Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 14

ROZDZIAŁ I: Nie kłam braciszku

 

Holi niecierpliwiła się, siedząc na kwietniku nieopodal wejścia do pałacowych ogrodów. Bukiet świeżo zerwanych cyranków sypał białymi płatkami, kiedy księżniczka maltretowała łodyżki, wypatrując rudych loków rozrzuconych w nieładzie na roztrzepanej głowie. Brena musiała odnieść swoje dzbaneczniki matce, ale jej nieobecność przedłużała się niepokojąco, a minuty rozciągały się jak ostatek masła rozsmarowany na długiej pajdzie chleba. W końcu jej najlepsza przyjaciółka miała poznać Tiję: piękną, zabawną i mądrą, starszą siostrę, której wykreowany obraz prawie zastąpił prawdziwe wspomnienia.

Nareszcie ruda czupryna zahulała na wietrze i kwadranse mentalnie zaklęte w lata przyspieszyły.

– No! Ile można czekać na królową!?

– Matula jak zwykle wymyśliła mi sto nowych zadań! Nie miałam wyboru! – odpysknęła poirytowana Brena. – Wiesz, jaka ona jest! Nawymyśla sobie obowiązków, a potem mnie za nimi gania!

– Wiem, wiem, spokojnie, nie wrzeszcz – zakryła Brenie usta.

Ruda w rozpędzie wybełkotała jeszcze kilka słów przez palce Holi nim, ta zasygnalizowała, że ma ściszyć głos.

– Wymknęłam się przy pierwszej lepszej okazji. Jaki mamy plan? Numer z kapłanką już nie przejdzie.

– Nie martw się – pokrzepiła ją Holi. – Do tej części zamku można jeszcze dojść tunelem; kiedyś przejście było strzeżone, ale obecnie nikt go nie pilnuje, bo nikt oprócz mnie, Wilusia i Hektora o nim nie wie. Musimy trzymać się blisko muru i unikać strażników.

– A niech mnie kury podobą! – wykrzyczała nieopatrznie Brena. – W końcu zobaczę ją z bliska.

– Cicho mówiłam! Ktoś może nas śledzić. – Holi zerknęła na kilku serwich wracających z oranżerii. Wymienili grzecznościowe spojrzenia, pozdrowili księżniczkę i uciekli w swoje obowiązki.

– Dobra, chodźmy już, zanim matka zacznie mnie szukać.

Poszły wzdłuż pałacowych obwarowań okalających rozległe ogrody. Pałac przypominał twierdzę, ale w państwie wiecznej wojny nie można się temu dziwić. Miejsca, gdzie strumień doprowadzający wodę do fontann wchodził w mur, zasłaniały grube kraty. Bliźniacze kanały odprowadzały brudną wodę i nieczystości z terenu pałacu wprost do przecinającej miasto rzeki Erad. Owalne otwory ścieku, od strony pałacu, zasłaniała karłowata arkada z ciasno rozstawionymi podporami. Księżniczka prześlizgnęła się bez większych problemów, brudząc jedynie szurkot i płaszcz. Brenie nie szło już tak dobrze. Nie mogła przecisnąć szerokich ud i wydatnych piersi pomiędzy filarami. W końcu z pomocą Holi zdołała przepchnąć krągłe biodra do wnętrza ciemnego korytarza.

Krótki tunel prowadził w głąb obronnego muru i również kończył się solidną broną. Na rozkaz ojca Wilfreda wewnątrz tego wilgotnego przejścia zamieszczono ukryte drzwi prowadzące do schodów i tunelu pod starymi komnatami królewskimi: ostatnią drogę ratunku dla cesarskiej rodziny na wypadek oblężenia stolicy. Dodatkowo wyjście w kanale zapieczętowano zaklęciem maskującym, gdyby ktoś wpadł na pomysł szukania czegoś w tym zatęchłym miejscu.

Wewnątrz obwarowań panowała całkowita ciemność przełamywana jedynie słabym światłem przeciskającym się przez grube filary. Prawdopodobieństwo, iż ktoś przypadkowo odnalazłby runę sterującą zaklęciem, graniczyło z cudem.

Księżniczka wiedziała gdzie i czego szukać, a i tak wymacanie żłobień w kamieniu zajęło jej sporo czasu.

– Jesteśmy, Ruda.

– I co teraz?

Ich szepty rozchodziły się konspiracyjnym echem.

– Teraz patrz, jak księżniczka staje się czarodziejką – obwieściła uroczyście Holi i zdjęła z szyi mały wisiorek.

Medalik kształtem przypominał miecz, lecz z rękojeści wystawał kryształ twardego minerału. Holi przytknęła koniec zaostrzonego katalitu do runy i powoli przesuwała klingą wzdłuż żłobieniami. Znak kawałek po kawałku podświetlał się tuż za medalikiem. Płonący bladym blaskiem szarawy glif w końcu przybrał kształt obróconej litery „e” wpisanej w trójkąt.

Coś w murze trzasnęło tępo. Runa obróciła się i zgasła, wyrzucając podmuch zaduszonego powietrza. Kaszlnęły obie podrażnione wilgotną stęchlizną. Patos przemiany w czarodziejkę prysł wraz ze świeżym powietrzem.

– Na litość Matki… Ekhe!... Coś tam zdechło? – Brena zasłoniła twarz rękawem.

– Nie… Nie wiem… – Holi powstrzymała odruch wymiotny i założyła wisiorek na szyję.

Bargo wlepiła oczy w świecące napisy wokół włazu. Nigdy nie widziała magii, więc rozdziawiła usta w zachwycie nad mieniącymi się hipnotycznie znakami. Powietrze – prócz oswojonego już posmaku pleśni – drażniło usta i nos dziwną ostrością.

– Ja bym tu tak nie robiła na twoim miejscu – upominała ją księżniczka. – Sporo robactwa lata…

– Ekhe! Ble! – Ruda splunęła targana dreszczem odrazy i z obrzydzeniem wytarła język w rękaw. – Obrzydlistwo, chodźmy już.

– Pomóż mi pchać. Pamiętam, że są dość ciężkie – oznajmiła Holi zapierając się nogami o dość śliską posadzkę wewnątrz kanału.

– Pchać co?

– Właz, głuptasie. – Ichti wskazała na owalne wyżłobienie w omszałych granitowych blokach. Wcześniej niewidoczne w półmroku teraz rysowało wyraźną jasną szczelinę.

– Zaprzyj się i pchaj z całych sił.

Ciekawość wzięła górę nad strachem i Brena naparła na fragment ściany razem z Holi. Eliptyczny blok w końcu ustąpił, ujawniając schody w głębi płytkiej wnęki.

– Teraz musimy być cicho, bo wyjście jest tuż za strażnikami – poinstruowała przygaszonym głosem Holi.

Brena przytaknęła i obie wdrapały się po stromych stopniach. Dalej prowadziła ich wąska ścieżka rozświetlona blaskiem magicznej wstęgi zatopionej w kamiennym sklepieniu. Portal po drugiej stronie przysłonięto obrazem z panoramą miasta. Malowidło jak ich wiele w pałacu: starannie wykonane, ale niezbyt okazałe, nie przykuwało uwagi na dłużej – i o to chodziło. Holi pierwsza wyjrzała zza drewnianej ramy, aby upewnić się, że nie ma nikogo w pobliżu.

– Droga wolna – mruknęła do Breny i obie pośpiesznie przemknęły w stronę sypialni Tijanor niczym harcujące pałacowe myszy.

Im bliżej celu, tym emocje coraz bardziej wzbierały w młodej Bargo. Holi ostrożnie pchnęła dębowe skrzydło tak, żeby umęczone zawiasy nie zdradziły ich obecności.

Weszły do środka. Ostrzegawcze tąpnięcie mocy rozeszło się po izbie, ale obie dziewczyny nie były wystarczająco wrażliwe, żeby odczytać sygnał. Dla nich w pokoju panował zwyczajny zaduch.

Brena rozkoszowała się każdym krokiem postawionym w tym zakazanym sanktuarium. Ale Holi natychmiast skupiła wzrok na szerokim łożu, na którym spała Tijanor. Czarne gęste włosy starszej księżniczki rozlewały się na wielkiej poduszce jak wielka plama inkaustu na białej karcie drogiego papirusu. Ruda zastygła w zachwycie; jedyne, co mogła z siebie wydusić to ciche westchnienie:

– Jest piękna…

Holi wsadziła bukiecik cyranków do pustego wazonu, po czym napełniła go wodą z pobliskiego dzbana i przysiadła na pościeli. Tijanor miała dziwną zmartwioną minę, jak ktoś uwięziony w niespokojnym śnie.

– Cześć, siostrzyczko. – Ichti uśmiechnęła się promiennie. – Bardzo dziękuję za prezent – pocałowała siostrę w czoło. – Bąbel nie miał dobrego startu, szczególnie z Wilusiem, ale teraz już jest grzeczny, a przynajmniej się stara. Będzie moim drugim najlepszym przyjacielem, zaraz po Brenie. – Holi przeniosła spojrzenie w stronę przyjaciółki.

– Chodź, Ruda. Poznasz moją siostrę.

– Holi… Nie czuję się najlepiej…

Córka Teresy ledwie utrzymywała się na nogach. Jej zdrowo różowa cera przybrała barwę gaszonego wapna, a twarz zalewał zimny pot.

Wywróciła oczy i osunęła się na ziemię.

– Breno! – Holi poderwała się z pościeli – Co się stało?! Co ci jest!? Odpowiedz, proszę!

Ruda wydawała tylko ciche świsty.

– Pomocy! Pomocy!! Breno wstawaj! – Księżniczka poderwała się z kolan i pobiegła do drzwi. – Pomocy!! – wrzasnęła rozpaczliwie w dół korytarza i wróciła do Rudej. Bargo wiła się na podłożu. – Biegnę po pomoc.

Stukot kopyt rozniósł się echem w kamiennym przejściu. Uderzenie gorącego powietrza odrzuciło skrzydło masywnych drzwi jak słomianą plecionkę. Babel wparował do pomieszczenia, spojrzał na Holi, a potem na Brenę. W jego oczach czaił się niekreślony ogień. Złapał rudą za kołnierz surkotu i wyciągnął na korytarz. Chwilę później zjawili się strażnicy.

– Księżniczka? Co się stało? – spytał jeden.

Holi dopadła do nieprzytomnej przyjaciółki.

– Czy ten zwierzak znowu był agresywny? – Starszy wąsacz chwycił za broń.

Chwilowo nie przyszło im do głów, żeby dywagować jakim cudem koń i dwie dziewczyny znalazły się w części pałacu z jednym wyjściem – wyjściem, którego na dodatek mieli pilnować.

Bąbel parsknął, oburzony.

– Nie… Bren… – księżniczka nie mogła wykrztusić słowa przez zaciśniętą krtań. – Brena… Ona… Ona upadla! Nagle! Na ziemię! Nie wiem, co się stało! – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.

Odgłos szybkich kroków rozszedł się echem od strony wejścia. Wilfred wybiegł zza zakrętu, spojrzał na Holi, potem na Brenę i na Bąbla, i niedowierzał własnym oczom.

– Co tu się dzieje?!

Spąsowiał ze złości i obrócił głowę w stronę gwardzistów.

– Czy pilnowanie jednych, jedynych drzwi, to zbyt wymagające zadanie!

– Panie… – strażnik próbował coś odpowiedzieć, ale Wilfred był w furii.

– Milcz! Dwie dziewczyny, koń i co jeszcze!? Jutro mam się spodziewać stada krów i smoka?! Mieliście jedno zadanie! Pilnować, żeby nikt tu nie wszedł bez mojej zgody! I co!? – Spojrzał ponownie na zapłakaną siostrę i jej nieprzytomną przyjaciółkę. Ten widok nieco ostudził rozpierający go gniew, ale nie na tyle, by rozmawiać z Holi: nie chciał powiedzieć czegoś, czego będzie potem żałował. Wolał wyładować się na żołdakach.

– Brenie nic nie będzie – burknął tylko nieprzyjemnie. – Niedługo wróci jej przytomność.

– Bracie ja, ja nie rozumiem, co się stało.

– Porozmawiamy o tym później, teraz odprowadzasz konia i do końca dnia jesteś w pokoju, bez jedzenia! Wy dwaj! Zabrać dziewczynę do medyka, a potem czekać na wezwanie.

– Tak, panie.

– Bracie, przepraszam, ja myślałam… – Jej przeprosiny przyniosły odwrotny skutek. Cesarzowi puściły nerwy.

– Nie obchodzi mnie, co myślałaś! – wywrzeszczał jej w twarz i pochwycił za ramiona. – Przez ciebie Brenie mogła stać się krzywda! Kto by wtedy powiedział Teresie, przepraszam!? Co!? Powiedz mi, kto!? Marsz do pokoju!

Holi już nic nie mówiła, tylko chwyciła Bąbla za uzdę i cicho skomląc, udała w stronę wyjścia.

Diasir, dopiero co ledwie dowlekł się do sypialni i stanął oparty plecami o framugę. Krótki bieg tak zaskoczył jego organizm, że każdy desperacki oddech krzyczał „nie rób mi tego więcej!”.

– Mistrzu, nic ci nie jest?

– Nie… Panie… a przynajmniej… tak mi się zdaje.

– Wybacz. Holi czasami robi głupoty, ale teraz przeszła samą siebie.

– Każde dziecko robi głupoty, panie, nawet księżniczka. Dziwi mnie tylko, że panienka Holinor przyprowadziła koleżankę pomimo ryzyka.

Wilfred zbladł. Właśnie zdał sobie sprawę, że to wszystko, to w gruncie rzeczy jego wina.

– Nie była świadoma niebezpieczeństwa – wyszeptał z poczuciem winy.

– Rozumiem… – Mag pogłaskał brodę, dając sobie czas na skonstruowanie jednej z tych dobrych rad, które są oczywiste, a jednak zawsze padają po szkodzie.

– Myślę panie, że chyba czas opowiedzieć jej całą historię; czasami najstraszniejsza prawda jest lepsza niż najpiękniejsze kłamstwo.

– Teraz to już chyba nie mam wyboru – oznajmił Wilfred, wzdychając ciężko. Wydawało mu się, że jakiś mityczny olbrzym postawił mu menhir na torsie. – Chodźmy, Diasirze – poklepał Dalangana po ramieniu – Muszę się napić, a i mistrz powinienem uzupełnić płyny.

– Panie, jeszcze chwilę… jeśli pozwolisz.

Wilfred spojrzał na niego, marszcząc pytająco czoło.

– Tuż po tym, jak usłyszeliśmy krzyk, eremantes ponownie się uaktywnił. Tym razem kryształy skierowane w stronę źródła dźwięku, mieniły się głębokim szkarłatem. Nawet teraz mają lekką poświatę. Proszę zobaczyć – Diasir wyciągnął z sakwy urządzenie, które tliło się delikatnym czerwonym światłem.

– Nie teraz Mistrzu, proszę, na razie nie mam siły na łamigłówki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • krajew34 28.06.2022
    Jeśli chora siostra przysyła ci kucyka, wiedz, że coś się dzieje. :) Taki typowy motyw dziecięcej niewinności, zazwyczaj skutkujących bardzo negatywnie. Podoba mi się.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania