Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 24

Opętanie

 

Następnego poranka po nieudanej nardzie oraz mocno zakrapianej alkoholem rozmowie z ambasadorem Sungardu w Belantres Borys niechętnie podniósł się z sypialnianej podłogi i chwiejnym krokiem podszedł do baryłki z piwem. Okazało się, iż nawet w stanie, który, jak na jego standardy, można było nazwać trzeźwym, otwarcie filigranowej zawleczki stanowiło nie lada wyzwanie. Po takim rauszu dłonie Niedźwiedzia dygotały jak wyszarpane z rzeki pstrągi.

– Niech to kozioł chędoży! – przeklinał mechanizm dzielący go od płynnego remedium na wszelkie bolączki. W końcu chwycił za toporek wbity w stołek i ściął klin, uwalniając strumień upragnionego bursztynowego napitku, który natychmiast skierował do ust.

– Mogłem pomóc waszej wysokości – rozbrzmiał łagodny męski głos tuż za plecami Niedźwiedzia.

– Do stu piorunów! – Odstawił beczułkę. – Czy ty pojawiasz się wszędzie, gdzie trzeba to diabelstwo otworzyć?! – Samunder warkną na schludnie ubranego jegomościa. Mężczyzna stał w progu przepastnej komnaty władcy Jokivaru.

– Zbieg okoliczności, wasza wysokość – odrzekł Elemond Osterman i z gracją oddał pokłon.

– Gadaj, po co cię tu z wychodka wybiło! I nie chce słuchać tych bredni o zagarnięciu korony! Tym razem nie ujdzie ci to płazem!

– Ja właśnie w tej sprawie – oznajmił Elemond, nie przejmując się zbytnio sarkaniem starego Niedźwiedzia, który nieufnie śledził każdy jego ruch.

Borysowi nie umknęło, iż ambasador trzyma w rękach mały pakunek i zakorkowany gąsiorek wina. To powstrzymało wielkoluda od zawezwania strażnika.

– Chciałem przeprosić, waszą dostojność, za moje wczorajsze zachowanie: alkohol, emocje i trudna sytuacja potrafią zmącić umysł.

– A skąd mam wiedzieć, że to znowu nie jest jakieś dyplomatyczne pierdolenie? Co?! – Borys wybałuszył oczy i szybkim ruchem dostąpił do ambasadora. Ich twarze niemal się zetknęły: stary trik, żeby wybić człowieka z rytmu wypowiadanych kłamstw. Dwie przekrwione lustrujące kule osadzone w otoczce niezbyt przyjaznej facjaty sprawiały, że rozmówca bał się łgać.

– Rozumiem niechęć waszmości… – Osterman westchnął dłużej i mocniej, niż normalnie wymagała ta czynność, po czym ostrożnie odstawił wino na komodę. – Nie będę się zatem naprzykrzał, jednakowoż proszę, żeby wasza królewska mość był łaskaw przyjąć ten skromny podarek na znak moich dobrych intencji. – Otworzył ozdobne pudełeczko.

– A co to jest? – spytał Niedźwiedź, nachylając się nad błyszczącym prezentem.

– To klejnot zwany stabilizerem; proszę przyjąć – nalegał Elemond i wyciągnął pakunek przed siebie. W środku szkatułki, na powleczonej aksamitem poduszeczce, spoczywał jadeit długości palca. Przylegały do niego fragmenty promieniujących kolorowych minerałów.

Niedźwiedź prychnął i wycofał się o dwa kroki.

– Jeśli próbujesz mnie przekupić… – pogroził ambasadorowi. – To ci chyba żywot zbrzydł! – warczał, ale nie mógł oderwać wzroku od duszy jarzącej się w kamieniu. Wewnętrzny blask kryształu tańczył hipnotycznie, nęcił mistycznym światłem, nie pozwalał oczom zboczyć choćby na chwilę. Borys opuścił gardę. – Do czego to służy? – spytał Elemonda, który korzystając z chwili nieuwagi, zbliżył się na długość łokcia.

– Do tego, prostaku! – grzmotnął Samundera w brzuch z nadludzką siłą. Jokivarczyka zatkało. Upadł na kolana. Resztką tchu chciał wywołać straże.

Elemond złapał go za krtań i ścisnął z siłą kowalskiego imadła. Drugą ręką natychmiast zatkał mu usta. Oczy ambasadora wypełnił mrok, a ciało na dłoni przytkniętej do ust Jokivarczyka poprzecinała sieć z napęczniałych czarnych żył. Gęsty dym przypominający opar z czystego cienia wdzierał się Borysowi do nosa.

– Nie opieraj się. Za chwilę będzie po wszystkim – syknął Osterman, jarząc oczy toksyczną zielenią.

Nagle zbladł i osunął się bezwładnie na ziemię. Nastała cisza. Samunder klęczał naprzeciw nieprzytomnego napastnika ze wzrokiem wlepionym w podłogę. Na jego ustach pojawił się złowieszczy uśmiech. Wstał jak gdyby nigdy nic i wyciągnął fiolkę z rudawym proszkiem z kieszeni w pludrach ambasadora.

Elemond zajęczał półprzytomny i wykrzywił twarz w kwaśny grymas. Borys uniósł mu głowę i zmusił do połknięcia pomarańczowej substancji. Biedak szamotał się jeszcze chwilę, nim wzbogacona magią nindra odcięła go od świadomości.

– Spij, jeszcze się przydasz – szepnął Samunder, unosząc zwiotczałe ciało Ostermana, a następnie przeniósł je do garderoby i zamknął drzwi na klucz. – Poszło całkiem sprawnie – skomentował Borys, przeglądając się w pobliskim lustrze. Wydawał się nienaturalnie spokojny. Nadal trzymał w ręku klejnot, który chciał mu podarować Elemond. Zbliżył kryształ do piersi, a jadeitowe oko pojaśniało.

– Słyszysz mnie, Moderatorze? – szepnął.

– Taaak – rozbrzmiało stłumione echo podróżującej myśli. – Jak sytuacja?

– Udało mi się posiąść Borysa Samundera. Kryształ spełnił swoją funkcję, aczkolwiek ten pijak stawia niebywały opór – skomentował Niedźwiedź, zwracając się do siebie z perspektywy trzeciej osoby. – Czuję, jak wrzeszczy, walczy o kontrolę. Żeby nie stabilizer, to…

– Musisz utrzymać Jokivarczyka w ryzach tak długo, jak to tylko będzie możliwe; niedługo doślę większy fragment. On powinien pomóc.

– Tak, mistrzu.

– A co z księciem? To on jest kluczem do powodzenia naszego planu.

– Jeszcze dziś będzie należał do Hakra! Zdam meldunek po wszystkim – oznajmił Borys i zerwał połączenie.

Po tej dziwacznej rozmowie poprawił skórzaną zbroję i wyszedł na korytarz. Gwardzista przed wejściem zdawał się nie reagować na otoczenie, nie poruszał nawet powiekami.

– Wstawaj, śpiąca królewno – syknął Niedźwiedź, ułożywszy dłoń na ramieniu sungardzkiego miecznika. Mężczyzna ocknął się z rzuconego wcześniej uroku.

– Witaj, panie – pozdrowił Borysa, przecierając przekrwione przesuszone oczy.

– Czym… Czym mogę służyć?

– Gdzie jest komnata mojego syna? Cały czas się gubię w tych starych murach.

– Ostatnia sala na końcu korytarza, panie.

– Spocznij. – Niedźwiedź wydał rozkaz i ruszył we wskazane miejsce. W połowie drogi zboczył w węższą odnogę głównego holu, żeby zajrzeć do jednego z pomieszczeń wydzielonych dla dyplomatów. Bez pukania wkroczył do środka i zaczął wyciągać rzeczy z pokaźnego kufra przy łożu, aż dotarł do identycznej szkatułki, w której mieścił się kolejny stabilizer.

– Teraz tylko znajdę młodszego – skomentował, oglądając kamień, po czym schował go do kieszeni i podszedł do półki, na której rozstawiono rządek niewielkich glinianych urn. Złapał jedną i wyszedł z izby.

– O! Dobrze, że jesteś! – wykrzyczał z ulgą Felix. – Po co byłeś u Ambasadora Elemonda? Błagam, tylko nie mów, że szukasz gorzały po pokojach? – skomentował książę, ostentacyjnie pociągając nosem. Po takim raucie zarówno ciało, jak i ubranie Borysa wydzielało octową woń charakterystyczną dla nadużywających hucznego biesiadowania.

– Nic z tych rzeczy – odpowiedział bez zająknięcia Borys.

– Ojcze… Ty chyba… Chyba jesteś trzeźwy...?

– Tak. Stwierdziłem, że nie mogę być pijany w sztok na tak ważnym spotkaniu.

– Na spotkaniu, na którym już powinniśmy być – dodał Felix. – Chodźmy. – Pochwycił Niedźwiedzia pod zwaliste ramię.

– Poczekaj chwilę. Chcę ci coś pokazać – oznajmił Borys, uchylając drzwi do pokoju ambasadora. Nawet jak na starego Samundera takie zachowanie było mocno niestosowne i wzbudziło podejrzliwość syna.

– Po pierwsze, nie mamy czasu, a po drugie, to nie można wpadać ludziom do pokoi bez pozwolenia! – odpysknął ojcu poirytowany.

– Mam powód. Ten człowiek namawiał mnie do zdrady – wyjaśnił ściszonym głosem Niedźwiedź, chwytając syna za ramiona tak mocno, jakby ten miał się zaraz wyrwać i uciec.

Książę spojrzał mu głęboko w oczy i dostrzegł w nich coś, czego przez całe swoje życie nigdy w nich nie widział: strach.

– Dobrze, wejdźmy, ale ty się będziesz tłumaczył z tych pijackich omamów. – Przystał na niedorzeczną propozycję Borysa tylko dlatego, żeby nie tracić więcej czasu. Chciał wykorzystać tę jedną z nielicznych chwil trzeźwości ojca i czym prędzej udać się na naradę, tym bardziej, że stary Samunder wydawał się nadzwyczaj władny na umyśle i spokojny.

Przekroczyli próg komnaty. Drzwi lekko trzasnęły. Powolne szuranie rygla obwieściło zamknięcie pułapki. Z wnętrza dobiegł krótki odgłos szamotaniny, który rychło ucichł. Upiorną ciszę przerwał dźwięk odblokowywanego zamka. Próg wpierw przekroczył Borys, a tuż za nim, spokojnym krokiem podążał Felix.

– Znasz plan, prawda? – spytał syna.

– Oczywiście – odpowiedział ze spokojem i nonszalancją w głosie, tak jak to miał w zwyczaju.

Borys mruknął twierdząco. Obaj ruszyli na spotkanie ze strategami i pozostałymi dygnitarzami, którzy ze zniecierpliwieniem czekali na przybycie głównych decydentów.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Vespera 9 miesięcy temu
    Szkoda Niedźwiedzia. Dobrze, że jest gdzieś pod powierzchnią, to się go da jeszcze przywrócić. Aż mi się seria Animorphs przypomniała - to dobre wspomnienia.
  • MKP 9 miesięcy temu
    Szkoda, ale taki scenariusz... Nic nie poradzisz.
  • Vespera 9 miesięcy temu
    MKP Ja nie poradzę, ty byś mógł coś zrobić...
  • MKP 9 miesięcy temu
    Vespera Nic nie poradzę, to już żyje własnym życiem...
  • Vespera 9 miesięcy temu
    MKP Aaa, to już ten etap, rozumiem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania