Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 22

NALEWKA MAMUNI

 

Ekspedycja zbliżała się do granicy pomiędzy dwiema prowincjami: Walon i Telmonton zwaną Girazel On Walanon, po staro-sungardzku Brama Dwóch Szczytów. Głośny wartki nurt rzeki Baskir huczał w oddali, a rześki zapach górskiej wody świadczył o bliskości mostu granicznego.

Sama przeprawa nie była dziełem Walończyków, ani nawet pierwszych Belantrejczyków. Była o wiele starsza niż jakakolwiek ludzka osada w tym regionie.

Lejla nie mogła wyjść z podziwu na widok tego monumentalnego dzieła sztuki: konstrukcja z olbrzymich, granitowych bloków wspartych jedynie na dwóch przęsłach przy obu brzegach i jedną, wąską, centralną podporą, zdawała się lewitować nad pędzącą wodą.

Niestety im bliżej mostu podjeżdżała ekspedycja, tym bardziej rzeczywistość wypychała poczucie wzniosłości. Niekończący się sznur karawan jadących na południe, przypominał korowód żałobników. Czarodziejka zdała sobie sprawę, iż przedmieścia Telmonton, stanowiły zaledwie zaczątek tego, co czeka miasto w przyszłości, jeśli klęska nieurodzaju potrwa dłużej.

Gdy wjechali na obszerną groblę usypaną w poprzek płytkiego rozlewiska. Lejlą targnął astralny wstrząs: nieznana magia dotknęła jej aury, jakby delikatnie obwąchiwała nowego przybysza. Arkanistka zmobilizowała umysł, odtrąciła magiczny dotyk i rozejrzała wokół, poszukując źródła falującej symetrii.

Kamienne balustrady zdobiły cokoły, na których spoczywały wytarte posągi rdzennych mieszkańców tych ziem, a zawzięte miny marmurowych Bruków, nawet porośnięte mchem, nakazywały respekt.

Ktoś tu ma aurę, pomyślała Lejla; magia jest słaba, nieokreślona: nie robi tego świadomie, kontynuowała dedukcję. Mogłaby rozproszyć swoją moc i wybadać źródło tej niezidentyfikowane wibracji, ale nie chciała ryzykować, wtargnięcia w swój umysł, gdyby jednak się myliła i ktoś sondowałby ją celowo. Zamiast tego, wnikliwie obserwowała mijanych ludzi, co kilka kroków wysyłając krótki, badawczy impuls astry.

Tylko cesarska ekspedycja pokonywała most w kierunku północy, czym wzbudzali nie lada zainteresowanie. Wszyscy migranci byli zarazem podejrzani, jak i podejrzliwi.

Safonka spowolniła tempo jazdy i oparła łokieć o bark przyjaciółki.

– Co jesteś taka ponura, mała? Może naleweczki? – spytała i wyszczerzyła zęby. Jej czerwony nos i policzki wskazywały na zaawansowany etap leczenia ponuractwa, zaproponowaną metodą.

– Mamcia Karevis zapakowała nam trochę na drogę – potrząsnęła w połowie pustą butelką i siorbnęła mały łyczek na pokaz. Lejla spojrzała na Safonkę z politowaniem.

– Doceniam starania, ale nie każdy leczy smutek alkoholem i wzniecaniem burd w tawernach.

– Jak sobie chcesz – prychnęła Selekta. – Mi tam pomogło. – Wyżłopała niemal do końca. – Akhhh… od razu lepiej.

– Nie mów mi, że pijesz ten bimber przez całą podró... – Lejla przerwała, czując zimny dreszcz, przeszywający jej ciało. Magia uderzyła ponownie, tym razem mocniej. To nie była ta sama moc sprzed chwili. Ta była bardziej zdeterminowana, agresywna. Wypełniła ją uczuciem niepokoju, jak gdyby bliżej nieopisane zagrożenie czyhało tuż za rogiem. Rozejrzała się odruchowo.

– Co jest… mała? – spytała Trybada, tak składnie jak tyko była w stanie.

– Nie wiem, przez chwilę wyczułam czyjąś obecność.

– To wpły… – odbiło jej się – …wpływ tego miejsca. Nie sprzyja pozytywnemu myśleniu – uspokoiła ją Selekta. – We mnie zawsze wzbudzało dreszcze.

– Chyba masz rację – przytaknęła Lejla: nie chciała wzniecać alarmu, dopóki nie było to konieczne.

– Szkoda, że jestem tak daleko od Willa – westchnęła – Przydałby się ciepły facet u boku – zmieniła temat.

– Chodź, ja cię przytulę – zaoferowała Safonka – Wiem, że to nie to samo, ale jestem tak rozgrzana tym cudownym eliksirem, że mogę trochę tego ciepła odstąpić – wyjaśniła, kończąc uśmiechem tak rozkosznym, jak zezowaty kot z krzywym zgryzem. Lejla doceniła wysiłek i skinęła głową na znak aprobaty.

Selekta objęła ją tak mocno, jak to tylko było możliwe, jadąc konno. Na ustach czarodziejki pokazał się nieśmiały uśmiech.

– Dzięki – wyszeptała.

– Nie ma, za co mała. Swoją drogą to wspominałaś, że kupiłaś nowy jadeit. Może zatrzymamy się na chwilę i poprosisz kogoś z Gildii, żeby przekazał wiadomość temu twojemu gogusiowi. Co? – Safonce na myśl o tym, że zachęca Lejle do rozmowy z Wilfredem, zbierało się na wymioty, ale nie mogła znieść widoku jej smutnej miny.

– A mamy na to czas? – Spytała z powątpiewaniem czarodziejka, traktując Trybadę szklistym spojrzeniem.

– I tak nie zdążymy do Watenfel przed zmrokiem. Rozbijemy obóz. Nie chce podróżować po ciemku w nieznanym terenie – skłamała.

– Dziękuję, jesteś cudowna! – Lejla uściskała ją mocno.

Po opuszczeniu mostu przejechali jeszcze dość spory dystans, a gdy słońce chyliło ku zachodowi, cała delegacja stanęła na pobliskim wzgórzu. Prawie idealnie płaski horyzont, strzępił jedynie rozmyty kontur budowli niknący w szkarłatnych promieniach kończącego się dnia. Watenfel z jego wysokim murem i strzelistą centralną wieżą, cel tej długiej podróży, było już na wyciągnięcie ręki.

Obie kobiety przysiadły w centrum obozowiska, a Selekta podjęła próbę rozpalenia ogniska. W tych okolicach było dość wilgotno, więc wykrzesanie ognia nie należało do łatwych zadań.

– Psia mać! Rozpal się w końcu!! – przeklęła, pocierając dwa krzemienie.

– Chuchnij na żar, powinno pomóc – rzuciła z przekąsem Lejla, grzebiąc za czymś w torbie.

– Chciałaś być wredna, a jesteś Genialna! – Safonka wyciągnęła butelkę z resztką nalewki, nabrała w usta i wypluła, rozbryzgując spirytusową mgiełkę na wątłe iskry, dogorywające pośród chrustu.

Ogień buchnął tak mocno, że ledwie zdążyła odskoczyć.

– Widzisz! Dobra na wszystkie problemy, he! – oświadczyła Selekta i nie omieszkała dopić reszty, cudownego płynu. Arkanistka nie zwracała na nią uwagi i, coraz bardziej nerwowo, szukała czegoś w sakwie.

– Gdzie ja podziałam te rękawiczki? – mówiła sama do siebie. Po czym wywróciła torbę i wysypała zawartość na ziemię.

– Po co ci rękawiczki? Przecież rozpaliłam ognisko! – rzuciła z pretensją Selekta.

– Nie chodzi o to. Dostałam je od Wilfreda na rocznicę.

– ? – spytało spojrzenie Trybady.

– Jadeit potrzebuje nawiązać ze mną emocjonalną więź, żeby zadziałać poprawnie, w szczególności nowy: rękawiczki ułatwiłyby zadanie. Kurczę chyba zostawiłam je w zako… Oooo! – Przerwała poruszona. – Kompletnie o tym zapominałam – pochwyciła posrebrzane puzderko, o które pokłóciła się z Trigorjasem podczas wizyty na Telmiańskim targu.

– Czy to ta tajemnicza przesyłka tylko dla ciebie? – spytała Selekta przysiadając, obok Lejli.

– Tak, właśnie ta. Zobaczmy, co skrywa – rozplątała rzemień opasany wokół wieka i otworzyła skrzyneczkę.

– Przecież to niemożliwe.

Selekta oparła brodę na jej ramieniu.

– Czy to nie są przypadkiem twoje rękawiczki?

– Ale… ale jak to? – zająknęła się czarodziejka. – Pudełko było cały czas zamknięte, a Wilfred kazał uszyć moje mitynki na specjalne zamówienie.

– Może ktoś je widział i skopiował? Może jakiś cichy wielbiciel? – Safonka szturchała ją łokciem.

– Ktoś zadałby sobie tyle trudu, żeby dać mi rękawiczki? Nieee. Nie sądzę. – Lejla wyjęła zawartość i otuliła mitynki aurą.

– Nic nie czuję; chyba są zwyczajne – stwierdziła i pokręciła nimi w powietrzu. – Identyczne: każdy szew, każdy motyw… wszystko – opisała zdumiona.

– Pokarz, ja obejrzę – Safonka wyciągnęła otwartą dłoń, a Lejla położyła na niej rękawiczki. W momencie, gdy czarodziejka przestała ich dotykać zmieniły się w białą mgłę i spłynęły po przedramieniu Selekty.

– No teraz to ja jestem pewna, że nie są normalne – skomentowała Lejla, gdy dokładnie obejrzała rękę przyjaciółki. Safonka intensywnie przetwarzała całe zajście, próbując przepchnąć wnioski przez tłum rozbawionych alkoholem myśli. Za ich plecami rozległ się głośny trzask.

– Co to? – Selekta chwyciła za miecz uwieszony na plecach.

– Szkatułka się zamknęła – odpowiedziała Arkanistka.

– Sama?

– Nie pytaj się głupio, chyba widzisz gdzie mam ręce! Oczywiście, że samo – zirytowała się Lejla.

– Przepraszam, ale samozamykające się pudełka i rozpływające rękawiczki to nie jest dla mnie norma – rzuciła z pretensją Safonka. Lejla ponownie chwyciła szkatułkę.

– Daj! Teraz ja spróbuję – Selekta niemal wyrwała jej skrzyneczkę z rąk.

– Tylko ostrożnie. Nie wiem, co to za magia – ostrzegła Arkanistka jednak Trybada, pomimo starań i użytej siły, nie mogła unieść wieka. Czarodziejka przejęła inicjatywę i odebrała pudełko zmęczonej przyjaciółce.

Otworzyła je bez większego problemu. Wewnątrz leżały te same rękawiczki.

– Nie wiem, co planujesz… – zagaiła Selekta – Ale na twoim miejscu bym ich nie zakładała – poradziła wskazawszy palcem na białe mitynki z wyhaftowanym kręgiem wzbudzeń.

– Nie mam zamiaru – Lejla zamknęła pojemnik. – Najpierw muszę to rozgryźć. Porozmawiam o nich z mistrzem Markusem, jak dotrzemy do jego pracowni. On na pewno będzie wiedział, co to za przedmiot.

– Dobra to ja zobaczę, jak chłopakom idzie rozkładanie obozu, a ty sobie pogadaj z zielonym kamieniem.

Selekta wstała i ruszyła w stronę rycerzy, a Lejla skupiła swoją uwagę na jadeitowym oku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • krajew34 dwa lata temu
    Ty to nie cierpisz na niemoc twórczą, jak widzę... :) pzryjaciółki.- tak mi się rzuciło w oczy. Na razie zaznaczam sobie, że tu byłem. Widzę, że alkoholizm jednej z bohaterek może spowodować, że niezbyt przyda się do walki, a wiadomo, że konflikty to nie ustawki, gdzie zna się miejsce i czas. Dodatkowo sprawa z rękawiczkami. Ciekawe, ale następny później, wyczerpałem swoją manę do czytania przed ekranem na ten czas.
  • MKP dwa lata temu
    Nope
    Bardziej na niemoc ortograficzną, ale pracuje nad tym:)
    Zapraszam, dodałem trochę służby dwòr?
  • krajew34 dwa lata temu
    MKP ja tam przez ostatni miesiąc nie potrafiłem skleić zdania, taka ściana. A wole nie pisać na siłę, bo wychodzi jak wychodzi. Może później wpadnę, niestety jakoś bardzo mnie męczy czytanie na ekranie.
  • MKP dwa lata temu
    krajew34
    Mnie też, w szczególności na telefonie, ale jakoś coraz więcej mogę za jednym razem.

    Na mnie twórczo działają różne konkursy z narzuconym tematem, ale jednak dające sporo swobody.
  • krajew34 dwa lata temu
    MKP ja się w to już nie bawię, niestety mam tak, że potrafię napisać krótką formę, ale czuje taki niesmak, tak zmarnowanie potencjału, a nie chce zaczynać tysiące serii, by żadnej nie skończyć. Ciągle z tyłu głowy mam, a można by to tak poprowadzić, można by tak...nie, ta pokusa otwiera zbyt wiele drzwi, można by się zapomnieć.
    Na telefonie za to mogę czytać, ale pisanie komentarzy to makabra, zbyt grube paluchy, masa błędów, a idź pan... dwa razy większa mordęga. Czy telefon, czy monitor wolę papier, tu się męczę z każdą linijką, stąd tak mało moich komentarzy pod tekstami innych autorów.
  • MKP dwa lata temu
    krajew34
    Racja
    Przy moich paluchach, jak kartofle to też wyzwanie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania