Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Opowiadania - Przyjaciel: cz. 19

Odwet

 

Matka Sainik uniosła ciężką głowę ze stolika. Strącona niezgrabnym ruchem butelka rozbiła się o podłogę, wywołując potworny hałas – potworny dla kogoś, kto kilka godzin wcześniej wypił kubeł bimbru. Złapała się za głowę i wykrzywiła usta w grymasie bólu. Rzeczywistość wdzierała się do świadomości, ciągnąc za sobą niechcianą trzeźwość. Wszystko wirowało i nie zamierzało ustać w miejscu.

– Kurfa – wysepleniła.

Dziwne dalekie odgłosy rozbrzmiewały coraz wyraźniej zza otwartego na oścież okna. Wspierając się o ścianę, podeszła do rozwartego drewnianego skrzydła i oparła o niego głowę. Widok wychodził na boczną bronę z uniesioną kratą.

Matka przetarła oczy i chlusnęła na siebie zimną wodą z pobliskiej misy. Świat zespolił się w stabilną całość. Ciemne postacie wlewały się do katedry. Ostrza błyskały w świetle pełnego księżyca.

– Do broni! – wrzasnęła z całych sił. Żadnego odzewu, żadnej reakcji. Strażnicy na murach byli już martwi lub właśnie żegnali się z życiem.

Dwa bełty z cichym sykiem wleciały do pomieszczenia, mijając ją o włos.

Zatrzasnęła okno, pochwyciła miecz i rzuciła się w stronę drzwi. Korytarz niósł echo próśb i tłumionych krzyków. Sungardczczy mordowali zakonnice, które z różnych powodów pomimo późnej pory nadal kręciły się po katedrze.

– Nie, nie, nie… – zaprzeczała w nadziei, że to tylko koszmar, że za chwilę się zbudzi.

Wpadła do kwater mistrzyń.

– Wstawać! – krzyczała, waląc w drzwi. – Atakują nas!

Mira, Talina i Serta pierwsze wybiegły do przedsionka.

– Do broni! – rozkazała Matka Sainik. – Wszystkie adeptki mają natychmiast zebrać się w bibliotece! Talino, biegnij do lazaretu i zgarnij Kahię oraz rannych. Zemma powinna być z nimi.

– Tak, Matko!

– Mira, zabierz resztę mistrzyń na dziedziniec i ratujcie, kogo się da. Spotkamy się przy portalu.

Kobieta tylko skinęła ognistą czupryną i zabrawszy broń, ruszyła z Siostrami w stronę schodów.

Tatiana zaczęła walić w drzwi celi Perl.

Bez odpowiedzi.

Wpadła do środka, niemal wykopując skrzydło z zawiasów.

Zamarła.

Widok uśmiechniętej sinej twarzy wpatrzonej w sufit uderzył w nią i zamroczył, jakby dostała obuchem w potylicę. Chciała wrzasnąć, ryknąć żalem, ale nie mogła; nie teraz. Zamknęła drzwi, pozostawiając za sobą ukochaną Córkę w karmazynowej pościeli.

Milena wybiegła z izby naprzeciw.

– Gdzie jest Perl? – spytała nerwowo.

– Poszła ratować rannych i siostry w kaplicy – skłamała Tatiana.

– Dobrze; miałam straszny sen…

– Nie czas na sny! Sungardczczy dostali się do klasztoru – oznajmiła Matka i spojrzała mistyczce głęboko w oczy. – Dziewczyny przyprowadzą adeptki do biblioteki. – Ścisnęła jej ramiona, mocno, jakby chciała wyrzucić rozpacz inną drogą. – Ukryj wszystkich w kaplicy i czekaj tam na mnie. Pójdę pomóc w ewakuacji lecznicy.

 

*******************************************

Tatiana wbiegła na krużganek, pozostając w cieniu arkad. Księżyc dawał dużo światła, stając się wrogiem dla skrytobójców. Jeden napastnik wyskoczył zza kolumnady, wyprowadzając szybkie pchnięcie. Odskoczyła w uniku i natychmiast przeszła do kontry. Mocne kopnięcie w brzuch osłonięty czarnym skórzanym pancerzem, powaliło go na ziemię. Drugi zaatakował od tyłu. Poruszał się niemal bezszelestne i gdyby nie wątły cień, który wyrósł na granitowej ścianie, leżałaby już martwa. Cięła z obrotu; głęboko, przez cały tors. Zaskoczony w trakcie zamachu Sungardczyk, nie miał szans sparować błyskawicznego ataku. Wrzasnął w zrywie życia i zgasł, wydając salwę bulgoczących dźwięków. Pierwszego dobiła, gdy próbował się podnieść. Sztych przeszedł na wylot i zachrupotał, uderzając w kamienną posadzkę. Z dygoczącego korpusu wyciągnęła ociekające ciepłą juchą ostrze i pobiegła do lazaretu.

Ostrożnie rozchyliła drzwi przedsionka, z którego wiódł korytarz do lecznicy. Wewnątrz panowała niepokojąca cisza. Weszła powoli, niczym drapieżny kot czatujący na ofiarę. Ciała martwych i konających Sungardczyków otaczały siostrę Talinę: siwowłosą drobną kobietę, którą wyrwano z rąk handlarzy niewolników. Zawsze cicha: „Szara Myszka”, tak na nią wołano. Teraz też siedziała bezgłośnie, oparta o kolumnę. Wokół niej rosła plama krwi. Chęć życia kazała mocno uciskać beznadziejną ranę w brzuchu.

Spojrzała na Matkę.

– Udało się… – wyszeptała Talina zmęczonym głosem.

– Cśś… Cicho dziecko; nie trać sił.

– Udało się Matko… Mira i Serta… Zabrały adep… – Głowa mistrzyni opadła bezwładnie.

– Kurwa! – Tatiana, zalewając się łzami, ucałowała jeszcze ciepłe czoło i pobiegła w stronę głównej komnaty lazaretu. Minęła kilka ciał kobiet, które spoczywały wzdłuż korytarza ozdobionego mozaiką z krwawych rozbryzgów. Młode twarze patrzyły martwo w przestrzeń, zastygłe w maski z cierpienia i przerażenia. Ten widok rozłupywał serce Matki na drobne krwawe kawałki.

Chwyciła za mosiężną kołatkę uwieszoną u wrót lazaretu – nie były zabarykadowane.

Weszła.

Wielki cep minął jej głowę o centymetr.

– To ja Zemmo! Tatiana!

– Dzięki Arkturosowi! – Zemma pocałowała runiczny medalik wyciągnięty z pulchnego dekoltu. – Dziewczyny, wyjdźcie! To Tatiana! – Zza stołów zaczęły wyłaniać się postacie: kilka pretendentek na mistrzynie, Kachia de-Roy i ranni Telmianie trzymani tu pod obserwacją.

Tatiana obróciła się do Zemmy.

– Zaprowadź ich do biblioteki; szybko! Milena zapewni wam schronienie: zabierzcie tych, którzy mogą chodzić. Reszta musi… – Przełknęła ślinę. – Musi tu zostać... Nie mamy wyjścia.

– A co z Sugardzcykami? – Zemma wskazała drzwi do bocznej nawy.

– Ja się nimi zajmę. Idźcie już!

Kobiety, jedna po drugiej, asystując rannym wojskowym opuściły lecznicę. Matka rozwarła drewniane wrota prowizorycznego więzienia. Wewnątrz siedziało trzech skrępowanych jeńców z opatrunkami na głowach i kończynach. Podeszła do najwyższego, który powstał na jej widok i rozcięła więzy pętające nadgarstki – wyciągnęła też knebel. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliła na to.

– Wiem, kim jesteś, Rupionie Tarres… Co? Braciszek cesarza zdziwiony? Gęby, która uratowała ci życie się nie zapomina – nawet po dwudziestu latach. Na nic ci to fałszywe nazwisko.

Dwóch pozostałych cesarskich wybałuszyło oczy. Sungardczyk, milcząc, taksował Matkę wzrokiem.

– A teraz słuchaj mnie uważnie – kontynuowała twardo. – Jak już was znajdą, masz zadbać o to, żeby moje dziewczyny zostały potraktowane tak, jak wy tutaj: jak jeńcy wojenni, a nie zarżnięte jak zwierzęta. Zrozumiałeś, panie Tarres?! A raczej Garnefor, czy jak cię tam wołają.

– Masz moje słowo – oświadczył basowym głosem i przysiadł na podłodze. Tatiana odeszła i zamknęła drzwi.

 

*******************************************

¬ Szybko tutaj! Przez portal. Ostrożnie na schodach. – Ponaglała Milena. Uratowani powoli przechodzili przez magiczną wyrwę w murze. Kilku zabójców Hiltzal z sungardzkiego wywiadu wpadło pomiędzy regały wyłożone starymi tomiskami. Mistrzyni Mira ruszyła na nich, chcą kupić czas uciekającym.

Jeden z napastników dostrzegł portal: nie mogli zostać przy życiu. Biały długi sztylet błysnął pomiędzy półkami. Ugodzony w szyję napastnik padł, dławiąc się własną krwią. Drugi przyczaił się i zaatakował z prawej, krótkim mieczem, idealnym do walki w ograniczonej przestrzeni.

Nie miała czasu na unik.

Mira w ułamku sekundy przygotowała się na śmierć. Na jeden oddech zamknęła oczy w oczekiwaniu na ostry ból.

Ostrze uderzyło, ale nie cięło; przypominało to bardziej smagnięcie obłym patykiem. Spojrzała na zdziwionego Hiltzal, który miast miecza trzymał krótki drewniany pagaj.

Wykorzystała okazję i rozpłatała mu policzek, a potem kilkukrotnie ugodziła w brzuch. Nie dla pewności: z wściekłości.

– Dziękuję, Mileno – wyszeptała, rozpoznając działania mistyczki.

Nie ma za co – myśli ukształtowały się w słowa niesione przez astrę.

Do biblioteki wpadła zdyszana Tatiana.

– To już wszystkie z nas, które zostały w zakonie – oznajmiła, spoglądając w pomieszczenie za portalem. – Reszta…

– A Perl? – spytała Karevis.

– Kreśli runy spowalniające przy wejściu do holu, zaraz przyjdzie; szybko, wchodźcie do środka. – Zagoniła pozostałe przy życiu wojowniczki do wnętrza tajemnej kaplicy. – Mileno, przynieś mi Oddech Arkturosa z ołtarza.

– Pójdziemy z tobą! – Wykrzyczały mistrzynie niemal równocześnie.

– Z armią u boku nie negocjuje się kapitulacji, a siłą tu nic nie zdziałamy – oznajmiła szorstko. – Idę sama i jak wszystko się uda, to wygram nam życie.

– Więc po co ci miecz? – dopytała Milena.

– Bo jak się nie uda, to zasiekam tylu, ile wlezie.

– Idę z tobą! – nalegała mistyczka.

– N…

– To nie twoja decyzja! Zrezygnowałam, pamiętasz? Nie muszę słuchać poleceń Matki zakonu, do którego nie należę!

– He, no dobra – uśmiechnęła się Tatiana. – Przynieś tylko Raf Arkturo.

Milena zawróciła po broń i przekroczyła piaskowy portal. Mury zatrzeszczały. Uwolniona od zaklęcia astra naciągnęła symetrię magicznego pola do granic pęknięcia. Fala szarej zmiany zalała aurę Mistyczki.

Spojrzała za siebie.

Tatiana zamykała przejście ociekającym astrą amuletem, szepcząc przy tym proste zaklęcia. Wrota wracały do ich naturalnej stabilnej formy z kamienia, zamykając światło przeskoku.

– Nie! – Oczy Mileny spłynęły metaliczną szarością. – Helinum har-nadalin! – rzuciła w języku Astras. Słowa wyrwały się z krtani.

Za późno. Magia wżarła się mur o grubości metra, krusząc jedynie cienką warstwę.

– Tatiano!! – wołała i waliła pięściami, jednocześnie smagając astrą wzmocnione ściany. Wszystko na nic.

– Posłuchaj mnie, proszę… – Zza kamiennej barriery dobiegł nieco stłumiony ale wyraźny głos Matki Sainik. Przeciskał się przez szczelinę pozostawioną celowo w zaprawie. – Perl nie żyje.

Milena odstąpiła od muru, jakby nagle zaczął parzyć.

– Nie...

– Odebrała sobie życie… To moja wina. Ja nie powinnam była się zgadzać.

Nastała rozpaczliwa cisza. Karevis ogarnięta szokiem stała w milczeniu, zaciskając pięści aż do krwawienia.

– Żegnaj, Matko Karevis – wyszeptała Tatiana i poszła w stronę dziedzińca, gdzie Sungardzki oddział przegrupowywał szyki.

– Nie… Nie pozwolę ci! Wystarczy już śmierci! – Oczy mistyczki zapłonęły szarym ogniem. – Zróbcie miejsce – nakazała siostrom, które rozstąpiły się, pozostawiając połać wolnej przestrzeni. Milena zbudziła piaski wypełniające makutrę pod posągiem Arkturosa i uformowała krąg teleportacyjny.

– Har-Ganneret! – Zaklęcie aktywowało runy, tworząc wyrwę w rzeczywistości.

– Zemmo…

– Idź i przyprowadź tę jędzę. Nam nic nie będzie ¬– odpowiedziała Mistrzyni, uprzedzając pytanie Mileny.

– Dziękuję – wkroczyła w portal. Ciemność pożarła świat.

 

**************************************

 

– Przyszłaś do mnie… – oznajmiła postać po drugiej stronie mrocznego zwierciadła. – Przyszłaś dobrowolnie.

– Kim jesteś?! Wypuść mnie! Nie mam czasu!

– Tu czas jest pojęciem względnym: masz go nieskończoną ilość i nie masz go wcale.

– Odeślij mnie! Proszę… Tam giną moje siostry… Moja matka. – Milena upadła na kolana. Taflę szklistego czarnego jeziora zmąciły koliste fale.

– Możesz im pomóc; ocalić wszystkie…

Karevis powstała i podeszła do projekcji w lustrze.

– Jak? – spytała ogromnej istoty owianej oparem mglistej ciemności. Koścista ręka obciągnięta chropowatą skórą wysunęła się ze zwierciadła.

– Wpuść mnie… dziel ze mną astrę, a ja dam ci coś, co każdy z was pragnie: moc i wieczność.

– Nie chcę wieczności!

– Każdy chce… – wysyczał stwór i zniknął w otchłani odbicia, ustępując miejsca nowej projekcji. Zwierciadło pokazało zakonnice; stały w rzędzie. Każda zakrwawiona, każda patrzyła na Milenę pustym wzrokiem.

– Pomóż… – odezwały się mieszaniną martwych głosów, dźwięczących echem pośród pustki.

– Przestań, proszę. – Mistyczka uderzyła w powierzchnie projekcji. Mary rozmyły się w nicości. – Wypuść mnie!

– Wpuść mnie – odpowiedziało zwierciadło, jej głosem.

Spojrzała w odbicie. Stała po drugiej stronie, blada jak trup. Na szyi mary wyrysowała się głęboka rana cięta. Krew wyciekła z niej powolnym strumieniem.

– Przestań!! – wrzasnęła rozpaczliwie Milena. – Po co mi to pokazujesz? Dlaczego mnie dręczysz…?

– Wpuść mnie, a tak się nie stanie: pomogę… Pomogę wszystkim… Zobacz. – Lawina obrazów wypełniła umysł mistyczki. Zaszczepione wspomnienia ułożyły starożytną historię; opowieść sprzed panowania śmierci. – Teraz wiesz, że mogę, wiesz, że jestem silny – agitowała zjawa.

Milena otarła łzy.

– Wiem – oznajmiła. – Teraz wiem, czym jesteś, wiem, czym byłeś. Wiem, że potrzebujesz mojej magii.

– Dam ci większą moc niż magia: dam ci kontrolę nad życiem.

– Zgadzam się, Moderatorze.

– Wypowiedz moje imię. – Kolejna myśl popłynęła i zadźwięczała w umyśle Karevis.

– Isarael – wypowiedziała i weszła w zwierciadło.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Vespera ponad rok temu
    Czyżby pojawiła się tu... teoria symulacji?
  • MKP ponad rok temu
    Nie symulacja, ale to jest związane z jedną z głównych tajemnic tego świata, zatem będzie się pojawiało coraz więcej tego typu zagadnień:)
  • Vespera ponad rok temu
    MKP Poczytaj więcej Wegnera, to ci zaszumi w głowie od światotwórstwa... Ja jakoś staram się nie wchodzić głęboko w tematy ontologiczne, nawet postaci korzystające z magii nie wiedzą za wiele o jej istocie, ani nie chcą w to wnikać - w myśl zasady "Działa? Działa, to na ch.. drążyć temat".
  • MKP ponad rok temu
    Vespera
    No to u mnie są różne podejścia:
    Lemachowie badają jej źródło, Ludzie tworzą formuły metodą prób i błędów i nie wnikają dlaczego jedne działają a inne nie; reszta Młodszych ma do niej duchowe podejście, a Starszym wydaje się, że wszystko o niej wiedzą, a jedyną prawdę znają tylko Pierwsi:) i MKPuniek:)
  • Vespera ponad rok temu
    MKP U mnie młodsi użytkownicy magii chętnie sięgają po metafory rodem z Gwiezdnych Wojen, inni, bardziej zainteresowani nauką, próbują przeszczepiać na magiczny grunt koncepcję wieloświata, bardzo niewielu pamięta faktyczne początki magii na planecie, a jeśli już pamięta, to niechętnie dzieli się wiedzą. Więc prawda gdzieś tam jest, częściowo odkrywana przez magów-badaczy, częściowo trzymana w ukryciu przez starożytne wampiry...
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    No nie, Isarael? ?
  • MKP ponad rok temu
    A co? Też masz?!
    To imię pojawia się tylko raz jak narazie u mnie w tekstach, więc mogę odstąpić i zmienić:)
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    MKP po prostu źle mi się kojarzy, z ludobójstwem w Palestynie np
  • MKP ponad rok temu
    Burton The Scribe AAA... No typ dobrą duszą nie był, jak jeszcze był:)
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    MKP no to ok, przymykam oko ?
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    A tak miałem dodać, że szybko przebrnąłem. Kung fu pingwiny to ciekawy motyw, wiedźminy w sutannie ?
  • MKP ponad rok temu
    Burton The Scribe
    Siostry Sigmara były inspiracją jeśli ci Warhammer znany?
    Tylko stary świat nie 40000
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    MKP niestety z warhammera właśnie 40k:space marine był jednym z moich top 3 rts-ów
  • MKP ponad rok temu
    Burton The Scribe no ja raczej total war Warhammer fan ?
  • MKP ponad rok temu
    A siostry Sigmara są w takiej gierce jak Mordheim: city of the dammed

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania