Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 34

TROCHĘ PÓŹNIEJ, ALE NADAL TROCHĘ WCZEŚNIEJ:)

 

Selekta, nie zwlekając, ruszyła w stronę wewnętrznego muru. W ostatnich dniach liczba straży przy bramach praktycznie się podwoiła, ale Trybada, z jakiejś przyczyny, zdecydowała się podążyć właśnie tam, gdzie rozstawiono najwięcej Kruków.

Nieco za duża zbroja zdarta ze strażnika celi, przykryła jej kobiece kształty, a hełm zamaskował twarz cieniem od opuszczonej przyłbicy.

Bez trudu minęła kilku wartowników, których dostrzegła zbyt późno, żeby zmiana kierunku wyglądała na naturalną: dzięki temu odkryła, iż salutowanie i sztywny, wojskowy marsz wychodzą jej całkiem sprawnie.

Kilka metrów przed bramą wskoczyła za stojący wóz z beczkami i omiotła wzrokiem przeprawę. Ponad uniesioną broną wznosiła się wieża obserwacyjna z dwoma kusznikami, a przy samym przejściu stało czterech włóczników.

Słońce chyliło się już ku zachodowi. Trybada odczekała, aż cień rzucany przez machikuł, wystarczająco wydłuży swój jęzor i umożliwi jej skrycie w jego wnętrzu.

Z ukrycia wypatrzyła drzwi u podnóża wieży. Po cichu dobiegła do zimnego omszałego muru i powoli rozchyliła drzwi, zaglądając do środka.

Wnętrze ciasnego korytarza oświetlało rozrzedzone światło nielicznych pochodni. Na wypadek zdemaskowania nie było gdzie uciekać.

Podjęła ryzyko i weszła wyżej.

Na szczycie wartę pełniło dwóch kuszników i jeden piechur. Ci pierwsi obserwowali przestrzeń poza murem, a trzeci siedział przy okrągłym stoliku za ich plecami, pochłaniając ogromną pajdę chleba ze smalcem.

Wyście krętych schodów wychodziło prosto na niego. Nie było mowy o skutecznym ataku z zaskoczenia.

Tuż za plecami piechura rozstawiono stojak z bronią skonfiskowaną przybyszom. Tam Selekta dostrzegła prawdziwy powód, dla którego wybrała tak niebezpieczną drogę ucieczki.

Jej dwuręczny miecz stał spokojnie, podparty o ścianę tuż obok kostura Lejli. Sama broń, prócz ładnie zdobionej rękojeści, niczym się nie wyróżniała, ale dla Trybady była warta ryzyka.

Przez chwilę obserwowała strażników z ukrycia jak puma czyhająca na dogodny moment do ataku.

Gruby przy stole to na pewno powolniak, pomyślała, wyobrażając sobie bieg wydarzeń. Załatwię go, nim dobędzie miecza, a kusznicy… Spojrzała na dwóch mężczyzn trzymających pociski w pogotowiu.

Na pewno zdążę, pokrzepiła się mało wiarygodnie i zacisnęła pięść na rękojeści krótkiego miecza. Zrobiła krok w stronę pierwszej ofiary.

Cofnęła się…

Głośne bulgotanie w brzuchu zbiło ją z tropu. Magia jadeitu – o którym kompletnie zapominała – zatętniła ciepłem: Lejla chciała porozmawiać. Musiała odebrać, bo czarodziejka gotowa tu wrócić, aby ją ratować. Wyciągnęła kryształ, przystawiła bardzo blisko ust i zaczęła pospiesznie szeptać.

– Mała wiem, że mnie słyszysz… – wyobraźnia podsunęła jej obraz przyjaciółki.

– Znalazłam Weismana, wszystko gra. Jutro dołączę do ciebie. Nie martw się o mnie. Kurwa… – kamień wypadł jej z ręki i uderzył o podłogę, zrywając połączenie. Dwóch kuszników odwróciło się w stronę jedzącego, zatykając nosy niemal równocześnie.

– Człowieku, co ty żresz!? Czuć tu padliną tak, że oczy łzawią! – skrytykował jeden, rzucając grubszemu koledze potępiające spojrzenie.

– To nie ode mnie tak cuchnie! – bronił się.

– Dokończ to świństwo na zewnątrz, bo zaraz tu popadamy!

– Dobra już dobra. Nie drzyj mordy. – Pucołowaty straznik zebrał resztę jedzenia i wyszedł. Selekta wiedziała, że taka okazja już się nie powtórzy. Poczekała aż dwaj pozostali, obrócą się do niej plecami, po czym szybko podbiegła do tego stojącego bliżej, zasłoniła mu usta i przebiła mieczem.

Tylko zajęczał, a klinga zaskrzypiała, trąc o fragment pancerza.

Zanim drugi z nich zorientował się w sytuacji, Trybada wystrzeliła bełt z nabitej kuszy przechwyconej od zaszlachtowanego wartownika.

Pocisk przebił mu szyję i zmiażdżył krtań. Strażnik mlasnął krwawo i upadł w konwulsjach na posadzkę, a wojowniczka dobiła go gladiusem.

Bez chwili zastanowienia wyrwała swój oręż i laskę Lejli ze stojaka i przytroczyła obie bronie za plecami.

– Co teraz? – Myślała na głos. Musiała przedostać się na drugą stronę niezauważona, a przejście przez główną bramę wiązało się z pewną śmiercią.

Na murze, tuż obok ciała jednego z mężczyzn, zauważyła prymitywną, sznurowaną drabinę zakotwiczoną w podłodze. Głupi to ma szczęście, pomyślała i powoli upuściła splecione stopnie po kamiennej ścianie tak, żeby nie były widoczne z bramy.

Niezgrabnie osunęła się na ziemię.

Była już prawie noc, więc nikt z sąsiednich patroli jej nie dostrzegł, gdy pełzła w dół fortyfikacji.

Najtrudniejsze miała za sobą. Zewnętrzny mur był o wiele dłuższy i słabiej strzeżony, więc bez trudu przepłynęła na drugą stronę jednym z obleśnych wąskich kanałów. Pozostało tylko znaleźć konia i ruszyć po przyjaciółkę.

W oddali dostrzegła oświetloną chatę.

– Może tam będą mieli wierzchowca? – Pomyślała, po czym zrobiła krok w przód.

Krótki świst przeciął ciche powietrze.

– AAAA!!! – krzyknęła z bólu i upadła na bok. W jej łydce utkwił bełt z szatkującym grotem.

– Szlag! – Popatrzyła na pocisk, a potem za siebie. Zza krzaków wyszło sześciu piechurów.

– Myślałaś suko, że uciekniesz! Po tym, co zrobiłaś naszym –przemówił jeden z nich, wysuwając się na przód – ty i ta Lalunia pożałujecie, że przekroczyłyście próg tego miasta.

Selekta wstała, podpierając się mieczem.

– Nie sądzę, żeby taki niedorobiony pachoł jak ty poradził sobie z którakolwiek z nas – warknęła i zaciskając zęby, złamała strzałę.

– Zaraz zamkniemy ci tę pyskatą buźkę, ale najpierw się zabaw…

– To prawda – przerwała mu Selekta. – Zabawimy się i to jeszcze jak! – Macie ostatnią szansę, żeby się poddać! – Wykrzyknęła stanowczo z pełną powagą.

Wybuchli śmiechem.

– Cudownie – szepnęła do siebie i oblizała usta. Na jej twarzy zagościł złowieszczy uśmiech: taki, który zwiastował nadejście krwawego zakończenia.

– Miałam nadzieję, że nie posłuchacie! – krzyknęła do Kruków, a dowódca oddziału dał znak swoim, żeby ją ubili.

Ruszyli.

Safonka chwyciła oburącz rękojeść swojego miecza i przekręciła jej górną część. Kliknięcia podważanych zapadek obwieściły zwolnienie mechanizmu. Ostrze spowiła szara mgła, a metal zmatowiał i rozsypał się, tworząc kopczyk pod nogami wojowniczki.

Strażnicy zatrzymali się zaskoczeni tą sztuczką.

Selekta uśmiechnęła się demonicznie.

– Żegnajcie… – Poderwała rękojeść do góry. Drobiny metalicznego piachu wzbiły się w powietrze, tworząc szalejący wir ostrych drobin.

Cięła powoli, zamaszyście, jakby potężny miecz nadal był całością. Srebrzysta chmura maleńkich żyletek uderzyła w napastników, otaczając ich z każdej strony. Atakowały, wpychając się do każdego otworu w zbroi i ciele. Jeden po drugim, woskowi padli na ziemię.

Trybada wykreśliła runę zmiany w powietrzu i skręciła rękojeść. Chmura śmiercionośnych opiłków wróciła i zespoliła się w pierwotną całość.

Schowała „Oddech Arkturosa” do pochwy i dokuśtykała do duszących się strażników. Pluli gęsta, mazistą wydzieliną.

– Co… coś ty zro…biła… ekh… – Ledwie wyksztusił z siebie jeden z Kruków, dławiąc się własną krwią, zalewającą poszatkowane płuca. Selekta przykucnęła nad nim.

– Sebil przesyła pozdrowienia gnoju – Dobiła go sztychem. Pozostali wili się z bólu, ale Safonka uznała, że nie ma czasu wybawiać ich wszystkich od męki, tym bardziej że ta była zasłużona.

Jej rana na łydce mocno krwawiła, a na dodatek nadal nie miała konia, żeby ruszyć Lejli z pomocą. Nie wyglądało to dobrze. Pośpiesznie włożyła rękę do kieszeni w poszukiwaniu Jadeitu. Chciała spróbować wywołać czarodziejkę.

– Kurwa mać!!! Głupia! Głupia! Głupia! – powtarzała, waląc się w czoło. Przypomniała sobie, że zostawiła kryształ na podłodze w wieży.

– Ja mogę pomóc – zza brzóz dobiegł delikatny kobiecy głos, a z mroku wyłoniła się dojrzała kobieta ubrana w zwiewną tunikę.

– A ty to kto? – spytała Trybada, sięgając po broń.

– Nie czas na wyjaśnienia. Twoja koleżanka jest w niebezpieczeństwie tak jak i Sehel – odpowiedziała zagadkowo kobieta i pewnie ruszyła w stronę Safonki.

– Ani kroku dalej! – Selekta wymierzyła w nią miecz.

– Nie bój się. Daj mi kostur z solasem twojej przyjaciółki, żebym mogła uzdrowić twoją ranę. – Trybada nie znała tej tajemniczej osoby, ale z jakiegoś niewiadomego i kompletnie irracjonalnego powodu, wypełniło ją uczucie spokoju. Jeszcze raz spojrzała na złote oczy nieznajomej, po których skakały słoneczne błyski.

Opuściła ostrze i przekazała jej kostur Lejli, zaś sama przysiadła na pobliskim głazie.

Być może to upływ krwi miesza mi w głowie, pomyślała. W tym czasie kobieta przyłożyła magiczny kryształ do jej łydki, a wojowniczka poczuła przyjemne ciepło. Wtedy stało się coś niewiarygodnego: rana, zasklepiając się, powoli wypchnęła grot i zamknęła się, pozostawiając tylko niewielką bliznę.

– Kim ty jesteś? – spytała, ponownie Safonka – I nie wciskaj mi kitu, że miejscową zielarką.

– Nazywam się Atma – odpowiedziała zwięźle nieznajoma. Safonka ostrożnie stanęła na zranioną nogę i zrobiła kilka kroków bez większego wysiłku. Była zdumiona efektem czaru.

– Zatem Atmo… Nie masz przypadkiem konia?

– Mam coś o wiele lepszego, córo Arkturosa – oznajmiła kobieta i przyłożyła do piersi Solas z resztką uwięzionego światła. Słoneczny rozbłysk wypełnił przestrzeń, a ogromne skrzydła zatrzepotały uwolnione z magicznych więzów iluzji.

 

********************

Zapraszam do obejrzenia grafiki mojego autorstwa

https://www.wattpad.com/1302959822-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-i-%C5%9Bwiat%C5%82o-p%C3%B3%C5%82nocy-troch%C4%99-p%C3%B3%C5%BAniej

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Vespera dwa lata temu
    Że się tak czepnę - czy ona przebiła się mieczem przez kolczugę strażnika? To jest tak jakby generalnie niemożliwe, po to kolczuga była, żeby jej się przebić nie dało, na pewno nie zwykłym mieczem. Może włócznią jadąc konno, albo strzałem z kuszy...
  • MKP dwa lata temu
    Nie nazwałbym tego czepianiem się a przydatnym spostrzeżeniem.
    Myślałem, że się da przebić jak się dźgnie z dużą siłą.

    Zmodyfikowane, dzięki za czujność:)
  • Vespera dwa lata temu
    MKP Gdzieś się dogrzebałam, że niby można kolczugę przebić, ale oburącz, i siłę trzeba mieć nieprzeciętną... To żeby nie tworzyć dyskusyjnych sytuacji, to prościej już tego strażnika w twarz dźgnąć.
  • MKP dwa lata temu
    Napisałem bardziej niejednoznacznie.
    Safonka krzepkie dziewczę, ale nie aż tak?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania