Opoww *** Kɾólowɑ i Kloƞicƙ
Królowa jest doszczętnie wnerwiona. Nic dziwnego. Ścieranie zębów na starej, wysuszonej kromce chleba, by wspomniane zęby ust nie zarosły, nie jest czynnością łatwą i przyjemną. Na domiar złego, lustro ją wczoraj upokorzyło, kopiąc odbiciem w rzyć. A przecież tyle czasu biedaczka poświęciła, by wyrzeźbić śliczne ramki, z masy plastycznej, jedynej słusznej poezji. Na domiar złego, na pięknym obramowaniu, zaczęły zakwitać pąki pryszczów grafomańskich, pełne pachnącego patosu i dokładnych rymów. To prawdziwa zgorszenie dla królewskiego oblicza. Może z tej zgryzoty, jeszcze szybciej zęby rosną, bo ciekawe, co będzie dalej.
Dalej to już może być tylko gorzej.
–– Kiedy wreszcie przyjdzie, ta psiajucha mać – smęci poetycko sama do siebie, zrozpaczonym, zgrzytającym kwileniem. –– Żebym chociaż turlanie beczki na posadzce zamkowej słyszała. O ja nieszczęsna. Normalnie ręce opadają. Boki zrywać!
Wtem tęsknota ziszcza się w realu. Dalekie drzwi trzaskają o ścianę i po chwili słychać ciężkie śliskie człapanie oraz okrągłe odgłosy przesuwania, wytęsknionego pojemnika. Bliżej… o jej o jej, jam tu, mój skarbie... blisko… tak to ja, czekam spłakana…. Najbliżej.
Aż wreszcie przed obliczem Królowej, na której policzkach lśni ponętnym śladem, wianuszek zaschniętych łez, staje on.
–– Królowo najjaśniejsza z ciemnych. Jam twym podnóżkiem i jaśkiem pod głowę. Serce moje do cie stuka. Puk, puk. Słyszysz o pani. Światu ty mój. A teraz spójrz, co przytachałem. Beczkę wazeliny najlepszego gatunku. Będę ci wtykać. Normalnie doczekać się nie mogę.
–– Tyś schorowany jakiś, że taką błazenadę odstawiasz, przede mną, moim tronem i tyłkami na ścianach. A ti ti robaczku. Masz szczęście, że cię lubię.
–– O pani, przecież sama rzekłaś, że chcesz mieć pewność, że cię kocham. Skieruj swój blask w źrenice me.
–– No i co tak patrzysz. Jesteś cały umorusany od tej beczki. Miałam na myśli metaforę wazeliny w szerszym pojęciu. Jam poetka. Jedyna z prawdziwych, nielicznie żyjących.
–– O tak… słusznie prawisz. Po śmierci spoczniesz w alejce zasłużonych dla poezji.
–– Co? Już mnie chowasz Klonick?
–– Uchowaj… jam jeno...
–– No wkładaj mi metaforę.
–– W taki sposób?
–– No nie. Gdzie tam. Dureń jesteś nieobeznany i tyle. Sama lepiej to załatwię. Zostaw, mówię. A sio. Bo po łapach bić będę!
*
Głos ludu.
–– Masz racje. Fajoską Królową posiadamy. Bez niej nudy na pudy by jeno były.
–– Jeno podatki coraz większe, przeto aż tak bym nie wychwalał.
–– A ja wam mówię, że to zależy w jaki sposób, kto kontekst pochwały zrozumie.
–– Co racja to racja.
–– To jak to gadają... na tą naszą?
–– Babciu. Nie tak. Tyś przygłucha jest?
–– Co mówisz?
–– Posłuchajcie. Przecie to atrakcja turystyczna naszego królestwa. Zabytek pod ochroną.
–– Dlatego wspomniałem o podatkach. Trza ją restaurować. Od jakiegoś czasu, coraz częściej.
–– Słusznie prawisz. I to wszystko za pieniążki nasze.
–– No tak. I jeszcze ma konika na utrzymaniu.
–– Babciu. To nie konik tylko Klonick.
–– E tam. Jeden pies.
–– To ty nie jesteś przygłucha?
–– Przygłucha to jestem, jak udaję głupią.
*
Przed zamkiem wielu ludu wędrownego. Nie można się dziwić. Ogłoszenia porozwieszano, na przydrożnych szubienicach. Teraz na szczęście zarośnięte zapętlaną roślinnością. Radykalnych odmieńców już dawno postraszono i większość uciekła. Jest im teraz całkiem spoko, w innym królestwie. A tekst jest nieco niezrozumiały. Wspomina o jakimś popaprańcu, co niby biega po wszelkich jarmarkach i odpustach, wychwalając wszelki kicz, w prezentowanych obrazach. Jednocześnie stoi, iż w zamku otworzono wystawę dzieł Królowej, o zniewalającej nazwie:
„Wdzięki me w poetyckich odsłonach. Sama namalowałam. Klonick mi nie pomagał.”
Lud czyta i kiwa głowami z pobłażliwym uśmieszkiem, nie bardzo wiedząc, o co w tym biega. Ale chociaż wesoło jest. Człek o troskach codziennych zapomni.
*
Tym razem Królowa owszem ściera zęby, ale nie kromką starego chleba, jeno swoim twardym gniewem. Co znowu ten dureń wymyślił. Żeby takie obwieszczenia wieszać. Na cholerę dałam mu tyle przywilejów sprawczych. Toż to nawet porządnej intrygi sklecić nie potrafi. Trzeba tłumaczyć jak chłopu i krowie na rowie. Zaraz przybędzie. Już ja mu powiem, gdzie rozum zimuje i ma czym prędzej: odnaleźć, zbudzić, dać amoniaku pod nos i wchłonąć przebudzonego, gdzie trzeba.
*
Głos ludu.
–– Wiecie. Tak się zastanawiam, czemu nasz Król umiłowany, musiał zejść w kwiecie wieku.
–– Podobno go królowa za bardzo miłowała.
–– Ta moja ciągle na mnie wrzeszczy. Normalnie skaranie.
–– To się ciesz. Dłużej pożyjesz.
*
— No i co tak patrzysz, durniu. Wiesz co narobiłeś? Przestanę cię lubić. Chcesz tego?
–– Królowo ma. Twoje słowa są smutnym utrapieniem duszy mojej.
–– Ty cały jesteś utrapieniem. Chyba wiesz, coś nabazgrolił i jakie to może mieć konsekwencje, w znaczeniu prestiżu mego.
— Ale.. chciałem go jeno...
–– Z tego wynika, że mnie chciałeś poniżyć.
–– Ależ Królowo. Skąd takie insynuacje w przewielebnej głowie. Jam strwożony wielce.
–– Zamilcz, to ci wyjaśnię.
–– Dobrze Królowo. Milczę.
–– To po co o tym mówisz, skoro milczysz.
–– …
–– Tak lepiej. No coś napisał. Że wszystkie obrazy pod które zajrzał, to jeno chłam. A nie pomyślałeś, że on może obejrzeć moje dzieła.
–– A obejrzał?
–– Obejrzał. Nawet pochwalił niekiedy. I co teraz sobie lud pomyśli?
–– Że twoje są piękne. Inne nie dorastają im do pięt ramy.
–– Akurat. Lud pomyśli, że moje też chłam. Rozumiesz? A doszły mnie słuchy, że dwie taczki zaczęli produkować. Po diabła nam jeszcze takie hece. A wiesz co może być, gdy skończą?
–– Wieniec na koniec.
–– Taa… idź już sobie. A śmieci chociaż wyniosłeś?
— Same wyszły z wystawy.
–– Doprawdy? O takich cudach, to ja nie słyszałam. Rozbawiłeś mnie na koniec.
–– Jam twoim podnóżkiem, o pani najmilejsza. Przepraszam.
*
Znowu przed zamkiem zgromadzenie, bo znowu ogłoszenia wiszą. Że podobno Klonickowi gacie ukradli, na których zapisywał swoje dzieła. A tym samym przywłaszczyli jego wartości intelektualne. Tym razem Królowa jedynie pośmiała się z niego dobrotliwie, zaczynając wesoły dialog.
— Proszę, wytłumacz mi Klonick, sekwencje przyczynowo – skutkową, między twoimi gaciami, a skradzioną wartością intelektualną. Domniemam, że takową jakąś posiadasz, a nie tylko mnie bawisz. Po prostu chcę wiedzieć, czym ty myślisz, skoro owe dzieła zamieszczasz na swoich galotach?
–– O pani. To nie tak. Nie tym myślę. Gacie miałem na głowie.
–– Co? A czemu nie tam, gdzie ich miejsce z racji przydatności. Nic dziwnego, że ci skradli. Może jakiś biedak nie miał, a było mu zimno.
–– O właśnie, o pani. Może masz racje. Ale do sądu i tak pójdę.
–– Do sądu? Czyli do mnie. To już nie musisz chodzić.
Królowa siedzi chwile zamyślona, aż nagle pyta smutno, acz z nadzieją w głosie:
–– A powiedz mi, czy na tej mojej wystawie, widziałeś rozanielone zachwytem twarze?
–– Tak pani. Widziałem twarze.
–– Naprawdę? To jestem jakoś spokojniejsza.
*
Tymczasem taczki zostały ukończone. Nawet je ładnie ozdobiono tęczowymi girlandami, bo to w końcu nie był kogo, będą wywozić. Wnet rozpoczęło się złowieszcze popiskiwanie tłumu, lecz bez żadnej złości, bo ile w końcu można się śmiać. Są też inne sprawy w życiu do zrobienia, a nie jedynie, chichranie się z tego, co z zamku wycieknie. Już nawet ma murach są zacieki.
*
Tym razem Królowa stoi jak oniemiała. Zatem czym prędzej pyta Klonicka.
–– Co to za tłum za tobą, tobie podobnych?
–– Moja kochana najjaśniejsza. Tym razem przyszliśmy kupą.
–– Właśnie czuję. Spoceni jesteście, czy co gorszego?
–– O pani. Nie mów tak. To wszystko ja, wielokrotny. Mojej miłości do ciebie będzie więcej. Cieszysz się?
–– Ten cały bajzel, to ty?
–– Tak.
–– Chcesz mi powiedzieć, żeś ważniejszy od Boga, gdyż nie w trzech, lecz… od cholery osobach?
–– Tak, pani.
*
Tłum wdarł się do komnaty, ale jeno z dwoma taczkami. Gdy zobaczono aż tylu, to trzeba było wywózkę odłożyć na później, by w tym czasie taczek dorobić.
***
— Ech… jednak smutno tak jakoś. Szczególnie bez Klonicka. Królowa też ciekawa była, na swój sposób.
–– Jaka Królowa?
–– No nasza.
–– Nie było żadnej Królowej. To jego klon. Gadał sam ze sobą. Był bardziej wesoły niż nam się wydawało.
–– A skąd o tym wiesz?
–– Też jestem jego klonem.
–– O w mordę.
Komentarze (8)
Za kilka h dokoñczę, bo właśnie zakręcili mi prąd?
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania