Pokaż listęUkryj listę

Pięć Domen: Tom 1 - Światło Północy: cz. 45

****Z cyklu cesarskie zakony i czym się chełpią****

 

Główna siedziba rycerzy zakonu Zwycięskiej Pieśni, potocznie zwanych Pieśniarzami, mieściła się w mieście Girzel, powstałym u stóp ogromnej Bramy strzegącej wejścia do doliny Artem, zamieszkanej przez Starszych Ariendi.

W skład zakonnych jednostek wchodziły dwa elitarne oddziały: kawaleria Hiltzal i snajperzy okrzyknięci Trębaczami Śmierci.

Pierwsi stanowili jednostkę zwiadowczą i dosiadali leśnego gatunku bezwłosych koniowatych o wyjątkowo grubej skórze, zwanych kelcami. Te koniki wielkości średniego kuca, pochodziły z lasów centralnej puszczy, Prehatanal i zostały zaadaptowane przez zakon około dwóch wieków temu.

Dlaczego akurat te konie nadawały się do zwiadu? Ano głównie ze względu na ich zdolność modyfikacji koloru skóry, aby dopasować się do otoczenia. Może nie potrafiły tego w takim zakresie jak kameleon, ale i tak dawało to ogromną przewagę w działaniach wywiadowczych.

Wadą tych zwierząt był brak chęci do rozrodu w warunkach hodowlanych, więc na młode polowano i odbierano matkom, na wolności.

Snajperów natomiast, ochrzczono Trębaczami Śmierci, gdyż ich strzały wyposażano w specjalne lotki, które niosły pociski z wielką prędkością, a cel, chwilę przed śmiercią, słyszał charakterystyczny dźwięk syczącego powietrza.

Doskonały wzrok wybranego Pieśniarza w połączeniu z mocnym łukiem uzupełniały całości, tworząc śmiercionośną broń.

 

*******

HEKTOR cz. 2

 

Cicha ucieczka nie wchodziła w grę: zewnętrzny mur był szczelny i, co prawda niższy niż jego starszy brat, ale nadal wysoki a ponadto, obecnie, gęsto patrolowany. Obstawiono też ujścia pobliskich cieków wodnych.

Ustalony plan przedarcia na drugą stronę był brawurowy, niebezpieczny i wymagał osłony z całunu nocnej ciemności. Po zachodzie słońca jeden z Pieśniarzy przebrany w kruczy mundur, musiał odwrócić uwagę strażników przy bramie, w tym czasie, łucznicy obezwładnią strzelców na wieży, a pod ich osłoną dwóch rycerzy zabezpieczy dźwignię od stalowej bramy. Całe szczęście wśród rycerzy zakonu Zwycięskiej Pieśni wchodzących w skład eskorty było dwóch dobrze wyszkolonych snajperów, to znacząco zwiększało ich szansę.

Gdyby udało się to wszystko osiągnąć – co już było nie lada wyzwaniem – Hektor wraz z ostatnim rycerzem, ruszą do walki na zaskoczonych kruków, stojących w przejściu.

Jednak łatwiej powiedzieć niż wykonać. Straż przeważała ich liczebnie. Niestety nie było innego wyjścia. Północna brama miejska, paradoksalnie, stanowiła najlepszym punkt na błyskawiczny atak: po pierwsze, dlatego że musieli przemycić konie, więc wchodzenie na mur nie było opcją; po drugie Walończycy nie spodziewali się szturmu w tym miejscu, a raczej na południu, skąd najbliżej do mostu nad Baskirem.

Pod osłoną nocy, rycerze zajęli swoje pozycje, skrywając się pomiędzy budynkami i różnymi obiektami rozstawionymi w terenie.

Pierwszym zadaniem było zdobycie przynajmniej jednego kruczego rynsztunku. Sześciu Walończyków stało przed wierzeją, zaś trzech innych patrolowało okolice. Gdy przechodzili nieopodal ukrytego w gęstych zaroślach Hektora, miał on okazję podsłuchać, o czym rozmawiają.

– Słyszałeś, że znaleziono dwóch naszych martwych na posterunku? Podobno to ten babochłop uciekł z więzienia i się mści.

– Słyszałem, że poderżnęła im gardła i wydłubała oczy? Wściekła sucz! Dobrze, że posiłki nam przysłali – odpowiedział drugi mężczyzna. Obaj brzmieli, jakby mieli zaraz narobić w spodnie, a schowani za beczkami Pieśniarze spojrzeli po sobie, z uśmiechem wnioskując, że mistrzyni ma się dobrze.

Kapitan Eldenfist, gestem, wydał rozkaz. Jego ludzie zaszli strażników od tyłu i obezwładnili, nim ci zdążali choćby jęknąć. Nie było mowy o podrzynaniu gardeł, a przynajmniej nie dopóki mieli na sobie skórzane zbroje: zakrwawione nie nadawałby się do niczego.

Zaciągnęli nieprzytomnych za pobliskie skrzynie. Hektor w geście szacunku zamknął im oczy i niedbale nakreślił runy słońca na czołach, po czym zwrócił się do snajperów.

– Weźcie ich zbroje i ubrania: w przebraniu będzie łatwiej dostać się na szczyt wieży obserwacyjnej. – Potem dobić ich. Nie możemy ryzykować ani bawić się w niańczenie.

– Tak jest. – Bezzwłocznie wykonali rozkaz. A Wulkir spróbował przywdziać trzeci, kruczy mundur, lecz, pomimo starań, nie dał rady się w niego wcisnąć.

– Niech to cholera! – burknął poirytowany – Czy oni ich tu nie karmią? Takie chuchra w armii służą, phy… – odwrócił się do miecznika stojącego tuż obok – Ty to załóż i zajmij tych pod bramą – wydał rozkaz i choć rycerzowi średnio odpowiadała rola wabia, wykonał polecenie bez słowa sprzeciwu.

– Na murach robi się tłoczno – dodał Kapitan i rozejrzał się po oświetlonych pochodniami blankach. – Ja pójdę zabezpieczyć korbę i otworzę wrota, a reszta czeka na mój znak. Zanim zorientują się w sytuacji, będą już martwi. Za Cesarza… – dodał cicho.

– Za Cesarza – wtórowali mu szeptem i zajęli wyznaczone pozycje.

Hektor zakradł się pod schody wiodące ku dwóm strażnikom odpowiedzialnym za mechanizmu stalowej bramy. Jeden z nich miał kuszę, więc nagły szturm po stromych stopniach w górę, nie wchodził w grę.

Kapitan przebiegł wzrokiem po fortyfikacji. Błyskające pochodnie poruszały się wzdłuż kamiennej ścieżki pomiędzy blankami. Patrole były wystarczająco daleko, ale zmierzały w ich kierunku. Spojrzał w stronę skrzyń stojących nieopodal. Na jednej z nich stała napoczęta butelka wina.

W głowie zrodził mu się zuchwały plan.

Odstawił miecz, pochwycił napitek, rozlał nieco na koszulę i upił z butelki, pozostawiając jedynie resztkę na dnie; na koniec poklepał się po policzkach na pobudzenie krążenia i mocno potarł nos.

– Matko mniej mnie w swojej opiece – szepnął, żegnając się znakiem słońca i otwarcie ruszył w stronę Kruków.

– I jeszsz-cze jeden…! I jeszcze raz…! – śpiewał, udając pijanego.

– Sto lat! Stoooo lat! Sto lat niech żyje nam! – czknął, beknął i dopił wino tuż przed schodami, zwracając na siebie uwagę piechurów.

– Stać! Ktoś ty?!

– Ma... Ma-Manfred... zacny strażniku! – wybełkotał Wulkir, czkając kilkukrotnie – Nie wiem, gdziem zaszedł, a gęba wysycha – demonstracyjnie przechylił butelkę, z której nic nie wyciekło.

– Won! Nie mamy czasu na niańczenie pijaka! – pogonił go jeden z Kruków.

– Panowie, miejcie litość i chociaż piwem poratujcie. Żebym nie padł po drodze – Hektor, chwiejnym krokiem, uparcie szedł w ich stronę, stawiając kroki na pierwszych stopniach.

– Stój powiedziałem! – wrzasnął bardziej postawny ze strażników i wymierzył włócznię w stronę Hektora. W połowie drogi Wulkir udał zachwianie i upadł twarzą w dół.

– Pięknie! – sapnął Kruk. – Jeszcze to nam kurwa potrzebne! – skomentował i splunął na bok. – Idź i go stąd zabierz, bo jak się Burkhard dowie, to będzie wściekły.

– Dlaczego ja? – protestował chudszy.

– Bo jesteś młodszy stopniem! – warknął ten przysadzisty. – I nie dyskutuj, bo zawsze będziesz!

– Dobra, już dobra – wymamrotał szeregowy, zszedł po schodach i odstawiwszy włócznię przy ścianie, z ledwością uniósł Hektora, stawiając go do pionu.

– Chodź zapijaczona mordo. Na litość matki; ile ty ważysz?! – spojrzał Kapitanowi w twarz.

– Zaraz… ja cię znam. Ty jesteś… – nie dokończył. Wulkir złapał go za kask i jednym pewnym ruchem skręcił mu kark.

– Co tu się u licha dzieje?! – Wrzasnął drugi ze strażników, patrząc na dygoczące ciało kolegi. Chwycił za kuszę, ale szok kosztował go cenne sekundy. Hektor złapał za włócznię i cisnął z całych sił, trafiając Kruka w głowę. Oszczep przebił czaszkę i kask, przybijając strażnika do drewnianego rusztowania. Wulkir wrócił po swój miecz, będący jego zaufanym towarzyszem broni w każdej bitwie i pośpiesznie wbiegł po schodach i dopadł korby regulującej bronę.

Metalowy klin blokował zębaty mechanizm.

Drugi patrol zbliżał się nieubłaganie. Jego uszu dobiegł znajomy głos. Wychylił się nieco zza murku. Pieśniarz w przebraniu walońskiego gwardzisty dyskutował z resztą wartowników. Wszystko szło zgodnie z planem. Hektor przekierował wzrok na przeciwległą wieżę strażniczą.

Nie dostrzegł nikogo. Nie wiedział, czy snajperzy są na pozycji, ale musiał zaryzykować. Złapał klin oburącz i pociągnął z całych sił. Normalnie trzeba było do tego dwóch mężczyzn jednak Wulkirowi wystarczyła siła własnych mięśni.

Brama za plecami wartowników zaczęła się otwierać.

– Co do diaska? – przeklął zdziwiony dowódca oddziału Kruków. – Po co otwieracie bramę! – wrzasnął w stronę korby.

– Teraz! – Hektor wykrzyczał rozkaz. Z cienia zabudowy wyjechało trzech kawalerzystów i uderzyło z impetem na zaskoczonych strażników.

– Do broni! Atakują nas! – Nawoływał dowódca i gdy reszta kruków ruszyła do walki, on doskoczył do uwieszonego na kroksztynie rogu, żeby zadąć na alarm. Gdy pompował płuca, zimna stal rozcięła mu krtań.

Mlasnął krwawo, wypuszczając powietrze przez nacięcie w szyi. Przebrany Pieśniarz poderżnął mu gardło, nim zdążył zatrąbić. Walka rozgorzała na dobre. Spod machikuły, ponad głową Hektora, wyłoniło się kilku kuszników, wystrzeliwując serię pocisków. Jeden pieśniarz padł trafiony w plecy.

Hektor bez wahania ruszył w górę schodów. Musiał skupić ich uwagę na sobie, nawet za cenę życia.

Wyważył drewniane drzwi i rozciął strażnika po skosie: jednym, pewnym ciosem, od biodra aż po pachę. Dwóch innych ruszyło na niego z mieczami, podczas gdy trzeci napinał kuszę. W walce wręcz Wulkir nie miał sobie równych. Z pierwszym napastnikiem uporał się bez problemu, ale gdy ruszył na drugiego, poczuł paraliżujący ból w lewym barku. Bełt wystrzelony z niewielkiej odległości, zatopił się głęboko w ciało, grzęznąc w kościach.

Kapitan upadł na kolano, podpierając się sztychem.

Uniósł głowę i spojrzał w oczy swojego kata, który z satysfakcją szykował gladiusa, żeby zadać śmiertelny cios.

Czas spowolnił, jakby Śmierć pozwoliła Hektorowi wybrać wspomnienia, z którymi chciał odejść z tego świata.

Syk pędzącej strzały przeciął powietrze. Kat padł rzucony impetem pocisku, który przebił go na wylot. Kolejny trafił ostatniego kusznika. Eldenfist spojrzał na przeciwległą wieżę. Dwóm snajperom udało się zająć pozycje i zasypali wrogów pociskami. Kapitan, ciężko ranny, jakimś cudem wstał i podpierając się mieczem, doszedł do blanki.

Spojrzał w dół. Wszyscy wrogowie leżeli martwi, ale to nie oznaczało zwycięstwa. Oddział Kruków na murze zorientował się w sytuacji i ruszył pędem w stronę bramy; właśnie weszli w zasięg kusz i w kierunku Pieśniarzy zaczęły padać kolejne bełty – całe szczęście niecelnie.

– Szybko!! Przez bramę! – rozkazał swoim, czerwony z bólu Kapitan i runął ze schodów targnięty potwornym bólem. Pieśniarze byli już po drugiej stronie. Jeden poległ, a trzeci krwawił spod pancerza. Jedyny zdrowy, w akompaniamencie świstu strzał, podbiegł do Wulkira i pomógł mu dojść do konia.

– Chwała poległym – powiedział z żalem w sercu Kapitan i wdrapał się na rumaka. Dwóch snajperów zeszło z baszty i dosiadło skradzionych koni, ale jeden dostał bełtem wystrzelonym spomiędzy blank.

– Gdzie teraz sir? – spytał rycerzy.

– Przełęcz Iwra, a potem Oruun.

– A rana? Nie przeżyje pan drogi.

– Most już jest pewnie odcięty. Nie możemy dać Burkhardowi szansy na zablokowanie i tej przeprawy, a ja… ja jestem duży, mam dużo krwi. Powinno wystarczyć. – odrzekł. Wiedział, że nie ma chwili do stracenia.

– Naprzód!

 

*****

Grafika do rozdziału jest dostępna w linku poniżej.

https://www.wattpad.com/1307448299-pi%C4%99%C4%87-domen-tom-i-%C5%9Bwiat%C5%82o-p%C3%B3%C5%82nocy-hektor-cz-2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Vespera dwa lata temu
    Znakiem słońca się żegnają? Praise the Sol!
  • MKP dwa lata temu
    Cała mitologia powstała jeszcze przed mitraizmem:) ale faktycznie bardziej adekwatnie będzie jak napiszę runą słońca: wygląda ona inaczej niż można by przypuszczać
  • Vespera dwa lata temu
    MKP Nic promienistego ani okrągłego?
  • MKP dwa lata temu
    Vespera

    Tylko okrągłe:) jak wszystkie runy symbolizujące domeny, różnią się, tak zwanym, znakiem przełamania.

    Swoją drogą jestem w połowie drugiego sezonu WPW i jest bardzo dobry.
  • Vespera dwa lata temu
    MKP Ja też byłam z niego zadowolona. Szkoda, że skasowali, ale no cóż... Nie ma chyba obecnie serialu, który ryłby mi banię w ten sposób.
  • MKP dwa lata temu
    Vespera
    A jak Koło Czasu? przymierzam się do tego po WPW
  • Vespera dwa lata temu
    MKP Serial? Ok, ale bez szału. Książkowy cykl rzuciłam po pierwszym tomie. Z seriali sf to spoko jest Fundacja, zwłaszcza wątek dynastii cesarskiej, i The Expanse, nie bez powodu nazywane Grą o tron w kosmosie.
  • MKP dwa lata temu
    Vespera
    Serial - fakt to na bazie książki:)
    Expanse oglądałem jeden sezon i tyle: wtedy był jeden sezon; może sobie wrócę, bo fakt był fajny.
    Fundacji nie znam, wybadam temat:)
    Dzięki za typy:)
  • Vespera dwa lata temu
    MKP Mogę ci coś serialowo-filmowego polecić, naoglądałam się trochę rzeczy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania