gdzie nawet kłębki kurzu, skrywają tajemnice, to powinienem znać myszowatą mowę, oraz każdą inną.
No i znam.
Pan Rupieć też zna, ale znalezienie tegoż przed końcem bajki, może być problemem. Póki co, pytam chrupiącą ser:
– Jaśnie pani Mysz – mówię, chociaż jestem tylko słowami, albo aż. – Pani siedzi na biegunie północnym, czy południowym?
Pytana rzuca okiem w kierunku usłyszanych słów, następnie bierze do łapek grudkę mąki i przywala białą mgiełką, prosto w – Jaśnie. Literka: J – leci kawałek w dół, wbijając się z impetem – w ser.
– aśnie pani Mysz. Tylko spokojnie. To niechcący. Przepraszam. Proszę mi oddać… laseczkę.
Myszankówna znowu na mnie patrzy ruszając wrogo ogonkiem, lecz nie własnym, tylko swojego przyjaciela: Pana Szczura. A on wielki, jakby nigdy nie był małym. Na dodatek zakochany w wyżej wymienionej. Tylko strychnina mogłaby przerwać ten proces. Widzę, że chce na mnie skoczyć. Po chwili dochodzę do wniosku, że nie tylko chce. Już na mnie skoczył.
Rozproszył tekst całkowicie. Pełno mnie wszędzie. To tu, to tam fruwam. Nawet na pajęczynie, zaplątane literki. Pan Pająk myśląc, że to muchy, owija to czym jestem, tym co chce. Czymś lepkim. Nie mogę wypowiadać ciekawych kwestii, gdyż słowa są posklejane – także strachem i zatkane lepkim fluidem pajęczarskim.
A Pająkowi sterczy na odwłoku, literka: P. Do dzisiaj nie wiem, skąd cwana wiedziała, że to akurat Pająk. Przecież jej nie powiedziałem. Widocznie poznała po sześciu trzewiczkach, zawiązanych warkoczykami z uroczych pajęczynek. To wszystko o czym mowa, to myśli me na głos myślące. Są póki co bezpieczne, w wirtualnej czaszkuni. Nimi od teraz będę relacjonować.
W tej chwili przykicał Pan Kot i zjada Panią Mysz.
A zatem jednego bohatera mniej do relacji. Może to i dobrze, bo jednak trochę słów brakuję na to wszystko. Kątem wirtualnego oka widzę, że Pan Szczur atakuje Pana Kota. To zrozumiałe. Przecież napoczynając Panią Mysz, pręgowana bestia, zjadła jednocześnie kawałek sera, na którego Pan Szczur miał ochotę. Z pyszczka Pana Kota zwisa niestrawiony ogonek Pani Mysz. Szczur ciągnie owego wytrwale, w swoim kierunku (bo w przeciwnym, to by nie miało sensu) nie bacząc na to, że już mu brakuje połowy wąsów oraz części twarzy.
{Z takim pyszczkiem, Pani Mysz by go chciała, ale tylko przez pomyłkę lub po uszkodzeniu mózgu, myszołapką}
Ma jednak zwierzak przemożny apetyt na ser. Śnił o nim po nocach, a na jawie – marzył. O ukochanej też oczywiście. Nie mógł rozdzielać jednego od drugiego. To by było – nierozważne.
Stary but stojący w kącie, wywala język na to całe zamieszanie. Jednak nie chce go strzępić, na próżne rozmowy. Sznurowadła wnerwione bardzo, wyłażą i włażą do okrągłych dziurek i nie mogą za czorta skończyć tych całych wślisganek. Zaplątane bardzo przeszłością buta i żadna do swojej trafić nie może. Złociste obrączki dziurek, już dość mają, tego wiecznego odbijania przesuwanych sznurków, w swoim błyszczącym obwodzie. Podeszwa jest spokojna. Dużo już w życiu przeszła. Nic jej nie rusza.
Niekoniecznie. Sowa siadła w nim i łbem coś kręci. Wchodzi do buta i zaczyna chuchać w piórka. Liczy je i liczy. A może biednej zimno. Piórek jest dużo, a na dodatek strasznie zmechacone, gdy je dziób tarmosi. Przez te odgłosy, Pan Rupieć nagle wyłazi nie wiadomo skąd i szpera w rupieciach, wnerwiając dodatkowo but. Pan Szczur piszczy groźnie, chcąc wystraszyć ptaszka, co mu miejsce zajął.
Pan Kot nie chce puścić ogonka. Pan Szczur - też. Przez szparę w drzwiach wpełza Pan Wąż w kierunku Pan Kota i Pan Szczura, by po chwili pozbawić ich radości oddychania. Tacy są zajęci sobą nawzajem i ogonkiem Pani Mysz, że gdy spostrzegają, że nie żyją, jest już za późno. Panu Wężowi nie ujdzie na sucho ten morderczy uczynek. Tym bardziej, że ma wilgotną długość.
Na błękitnej półce, stoi Aparat w Kolorze Słońca. Miał refleks. Nie tylko świetlny w obiektywie. Przed chwilą pstryknął migawką, przywołując zdjęcie. Włazi do środka, ale z Panem Trudem, bo jest strasznie ciemno i ciasno. Lecz po chwilce czasu, prostokątny kawałek świata, zasypia na matrycy, śniąc lubieżnie o ponętnych pikselach.
Duchy Bohaterów Nieżyjących, zaczynają krążyć w tej ciekawiej komnacie, po samo sklepienie - albo i wyżej - bo to przecież duchy. Nawet przez wspomnienie sęki w desce przemykają, albo nawet przez wszystko. Niepotrzebnie żywię obawy o moją pracę, jako opowiadacza. Gdybym nie żywił, to bałbym mniej wystraszony, w tym temacie. One duchami, ja w pewnym sensie – też. Są przebiegłe. Łypią na mnie jadowicie. Chociaż Pan Wąż, jako żyw pełza, szukając ofiar wśród żywych stworzeń.
Pani Sprawiedliwość, śpi smacznie w kącie, między Zbrodnią a Karą.
Duchy czynią prawdziwą zadymę. Trudno mi oddychać, w tym całym – zaduchu. Najpierw napoczynają moje rozproszenie. Połykają wiele słów. Dławi ich trochę interpunkcją, gdy kropki i przecinki, łaskoczą przełyki gęstych fluidów. Nawet te z pajęczyny – odwinęły. Pająk jest wściekły, ale tylko tyle może. Nawet literkę: P ukradły nieznośne. Podfruwają do desek w dachu, budząc stare duchy, co tam sobie całe wieki spały. Obudzone są wnerwione, do szpiku metaforycznych kości. Zaczynają wściekle falować. Rzucają na mnie oczami minionych wieków. Przylatują inne zjawy, nie wiadomo czego. Trudno jakoś zdecydować, czym tak naprawdę jestem zlękniony.
Tam fluid, tam fluidka. Tworzą jedna wielką – fluidkarnie. Mam pomysł, żeby zwiać niezauważony, z tego całego świata kształtnej pary, ale jak zwieje, to przepadnie premia znacznych rozmiarów. Trwam na posterunku. Spostrzegły mnie. Ledwo dyszę ze strachu. Mój wirtualny mózg, zaczyna wrzeć. Krople pamięci przepalają podłogę… i licho wie, gdzie lecą. Tylko jeden litościwy duch, podnosi mnie na duchu, lecz inne wredne, strącają mą jaźń z piedestału nadziei.
niby mnie nie ma
jestem jednak
lecz czy przeżyje
rzecz niepewna
Odymiają mą strukturę z wielorakich stron. Włażą nieznośne do wirtualnego umysłu, a nawet gdzie bądź. Tak samo jak dym, wlatujący do komina, na filmie puszczonym od tyłu. Mam wrażenie, że głupieje. I słusznie. One zresztą też. Umysły – Myszy, Kota i Szczura… i Tych Spod Dachu – oraz Innych Istot niepoliczonych, pomieszane z moim. To dopiero bajzel!
Dlatego mam apetyt na:
ser
mysz
mielone ze szczura
słowa pająków
buta
sznurowadła
obrotową głowę sowy
(może służyć jako korkociąg,
gdy dziób w korek wcisnąć)
sęka z dachu
jelita narratora
pana rupiecia
i to wszystko najlepiej z małych liter
bez interpunkcji
by nie haczyło
~~~~~~~~~~~~
No nie. Bez jaj!!
Wyłączcie tego szajbusa!
Coś mu strzyka w opornikach!
Co to za durna projekcja!
Szkoda prądu
Komentarze (12)
Pozdrawiam ?
Strychnina powoli odkrywa przed nami swoje tajemnice, a to wszystko dzięki rozrzuconym na wszystkie strony literkom. Ciekawe na co miałby apetyt, gdybym i ja się na tym strychu znalazła ;) Pewnie na czekoladę. ^^
5, pozdrawiam ? ? ? ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania