Pokaż listęUkryj listę

Opoww *** Ɓɑաҽłղíɑղҽ Տłօաɑ

Kiedyś wrzuciłem i zaś wykasowałem.

---------------------------------------------

 

Nigdy mi do głowy nie przyszło, że odwiedziny w tak zwanej „Krainie Bawełny,” wywrócą mój świat do góry nogami, których używam od małego. Poza tym zdziwiło mnie coś jeszcze. W niewielkim przytulnym sklepiku, za bawełnianą ladą stał pan sprzedawca, a nie pani sprzedawczyni, która bardziej by współgrała z rodzajem asortymentu. Chociaż trudno mówić o „jakimkolwiek rodzaju.” I w tym późniejszy problem.

  

Na dodatek ów wspomniany sklepik, zaistniał na peryferiach miasteczka i właściwie nikt dokładnie nie wiedział, kiedy ujrzał owe cudo po raz pierwszy. Sprzedawano w nim tylko kołdry. Gdy pewnego razu zmarzłem do gołej kości i kupiłem jedną, została na półce druga. Może na zapleczu było więcej.

 

Uśmiechnięty ekspedient poinformował grzecznie, iż jest to nabytek magiczny.

 

— Magiczny? –– wolałem dopytać.

–– Tak.

–– W sensie jakim?

–– Nic takiego. Codziennie gdy północ wybije…

–– Skąd pan wie, że mam bijący zegar?

–– Posiniaczony pan.

–– Nie pamiętam, żebym udzielił takowej informacji.

–– Ale ja pamiętam.

–– No dobra, ciągnij pan dalej.

–– … na kołdrze zajaśnieją słowa, wypowiedziane lub pomyślane przez szanownego pana w ciągu dnia, a nawet z poprzedzającej nocy. Z jednej strony te dobre, a z drugiej złe. O ile takowe zaistnieją rzecz jasna. Bez urazy.

–– Rozumiem. Dzięki.

–– Jest za co –– odpowiedział miło sprzedawca.

–– Żeby ino –– poszeptałem sam do siebie.

 

*

To już kolejny wieczór, kiedy krótko przed północą stoję obok łóżka i zerkam na kołdrę, niczym przysłowiowa sroka w gnat. Gdy starodawny zegar bimba dwudziestą czwartą, zaczynają wyskakiwać jak filipy z konopi. To tu, to tam. Zupełnie chaotycznie, niczym myszy z norek. Postanawiam, że nie będę czytać wszystkich, bo tak jakoś głupio podglądać samego siebie. Można wiedzieć za dużo. A zatem czytam jeno pierwsze z brzegu:

 

''Proszę mnie złapać pod rękę, przemiła staruszko. Przeprowadzę szanowną panią przez jezdnię. O tam, spójrz prześliczna niewiasto, jest odpowiedni kolor. Idziemy królowo ma, w kierunku zielonego pamperka.''

 

I nagle coś mi tu nie gra. Czyżbym słowa z poprzednich nocek, czytał bez zrozumienia. Żeby tylko czytać. I to z dwóch stron. Te dobre i te złe. Chociaż muszę przyznać, że jestem nieco osobą rozczepioną emocjonalnie, z uwagi na bogatą wyobraźnię, więc może faktycznie nie zwróciłem uwagi na pewne szczegóły.

 

Nigdy w życiu bym tak nie zagadał do człowieka, a tym bardziej do staruszki. Aż taki elokwentny to nie jestem. Bez przesady. Żeby tak zagaić. I to na przejściu. Gdzie wszyscy mogą słyszeć i coś sobie pomyśleć. No nie. To nie moje słowa. A gdzie tam.

 

Nie bacząc co za chwilę ujrzę, odwracam kołdrę na drugą, złą stronę. Słowa przez chwilę falują na powierzchni zupełnie zmieszane, aż w końcu wracają na swoje miejsca i są zupełnie czytelne. Znowu odczytuje pierwsze z brzegu. Tym razem miga przy nich literka: P. Pomyślane.

 

''Najchętniej to bym ci głupia babo gardło poderżnął. Tak samo jak tamtemu. Jednak muszę zachować pozory. Niech mnie zapamiętają, jako uczynnego, dobrego człowieka. Chociaż jak na nich patrzę, to same pojebusy wokół. Wszystkich bym chętnie wyrżnął, ale najpierw osrał i obrzygał. Za moją krzywdę. Sam już nie wiem za jaką. Może i dobrze. Bo bym wyrżnął wszystkich.''

 

Mam widoczne przerażenie w oczach, gdyż naprzeciwko wisi lustro. Niemożliwe. Przecież dzisiaj tak nie myślałem. Owszem. Zatłukłem muchę skórzaną klapką, ale staruszki, to bym w ten sposób nie pacnął. Nikogo bym nie pacnął na śmierć. To nie mogą być moje myśli. Z tym pieprzonym piernatem, jest coś nie tego. Co on mi sprzedał, durny pacan? Świrnięty bet. Przewracam na drugą stronę. Czytam:

 

''Widzisz kochana, jak ładnie poszło. A byłaś taka płocha. Jesteś już bezpieczna. Rozumiem. Laską wywijałaś, że trąbią. Wiem. To z nerwów. Że cię rozjadą. Nigdy w życiu bym na to nie pozwolił. Dlaczego tak głośno mówię? Co… żeby wszyscy widzieli moją dobroć? Przysięgam droga pani, że jest to nieprawdą. Jestem śpiewakiem operowym. Ćwiczę głos.''

 

Taki z niego śpiewak, jak ze mnie królewna śnieżka i kupa krasnoludków, myślę sobie.

 

Odwracam kołdrę. Ponownie czytam z dodatkiem: P.

 

''Wreszcie mam święty spokój, od tej pojebanej, bezzębnej baby. Nigdy mnie nie złapią. Jestem cwany. Wiem, co dalej zrobię. Po prostu zniknę. Niech mi dziękują, że tylko jednego popierdolca zadźgałem. Zresztą i tak nie miał klientów. Tylko taki jeden matoł przylazł, a drugi matoł sprzedał, co do mnie należało. To ja miałem ją kupić. Za swoje roztargnienie, a moją krzywdę, poderżnąłem idiocie gardło, aż czułem wilgotny dźwięk, towarzyszący rozcinaniu miękkiej skórki. Krew ściekała na bawełniany materiał, a on tak fajnie charczał łabędzi śpiew. Aż mu wtórowałem do końca z dłonią na jego szyi, bym czuł strumyczki upływającego życia, między palcami.

Niestety nie wiem, jak ten drugi wyglądał. Nie tracę nadziei. Zabrałem do domu, co miało być jego. Może coś odczytam.''

  

Od jakiegoś czasu nie mam kołdry. Wyrzuciłem na śmieci, lecz najpierw pociąłem na kawałki. Może źle zrobiłem. Miałbym rozeznanie, co on robi.

 

Nie mam żadnych obaw. Teraz już nie. Minął jakiś czas i wszystko gra. Dzisiaj rano postanowiłem zobaczyć ów sklepik, pomimo że jestem bardzo zmęczony. A przecież mam pewność, że jak zwykle, całą noc smacznie spałem.

 

To niemożliwe. Nie ma żadnego sklepiku. Musieli zburzyć po śmierci właściciela. Nawet nie pytam ludzi, bo jeszcze pomyślą źle. A ja lubię gdy myślą o mnie dobrze.

 

Dzisiaj miałem zamiar pojechać do innego miasteczka i kupić nową kołdrę. Nie było takiej potrzeby. Przypadkowo znalazłem w szafie. Nie pamiętam, żebym kupował, ale przynajmniej w nocy nie zmarznę. Za chwilę wybije północ.

~̴̶̲͇̼͚̪͌̓͟͞͝~̴̶̲͇̼͚̪͌̓͟͞͝ ̺̻͈͆̋͜͝O̺̻͈͆̋͜͝*̺̻͈͆̋͜͝O̺̻͈͆̋͜͝*̺̻͈͆̋͜͝O̺̻͈͆̋͜͝*̺̻͈͆̋͜͝O̺̻͈͆̋͜͝~̴̶̲͇̼͚̪͌̓͟͞͝~̴̶̲͇̼͚̪͟͞͝

 

 

-----------------------------

            Bonus.

 

byłeś jakim będziesz

szukasz siebie wszędzie

 

gdy nowe wygasa

poprzednie zaczyna

 

okrągłym kwadratem

stajesz się domina

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Sztuszczna szczęka mi wypadła I odbiła się od sadła. Poleciała na podłogę, to jest dobre, ja nie mogę
  • Dekaos Dondi 30.06.2021
    Umiarkowane upośledzony poeta↔Dzięki za rymowany kom.:)↔Pozdrawiam
  • Trzy Cztery 30.06.2021
    Kołdra, jaka jest, to jest, ale jak już się człowiek otuli, to przynajmniej ciosy bijącego zegara mogą stać się nie aż tak dotkliwe. Co za życie...
  • Dekaos Dondi 30.06.2021
    Trzy Cztery↔Dzięki:)↔Ano. Faktycznie:)↔Pozdrawiam:)
  • Piotrek P. 1988 30.06.2021
    Ciekawe, klimatyczne i surrealne. 5, pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 01.07.2021
    Piotrek P.1988↔Dzięki:)↔Pozdrawiam:)
  • D.E.M.O.N 01.07.2021
    taki trochę wariat, narwaniec z głównego bohatera. Dzień Świra mi się przypomniał po lekturze.
  • Dekaos Dondi 01.07.2021
    D.E.M.O.N↔Dzięki:)↔Ano tak miało być. Takie trochę... rozdwojenie:)↔Pozdrawiam:)
  • piliery 01.07.2021
    Tekst na medal. Swoim zwyczajem, urwałeś w kulminacyjnym momencie. I o to chodzi, o to chodzi. A jednak mi żal że nie dowiem się co też PL wyczytał i czy go zadźgali. :) 5
  • Dekaos Dondi 01.07.2021
    Piliery↔Dzięki:)↔Chciałem, żeby było nieco niejednoznacznie:)↔Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania