Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 8

NADZIEJA UMIERA OSTATNIA

 

*****

Na Ilteris Trybadą lub Safonką nazywano kobietę rycerza, wojownika.

*****

Aura stanowiła nadmiar astry wychodzący poza granicę ciała; Inra natomiast, była wewnętrzną magią zamkniętą w okowach z żywej tkanki, każdej istoty. Bywała również nazywana duszą, choć ateiści nie przepadali za tym określeniem.

*****

 

– Co się stało? – spytała Selekta zaniepokojona stanem Politera.

– Zasnął Gwanei. Jego procesy życiowe mocno spowolniły. Zyskaliśmy kilka godzin.

– Przestań gadać zagadkami! Co to jest Gwanei i na co nam te kilka godzin!? – poirytowała się Selekta.

– Gwanei to wśród moich kobieta wojownik – odpowiedział.

– No to już lepiej – odparła, z satysfakcją szczerząc zęby.

– Godzinę drogi stąd jest święte miejsce. Wewnątrz skalnej szczeliny od wieków zbiera się woda przesycona energią bogini Syliren. Wasz przyjaciel musi ją wypić zaraz po usunięciu grotu. To jego jedyna szansa.

– Czyli Salik miał rację – wtrąciła się Lejla – W pobliżu jest miejsce mocy. Czy mogę iść z tobą Lavenirze? – wypaliła i spojrzała na olbrzyma błagalnym wzrokiem. – Chwila przy menhirze i wróciłabym do pełni sił – uzasadniła, wypełniając przeciągające się milczenie Starszego.

– Wykluczone! – zaprotestowała Selekta. – I tak już za dużo nerw mnie kosztowałaś! – dokrzyczała z rosnącą frustracją: wspomnienie upadku czarodziejki zahuczało w jej umyśle.

– Selekto, kochana moja... – Lejla odwróciła się w stronę Safonki i położyła dłonie na jej napierśniku. Była mistrzynią, jeśli chodziło o wykorzystywanie swoich wdzięków w negocjacjach, a pakiet skruszonych min i błagalnych spojrzeń, który trzymała w zanadrzu, wydawał się nieograniczony.

– Ty mnie tu nie kochanuj! Nie i basta!

– Wiem, że się o mnie troszczysz i martwisz, ale zrozum, żeby stworzyć tak potężną barierę bez runy wzbudzenia, musiałam znacznie wzmocnić swoją aurę kosztem siły witalnej. Minie kilka dni, zanim będę w pełni sił, a kto wie, czy na drodze nie ma więcej takich niespodzianek – zachwiała się, symulując nadchodzące omdlenie.

– Dobra idź manipulantko! – odburknęła Safonka, fukając coś pod nosem.

– Jesteś wspaniała! – krzyknęła cudownie ozdrowiała czarodziejka i rzuciła się przyjaciółce na szyję.

– Lavenirze, weźmiesz mnie ze sobą? – spytała Starszego. Bestiar nie odpowiedział, tylko zdjął swój szorstki płaszcz koloru zgniłej zieleni i wyłożył na masywnej dłoni.

– Załóż tanas: ochroni cię przed uderzeniami gałęzi. – Lejla otuliła się tkaniną, która na niej wyglądała jak ogromny koc. Starszy przykucnął, dając znak, że ma mu wejść na plecy. Objęła go pewnie za szyję, a białe rękawiczki zawisły na torsie spięte, jak zaciśnięta klamra u pasa. Powstał. Nie musiał mówić, żeby się trzymała. Arkanistka przylgnęła do niego jak huba do zbutwiałego pniaka, a strach służył za spoiwo.

Starszy napiął masywne uda i wybił wysoko w górę, znikając w koronach drzew. Na początku Lejla trzymała powieki zamknięte, ale z czasem odważyła się spojrzeć. Lavenir skakał z gałęzi na gałąź, a stare dęby zdawały się układać ścieżkę specjalnie dla niego. To był niesamowity widok jednak, co bardziej niezwykłe, zdała sobie sprawę, że o jej płaszcz cały czas obijają się grube konary. Nie były twarde, raczej wgniatały się przy kontakcie, jak poduszki z pierza. Starszy Tairu zwolnił i zeskoczył gwałtownie na ziemię.

– Jeste…? – Arkanistka zaniemówiła, nim zdążyła spytać. Jej oczom ukazał się wielki głaz stojący na środku polany usianej wielobarwnymi kwiatami. Jego krawędzie były mocno zaokrąglone, a na szczycie biło źródełko, wypełniając niewielkie wgłębienie kryształową wodą. Całość przypominała wielkiego, omszałego precla.

Czarodziejka zeskoczyła z pleców starszego.

– Niebywałe: już czuję, że wracają mi siły – uniosła ręce do góry, odsłaniając przy tym dekolt i wisior z kryształem.

– Czy to jadeit? – spytał zafascynowany Lavenir.

– Tak, a czemu pytasz? – wyłożyła kamień na dłoń. Cały czas mienił się słabym światełkiem. Olbrzym podszedł bliżej.

– Niewielu z was wie, do czego tak naprawdę służy ten minerał: noszony przez dłuższy czas spaja się z… – zrobił pauzę, poszukując odpowiednich słów. – Z aurą właściciela, stając się częścią jego wewnętrznej astry. Przechowuje również niektóre wspomnienia i emocje; nawet po śmierci nosiciela.

– Nie wiedziałem, że ma aż taką moc. Magowie z gildii używają ich do komunikacji na odległość. Odkąd teleportacja została zakazana, to jedna z najszybszych form wymiany informacji – odpowiedziała zawstydzona swoją niewiedzą.

– Dla Tairu uniryt lub jadeit jak go nazywacie, ma szczególne znaczenie duchowe: po śmierci, każdy z mojego ludu staje się jednością z Syliren; gdy jego ciało zanika w korzeniach Krwawidębu, uniryt przekazywany jest potomkowi, aby czerpał z doświadczenia poprzednich właścicieli.

– Niesamowite – Lejla spojrzała na swój jadeit z nowo odkrytą fascynacją. Nie sądziła, że kryształ, który był codziennością niewiele wartym gadżetem, może mieć takie właściwości.

– Odpocznij teraz chwilę przy kamieniu, tanas, zaczerpnij jego mocy, a ja nabiorę wody. Twój kompan czeka, a długo czekać nie może – Bestiar już miał się wspiąć do źródełka, gdy Arkanistka chwyciła kosmyk jego futra.

– Powiedz, proszę… – zawahała się. – Co robisz w tym lesie tak daleko od swoich?

– To miejsce mocy niedawno się uaktywniło. Jestem Essenrej, po waszemu łowca. Wysłano mnie, żebym zbadał i zabezpieczył anomalię – skierował pochmurne spojrzenie na monolit. – Coś budzi uśpione duchy, targa symetrią do granic załamania. Siła nieznanego pochodzenia zdolna zaburzyć równowagę.

– My wędrujemy na północ zbadać tajemniczą zarazę nękającą Walon. Może to co mówisz, ma jakiś związek z jej pojawieniem?

– Jeżeli nawet, to w tym momencie nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie. Nie zwlekajmy. Podejdź do monolitu i rozprosz aurę, ja napełnię bukłak. – Gdy Lavenir wspiął się po pnączach mącących idealny owal menhiru, Lejla, podparta o kamienną rzeźbę, poczuła ciepło płynące z jego wnętrza. Oparłszy głowę o miękki mech, zamknęła oczy i zasnęła niemal natychmiast. Jadeit na jej szyi zalśnił bladym światłem.

Dryfowała w ciemnościach a rześka, delikatna bryza owiewała jej twarz. Ruszyła nogami; nic nie wyczuła, po prostu lewitowała zawieszona pośrodku mrocznej pustki. Słabe światło zmąciło idealny całun ciemności, przebijając się przez powieki. Otworzyła oczy, choć nie była pewna czy były zamknięte. Ujrzała snop ciepłego, pastelowego blasku, bijący ku niebu; dzielnie stawiał opór napierającej zewsząd ciemności.

– Czyżby to był Walon? – szepnęła na widok znajomych kształtów skąpanych w płowych promieniach.

– Czy ja śnie? Wszystko jest takie niewyraźne – idealną ciszę pustki zmąciły podmuchy wiatru, zaplatające się w sykliwe, pociągłe słowa:

Wewnątrz klatki Ojciec życia,

Pręty trzeszczą – On chce gnicia!

Tak spoczywa przez eony,

Sączy, spacza, w uszy szepcze.

– Daj mi wolność i żyj wiecznie!

Niegdyś starszych wszystkie klany,

plotły więzy, strzegły bramy…

 

– Kim jesteś? – spytała czarodziejka, przerywając monolog. Wiatr rozproszył się w chaotyczny świst.

– Kim jesteś, powiedz, proszę?! – ponowiła pytanie. Po chwili szum ponownie uformował wersy:

 

Pierwsza pieczęć w świetle stąpa,

młoda jeszcze, niespaczona.

W rękach włócznia, oczy złote,

Nadzieję niesie, lek na świata słotę.

Za nią wieczność stoi murem,

zieleń lasu jest jej chórem.

Czasu nie ma! – krzyczą drzewa.

Goń za zmianą, wiatr ją zwiewa!

Lotna szarość tylko milczy,

krwawe wieści w duszy skrywa.

Nie chce mówić… Nie wytrzyma.

Wojna idzie, wszystkich wina!

Dalej czerwień, gniewna furia,

gromem ciska, ziemię pali.

Nikt nie przetrwa! – grozi, bucha.

Nic to nie da… Nadzieja nie słucha.

Patrzą na to ładu oczy,

łzy się leją, błękit sączą.

– Kiedyś jedność, teraz chaos…

Proszę Matko, przywróć całość…

 

– Nic z tego nie rozumiem!? Co to ma znaczyć!? – Przestrzeń zamilkła; nastała cisza, głęboka i przerażająca. Lejla bezszelestnie poruszała ustami, próbując wydać dźwięk.

– Znajdź światło północy! – potworny wrzask uderzył zewsząd. Poczuła lodowatą dłoń na ramieniu.

– IDŹ!!!!! – zbudziła się z krzykiem.

– Spokojnie Tanas, to tylko ja. – Blada jak ściana Arkanistka spojrzała na postać, która nabierała konturu w łzawej, sennej mgle.

– To ty… Lavenirze… – oddychała ciężko – Musiałam zasnąć – odetchnęła z ulgą, gdy jej świadomość mocno zacumowała na jawie.

– Wyglądasz na przerażoną, coś się stało?

– Chyba miałam koszmar.

– Być może Syliren zesłała na ciebie wizję – stwierdził Bestiar, bacznie przyglądając się czarodziejce, która otarła czoło z zimnego potu.

– Nie sądzę, aby stała za tym jakakolwiek bogini. Bogowie istnieją wszędzie tam, gdzie kończą się fakty a zaczyna wyobraźnia. Tylko tam jest dla nich miejsce – wyrecytowała maksymę Astrologów. Członkowie tej gildii nie wierzyli w boskie pochodzenie astry: zakładali, iż magiczna energia jest naturalnym zjawiskiem jak światło czy burza.

– Zobacz, już mi lepiej – uniosła rękę; powietrze wokół niej zaczęło lekko drgać i błyskać niebieską poświatą.

– Kamień zregenerował moją aurę. Masz wodę dla Politera?

– Tak – przytaknął Lavenir i pokazał jej bukłak.

Lejla poderwała się nerwowo.

– Wracajmy zatem. Chcę opuścić ten las i to w pełnym składzie.

Tairu wziął czarodziejkę na plecy i ruszyli w drogę powrotną. Arkanistka była zagubiona i milcząca, błądziła myślami, próbowała sobie wmówić, iż to był tylko zły sen, że nie ma to nic wspólnego z monolitem. Z drugiej jednak strony… słowa i wizje były tak wyraźne, pomyślała. Wszystkie te doznania cały czas pohukiwały echem chaotycznych myśli.

W końcu dotarli na miejsce. Młody Politer nadal oddychał, ale bardzo płytko. Jak tylko starszy opuścił dziewczynę natychmiast podbiegła do nich Selekta.

– No! Już myślałam, że trzeba będzie cię szukać!

– Jak widzisz, jestem cała i zdrowa, czego nie można powiedzieć o chłopaku na ziemi – spojrzała na młodego rycerza, którego płomień życia ledwie pełgał i wygasał w szybkim tempie.

– Lavenirze mów proszę, co mamy robić?!

– Podnieście tułów na tyle wysoko, żeby nie zakrztusił się wodą. Jak tylko skończy pić, trzeba natychmiast wyciągnąć grot i wylać resztę na ranę.

– Ja go uniosę, a ty go napoisz mała – oznajmiła Trybada.

– Ja wyciągnę grot – dodał Bestiar

– Wygląda, że ustalone; nie ma na co czekać.

Selekta uniosła korpus Politera. Chłopak cały czas osuwał się bezwładnie, majacząc przy tym bez sensu. Lejla odchyliła jego głowę i powoli wlała mu wodę do ust, pomagając w przełykaniu. Na jej znak Lavenir wyciągnął grot i zalał ranę resztą płynu z bukłaku. Wszyscy wlepili wzrok w rycerza wstrzymując oddech…

Minęło kilka sekund; kilka, niewyobrażalnie, długich, sekund.

Safonka nie wytrzymała i przerwała ciszę:

– Nic się nie dzieje... Politerze! – potrząsnęła nim wartko.

Bez reakcji.

– Hej młody! Nie poddawaj się! – kontynuowała Safonka. – No dalej otwieraj oczy! Nie rób nam tego. No już proszę… – głaskała go lekko z nietypową dla niej czułością.

– Niestety rany były zbyt rozległe – oświadczył starszy. – Stracił dużo krwi i jego organizm nie rozprowadza astry wystarczająco szybko. Przykro mi. – Lavenir Pochylił głowę nad umierającym. Zapadła cisza…

– Połóż go na ziemi i zdejmij mu zbroję! – wypaliła nagle Lejla.

– Ale…

– Nie mam czasu tłumaczyć! Jego inra zaraz uleci! – przerwała jej Lejla. Safonka wykonała polecenie i zdjęła pancerz, odsłaniając tors Politera. Arkanistka zanurzyła palce w świeżej krwi rycerza, której nie brakowało wokoło i nakreśliła symbol na jego lewej piersi chłopaka; następnie przyłożyła otwartą dłoń do brzucha.

– Woda przepełniona jest astrą z monolitu. Jeśli doprowadzę ją do serca i wzbudzę, jego bicie rozprowadzi ją po ciele – zdradziła swój plan i skupiła wolę na cieczy w trzewiach młodego rycerza.

– Czuje, jak się przemieszcza – oznajmiła z lekkim uśmiechem. Astra przeniknęła do żył i, śladem dłoni czarodziejki, wędrowała do serca, wiedziona jej aurą.

To był wyjątkowo niebezpieczny zabieg. Chwila nieuwagi i uwolniona energia poszatkowałaby chłopaka od środka.

– Woda dotarła do serca – oznajmiła Lejla. Wszyscy zastygli w bezruchu.

– Har Gannaret! – rzuciła zaklęcie. Symbol na piersi pojaśniał, a rycerz raptownie poderwał tors, wyginając ciało w łuk. Wyglądał, jakby coś usiłowało wyrwać się z jego wnętrza. Trwał w tej nienaturalnej pozycji przez chwilę. Leila zabrała dłoń z nad symbolu. Rycerz opadł na ziemię i zastygł w bezruchu.

– Nadal nic – skomentował jeden z Pieśniarzy.

– Co teraz? – spytał nerwowo drugi.

– Teraz czekamy – oznajmiła czarodziejka. Przez kilka kolejnych sekund, które zakrzywiały potok czasu, meandrując w nieskończoność, Politer leżał w bezruchu i nic nie wskazywało na to, że drastyczny zabieg się powiódł. Powoli zaczynali godzić się z myślą, iż odszedł. Selekta wyciągnęła jego miecz z pochwy i umieściła na piersiach, układając dłonie na rękojeści. Na koniec wyrecytowała pożegnanie pochodzące z zakonu Chwalebnej Pieśni.

– Spoczywaj w pokoju wojowniku, pieśni chwały powierniku – Od strony chłopaka dobiegł delikatny szum. Na początku nikt z otaczających Politera żałobników nie zwrócił na ten świst uwagi – nikt oprócz Safonki, która klęczała najbliżej rycerza.

– Słyszycie to? – ostrożnie przysunęła ucho do jego ust.

– On oddycha! – wykrzyczała, a w jej oczach pojawił się błysk nadziei. Lejla padła na kolana i przyłożyła głowę do drgającej klatki piersiowej.

– Słyszę słabe bicie serca.

– Ha! – Selekta wrzasnęła z zachwytu. – Mała jesteś wielka!

– Pomóż mi go obrócić – nakazała Lejla i we dwie delikatnie uniosły prawy bok rycerza, aby przyjrzeć się ranie.

– Przestała krwawić – Ku ich zdziwieniu miejsce, które wcześniej było poszarpaną dziurą, teraz wyglądało jak wielka blizna. Czarodziejka zbliżyła ucho do sinych, spierzchniętych ust chłopaka.

– Oddech jest bardzo płytki; na pewno nie nadaje się do dalszej podroży: nie w takiej kondycji. Pomożesz mu Lavenirze? – spytała stojącego nieopodal starszego.

– Zabiorę go do miejsca mocy, tam powinien nabrać sił. Potem odstawie na skraj lasu – oświadczył Bestiar.

– Dziękuję; naprawdę nie wiem jak ci się odwdzięczyć – Lejla podbiegła, aby go uściskać. W zestawieniu z jej filigranowym ciałkiem Starszy wyglądał jak leśny gigant ze swoim pokracznym młodym.

– Nie trzeba Tanas. Być może przyjdzie czas, że ja i moi ludzie będą zależni od ciebie i tobie podobnych.

Czarodziejka rzuciła mu pytające spojrzenie, ale nie spytała. Zamiast tego chwyciła czteropalczastą dłoń i nie napotykając oporu, rozchyliła grube palce. Jej bialutkie aksamitne rękawiczki tylko podkreślały uderzającą różnicę w rozmiarach obu rąk.

– Przyjmij, proszę chociaż ten skromny podarek – Lejla zdjęła naszyjnik ze swoim jadeitowym okiem i wręczyła Lavenirowi. – I tak go nie używam, a dla was jest ważny.

Starszy spojrzał na podarek z wielkim przejęciem. Ten gest mocno go poruszył, choć kamienna twarz trwała w swym niezmiennym, neutralnym wyrazie.

– Więc i ja tobie coś dam – odparł, po czym wyciągnął z torby fragment skały i wręczył dziewczynie.

– Co to jest?

– Odłamek monolitu: odłupał się od całości. Może nie jest tak potężny, jak sama anomalia, ale drzemie w nim siła. Weź go proszę.

– Jeszcze raz dziękuję i hatanal seuk auin – odparła czarodziejka, wyuczonym z ksiąg pozdrowieniem.

– Las zawsze jest mi przychylny, Tanas. Oby i wam droga oszczędziła przygód.

– Lave…

– Czy możemy już ruszyć?! Nie chcę spędzić nocy w tym przeklętym lesie! – Selekta podniosła głos, przerywając to nazbyt – według niej – czułe pożegnanie. Udowodniła tym samym, że zazdrość nie zna pojęcia rasy ani gatunku; jest uniwersalna i równie zajadła wobec wszystkich osobników płci męskiej zbliżających się do czarodziejki.

Po krótkich przygotowaniach ruszyli w dalszą drogę, a Starszy, ostrożnie niosąc chłopaka w ramionach, zniknął w zaroślach.

Słońce spłynęło już nisko nad horyzont, gdy w oddali ujrzeli zakon Selekty skąpany w szafranowym blasku zachodzącej gwiazdy. Odetchnęli i z nową werwą ruszyli cwałem w stronę bram, znikając w pachnącym fiolecie kwitnącego wrzosowiska.

 

Na wattpadzie można obejrzeć grafikę do tego fragmentu.

https://www.wattpad.com/1269862374-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-i-%C5%9Bwiat%C5%82o-p%C3%B3%C5%82nocy-nadzieja-umiera

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • krajew34 dwa lata temu
    Gwanei skoro zostało wyjaśnione to chyba forma żeńska? Kochanuj? Już trochę przeczytałem i mogłeś się tutaj bardziej postarać. Ciekawe, ide dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania