Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz 4

ŚPIĄCA KRÓLEWNA

 

****

Z cyklu fauna i flora Ilteris:

Cyranki to wczesno-jesienne kwiaty o drobnych płatkach i białej barwie. Były dość pospolite w całym Sungardzie

****

 

Wilfred niemal przebiegł przez salę balową, wskoczył na strome schody i wdrapał na górę do starych komnat rodziców. Im bliżej miał do drzwi wejściowych, tym bardziej nerwy zaciskały mu pieści i zęby.

Przed wejściem do dawnej siedziby króla stało dwóch strażników. Zawsze przynajmniej jeden z nich był zaufanym przybocznym Hektora, a stare pokoje rodziny cesarskiej zamknięto dla większości niewtajemniczonej służby.

– Panie!

– Panie! – pozdrowili go niemal równocześnie.

– Widzieliście księżniczkę!?

– Nie Panie. Mamy wartę od rana, nikt tędy nie przechodził prócz kapłanki Imaltis z kadzielnicą. Miała pobłogosławić pomieszczenia, jak co miesiąc.

– Czy kapłanka była rudowłosa i niewiele mniejsza ode mnie?

– Tak Panie.

– Sprytna jest – Wilfred uśmiechnął się w duchu.

Do tej części pałacu prowadziły dwie ścieżki, z czego tylko jedna oficjalna. Każdego miesiąca świątynia wysyłała kapłana bądź kapłankę kultu światła, żeby pobłogosławić mury zamczyska i zesłać łaskę na jego mieszkańców. To bardzo powszechny zwyczaj, odprawiany od niepamiętnych czasów – i prawie tak stary jak sztuczka z przemycaniem dziewcząt w kadzielnicy osadzonej na stalowym wózku.

Cesarz minął wartowników wkraczając do ciemnego holu. W oddali rozbrzmiewał delikatny dziewczęcy alt, który stawał się coraz wyraźniejszy. Odetchnął z ulgą, gdy rozpoznał w nim głos młodszej siostry.

Pokoje należące do rodziny królewskiej usytuowano w najbezpieczniejszym miejscu całego zamku, przygotowując je do łatwej obrony w razie zamachu. Wąskie, karłowate okna osadzone w grubych murach nie dawały zbyt wiele dziennego światła, więc młody władca spowolnił kroku, podjął jedną z przygotowanych pochodni i odpalił od rozpalonego przez służbę znicza. Wychodząc z zakrętu rozświetlił drogę przed sobą. U progu dużych drewnianych wrót, tyłem do niego, stała kobieta w płaszczu z symbolami świątyni. Spoglądała przez wąską szczelinę w drzwiach tak skupiona na tym, co robi, że nie zdołała go dostrzec nawet wtedy, gdy stał już o krok od niej.

– Pani, czy pobłogosławiłaś już wszystkich nieszczęśników w tych lochach? – dziewczyna odwróciła się i zbladła na jego widok.

– Panie, ja-ja… – jąkała zaskoczona, a sylaby grzęzły jej w gardle. Zerwany gwałtownym podrygiem kaptur odkrył miedzianą grzywkę poplątaną w chaotycznym nieładzie.

– W pokoju Holi czeka na ciebie Matka, Breno – przerwał jej Wilfred. – Idź i powiedz jej, że znalazłem Holi – i radzę ci iść po te jajka.

– Tak, oczywiście Will, znaczy Panie…. Znaczy Cesarzu… – obróciła się na pięcie i pobiegła do wyjścia, cudem unikając rozbicia o pobliską ścianę. Wilfred zastąpił ją przy drzwiach i zajrzał do pokoju.

Księżniczka Holi siedziała na brzegu łóżka i plotła wianek ze świeżo zebranych cyranków , nucąc spokojną melodyjkę. Tuż obok niej leżała młoda kobieta o hebanowych włosach, których czerń mocno kontrastowała ze śnieżnobiałą pościelą.

Wyglądała jakby spala głębokim, spokojnym snem.

Wilfred stanął w progu wsłuchując się w dźwięki kołysanki, śpiewanej im niegdyś przez matkę. Resztki złości ulotniły się w nicość; wszedł do pokoju – a raczej obszernego bunkra przerobionego na pokój.

– Nie musisz się zakradać. Wiemy, że tam stoisz głuptasie – oznajmiła Holi chichocząc perliście.

– Nie powinnaś nucić jej kołysanek; nie sądzisz, że śpi już wystarczająco długo? – spytał spokojnym głosem. Nigdy nie potrafił gniewać się na siostrę. Przysiadł obok i objął drobniutką Ichti masywnym ramieniem.

– Czy to dla naszej siostry? – Spojrzał na białe kwiatki ułożone schludnie w ładny diadem.

– Mówiłeś, że bardzo lubiła cyranki – wyszeptała Holi i wsunęła ukończony wianuszek na głowę śpiącej siostry, Tijanor. Gdy cała trójka przebywała blisko siebie, nikt nie mógłby podważyć faktu, iż są rodzeństwem. Tija pomimo snu wyglądała jak starsza wersja Holi z bardziej wydatną, kobiecą figurą.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin siostrzyczko – Holi szepnęła jej do ucha i mocno przytuliła.

– Myślę, że się cieszy – oznajmił Cesarz głaszcząc delikatnie, bezwładną rączkę starszej siostry. Nie mógł oderwać od niej wzroku. W dzieciństwie byli praktycznie nierozłączni, a Tija opiekowała się nim, gdy Królowa towarzyszyła mężowi w podróżach po Cesarstwie. Do tej pory z radością przywoływał wspomnienia zabawy w chowanego w ogrodzie. To uczucie beztroski i niczym niezmąconego szczęścia; uczucie, które uleciało pozostawiając go w objęciach trudnej dorosłości.

– Wiesz siostrzyczko, w co bawiliśmy się z Tiją zanim zachorowała?

– Nie wiem? – dziewczynce zaświeciły się oczy i skupiła całą swoja uwagę na bracie jakby to, co zaraz powie miało zmienić całe jej życie.

– Powiedz! Proszę! Proszę! Proszę!! – powtarzała naciskając.

– No już… spokojnie – odpowiedział z uśmiechem. – Nie ekscytuj się tak mocno. Takie zachowanie nie przystoi księżniczce – zażartował z przekąsem.

Ichti posmutniała:

– Nie pamiętam jej z czasów, kiedy była zdrowa, a ty tak rzadko o niej opowiadasz – wyznała półgłosem i spuściła wzrok.

– Zawsze kiedy mama zostawiała nas z opiekunką, zwykliśmy razem z Tiją wymykać się do ogrodu i bawić w chowanego. Oczywiście my się bawiliśmy, a pani Marten po prostu nas szukała z każdą minutą stając się bardziej blada. Ehh… Było cudownie.

– To prawie jak ty i Teresa mnie – wyszczerzyła ząbki, dumna iż poszła w ślady starszego rodzeństwa.

– Tak, ale ty masz tego nie robić! – Pogroził siostrzyczce palcem i poczochrał jej ciemne włosy.

– Mów dalej a ja to przemyślę.

– Ha! No dobra. Pamiętam jak jej cudne czarne włosy powiewały na wietrze, kiedy przede mną uciekała. Zawsze jak widziała, że spowalniam bieg i zbiera mi się na płacz, udawała potkniecie, żebym mógł ją dogonić. Byłem z siebie taki dumny, niczym pogromca smoków.

– Wow! Siostra jest naprawdę... – wypowiedź Holi przerwało donośne bulgotanie. Złapała się za brzuch i zarumieniła ze wstydu.

– Uuuu…. Ktoś tu nie jadł śniadania – skomentował prześmiewczo Wilfred.

– Przestań! – Holi jeszcze bardziej spąsowiała i odwróciła buźkę w stronę ściany. Pomimo młodego wieku lubiła wyobrażać sobie siebie jako dystyngowaną damę dworu, a damą nie zdarzają się gastryczne wpadki – przynajmniej takie miała o nich wyobrażenie. Najwyraźniej nigdy nie widziała wzbierającej desperacji w oczach arystokratek, gdy na przyjęciu podano groch. Taras był wtedy najbardziej pożądanym miejscem, lecz nigdy w towarzystwie.

– Chodź siostrzyczko. Teresa przygotuje nam coś do jedzenia, a potem pojedziemy do świątyni pomodlić się w krypcie rodziców. Odwiedzimy jeszcze Tiję, obiecuję.

– Dobrze Wiluś – odpowiedziała wiedząc doskonale, że on nie lubi tego zdrobnienia.

– Ja ci dam Wiluś!! – pochwycił siostrę i zaczął łaskotać aż oboje przewrócili się na łóżko. Holi usiadła mu na klatce piersiowej wbijając w tors kościste kolanka.

– I co teraz powiesz imperatorze Wiluś? – Mężczyzna leżał z odwróconą głową ignorując zaczepki małej panny i hipnotycznie wpatrywał się w twarz śpiącej królewny.

– Braciszku, co się stało? – spytała Holi zaniepokojona brakiem reakcji.

– Czy mi się zdaję, czy ona się do nas uśmiecha? – odpowiedział zdumiony, spoglądając na usta Tiji wygięte w lekki łuk. Nie wiedział czy rzeczywiście widzi uśmiech czy jego stęsknione serce pokazuje mu to, co chce zobaczyć.

– Tak, a co w tym dziwnego? Często się do mnie uśmiecha – wypaliła ze zdziwieniem Ichti, zupełnie jakby zachwycił się czymś kompletnie oczywistym.

– Być może nie zwróciłem wcześniej na to uwagi – otrząsnął się i wyciągnął rękę do młodszej siostry.

– Chodźmy już młoda damo. Chcę wrócić ze świątyni przed zmrokiem – wstał z miękkiego materaca i ruszył w stronę drzwi. Holi podążyła za nim, ale zatrzymała się tuż przed wyjściem – Poczekaj jeszcze chwilę… – Zawróciła, podbiegła szybciutko do łóżka i pochyliła nad śpiąca Tijanor.

– Jutro są moje urodziny. Wiesz, co bym chciała dostać najbardziej na świecie? Powiem ci na ucho, żeby Wiluś nie słyszał.

– Słyszę! – krzyknął zza drzwi.

– Chciałabym swojego własnego kucyka z pięknymi włosami, takimi jak twoje.

– Holi chodź już!! – Jego głos rozbrzmiewał echem z korytarza. Dziewczynka pocałowała Tiję w czoło i dołączyła do brata. Szli tak przez krótką chwilę, a księżniczka szybko dreptała małymi nóżkami, co i raz spoglądając na poważną twarz brata. Za każdym razem, gdy na nią zerkał, rozchylała wargi jakby chciała coś powiedzieć, ale poprzestawała jedynie na cichym mruknięciu. W końcu, tuż przed strażnikami, zebrała się w sobie.

– Braciszkuuuuu….? – rozciągnęła słowo sygnalizując nadchodzące pytanie.

– No! W końcu! Widzę, że cię to dusi całą drogę – uśmiechnął się w jej stronę. – Słucham cię siostruniuuuu…

– Dlaczego tylko my możemy do niej wchodzić, a służba nie ma wstępu? Tylko mów prawdę. Pojutrze kończę dwanaście lat i należy mnie traktować poważnie – tupnęła pantofelkiem a Wilfred przyklęknął naprzeciw i chwycił w dłonie jej małe, rumiane policzki.

– Dwanaście lat! Ho, ho, ho… To już trzeba ci szukać męża, młoda damo.

– Ble! Fuj! Sam sobie znajdź męża i przestań się ze mnie zgrywać! Pytam serio! – odpysknęła z pretensją tupiąc jeszcze mocniej. Nawet przy tej demonstracji gniewu wydawała się nad wyraz słodka.

– Proponuję umowę… – zaczął poważnie. – Pojutrze, jak już będziesz dorosła, usiądziemy razem z Tiją i opowiem ci wszystko, co wiem, a nasza ukochana siostra będzie pilnować czy z moją pamięcią jest wszystko w porządku. Dobra? – uszczypnął jej nosek.

– Ale obiecujesz? – spojrzała na brata serwując podejrzliwą minę:

w kwestii dziwnej choroby Tijanor miała do niego bardzo ograniczone zaufanie. Pytała o to niezliczoną ilość razy a Cesarz zawsze unikał odpowiedzi, chwytając się najróżniejszych sztuczek: a to zagaił do przypadkowej osoby pytając o nieistotną sprawę, lub prawił morały, iż jest jeszcze za młoda, żeby zaprzątać tym swoją główkę; raz nawet zasymulował nagły atak bólu gardła – z utratą mowy rzecz jasna.

– Obiecuję – przytaknął stanowczo. Kupił sobie kolejne dwa dni na wymyślenie historii

 

****

Ichti to w dialekcie staro-sungardzkim, siostra lub bardziej ogólnie: o wiele młodsza, bliska krewna

****

Grafika do tego rozdziału, moje autorstwa w linku poniżej.

https://www.wattpad.com/1267325288-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-i-%C5%9Bwiat%C5%82o-p%C3%B3%C5%82nocy-%C5%9Bpi%C4%85ca-kr%C3%B3lewna

*****

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Gregory Heyno dwa lata temu
    "Ichti posmutniała:" to jakiś tytuł Holi? Szybko czytam i gdzieś mi umknęło gdzie o tym piszesz, przypomnisz?
  • MKP dwa lata temu
    Nic ci nie umknęło; to mi umknęło: w książce mam w przypisie:)
    Zaraz i tu wmontuję.

    Ichti to z dialektu staro-sungardzkiego, siostra: brakowało mi odpowiednich epitetów to sobie wymyśliłem:)

    Dzięki
  • krajew34 dwa lata temu
    Dobrze, że dałeś ten przypis, bo zastanawiałem się kto to do cholery jest Ichti i gdzie mi ucieķła w czasie czytania. Mam wrażenie, że nie raz przesadzasz z opisami, które w większości są naprawdę fajne i wyobraźnia je łatwo przedstawia,
    Wąskie, karłowate okna osadzone w grubych murach, nie dawały zbyt wiele dziennego światła, więc młody władca spowolnił kroku i dobył pochodni. - czy pochodni można dobyć.. Hm to określenie zawsze kojarzyło się z ostrzem, więc jeśli miałby pochodnie przy pasie wtedy albo by się przypalił albo by musiał ją jakoś zapalić. Karłowate okna, kurcze ale ja się tak zwane przypierdzielam o szczegóły. No, ale z racji, że to twój tekst, a komentarz jest tylko moją subiektywną opinią, to mogę to robić. :) idę dalej.
  • MKP dwa lata temu
    szczegóły są ważne:)
    Doceniam wnikliwość i korzystam ze wskazówek

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania