Pokaż listęUkryj listę

Opoww *** Wesołe Dyrektywy Zmarłego Dziadka

Dawny tekst, trochę zmieniony

------------------------------------

 

W naszej wiosce umarł Dziadek. Ubaw był po pachy. Jestem jego ostatnim żyjącym wnukiem z całej naszej rodziny. Dziadek przeżył wszystkich, bo jak mawiał: „Postanowiłem długo żyć. A kto mi zabroni?” Miał wielkie poczucie humoru. Aż czasami: denerwujące. Nasza famuła była do tego przyzwyczajona, ale sąsiedzi to już niekoniecznie. Czasami tylko stali i kiwali głowami na boki. Bo gdyby w przód i w tył, to by oznaczało, że są temu radzi. Aczkolwiek Dziadek był ogólnie istotą na wskroś lubianą (bez względu na to, jak rozumieć słowo „wskroś”). Bardzo wszystkim pomagał. Nawet czasami tak nachalnie, że niektórzy przed nim uciekali, lecz nie złośliwie, tylko dla ogólnej wesołości i bezpieczeństwa ego.

  

Z tym przeżyciem: wszystkich, to trochę przesadziłem. Mieszkam z rodzicami, a z nami mieszkał wspomniany tutaj. Wielu naszych rozjechało się po świecie. Szczerze mówiąc, to żeśmy ich nie zawiadomili o zejściu Dziadka, bo gdyby wszyscy przyjechali, to by mogło w wiosce miejsca zabraknąć. A gdyby jeszcze zaczęli wspominać co Dziadek wyprawiał, to ino wstyd przed nowymi naleciałościami, co w naszej wiosce mieszkają od niedawna i wszystkich dziadkowych wyczynów nie zaznali. Chociaż teraz po pogrzebie, trochę żałujemy. Mogli przyjechać. Byłoby jednak radośniej.

  

Dziadek mimo że nawijał głupoty, stąpał twardo po ziemi. Od jakiegoś czasu, wydawał nam niekiedy jakiś czas dyrektywy, jak to ma być po jego śmierci. Ja, będąc skrupulatnym i kochającym dziadka wnukiem, skrzętnie ostatnie wole zapisywałem w małym zielonym notesiku.

  

No i stało się. Dziadek kopnął w kalendarz, że aż spadł. Dosłownie, gdyż miał drgawkę przedśmiertną. Później, to już tylko plamy. Musiałem ponownie do notesika zajrzeć, ale nie po to niestety, żeby zapisać kolejne życzenie – bo dyktować nie miał kto – tylko żebyśmy mogli w miarę możności, wypełnić dziadkowe zalecenia. Szczerze przyznam, że wszystko skrzętnie zapisywałem, ale do tego za bardzo nie wracałem. Moi rodzice zresztą też. A zatem w pewnym sensie, byliśmy nie tyle zaskoczeni, co raczej… przerażeni wesoło.

   

Dyrektywa nr – 1

 

Z całą stanowczością żądam, żeby mój doczesny wizerunek, został w połowie skremowany, a w połowie nie.

 

I tu powstał problem. Jak z tego wybrnąć. Niby na wesoło, ale jednak… zagrycha. Rodzice podumali i kazali iść do wioskowej sąsiadki, która nie jest ciekawa świata, nikogo nie obserwuje, nie podsłuchuje, a wszystko przypadkowo, nie z własnej winy, rzecz jasna, wie. A zatem poszedłem.

  

– Droga sąsiadko, widzisz co tu stoi?

– Chyba nie… ano widzę.

– Reszty nie czytaj, tylko skup się na jednym.

– Skupiona jam.

– No i…

– Wolę zmarłego należy wypełnić, bo inaczej będzie kusił, jako żyw.

– Jak to wypełnić!!! Sąsiadko! Czy ciebie do cna porąbało? Ok. Świetnie. Dajemy Dziadka na krajzegę, bzyt bzyt, krew siku sik, kości zgrzyt zgrzyt i wola spełniona. Połówkę palimy, a drugą cyk mlask, do trumienki na jaśka. Sąsiadko jesteś genialna. Że też o tym wcześniej nie pomyślałem.

– Uspokój się. Są dwa wyjścia. Dziadek napisał: mój doczesny wizerunek. Nie napisał: ciało… rozumiesz?

– Nie.

– Czyli wystarczy jego zdjęcie przeciąć na pół, połowę spalić... a drugą nie.

– Jest pewien problem. Nie mamy żadnej fotki Dziadka. Nie kazał i już. Nigdy!!!

– Czyli zastosujemy drugie wyjście. Biegnij jak stoisz, kupić krem. Tylko dużo. Dziadek nie był cienkim fircykiem. Połowę się skremuje, a drugą nie.

– A którą lepiej pokremować?

– Też pytanie! Od pępka w górę rzecz jasna. Chyba nie chcecie Dziadkowi miętosić wszystkiego?

  

Dyrektywa nr – 2

 

Z całą mocą żądam, żeby na moim pogrzebie śpiewały wszystkie ptaszki.

  

Kolejny problem. Ptaszki w klatkach, czy wszystkie co będą fruwać lub siedzieć na cmentarzu w czasie pogrzebu. Tylko jak je zmusić żeby śpiewały… i właśnie o tym czasie? Ziarenkami? A może wołać: taś, taś, taś. To się kaczki durne zlecą. A po co? Skoro śpiewać nie potrafią, to tylko miejsca będą niepotrzebnie zajmować.

  

Tu swoją pomoc okazała matka. Napadła ją nagła myśl, że w naszej wiosce mieszka znana nam rodzina o nazwisku, które nam pomoże rozwiązać śpiewający problem. Poszedłem tam. Dzwonię do drzwi. Otwiera mi stary Ptaszek. Pytam się grzecznie:

 

– Kochani moi, zaśpiewacie na pogrzebie mojego Dziadka?

– Że co? - odćwierknął

– Pozwól sąsiedzie, że wytłumaczę.

– Dobrze by było – nastroszył piórka.

– O tuż mój świętej pamięci...

– … doprawdy świętej?

– … Dziadek, niech spoczywa w pokoju…

  

– … byle nie w naszym.

  

– Oczywiście... zażyczył sobie, żeby na jego pogrzebie zaśpiewały wszystkie ptaszki. Rozumie pan?

– No… aha… coś mi świta. My ptaszki… a jak tu zmusić takie fruwające do śpiewu. Lepiej sąsiadom z wioski kupry zawracać! Tak?!

– Nie! To znaczy: tak. Proszę nam pomóc. To ostatnia wola nieboszczyka. To znaczy jedna z wielu.

– No dobra… i o czym mamy śpiewać. Chyba nie o jego...

– Nieważne. Możecie coś mruczeć pod dziobami… to znaczy: nosami.

– Chyba na drzewach nie każesz nam siedzieć?

– Tam nie ma drzew.

– To mamy stać? Nasza babcia nie domaga. Może nie uśpiewać na stojąco.

– Ojejku! Zrobicie z rąk gniazdko i babcia między wami usiądzie jak małe pisklątko.

– Ładne pisklątko. Chyba pterodaktyla. Waży osiemdziesiąt kilogramów.

– Poprzestaniecie na jednej zwrotce. Tyle podołacie.

– Fakt. Nie pomyślałem. Tylko jest problem. Córka wyjechała. Nie będą śpiewać wszystkie ptaszki. A poza tym babcia jest przygłucha i może fałszować… chwila, znam jednego Orła. Mój kumpel. Powiem, żeby się przyłączył.

–Przecież orły nie śpiewają.

– Ten będzie musiał. Ma wobec mnie zobowiązania. Mam nadzieje, że babcia wszystkich nie wystraszy i nie uciekną.

– Dziadek nie ucieknie. To najważniejsze. Wysłucha do końca.

 

Dyrektywa nr – 3

 

Chyba w pełni władz umysłowych, bom samokrytyczny, oświadczam, iż pragnę być pochowany w żółtym ubraniu cicikowatym, z nutkami obrazu łąki.

  

Bardzo romantyczny problem nam Dziadek zadał. Pierwsze co się nam nasunęło, to kupić żółty koc cicikowaty i nim Dziadka owinąć. Ale żeśmy wiedzieli, że nie o to tu biega. Dziadek miał artystyczną duszę. Nawet ze sztucznej szczęki babci wystrugał: słonika na szczęście, nie co innego. Myśleliśmy dość długo, o co z tą łąką chodzi. Tym razem ojciec okazał się pomocny, aczkolwiek nie z własnej winy. Przytargał na bucie żółtego mlecza. Jakby nas olśniło! Cały dzień żeśmy Dziadka obklejali. Kilka tubek kleju na to poszło. Co prawda pod spodem kwiatków nie było, bo nie chcieliśmy go z trumny wyciągać, ale ubranko wyglądało świetnie. Żółte, mięciutkie, takie cicikowate podczas głaskania i z nutkami obrazu łąki.

   

Dyrektywa nr – 4

 

Tylko pamiętajcie! Z trumny ma wystawać kawałek mnie!!

  

Z tym to już Dziadek przesadził. Niby zabawne, gdyby sobie wyobrazić jak nóżka lub rączka, albo cokolwiek innego, wystaje z niedomkniętej trumny… ale bardzo niepraktyczne i nie higieniczne. Ale cóż...musieliśmy jakoś temu podołać. Dumaliśmy dobrą godzinę, aż w końcu przyszło nam na myśl, że może Dziadek wykombinował sobie: przesłanie metaforyczne. Poeta też z niego był. Napisał nawet: sonet, ale zgubił kartkę na obejściu i koza poezje zjadła. Chodziła później jakby bardziej zamyślona, ale wydoić się już nie dała. To było dla niej zbyt przyziemne. Myślała o błękitnych barankach. Przepraszam, tup tup, odbiegłem od tematu.

 

Z czym Dziadek był bardzo związany? To zapewne miał na myśli. Na pewno z babcią, którą kochał bardziej niż swoją fajkę. Nawet jak wlazła do dzwonu. To znaczy babcia, nie fajka. Ale ona już nie żyje dwadzieścia lat. Ojciec zasugerował, że może byśmy babcie odkopali i piszczel z jej ręki, wdusili w szparę między leżankę a wieko. Uznałem, że to głupi pomysł. Matka też mnie poparła. Niedomknięta trumna by głupio wyglądała z wystającą kością… i to jeszcze nie Dziadka. Mógłby ktoś pomyśleć, że to ręka kochanki, której mu ten cybuch trzymała, by zapłonął. Wtedy z kolei matka przypomniała sobie ... właśnie o fajce. Wywierciliśmy dziurkę w trumnie i żeśmy ją do połowy wcisnęli. Nie matkę, tylko fajkę. Trumna z wystającą fajką nikogo nie dziwiła, gdyż Dziadek i ów zacny dodatek, to byli jak papużki nierozłączki.

   

Dyrektywa nr – 5

 

Cały mój majątek proszę rozdać biednym.

  

No cóż. Biedni pozostali biednymi, bo jedynym majątkiem Dziadka była: fajka.

A ona leżała w grobie. A poza tym i tak byłby problem, jak rozdzielić jedną fajkę pomiędzy wszystkich biednych. Mogliby się nawet pokłócić, kto dostanie zawartość cybucha, a kto resztę z możliwym namiętnym zapachem. Pocieszeniem dla nas był fakt, że Dziadek miał chociaż dobre chęci, którymi piekła nie wybrukowano.

  

Było więcej dyrektyw, ale przytoczyłem jedynie te, co się nadawały do druku. Te normalne.

  

*

   

Spotkałem sąsiadkę. Rzecze do mnie:

– No wiesz młodzieńcze, ja tam nikogo nie obserwuje i ciekawa nie jestem, ale jakoś nie często na cmentarz chodzicie. To oczywiście nie moja sprawa…

– A wiesz sąsiadko co Dziadek napisał w trzynastej dyrektywie?

– Nie jestem ciekawska, ale skoro mnie zmuszasz do wysłuchania.

   

Dyrektywa nr – 13

 

Nie zawracajcie mi często dupy na cmentarzu. Jest moim życzeniem, żeby doczesne opakowanie spokojnie się rozkładało, bez większych zakłóceń. Dbajcie o żywych. Ja już będę gdzie jestem.

 

*

Podobno sąsiadka wie, gdzie Dziadek jest, ale nie chce powiedzieć. Inna sąsiadka zdradziła nam w sekrecie, że ową sąsiadkę Dziadek nawiedził we śnie. Powiedział jej, że jeżeli nam słówko piśnie na ten temat, to zupełnie straci zainteresowanie tym, co się dzieje w naszej wiosce,

  

Nic dziwnego, że milczy jak grób.

 

••••••••••••••••••••••••••••••

 

– Mamo, tato, chcę mieć pluszowego trolla – powiedziało dziecko. – Będę go przytulać przed snem i coraz więcej kochać. Wygrzecznieję przez to – dodało cwanie, niczym dorosły.

 

Bieg zdarzeń i decyzji sprawił, że dostało wymarzoną przytulankę, na szóste urodziny, szóstego dnia miesiąca, o szóstej po południu.

 

Obdarzało trolla coraz większą miłością, a on z każdym dniem, był bardziej żywy i większy. Najpierw nogi i ręce, później brzuszek, inne członki, aż w końcu głowa. Wtedy troll przemówił. Powiedział tajemnicze słowa. Obiecał i kazał siebie jeszcze bardziej kochać.

 

Dziecko było wniebowzięte. Czuło się w takim towarzystwie, potrzebne, kochane i podziwiane. W końcu postanowiło, że czas nadszedł i jutro wyjdzie z trollem z pokoju. Tego wieczora, szóstego dnia miesiąca, o szóstej rano, ubrało żywą przytulankę, w sześć zielonych wdzianek, przytuliło i zasnęło.

 

Gdzie jesteś trollu? Dlaczego mnie zostawiłeś? Dziecko na wskroś zmartwione, zaczęło wszędzie szukać. Czyżby wyszedł przez zamknięte drzwi? Postanowiło zejść piętro niżej. Kiedy weszło do kuchni, troll siedział przy stole. Trzymał w ręce jakiś dziwny przedmiot. Przyklejone strzępki czegoś, drgały nieco. Obrócił uśmiechniętą twarz w stronę dziecka. Po drugiej stronie, siedzieli pluszowi rodzice. Mieli podcięte gardła, pluszowym nożem, z których wystawały czerwone pakuły.

 

Dziecko podeszło do nich od tyłu, objęło rękami i wyszeptało słowa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Adela dwa lata temu
    Dekaos, masz poczucie humoru. Bardzo lubię się przynajmniej uśmiechnąć, gdy czytam ksiązkę. Masz super pomysły, bawisz się językiem.
    Miałabym uwagę do języka, jakim posługuje się bohater. Odbieram go jako niespójny. Jest tam taki moment ("to ino wstyd") , gdy wchodzi w gwarę, jest to jakiś zgrzyt (dla mnie), ponieważ wnuczek posługuje się specyficznym słownictwem, ale nie jest to typowa gwara.
    Orzeł wydaje głos i uznać to można za śpiew. Nawet ładny.
    "Nie będą śpiewać wszystkie ptaszki" - tu chyba powinno być "Ptaszki"?
    Generalnie to są drobiazgi. Do dopracowania. :)
    Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Adela↔Dzięki:)↔Po prostu lubię czasami dziwnie pisać. Mieszać style, formułowanie zdań itp. Wiem, że czasami bywa to niespójne... ale gdybym dopracował, to bym już nie był sobą. Trudno to wytłumaczyć, ale ma to swoje zalety. Mało co mnie dziwi, w tekstach innych:)?:))↔Pozdrawiam:)
  • Adela dwa lata temu
    Dekaos Dondi :)
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Dobre. Czarny humor i parodia w jednym.

    Zasłużone 5
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Domenico Perche↔Dzięki:)↔Pozdrawiam:)?
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Rewelacja. To jest scenariusz filmu. Myślałeś, żeby być scenarzystą?
    Dziadek jest w dechę. Też życzę sobie zdziwaczeć na starość, jeśli dożyję.
    Pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Pobóg Welebor↔Dzięki:)↔O tym akurat, nie myślałem↔Pozdrawiam?:)
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Fajnie, że takiego dziadka nie miałem, bo by mnie straszył po nocach.
    5
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Józefie Kemilku↔Dzięki:)↔No coś Ty:)↔Rozweselał by jeno, przecie?:)
  • słone paluszki dwa lata temu
    Dekaosie, aż mnie zainspirowałeś do pomysłu napisania własnych dyrektyw?
    Bardzo fajne, ale muszę napisać o czymś, co zwróciło moją uwagę. Najwyżej mnie opindolisz, że taki miał być styl, bo zwyczajnie nie robisz takich błędów:

    # Od jakiegoś czasu, wydawał nam co jakiś czas dyrektywy, = trochę przeszkadza dwukrotnie użyty czas, zatem proponuję dowolny synonim: niekiedy, chwilami, itp
    # Moim rodzice = Moi
    # Nie ważne. Możecie coś = wiesz jak
    # Mogli by się nawet = wiesz jak

    Miłego dnia! ☺
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Paluszkowa↔Dzięki:)↔A jednak robię:)?↔Styl stylem, ale takie błędy, błędami są. Poprawiłem:)
    Jam też rad, iż zainspirowałem, tak↔Też miłego dnia, życzę Ci?↔Pozdrawiam:)
  • Piotrek P. 1988 dwa lata temu
    Ha ha ha ?! Zabawne, przebojowe, szalone, absorbujące i surrealne opowiadanie z zaskakującym zakończeniem.

    5, pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Piotrek P.1988↔Dzięki:)↔No takie miało być, w zamierzeniu mym↔Pozdrawiam?:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania