Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 29

ROZDROŻA

 

***Z cyklu: magiczne zioła i inne dary Ilterańskiej flory***

 

Spośród całego wachlarza przeróżnych roślin zdradzających magiczne właściwości, do najbardziej znanych w całym Sungardzie, należały: nindra górska, korzeń tode oraz balaba.

Pierwszą ceniono za jej właściwości kojące i nasenne, w większych ilościach nindra potrafiła też zbijać gorączkę i łagodzić zapalną zgorzel wokół zainfekowanych ran.

Korzeń Tode natomiast, był używany jako przyprawa i afrodyzjak, choć jego zapach mocno popsutego mięsa z pozoru nie pasował do obu tych zastosowań. Odpowiednio spreparowany wzmagał również apetyt i rozluźniał mięśnie.

Czarną owcą na liście, była balaba znana w regionie Telmonton jeszcze długo, zanim weszło w skład cesarstwa. Susz z tych rozłożystych, owalnych liści wykazywał właściwości silnie halucynogenne i początkowo wykorzystywano go, aby wywołać wieszcze wizje. Jak dużo miały one wspólnego z prawdziwym przepowiadaniem przyszłości?

Niewiele, ale każdy pretekst do zażycia tego narkotyku wywołującego euforię, był dobry.

***********************************************************

 

Arkanistka podeszła do dwójki Ozirów siedzących po przeciwnej stronie karczmy.

– Pani Lejla! – wykrzyknął Eliot na jej widok.

– Część rycerzu – powitała go z uśmiechem. Chłopiec zeskoczył tacie z kolan i dopadał do czarodziejki, i wtulił twarz w jej pachnący bawełniany płaszcz.

– Ja też się cieszę, że cię widzę urwisie – pogłaskała chłopca po głowie i spojrzała na Emira. – Miło was obu widzieć – dodała.

– Wzajemnie, Panienko Lejlo – kupiec trochę się zaczerwienił. Uprzednio, przez to całe zamieszanie na rynku, nie zwrócił uwagi, jaką piękną jest kobietą.

– Chciałam tylko potwierdzić, że skorzystam z waszego zaproszenia.

– Hurra! – Eliot z radości wyskoczył w powietrze. Był wniebowzięty, że będzie miał, z kim rozmawiać po drodze do domu. Ojciec z reguły milczał podczas jazdy, a jego – jak każdego ośmiolatka – rozpierał nadmiar energii.

– Spokojnie Eliot – Czarodziejka zaśmiała się na widok skaczącego malca. Zdała sobie sprawę, że w jego obecności wszystkie jej troski stają się jakby odrobine lżejsze.

– Panienko, a co z panienki przyjacielem? – Lejla miała chęć wyprowadzić Emira z błędu, ale w ostatniej chwili spojrzała kantem oka w stronę przyjaciółki. Trybada opróżniła kolejny kufel i klepnęła kelnerkę w tyłek, rechocząc przy tym lubieżnie.

Arkanistka zdała sobie sprawę, iż Emir tak bardzo się nie pomylił i odpuściła sobie tłumaczenia.

– Mój towarzysz ma niezałatwione sprawy w Watenfel i musi tu jeszcze zostać. Dołączy do mnie następnego dnia i razem ruszymy w dalszą drogę… O ile to nie będzie nadużyciem waszej gościny, Emirze.

– Oczywiście, że nie panienko. Obecnie nie mamy zbyt wielu gości, a mojej Otmar przydałoby się towarzystwo innej kobiety: całymi dniami jest albo sama, albo z nami.

– No to do jutra. Pa Eliot – uszczypnęła chłopca w nosek i wróciła do stolika.

Z Selekty uszło niemal całe wcześniejszego spięcie. Siedziała teraz, podrygując i przyklaskując w rytm kaleczącej uszy „muzyki” jak gdyby nigdy nic.

– I co ussstaliłaś? – spytała Safonka, przerywając zabawę. Rumieniec i pociągła mowa zdradziły Lejli przyczynę tego stanu rzeczy.

– Jutro z samego rana pojadę z nimi poza miasto. Schowam się w powozie, przebrana w zwykłe szaty, więc nie powinnam rzucać się w oczy u boku mężczyzny i chłopca.

– Gdzie… mam cię szukać, jak już skończę w tym zadupiu? – czknęła. Lejla zabrała jej kufel a Selekta spojrzała jej w twarz robiąc słodką, błagalną minę – słodką jak na nią oczywiście.

– Ozirowie prowadzą farmę niespełna dzień drogi od Watenfel, przy głównym trakcie. Tam na ciebie zaczekam.

– IIIlu chcesz ryyycerzy ze sobą? – spytała Trybada, bełkocząc.

– Litości… – Lejla stuknęła czołem o stół w geście rozpaczy.

– Żartuje mała! Nie łam się. – Selekta zarechotała i sięgnęła po pozostawiony bez nadzoru kufel, ale tylko chwyciła naczynie, a jej oczy zaczęły błyszczeć. Lejla, widząc tę nierówną walkę z rozpaczą, jaką toczy Safonka, chwyciła ją za dłonie i podjęła próbę pocieszenia załamanej przyjaciółki.

– Wiem, że nie jest ci łatwo i ja też nie chce tego robić, ale tak będzie lepiej… A jak się nie zjawisz to…! To spale wszytko po drodze, byleby cię znaleźć. Umowa stoi?

– Ostatnio zrobiłaś trochę wiatru i ledwie doszłaś do siebie – skomentowała kąśliwie Trybada, wbijając czarodziejce szpilę.

Po tęczówkach Lejli przebiegły turkusowe ogniki. Piwo Selekty zamarzło.

– Już mogłaś sobie darować, wiesz – sapnęła Safonka.

– Było przygryźć ten cięty jęzor – odpysknęła czarodziejka. Zaśmiały się niemal równocześnie, porzucając wszelkie pozory gniewu.

 

Nazajutrz Lejla szykowała się do drogi: umówiła się z Emirem, że zabiorą ją na swoją farmę, a Selekta dołączy do nich następnego dnia.

W tym czasie naburmuszona Safonka siedziała podparta o ścianę, bawiąc się sztyletem. Ewidentnie nie radziła sobie z wizją rychłego rozstania i przelewała emocje na coraz to mocniejsze uderzenia ostrzem o podłogę.

Z Lejlą przyjaźniły się, odkąd Markus sprowadził czarodziejkę do stolicy, ale ich znajomość pogłębiła się, gdy Selekta zaczęła bywać częściej w Oruun – kolejność przyczynowo skutkowa mogła być chronologicznie odwrotna.

Niestety w obecnej sytuacji wojowniczka nie była w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa i to frustrowało ją najbardziej: poczucie własnej bezradności, które wrzeszczało do ucha: „Jesteś słaba!”

Arkanistka stanęła przed lustrem i zrzuciła bawełniany płaszcz z wyszywanymi emblematami gidii, które maskowała przed postronnymi prostym zaklęciem. W jego miejsce przyodziała szary bawełniany kożuch, typowy dla klasy robotniczej i bogatszej ludności wiejskiej z okolic Walonu. Na północy poranki i wieczory były chłodniejsze, co w tym wypadku działało na ich korzyść: kobieca figura traciła swoje kształty pod grubą warstwą szarego materiału. Człowiek dosłownie znikał w nijakości.

Czarodziejka obróciła się kilkukrotnie, oceniając nowy wygląd w odbiciu zwierciadła.

– Co o tym myślisz? – spytała przyjaciółkę.

– Tobie to nawet w worku po kartoflach jest ładnie – burknęła Trybada, nie odrywając wzroku od puginału. Lejla podeszła bliżej i przykucnęła naprzeciw niej.

– Wiesz… wczoraj wpadłam na pomysł, jak możemy pozostać w kontakcie. – Safonka przestała obracać ostrzem i spojrzała na nią z zainteresowaniem. Lejla wyciągnęła coś z torby.

– Przecież ja nie mogę tego używać! – żachnęła się Selekta, rozpoznając jadeitowe oko wyłożone na dłoni.

– Możesz, tylko sygnał będzie zbyt słaby, żeby rozmawiać.

– Więc jaki w tym sens?

– Jeśli obie zatrzymamy kryształy przy sobie, to ja będę słyszała, co mówisz, a ty będziesz czuła moja obecność. Będziesz wiedziała, że nic mi nie jest i, co jeszcze ważniejsze, będziesz w stanie przekazać coś ważnego w razie potrzeby.

– No cóż… Dobre i to – Selekta wzruszyła ramionami. Choć była daleka od zadowolenia, to jednak poczuła się nieco lepiej – dopóki jej nie olśniło:

– A skąd u licha wytrzaśniesz drugi kryształ?

– Przepołowię ten.

– Zwariowałaś! To nasza jedyna szansa na kontakt ze stolicą! – Selekta z jednej strony bardzo chciała tej namiastki bliskości, ale jadeit był zbyt ważny, by go poświęcić.

– I tak nam się do tego nie przyda – oznajmiła niespodziewanie czarodziejka. – Kryształy mają ograniczony zasięg, który zależy od wielu czynników. Tym, ledwie udało mi się połączyć z Diasirem tuż za mostem. Szczerze wątpię, że zrozumiał cokolwiek, co chciałam mu przekazać. – Lejla umieściła oko na podłodze, tuż przed sobą.

– My będziemy znacznie bliżej siebie. Połowa kryształu powinna wystarczyć – wyciągnęła dłoń w stronę Selekty. – Daj mi sztylet!

Safonka pośpiesznie wyciągnęła kolejny kordzik z tyłu pasa.

– Ile ty jeszcze tego przemyciłaś? – spytała zdziwiona Lejla.

– Wystarczająco, żeby nas obronić… i przerobić kilku Kruków na jeże – wyszczerzyła zęby w satysfakcji.

Arkanistka złapała rękojeść i delikatnie przyłożyła szpikulec do ściany kamienia, mniej więcej na środku. Klinga zaczęła dymić, a sztych rozjarzył się jak kowalska stal wyciągnięta prosto z pieca.

W pokoju zrobiło się zimno. Selekta, zbyt zainteresowana tym, co robi czarodziejka, nie zwróciła na to uwagi i wiedziona ciekawością postanowiła podejść bliżej.

– Nie dotykaj, bo się oparzysz! – skarciła ją Lejla, a Trybada wycofała dłoń.

Arkanistka musiała się skupić. Jeden zły ruch, jedno mocne drgnięcie dłoni i kryształ popękałby, stając się bezużytecznym kamykiem. Rozgrzany metal magicznie topił powierzchnie minerału. Lejla, zachęcona łatwością, z jaką się poddał, wbijała sztylet głębiej. Kryształ pękł na dwie równe połówki, bez żadnej wewnętrznej skazy.

– No i gotowe! – ucieszyła się. – Trzymaj swoją część blisko ciała – poinstruowała Selektę i wręczyła jej ciepły fragment.

– Zrobimy próbę, tylko uważaj: może się jeszcze rozgrzać – ostrzegła i pośpiesznie wyszła z pokoju, nie tłumacząc nic więcej. Selekta przysiadła na skraju łózka i z powątpiewaniem spoglądała na niewielki zielony odłamek.

– A skąd ja mam niby wiedzieć, że działa? Ehh… – westchnęła i ścisnęła kamień w pięści. Nagle poczuła bulgotanie w brzuchu i wzbierające gazy.

– No mała; jak to tak ma działać, to musisz mnie uprzedzać zanim to włączysz – prychnęła pod nosem. Kryształ zaczął sączyć miłe ciepło w jej skórę. Rozluźniła wszystkie mięśnie, a myśli kształtowały losowe wspomnienia Arkanistki: uśmiech, głos, spojrzenie, nawet zapach morskich perfum. Wszystko na raz, kłębiło się w głowie w przyjemnym wirze doznań.

Zamknęła oczy.

Przypadkowe wizje splotły się w stabilny obraz. Lejla stała całkowicie naga uśmiechając się zalotnie w jej stronę.

– No i to rozumiem – Selekta przygryzła wargę z satysfakcją. Niestety wizja po chwili rozpłynęła się niczym poranna mgiełka nad stogami siana, a zapach perfum, zniknął ustępując czemuś o wiele mniej erotycznemu.

Lejla wpadła do pomieszczenia.

– I jak? Czułaś co… Fuj! Coś tu zdechło!?– złapała się za nos i spojrzała na Trybadę z odrazą – Byś się wstydziła!

– Przepraszam; najwidoczniej mam nietolerancję na magię – zażartowała Safonka, czerwieniąc się z zażenowania.

– Czułaś coś? – Lejla powtórzyła pytanie nosowo. – Coś oprócz tego, co ja teraz czuję… Widziałaś mnie? – spytała, ostentacyjnie otwierając okno.

– Tak, wyjątkowo wyraźnie.

– To dobrze. Następnym razem jak to się powtórzy, to zacznij mówić. Ja będę cię słyszała. I jeszcze mały prezencik… Być może się przyda. – Czarodziejka wyciągnęła niewielką fiolkę z pomarańczowym proszkiem.

– A to, co znowu za diabelstwo!? – skomentowała Safonka i przechwyciła buteleczkę.

– Spreparowany wyciąg z Nindry górskiej. Jeden wdech i nawet bizon zaśnie. Jest wzbogacona magią, więc działa niemal natychmiast. Tylko nie wysypuj na skórę, bo też padniesz – czarodziejka pogroziła jej palcem, ku przestrodze.

Selekta wyjrzała przez okno zwabiona hałasem.

– Daj to i idź już – przechwyciła flakonik. – Czekają na ciebie, a im dłużej o tym myślę, tym bardziej mnie nerwy biorą. – Selekta skrzyżowała ramiona na piersiach i zamilkła nabzdyczona. Próbowała przypomnieć sobie wszystkie irytujące zachowania Lejli, żeby choć trochę złagodzić ból spowodowany rozstaniem, ale przyjaciółka nieświadoma tego, z czym się zmaga, wcale nie ułatwiała jej tego zadania.

– No chodź tu purchawko ty moja! – rzuciła się Selekcie na szyję – To tylko dzień lub dwa i znowu się zobaczymy.

– Tobie to tak łatwo powiedzieć – odepchnęła lekko czarodziejkę. – Dzień, dwa, miesiąc, a po wszystkim, CO? Wrócisz do pałacu, do tego gogusia!

– Selekto ja… – Lejla spoważniała.

– No już, bez dramatów. – Safonka otarła łzę, która przedarła się przez mur samokontroli.

– Pamiętaj: nie wychylaj się z wozu i żadnego czary-mary – zaznaczyła i klepnęła Lejlę w tyłek. – Zrozumiano!?

– Ta jest! Mistrzyni Weil! – Arkanistka zasalutowała, wzięła torbę i dołączyła do Eliota i Emira, którzy kończyli przygotowania powozu.

Selekta odczekała, aż karawana zniknie za ogrodzeniem gospody.

– Szlag! Szlag!! Szlag!!! – chwyciła za stolik i roztrzaskała go o podłogę.

– Kurwa! – Ściana z hukiem przywitała wazon, a potem kilka ciosów pięścią, każdy kolejny bardziej krwawy.

Przestała, gdy zaczęło bryzgać.

W powietrzu rozchodził się szum ciężkich wdechów. Trybada usiadła na łóżku i zaszlochała, krzycząc jednocześnie. Wszystko, co próbowała powstrzymać przy Lejli, teraz ciskała w przestrzeń jak niewidzialne głazy.

– Kurwa!! Dlaczego to tak boli!? – zaklęła. Do pokoju wparował właściciel gospody zaalarmowany hałasem.

– Co tu się stało?! – spytał, spojrzawszy na stół i krew na ścianie.

– Nie twoja sprawa! – odpysknęła, powstała i odwiązała od pasa małą sakiewkę.

– To na pokrycie szkód – rzuciła w niego woreczkiem i wyszła.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania