Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 60

***** Kilka słów o teleportacji *****

 

Magiczne zjawisko teleportacji dzieli się na dwa rodzaje: przeskoki i podróże.

Naturę przeskoków najlepiej oddaje definicja uczonej Neiry Sawach: „Świat przestawia pionka, jednocześnie zapominając o całej drodze jaką pokonał i miejscu, gdzie uprzednio stał", w prostych słowach: magia wyrywa fragment rzeczywistości i wkleja go, gdzie indziej.

Co innego podróże, które wykorzystują zjawisko pętli "wieczność-zmiana" z jej podwójnym punktem wzajemnej negacji... ale to temat na dłuższą rozprawkę.

 

***************

 

CZEMU NIC NIE MOŻE BYĆ PROSTE?

 

Żeby rzucić zaklęcie teleportacji na dużą odległość, mag musiałby wzbudzić ogromną ilość astralnej energii, co czyniło takie przeskoki niemożliwymi bez wsparcia dodatkowych źródeł magii – nawet jeśli czarodziej lub czarodziejka byli bardzo potężni.

Z tej samej przyczyny portale miejskie, jak chociażby w Batismanur, posiadły solidne fundamenty, które wspierały gigantyczny, kamienny łuk opatrzony licznymi runami i glifami. Pełniły one funkcję zarówno wzbudzające, jak i stabilizujące, a same portale zwykle dominowały nad o wiele skromniejszą architekturą każdej z Belantrejskich twierdz granicznych.

Gdyby zastanowić się nad tym przez chwilę, można by dojść do wniosku, że Markus dokonał rzeczy niemożliwej, gdyż transport z Walońskiego wybrzeża do katedry zakonu Sióstr Miłosierdzia, wykraczał poza możliwości jakiegokolwiek jednostki – a jednak zadziałało.

Aby tak się stało, kluczowe były dwa czynniki: potężny odbiornik i źródło niezwiązanej astry. Rolę pierwszego odegrał ołtarz Sebil, który najwyraźniej stanowił najsilniejszy magiczny splot w promieniu setek mil; za drugi czynnik posłużyło bogate źródło szarej astry w miejscu inicjacji zaklęcia. W tym wypadku Markus użył pereł pustyni rozmieszczonych wokół jadeitowego kolosa; mag rozproszył swoją aurę i zmusił wszystkie z nich, aby w jednej chwili uwolniły zgromadzoną energię zmiany. Moc wyzwolona z aktywnych minerałów, nie była negowana przez swoją siostrzaną domenę, przez co nie podlegała ograniczeniom łamania symetrii; nie wiązało jej nic prócz woli czarodzieja.

Markus nie mógłby tego dokonać z innym aktywny minerałem, gdyż jego aura emanowała szarą energią zmiany, zatem fakt, że został ranny i spętany w tym, a nie innym miejscu, świadczył o tym, iż był ulubieńcem losu. Czego nie można było powiedzieć o Lady Crow.

Minerały, które wykorzystał mag, miały za zadnie stabilizację jadeitowego Serca. Ich osuszenie, zaburzyło delikatną harmonię astralnych więzów i Namiestniczka musiała ratować kryształ, przed widowiskowym odrzuceniem nagromadzonej Unitry.

– Gdzie te perły! – Mavis wrzasnęła na Kruków, niezgrabnie niosących metaliczne kule ze wskazanego wcześniej magazynu. Czuła, że traci kontrolę. Zielone Serce biło coraz szybciej, uderzając falami dzikiej energii. Ściany podziemnej komory dudniły, a pozostałe minerały, osadzone w podłodze, jarzyły się i gasły stochastycznie.

– Są Lady Galat! – odrzekł piechur w białej zbroi.

– Wymieńcie te czarne na nowe. Biegiem! Bo wszystkich nas szlag trafi!! – Ostatnie uderzenie mocy niemal zwaliło ją z nóg. Walońscy miecznicy, zmotywowani groźbą śmierci, w mgnieniu oka osadzili nowe minerały w miejsce pustych, kulistych skorup.

– Gotowe! – Krzyknął jeden z kruków.

Wycieńczona Mavis przestała pompować magię w jadeitowego kolosa. Serce zabiło, odrzucając i ciskając niestabilną energią. Zieleń trysnęła ze szczelin między kamiennymi blokami. Soczysty mech zalał podziemne mury, wybuchając gejzerami kolorowych kwiatów i grzybów. Piechurzy poczuli przypływ sił witalnych i znieruchomieli, upajając się ostrością zmysłów.

Po tym uderzeniu Serce przycichło…

Kolejne fale oliwkowego światła, przeszły w ledwie widoczną, rytmiczną pulsację. Namiestniczka wyczuła uspokojenie klejnotu i osunęła się na ziemię. Opanowanie Jadeitu było nadludzkim wyczynem, a wysiłek sprawił, iż jej cera z bladej stała się papierowa.

– Niewiele brakowało, a nasze marzenia przepadłyby z wielkim hukiem, braciszku – oznajmiła zmęczonym głosem. Ledwie zdążyła pomyśleć o Mezmirze, gdy poczuła znajome ciepło w klatce piersiowej; Namiestnik wywoływał ją przez pomniejsze Jadeitowe Oko, które Mavis nosiła osadzone w broszce.

– Już się stęskniłeś? – spytała, wizualizując go w myślach. Posępny obraz, który ukształtowała, w pełnił odpowiadał rzeczywistości: brak mimiki, puste spojrzenie, kompletnie nieruchomy; upiorna figura spoglądająca na nią beznamiętnie.

– To też – wizja przemówiła, nie poruszając wargami – ale bardziej interesuje mnie sytuacja z naszymi zbiegami?

– Już miałam z nimi kończyć, ale ten stary guślarz otworzył teleport! Nie doceniłam dziada… – przyznała niechętnie Namiestniczka i przygryzła wargę, tłumiąc złość.

– Czyli są już podwójnymi zbiegami… No cóż… Mojra ostrzegała cię, że z nim trzeba ostrożnie – wbił siostrze szpilę, ale gdy tylko wspominał o gosposi, Lady Galat zaczęła się rozglądać po komnacie. Do tej pory była całkowicie pochłonięta zapobieganiu katastrofie i nawet nie zdała sobie sprawy ze zniknięcia kobiety.

– Wiesz braciszku… – uśmiechnęła się złowieszczo – Wygląda na to, że Mojra wyruszyła razem z naszymi uciekinierami.

– To dobre wieści, ale tym zajmiemy się później. Moderator Proditis zarządził wymarsz wojsk i pyta o Serce. – Mezmir potraktował całą sytuację z Mojrą, jako drugorzędną. Najwidoczniej wymieniona osoba i jej wola stanowiły większy priorytet.

– Serce jest gotowe – oznajmiła pewna swego Mavis.

– Przechodzimy, więc do ostatniej fazy naszego planu. Wojska Kruków i Brukich wyruszyły z Vesting i niebawem wejdą do stolicy, zaś oddziały z Watenfel zabezpieczyły most. W ramach dywersji zasiejemy trochę grozy w sercach sąsiadów – Słowa Mezmira wskazywały na to, iż wojna była, nie tyle możliwa, co od dawna planowana.

– Zostań w wieży siostro, Mistrz Proditis niedługo do ciebie dołączy – zarządził Namiestnik. Nie było wiadomym kim jest mistrz, o którym wspominał, ale jedno było pewne: Mezmir nie przyjmował rozkazów od byle kogo.

– Tak, barcie – potwierdziła Mavis, bez protestów i kąśliwych uwag; tak po prostu… z pokorą. – Uważaj na siebie – dodała i zerwała połączenie.

W końcu mogła skupić się na Mojrze. Wpierw spróbowała ją wywołać przez osobisty jadeit, ale ten był zbyt słaby. Nie mogła nawet wyczuć gosposi, co wskazywało na dzielący je, duży dystans – lub śmieć.

– Mam nadzieję, że jeśli żyjesz, to nadal zgrywasz niewinną sprzątaczkę – wyszeptała Namiestniczka. – Bo jesteś na wrogim terytorium, z dala od domu… ale nie bój się… śpieszę ze słowem otuchy.

Mavis ułożyła dłonie na bijącym, kryształowym kolosie i skupiała myśli wokół zaginionej. Wkrótce wyczuła aurę Mojry migoczącą w oddali, pośród bilionów innych stworzeń, jak słaba gwiazda na tle całej galaktyki: żyła.

– Południe? Na pewno południe – stwierdziła Namiestniczka, barwiąc tęczówki szmaragdem, zanurzonym w otchłani matowej czerni.

Jeszcze bardziej zogniskowała moc Serca na tlącej się esencji gosposi.

– Czyżby Telmonton? Słyszysz mnie siostro? – wywoływała ją telepatycznie.

– Tak – odpowiedziała, krótko Mojra.

– Nic ci nie jest?

– Nie, ale nie mam za wiele czasu: nie spuszczają mnie z oka.

– Nie ujawniaj się i skontaktuj ze mną, jak tylko nadarzy się okazja; będę w pobliżu Serca.

– Oczywiście. Muszę się tu rozejrzeć. Na tę chwilę mogę ci powiedzieć, że pomaga im potężna brukijska mistyczka; widziałam na własne oczy, jak przeprowadza obrzęd transmutacji.

– To wyjaśnia miejsce przeskoku – skomentowała Mavis. ¬– Tylko silne źródło szarej astry mogło ich ściągnąć tak daleko.

– Muszę kończyć; babochłop się budzi… – oznajmiła Gosposia i zerwała magiczną więź.

– Do usłyszenia siostro – dodała Mavis i skinęła na strażnika, który obserwował ją z cienia.

– Pani Namiestnik – ukłonił się.

– Podprowadź mnie do wyjścia, muszę zaczerpnąć powietrza – Kruk podstawił jej ramię, aby mogła się na nim wesprzeć. Nim ruszyli, lady Galat rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na Jadeitowe Serce.

– Robi się coraz ciekawiej – stwierdziła. – Muszę dodać kolejny fragment do naszej układanki, ehh… dlaczego nic w życiu nie może być proste? – Westchnęła i ruszyli wąskim tunelem wiodącym na zewnątrz.

Odpowiedź na to pytanie rzucone do losu była wyjątkowo trywialna: kiedy w grę wchodziła magia, nie należało się spodziewać prostoty; skomplikowane zaklęcia, nadal skrywały przed światem przyczynę swej kapryśnej natury, a każdy szanujący się Astralny Splot wiedział, iż wykroczenie poza magiczny „przepis” może pociągnąć za sobą srogie konsekwencje.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania