Opoww *** Posiłkowanie Zmysłów przed Posiłkiem
Spleśniały odór szybuje po całym pokoju. Wszystko wokół, nasiąknięte kleistym tłuszczem. Właśnie chce oderwać szklankę od stołu. Nie bardzo mu to wychodzi. Pęka w ręce. Trzask łamanego szkła odbija się echem od zapyziałych ścian. Ostre krawędzie kaleczą dłoń. Brudna krew kapię na postrzępioną ceratę. Wiele zostaje w mięsistej, lejącej skórze. Reszta spada na stół, pomiędzy wypalone zapałki i rozlany sok owocowy, tworzący lepkie kałuże.
Muchy uciekają w popłochu, lecz po chwili przylatują ponownie. Zapach potu, przyciąga niczym zjełczały magnes. Ciągle je odgania, zabandażowaną dłonią. Opatrunek szary, cuchnący i prawie twardy od brudu, a ręka ociężała. Nie dba o to, żeby zdjąć. Po co na co? Niby dla kogo. Dla tej niechcianej przeszłości wokół.
Na stole leży kawałek szynki. Ktoś kiedyś podrzucił jak zwykłemu psu. Dokucza mu głód. Zgarnia białe robaki z mięsa i rozgniata na stole. Niech mi tu gówna nie łażą, przy spożywaniu posiłku. Mięso jest twarde i łykowate. Na pół zgniłe. Ale cóż ma poradzić. Coś musi jeść. Nie może pogryźć. Wyciąga z ust sztuczną oblepioną szczękę z resztkami jedzenia. Między zęby kładzie łykowaty kawałek. Dodusza ile ma sił w rękach. Udaje mu się przegryźć. Wkłada szczękę na miejsce, a później ów mięsisty skrawek. Teraz lepiej. Jest mniejszy. Delektuje się smakiem.
W kieszeni leży majonez. Luzem, bo w szkiełku by się nie zmieścił. A woli mieć pod ręką, to co lubi. O mało co, a by o nim zapomniał. Wyjmuje podszewkę z przyklejonym smakołykiem. Zeskrobuje grzebieniem, z resztkami włosów. Uwielbia z nich zlizywać żółte mazidełko. Smaruje kawałek chleba wokół plamy pleśni. Nie bardzo mu to wszystko smakuje, ale cóż… lepsze to niż nic.
Na ręce ma stary strup. Zapomina, co to w ogóle jest. Chyba coś do zjedzenia. Taki mały orzeszek. Odrywa ze skóry i kładzie do ust. Chrupię przez chwilę i nagle wypluwa. Nie lubi takich orzeszków. Już nie szuka pozostałych na spoconej, włochatej skórze, lecz przypomina sobie, że w garnku jest trochę wody. Szuka przez jakiś czas, niezużytej zapałki, wśród wypalonych petów. Gazu jeszcze nie wyłączyli. Musi się spieszyć.
Kładzie garnek na kuchence. W wodzie pływają czarne pająki. A niech zostaną. Zawsze to jakaś wkładka. Nóżki może wypluć, a tułów to zawsze trochę mięcha. Zapala pod garnkiem. Płonąca zapałka wisi i nie chce zlecieć, przyklejona do palca. Sama spadnie. Co to za ból? Żaden. Gorsze musiał przeżyć.
Teraz czeka, aż się woda zagotuje. Może przez ten czas, odpocząć, posiedzieć, pomyśleć o sensie życia i wszechświecie.
Sprężyna z tapczanu wchodzi w tyłek. Chciałby wstać, ale nie może. Skóra naciągnięta, ale puścić nie chce. Przecież niewygodnie tak trwać w przysiadzie. Szarpie z całych sił. Wyrywa kawałek. Jest dość duży. Spływa ślisko z palców, zostawiając czerwoną smugę. Podnosi i wrzuca do garnka. Słyszy chlupnięcie. Kilka kropelek, parzy dłonie. Skoro i tak wyrwana, to po co ma się zmarnować. Zupa będzie tłuściejsza. Trochę krwi też poleciało. Niestety na czerninę to za mało, ale żeby wodę zaciągnąć, to wystarczy.
Siada znowu. W innym miejscu. Tyłek go boli, ale przestanie. Zawsze tak jest. Boli i przestaje. Wdeptuje w coś nogą. O cholera, nie zauważył. Zwłoki szczura w pełnym rozkładzie. Papeć jest cały oblepiony, kleistą różową maśtyką. Nie, nie, tego jeść nie będzie. Nawet on ma swoje zasady. Szczury mu nie smakują. Nawet te młode, bez włosów jeszcze. Zupełnie bez smaku. Jakby papier wcinał. No chyba, że pieczony chrupiący ogonek. Pobudza apetyt.
Słyszy bulgotanie. Woda się gotuje. Podchodzi bliżej. Łapie garnek. Gorący jak diabli. Za chwilę wrzątek spływa na gołą stopę. Papcia nie ma, bo schnie na stole. Później wykruszy szczurze ciało. Zaczyna krzyczeć, ale za chwile przestaje. Nauczył się odporności.
Widzi bąbelki na nogach. A niech sobie będą. Jak kropelki rosy o poranku. Komu to zawadza. Przecież nie mnie, myśli sobie. Tylko, że nie ma co zjeść. Zupa się wylała. Widzi w kałuży skrawek własnej dupy. Bierze do ust. Kiwa głową sam do siebie, że dobrze wygotowany, niczym golonka. Gryzie i przełyka. Wyciąga włos z ust. Głód chociaż trochę zaspokojony. Jeszcze tylko ściągnie zdechłego gołębia z parapetu i obierze z piór. Lecz dzisiaj nie zje. Zostawi na jutro. Przeżyje prawdziwe święto. Jak mógł o nim zapomnieć. Może zdechł specjalnie dla niego.
*
Idzie do łazienki, by się wykąpać. Wraca umyty i pachnący. Ma na sobie czyste, świąteczne rzeczy. Podchodzi do szafki i wyciąga idealnie białe rękawiczki. Zakłada na dłonie. Bierze ze szuflady nóż i widelec, wsuwając na chwilę, do kieszonki wykrochmalonej koszuli. Nakrywa pusty stolik, nieskazitelnie czystym obrusem. Wyjmuje lśniący talerz. Sprawdza palcem. Ani śladu kurzu. Stawia gdzie trzeba. Obok kładzie sztućce i białą serwetkę. Siada na nowiutkim krześle. Kładzie ręce przed siebie. Czeka na jutro.
Spożyje posiłek w skupieniu, z apetytem i należytym szacunkiem.
Zamówił. Dostarczą do domu. Prosto na stół.
Komentarze (29)
Bardzo ciekawe skojarzenie. Nie pomyślałem, lecz niewątpliwie, pasujące:)
Tak samo np: że "białe" bardziej widoczne na "czarnym", albo że doceniamy prawdziwiej.
jak było przedtem gorzej.
Pozdrawiam:))
Masz tak:
Na ręce ma stary strup. Zapomina, co to w ogóle jest. Chyba coś do zjedzenia. Taki mały orzeszek. Odrywa ze skóry i kładzie do ust. Chrupię przez chwilę i nagle wypluwa.
A mógłbyś dać tak:
Na ręce ma stary strup. Zapomina, co to w ogóle jest. Chyba coś do zjedzenia. Taki mały orzeszek. Odrywa ze skóry i niesie do ust. Strup wypada z ręki wprost do kalosza, który stoi przy nodze od stołu. Kalosz służy za nocnik, ale teraz w nim sucho, więc szuka w kaloszu strupa. Jest! Chrupie przez chwilę i nagle wypluwa.
Oczywiście - żartuję. Wystarczy tego, co masz. Nie rozbudowuj!
Pozdrawiam:))
Chciałam napisać - prawie tak samo, jak "dziewczyna z ptakiem na plecach", więc nie będę się powtarzać.
Przerażające po prostu, ale "taki obrazek" nie jest mi obcy/choćby zawodowo.
Przypomniał mi się słynny sopocki "parasolnik", którego warunki domowe nie odbiegały daleko od tych, które opisałeś.
Pamiętam jego pobyt w szpitalu... po zewnętrznej stronie drzwi do sali w której leżał, wywiesił kartkę - 'pamiętaj o higienie'', nie pozwalając komukolwiek z personelu i lekarzy wejść bez jednorazowych rękawiczek a. po wyjściu dezynfekował wszystko, czego dotykali - szczególnie klamki - po prostu zlewał spirytusem... posiłki natomiast kazał przelewać/przekładać sobie do prywatnego nocnika... opróżnionego/opłukanego z ekskrementów.
Nieustające
Jak rzekłem wyżej↔ "białe" bardziej widoczne na "czarnym", albo że doceniamy prawdziwiej, jak było przedtem gorzej.?↔Pozdrawiam:)
Awatar jest po prostu cudny! mam nadzieję, że nie uraziłam?
Może mi pomożesz/podpowiesz czyjego autorstwa jest ten obraz... szukałam po internecie i ni cholery nie mogłam znaleźć, a baaardzo pasowałby mi w jednym z pokojów w chałupie. Pomyślałam nawet o zrobieniu graficznej siatki, żeby wyhaftować.
Jedno co mi przychodzi do głowy, to "rozdziobią nas kruki i wrony", ale ja mam bardzo stare wydanie i okładka książki jest zupełnie inna.
Nie ma to jak szary kolor... nie brudzi się ???
Awatar jest po prostu cudny! mam nadzieję, że nie uraziłam?
Może mi pomożesz/podpowiesz czyjego autorstwa jest ten obraz... szukałam po internecie i ni cholery nie mogłam znaleźć, a baaardzo pasowałby mi w jednym z pokojów w chałupie. Pomyślałam nawet o zrobieniu graficznej siatki, żeby wyhaftować.
Jedno co mi przychodzi do głowy, to "rozdziobią nas kruki i wrony", ale ja mam bardzo stare wydanie i okładka książki jest zupełnie inna.
https://pieknoumyslu.com/oprawca-psychiczny-piec-cech/
I jak tu się nie uśmiechnąć do Ciebie?
to może być "Dziewczyna z ptakiem na plecach'?
Np: z filmem ''Ptaki'' skojarzenie lub z królewiczem zamienionym w kaczkę:)
Jak coś mnie kiedyś napadnie, to spróbuję?
Co do mora... na cóż... jedynie w ciemnozielone żółte ciapki, z przewagą żółtego.
Błękit też lubię, ale w innym znaczeniu:)?
5
5, pozdrawiam :-)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania