Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 22

ROZDZIAŁ II: Nalewka Mamuni

 

Ekspedycja zbliżała się do granicy pomiędzy dwiema prowincjami zwanej Girazel On Walanon: po starosungardzku Brama Dwóch Szczytów, ale podróżnym nie było dane zobaczyć majestatycznej ułudy, którą kończący się Grzbiet Tanagaru tworzył wraz z granią zwaną Ogonem Wiecznych. Formująca się wieczorna mgła mocno ograniczała widoczność. Lejla poczuła zawód. Kiedyś czytała opis tego miejsca w poemacie. Autor porównywał schodzący się koniec jednego górskiego pasma i początek drugiego do bajkowego wejścia w płaską dolinę północy, opisywał błękitny portal do zaczarowanej jakiejś mitycznej krainy. Ale to wszystko pozostawało ukryte. Jedynie wartki nurt rzeki Baskir huczał w oddali, a wilgotne powietrze wysycone zapachem dzikiej górskiej kipieli, nie pozostawiało złudzeń, że są już blisko potężnego mostu. Sama przeprawa nie była dziełem Sungdarczyków, Telmian, czy nawet pierwszych belantrejskich kolonistów. Była o wiele starsza; starsza niż jakakolwiek ludzka osada w tym regionie.

Z mlecznej zawiesiny wyłoniły się pierwsze omszałe monumenty zdobiące wejście na szeroką groblę. Długi nasyp rozcinał rozlewisko przed samym mostem i musiał być regularnie wzmacniany, inaczej wozy osuwały się do płytkiej błotnistej wody. Lejla jako jedyna potrafiła docenić kunszt mocno zapuszczonych kolosów; niemych wartowników, których gatunku nie szłoby rozpoznać, gdyby nie znajomość historii tego regionu.

Ubita ziemia wzmocniona płaskimi kamieniami płynnie przeszła w wysłużoną drogę z kunsztownie przyciętych granitowych płyt, tu też natrafili na pierwszych Walończyków. Karawana straszyła żałobną ciszą, a woźnica pierwszej bryki tylko podejrzliwie omiótł Pieśniarzy wzrokiem i podgonił muły. Na tyłach orszaku dziatwa pilnowała kóz i dwóch licho wyglądających krów, a w spojrzeniach kobiet usadowionych przy burcie czuć było zawód; patrzyły na płaszcze z wyszytym godłem Sungardu i tylko strach powstrzymywał je od splunięcia.

Selekta zaczepnie wybałuszyła oczy, a walonki pouciekały spojrzeniami w swoje sprawy. Lejla czuła tę niechęć, ale nie tylko od ludzi z karawany. Miała wrażenie, że od północy mostem płynie druga rzeka, powolny błotnisty nurt krzywdy, rozpaczy i frustracji.

Zawiało od strony Ogona Wiecznych i mgła nad Baskirem nieco się przerzedziła. Czarodziejka jechała tuż przy prawej blance tej szerokiej przeprawy. Rycerz przed nią dał znak, żeby się zatrzymać. Kilkanaście jardów przed nimi kolejni uchodźcy przeładowywali coś z jednej bryki do drugiej, zapewne, żeby odciążyć dychawiczną starą klacz zaprzęgniętą do przeładowanego wozu. Leja skorzystała z okazji, zeskoczyła z konia i wyjrzała za kamienną balustradę. Musiała bodaj spojrzeć na słynną wzmocnioną magicznie konstrukcję z olbrzymich bloków grantu wspartą jedynie na dwóch przęsłach rozstawionych przy obu brzegach. Całość zdawała się lewitować nad pędzącą kipielą głównego nurtu.

Pokusa przyszła nagle, ciekawość wzięła górę i czarodziejka rozproszyła aurę. Chciała zbadać, jakież to zaklęcie potrafi spajać niezliczone cetnary ciężkich skał przez ponad dwa milenia. Zielone wstęgi astralnej wieczności wypełniały szczeliny między głazami niczym zaprawa. Miliony magicznych włókien zapętlonych bezwzględnym rozkazem „Zatrzymaj”. Kunszt, z jakim wpleciono zaklęcie w konstrukcję, zakrawał o mistrzostwo najlepszych greplińskich tkaczy.

– A więc to tak. – Uśmiechnęła się do siebie. – Czyli ty nie jesteś taki stary…

Nieznana magia niespodziewanie dotknęła jej aury jakby ktoś lub coś delikatnie obwąchiwało nowego przybysza. Czarodziejka zmobilizowała umysł, odtrąciła magiczny dotyk i rozejrzała się wokół w poszukiwaniu źródła drgającej symetrii.

Kamienne balustrady zdobiły cokoły, na których spoczywały wytarte posągi rdzennych mieszkańców tych ziem, a zawzięte miny marmurowych Bruków, nawet porośnięte mchem, nakazywały respekt.

Karawana ruszyła, tym razem pięć wozów i kilku konnych na przedzie, powoli wyłaniali się z mgły i z wolna podążali w kierunku Telmiańskiego brzegu.

Ktoś tu ma aurę, pomyślała Lejla, magia jest słaba, nieokreślona: nie robi tego świadomie.

Mogłaby rozproszyć swoją moc i wybadać źródło wibracji, ale nie chciała ryzykować wtargnięcia w swój umysł.

Pieśniarze dali znać, że droga znów wolna. Lejla wskoczyła na kulbakę i wnikliwie obserwowała mijanych ludzi, co i rusz wysyłając krótki, badawczy impuls astry, ale nic nie wyczuła.

Tylko cesarska ekspedycja pokonywała most w kierunku północy, czym wzbudzali nie lada zdziwienie. Safonka spowolniła tempo jazdy i szturchnęła łokciem bark przyjaciółki.

– Co jesteś taka ponura, mała? Może naleweczki? – Wyszczerzyła zęby. Jej czerwony nos i policzki wskazywały na zaawansowaną fazę leczenia ponuractwa. – Mamcia Karevis zapakowała nam trochę na drogę – potrząsnęła w połowie pustą butelką i siorbnęła mały łyczek na pokaz.

Lejla spojrzała na Safonkę z politowaniem.

– Doceniam starania, ale nie każdy leczy smutek bimbrem i wzniecaniem burd w tawernach.

– Jak sobie chcesz. Mi tam pomogło. – Wyżłopała pokaźną ilość. – Akhhh… od razu lepiej i świat taki kolorowy.

Uśmiechnęła się mało pięknie.

– Nie mów mi, że pijesz przez całą podró… – Lejla przerwała. Zimny dreszcz ogarnął jej ciało. Magia uderzyła ponownie, tym razem mocniej. To nie była ta sama moc sprzed chwili. Ta była bardziej zdeterminowana, agresywna, ukierunkowana świadomie. Wypełniła czarodziejkę uczuciem niepokoju, jak gdyby bliżej nieopisane zagrożenie czyhało tuż za rogiem.

Rozejrzała się odruchowo.

– Co jest, mała? – Trybada chwyciła za miecz.

– Nie wiem, przez chwilę wyczułam czyjąś obecność.

Chciała powiedzieć, że w głowie zamajaczył jej obraz czarnego kocura syczącego na białego lwa, ale to nie miało sensu. Magia często płatała takie figle.

– To wpły… – Safonce odbiło się niepokojąco – wpływ tego miejsca. Nie sprzyja pozytywnemu myśleniu. We mnie zawsze wzbudzało dreszcze.

– Chyba masz rację – przytaknęła Lejla: nie chciała wzniecać alarmu, dopóki nie było to konieczne. – Szkoda, że jestem tak daleko od Oruun – westchnęła nieco teatralnie. – Przydałby się ciepły Cesarz u boku.

– I w kroku. – Safonka wpierw powiedziała, a potem pomyślała. Żart skarcił ją przykrym obrazem.

– W twoim? Mogę go spytać.

– Chodź, ja cię przytulę – zaoferowała Trybada. – Wiem, że to nie to samo, ale jestem tak rozgrzana tym cudownym eliksirem, że mogę trochę tego ciepła odstąpić.

Lejla doceniła gest i skinęła głową na znak aprobaty, a Selekta skwapliwie objęła ją tak mocno, na ile to było możliwe podczas jazdy konno. Na ustach czarodziejki pokazał się nieśmiały uśmiech.

– Dzięki.

– Dobra, starczy, bo zaraz spadniemy.

– Nie ma za co, mała. – W odurzonej nalewką głowie zrodził się pomysł, ale na samo jego wyobrażenie Selekta poczuła gniew. Przełknęła go: Ona była ważniejsza. – Swoją drogą… Wspominałaś, że kupiłaś nowy jadeit. Może poprosisz kogoś z tej twoje gildii, żeby przekazał wiadomość gogusiowi? Działa to w ogóle na taką odległość?

– Ten goguś, to twój Cesarz. – Lejla upominała ja stanowczo.

– Przecież mu nie powtórzysz! Nie powtórzysz, prawda?

– Nie, z resztą on cię lubi, więc co najwyżej by cię zakuł w dyby.

– Niech żyje Wilfred łaskawca! Chwała mu! – parodiowała modlitewnym tonem i pomachała Pieśniarzowi, który odwrócił się zafrapowany tym głośnym aktem. – To co? Mówić chłopcom Trąbkarzom, że stajemy za mostem?

– A mamy na to czas? – Czarodziejka potraktowała Trybadę szklistym spojrzeniem: tak na wszelki wypadek, gdyby ta jeszcze się wahała.

– I tak nie zdążymy do Watenfel przed zmrokiem. Nie chce podróżować nocą w nieznanym terenie – skłamała.

– Dziękuję.

Lejla uściskała mocno dłoń Selekty. Jak zwykle poczuła od przyjaciółki mieszankę miłości, pragnienia i cierpienia. Delikatnie zabrała rękę i uśmiechnęła się do Safonki.

Po opuszczeniu mostu kluczyli traktem pomiędzy pagórkami jeszcze jakiś czas, a gdy słońce zniknęło za grzbietem Ogona, zajęli pierwszą lepszą płaską połać terenu nieobrośniętą krzakami. Nikt nie zatrzymywał się tuż za mostem, więc i karczmy nie szło tu uświadczyć. Obie kobiety przysiadły w centrum dość sprawnie rozbitego obozowiska. Dwóch starszych łuczników z ekspedycji miało doświadczenie w wojnie podjazdowej: wiedzieli jak przetrwać bez wygód z dala od kupieckich szlaków. Noce były nadal ciepłe, ale po niebie sunęły gęste chmury, więc Pieśniarze rozpostarli derki pomiędzy młodymi wiązami tak, żeby oliwiona skóra chroniła przed potencjalnym deszczem.

Selekta podjęła próbę rozpalenia ogniska. Wilgoć w tych okolicach nie ułatwiała jej zadania, więc wykrzesanie ognia stanowiło nie lada wyzwanie.

– Psia mać! Rozpal się w końcu!! – przeklęła, pocierając dwa krzemienie.

– Chuchnij na żar, powinno pomóc – rzuciła z przekąsem Lejla, grzebiąc za czymś w torbie.

– Chciałaś być wredna, a jesteś genialna! – Safonka wyciągnęła butelkę z resztką nalewki, nabrała w usta i wypluła, rozbryzgując spirytusową mgiełkę na wątłe iskry dogorywające pośród chrustu.

Ogień buchnął tak mocno, że ledwie zdążyła odskoczyć.

– Widzisz! Dobra na wszystkie problemy, he! – oświadczyła z dumą i nie omieszkała dopić reszty cudownego płynu.

Czarodziejka nie zwracała na nią uwagi i, coraz bardziej nerwowo, szukała czegoś w zdjętym saku.

– Gdzie ja podziałam te rękawiczki…? – szepnęła do siebie. Po czym wywróciła torbę i wysypała zawartość na ziemię.

– Po co ci drugie rękawiczki? Przecież rozpaliłam ognisko! – rzuciła z pretensją Selekta.

– Nie chodzi o to. Dostałam je od Wilfreda na naszą rocznicę. –Spojrzała na Safonkę. Mina przyjaciółki układała się w metaforyczny znak zapytania.

– Jadeit potrzebuje nawiązać ze mną więź, żeby zadziałać poprawnie: w szczególności nowy. Rękawiczki ułatwiłyby zadanie. Kurczę chyba zostawiłam je w zako… Ooo… – przerwała poruszona. – Kompletnie o tym zapominałam – pochwyciła drewnianą kasetkę, o którą pokłóciła się z Trigorjasem podczas wizyty na Telmiańskim targu.

– Czy to ta tajemnicza przesyłka tylko dla ciebie? – spytała z przekąsem Selekta, przysiadając obok Lejli.

– Tak, właśnie ta. Zobaczmy, co skrywa. – Rozplątała rzemień opasany wokół wieka i otworzyła skrzyneczkę bez większych problemów. – Przecież to niemożliwe.

Selekta położyła brodę na jej ramieniu.

– Czy to nie są przypadkiem twoje rękawiczki?

– Ale… Ale jak to? – zająknęła się czarodziejka. – Pudełko było cały czas zamknięte, a Wilfred kazał uszyć moje mitynki na specjalne zamówienie.

– Może ktoś je widział i skopiował? Może jakiś cichy wielbiciel? – Safonka szturchała ją łokciem.

– Ktoś zadałby sobie tyle trudu, żeby dać mi rękawiczki? Nieee. Nie sądzę. – Lejla wyjęła zawartość i otuliła mitynki aurą.

– Nic nie czuję; chyba są zwyczajne – stwierdziła i pokręciła nimi w powietrzu. – Identyczne: każdy szew, każdy motyw… Wszystko.

– Pokaż, ja obejrzę – Safonka wyciągnęła otwartą dłoń, a Lejla położyła na niej rękawiczki. W momencie, gdy czarodziejka przestała ich dotykać zmieniły się w białą mgłę i uleciały w powietrze.

– No teraz to ja jestem pewna, że nie są normalne – skomentowała Lejla, dokładnie oglądając rękę przyjaciółki.

Safonka intensywnie przetwarzała całe zajście, podejmując próbę przepchnięcia wniosków przez tłum rozbrykanych alkoholem myśli.

Głośny trzask otrzeźwił jej percepcję.

– Co to? – Selekta położyła rękę na mieczu.

– Szkatułka się zamknęła – odpowiedziała czarodziejka.

– Sama?

– Nie pytaj się głupio, chyba widzisz, gdzie mam ręce! Oczywiście, że sama – zirytowała się Lejla.

– Przepraszam, ale samozamykające się pudełka i rozpływające rękawiczki to nie jest dla mnie oczywistość – rzuciła z pretensją Safonka.

Czarodziejka uniosła szkatułkę.

– Daj! Teraz ja spróbuję. – Selekta niemal wyrwała jej pudełko z rąk.

– Tylko ostrożnie. Nie wiem, co to za magia – ostrzegła Lejla jednak Trybada, pomimo starań i użytej siły, nie mogła unieść wieka, które z pozoru wydawało się sklejone z podstawą.

Czarodziejka przejęła inicjatywę i odebrała kasetkę zasapanej przyjaciółce. Ponownie otworzyła ją bez większego problemu, a wewnątrz leżały te same rękawiczki.

– Nie wiem, co planujesz… – zagaiła Selekta – ale na twoim miejscu bym ich nie zakładała – poradziła, wskazując palcem na białe mitynki z wyhaftowanym kręgiem wzbudzeń.

– Nie mam zamiaru. – Lejla zamknęła pojemnik. – Najpierw muszę to rozgryźć. Porozmawiam o nich z mistrzem Markusem, kiedy dotrzemy do jego pracowni. On na pewno będzie wiedział, co to za zaklęcie.

– Dobra to ja zobaczę, jak chłopakom idzie przy koniach, a ty sobie pogadaj z zielonym kamieniem.

Selekta wstała i ruszyła w stronę rycerzy, a Lejla skupiła swoją uwagę na jadeitowym oku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • krajew34 15.08.2022
    Ty to nie cierpisz na niemoc twórczą, jak widzę... :) pzryjaciółki.- tak mi się rzuciło w oczy. Na razie zaznaczam sobie, że tu byłem. Widzę, że alkoholizm jednej z bohaterek może spowodować, że niezbyt przyda się do walki, a wiadomo, że konflikty to nie ustawki, gdzie zna się miejsce i czas. Dodatkowo sprawa z rękawiczkami. Ciekawe, ale następny później, wyczerpałem swoją manę do czytania przed ekranem na ten czas.
  • MKP 15.08.2022
    Nope
    Bardziej na niemoc ortograficzną, ale pracuje nad tym:)
    Zapraszam, dodałem trochę służby dwòr?
  • krajew34 15.08.2022
    MKP ja tam przez ostatni miesiąc nie potrafiłem skleić zdania, taka ściana. A wole nie pisać na siłę, bo wychodzi jak wychodzi. Może później wpadnę, niestety jakoś bardzo mnie męczy czytanie na ekranie.
  • MKP 15.08.2022
    krajew34
    Mnie też, w szczególności na telefonie, ale jakoś coraz więcej mogę za jednym razem.

    Na mnie twórczo działają różne konkursy z narzuconym tematem, ale jednak dające sporo swobody.
  • krajew34 15.08.2022
    MKP ja się w to już nie bawię, niestety mam tak, że potrafię napisać krótką formę, ale czuje taki niesmak, tak zmarnowanie potencjału, a nie chce zaczynać tysiące serii, by żadnej nie skończyć. Ciągle z tyłu głowy mam, a można by to tak poprowadzić, można by tak...nie, ta pokusa otwiera zbyt wiele drzwi, można by się zapomnieć.
    Na telefonie za to mogę czytać, ale pisanie komentarzy to makabra, zbyt grube paluchy, masa błędów, a idź pan... dwa razy większa mordęga. Czy telefon, czy monitor wolę papier, tu się męczę z każdą linijką, stąd tak mało moich komentarzy pod tekstami innych autorów.
  • MKP 15.08.2022
    krajew34
    Racja
    Przy moich paluchach, jak kartofle to też wyzwanie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania