Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 3

****

Grafika do tego rozdziału, moje autorstwa w linku poniżej.

https://www.wattpad.com/1267325288-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-i-%C5%9Bwiat%C5%82o-p%C3%B3%C5%82nocy-%C5%9Bpi%C4%85ca-kr%C3%B3lewna

*****

 

Piękne wizje

 

Wilfred wstał ociężale. Narzuta na szerokim posłaniu nadal pachniała kwiatami; pachniała Nią. Cesarzem cały czas targały wątpliwości. Nie, to nie było zwątpienie. Teraz już wiedział: nie powinien się zgodzić, poddać presji. Na północy działo się coś dziwnego, a on wypuścił ją w samo serce plagi. Co prawda delegacja miała uzupełnić zaopatrzenie w Telmonton i nie spożywać niczego w Walonie, a sama zaraza u młodych powodowała jedynie silne osłabienie – niemniej jednak. Chodziło o Nią, a tu nie powinno być kompromisów.

Spojrzał w świetlik skierowany na wschód. Pięści zacisnęły się same, a żuchwa zgrzytnęła zębami nerwowo.

Próbował ją od tego odwieść, ale sam by się zdziwił, gdyby mu dobrowolnie ustąpiła. Dzika północ w połączeniu z tajemniczą plagą wzbudziła w czarodziejce niemal obsesyjną ciekawość. Tak to już jest z badaczami: pchają się w najgorsze bagno, a inni muszą się martwić i zadbać o ich bezpieczeństwo. No i jeszcze Markus… Mistrz, którego nie widziała od kilku lat. Dyplomacja okraszona czułościami była z góry skazana na niepowodzenie – ale i tak próbował. Mógł oczywiście wymusić na niej pozostanie w Oruun, korzystając z autorytetu władcy, ale wizje emocjonalnej chłosty i miesięcy romansowania z samym sobą, skutecznie odwiodły go od takiej decyzji. Nie, nie wybaczyłaby mu tego. Nie była nałożnicą, służką na zawołanie, która okazjonalnie grzeje mu łoże.

Podszedł do wysokiego zwierciadła. Oszlifowana srebrna powierzchnia odbijała sylwetkę młodego, dobrze zbudowanego mężczyzny o kruczoczarnych włosach i brązowych oczach. Kolory miał po zmarłej matce, królowej Felte, wysoki wzrost i szerokie ramiona zaś, to spuścizna po dziadku, Waleryku, czego dowodziły liczne portrety Zbawiciela Wschodu porozwieszane w całym pałacu. Retoryka podobizny do bohatera pasowała Cesarzowi bardziej niż wersja z atrybutami odziedziczonymi po obłąkanym ojcu – choć nikt kto znał poprzedniego władcę, nie mógł zaprzeczyć, że Wifred to skóra zdjęta z młodego Fredryka.

Władca przez chwilę błądził myślami, patrząc pusto w swoje odbicie. Potężny mechanizm wyobraźni poruszył masywne tryby, formując nową rzeczywistość. Westchnął na myśl, jak piękną królewską parę tworzyliby razem z Lejlą. Oczywiście gdzieś tam w oddali, poza lustrzaną ramą, biegała gromadka prześlicznych dzieci, a ich śmiech wypełniał iluzoryczną komnatę zaraźliwą radością.

Pozwolił sobie na zanurzenie w sielankowej wizji. Takie już są marzenia: rozmyte, idylliczne i odarte z całej szarej rzeczywistości. Marzenia nie wskazują jak do nich dotrzeć, jak ukształtować świat na ich podobieństwo, nie… Marzenia pomijają drogę, która do nich wiedzie; są wypolerowane z problemów, rys codzienności; nie znają przeszkód ani logiki – dlatego tak chętnie do nich uciekamy. Ale wszystkie nawet te najpiękniejsze fantazje szybko ustępują pod naporem rzeczywistości, a tę wizję zakończyło brutalne uderzenie w czoło.

– O, matko! Przecież to dziś! Prawie zapominałem – skarcił się, pospiesznie narzucił wczorajsze ubrania, wyszedł z alkowy i nerwowym marszem przeciął salę obrad. Na zewnątrz uważnie przyjrzał się strażnikowi, który poczuł się trochę nieswojo.

Wilfred zmierzył go wzrokiem. Chciał być absolutnie pewny, że jego luba znowu czegoś nie przeoczyła.

– Panie? – pozdrowił go nieco zmieszany gwardzista.

– Cieszę się, że jesteś sobą. Spocznij. – Poklepał miecznika po ramieniu. – Powiedz, kapralu, widziałeś dziś księżniczkę Holi?

– Nie, panie. Dziś nie.

– Gdyby mnie szukała, to przekaż, że jestem w swojej garderobie.

– Oczywiście, panie.

Wilfred ruszył wzdłuż długiego korytarza biegnącego wprost do nowych cesarskich komnat. Słońce powoli wspinało się do zenitu i zalewało mu drogę przez wysokie okiennice. Krzątający się serwi przystawali, żeby oddać pokłon władcy, ale przy obecnym pośpiechu grzeczności zaczynały go irytować, a gesty spowalniały marsz. Nauczył pałacowych, że zawsze poświęca im chociaż pozdrowienie dłonią, lub spojrzenie. Zamkowa służba już do tego przywykła i traktowała te gesty jak powód do dumy – a pałacowi serwi to oczy narodu, więc lepiej, żeby mówili o władcy dobrze w gronie swojej klasy społecznej.

Na skrzyżowaniu z szerokim holem wiodącym do sali tronowej Wilfred wpadł na opiekunkę księżniczki, Teresę Bargo.

– O! Teresa, cudownie; wiesz, gdzie jest Holi?

– Niestety nie wiem, panie. – Starsza kobieta spuściła wzrok. – Sama jej szukam. Poprosiła, o szklankę wody i kawałek ciasta. – Niańka zacisnęła dłoń na szarej sukni przewiązanej lniany fartuchem. – Kiedy wróciłam do komnaty, to księżniczki już nie było. Boję się, że znowu sama poszła do miasta, panie.

Cesarz zacisnął szczękę, ale nie skarcił kobiety; zawdzięczał jej więcej miłości niż własnemu ojcu, a księżniczka traktowała Teresę jak ciotkę, młoda Bargo zaś zastępowała jej starszą siostrę.

Olśnienie przyszło nagle.

– Wiem, gdzie ona jest. – Uderzył pięścią w kamienny węgar. – A prosiłem, żeby nie chodziła do niej sama! – sarknął w powietrze, ale Teresa poczuła się odpowiedzialna za jego gniew.

– Przepraszam, panie, mogłam się domyślić, że nie o ciasto chodzi. Przecież ona nie przepada za słodyczami. – Jeszcze mocniej zacisnęła materiał od prostego szarego surkotu. – Stara baba, a naiwna jak jakaś młódka! – syknęła pogardliwie.

– To nie twoja wina, Tereso. Jest uparta jak cała nasza trójka, a w dodatku sprytna – pocieszył ją Wilfred. – Mnie też by wywiodła w pole. Czy była z nią Brena?

– Nie, panie. Zaoferowała, iż pójdzie nakarmić kury i przyniesie świeżych jaj na śniadanie.

– Tak sama z siebie? Mam dziwne przeczucie, że nie dostaniesz tych jajek, Tereso.

– To podstępna wydra! – Niańka spąsowiała. – Pójdę z waszą wysokością. Jeżeli okaże się, że Brena uknuła to razem z księżniczką to… to będzie sprzątać stajnie do końca tygodnia! Nie! Do zamążpójścia. – Teresa zakasała rękawy zdeterminowana złoić córce skórę.

– Nie trzeba. Pójdę sam. Przygotuj sukienkę dla mojej siostry. Po obiedzie pojedziemy na grób rodziców.

– Oczywiście i proszę wybaczyć mnie i mojej córce, panie.

Bargo ukłoniła się i zniknęła w korytarzu wiodącym ku królewskiej garderobie.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • krajew34 dwa lata temu
    Na wielki plus długość. Mam pytanie, to fantasy średniowieczne? Jeśli tak słówko garderoba raczej nie będzie pasowało, szczególnie jeśli chodzi o męskiego władcę. Rzuciło mi się również odziedziczył kolory i wyszywany sztandarami. To pierwsze można by jakoś lepiei przebudować. Pytanie czy sztandar, czyli chorągiew to jest dobre określenie do munduru. Obszyty godłem, barwami, oznaczeniami cesarstwa. No nie wiem, te trzy rzeczy jakoś mi utkwiły. To tylko moja opinia, zrobisz, co chcesz. Idę dalej.
  • MKP dwa lata temu
    Technologicznie można Cesarstwo porównać do średniowiecza, ale obyczajowo i kulturowo są w innej epoce. Chciałem też uniknąć rzeczywistego, ciężkiego klimatu tej epoki.

    Kolory i sztandary poprawione, dzięki:)
  • Joan Tiger pół roku temu
    Ta część w porównaniu do poprzednich jest łatwiejsza w odbiorze. Język bardziej przystępny i wizja jaśniejsza.
  • MKP pół roku temu
    Dziękuję, mam nadzieję, że dalej będzie coraz lepiej 😎😎

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania